"Trudno jest znaleźć istotne uzasadnienie dla umieszczenia poza budżetem aż połowy planowanego deficytu sektora finansów publicznych" - mówi o budżecie na 2023 rok dr Michał Możdżeń z Uniwersytetu Ekonomicznego w Krakowie. Co jeszcze kryje się w nowym budżecie?
Budżet na 2023 rok jest "konserwatywny", ale wydatki w niektórych sektorach będą rekordowe. Do tego szykują się też duże wydatki pozabudżetowe. Podwyżki dla budżetówki znacznie poniżej inflacji — także tej prognozowanej przez rząd.
Tak z grubsza wygląda projekt proponowany przez premiera Mateusza Morawieckiego.
Co już wiadomo o budżecie na 2023 rok?
Wydatki zaplanowano na 669 mld złotych. Dochody powinny wynieść 604,4 mld - 105 mld więcej niż w tym roku. To możliwe dzięki wyższym wpływom podatkowym — twierdzi Morawiecki. Jak zaznaczył, będą one "znacznie wyższe", i wyniosą 286 mld zł z VAT, 73 mld zł z CIT, ponad 78 mld zł z PIT oraz ponad 88 mld zł z akcyzy. Nie uchroni nas to przed deficytem na poziomie 65 mld zł. Deficyt całego sektora finansów publicznych ma wynieść 4,4 proc. w stosunku do PKB.
"Jesteśmy po dobrej stronie, zarówno pod względem długu, jak i pod względem deficytu. Znacznie wzrosły wpływy podatkowe, mamy dobrą sytuację gospodarczą" - komentowała ministra finansów Magdalena Rzeczkowska. Rząd przyjmuje, że w przyszłym roku utrzyma się wzrost gospodarczy, który wyniesie 1,7 proc.
Jednocześnie rząd Zjednoczonej Prawicy dużą część wydatków wyrzuca poza budżet na 2023 rok. Środki te mogą wynosić nawet 75 mld złotych - wynika z analiz mediów i ekonomistów. "Rzeczpospolita" wyliczała, że poza ustawą budżetową znajdą się między innymi dodatki na nośniki energii (między innymi ten węglowy), przedłużona tarcza antyinflacyjna czy pomoc uchodźcom z Ukrainy. Finansowanie tych wydatków można zapewnić poprzez wprowadzane przez rząd "specjalne" fundusze — między innymi Fundusz Przeciwdziałania COVID-19 czy Fundusz Solidarnościowy. Trudno zrozumieć ten ruch — komentuje dla OKO.press dr Michał Możdżeń z Uniwersytetu Ekonomicznego w Krakowie:
"Aktualny i prognozowany przez Ministerstwo Finansów poziom Państwowego Długu Publicznego nie stanowi zagrożenia dla spełnienia kluczowych progów długu publicznego zapisanych w ustawie o finansach publicznych oraz w Konstytucji. Dlatego trudno jest znaleźć istotne uzasadnienie dla umieszczenia poza budżetem aż połowy planowanego deficytu sektora finansów publicznych, choć zostało ono podyktowane powrotem do obowiązywania stabilizującej reguły wydatkowej.
Taki ruch zmniejsza transparentność oraz możliwość kontroli społecznej i zwiększa arbitralność części wydatków realizowanych za pośrednictwem funduszy Banku Gospodarstwa Krajowego".
W budżecie nie ma również środków z Krajowego Planu Odbudowy. Do tego ubytku odniósł się na antenie radiowej "Jedynki" szef kancelarii premiera Michał Dworczyk. Jak zapewnił, ustawa budżetowa bez KPO "się spina".
Większe będą wydatki na ochronę zdrowia i obronność. Podczas prezentacji założeń budżetu wyjątkowo dużo usłyszeliśmy o tych ostatnich. Rząd planuje przeznaczyć na armię 97,4 mld zł — to poziom ok. 3 proc. PKB. Dzięki temu wojsko już w przyszłym roku ma zasilić 20 tys. nowych żołnierzy.
Od 30 do 40 mld złotych na obronność wydamy z kolei poza budżetem. To pieniądze na zakupy broni — między innymi od Korei Południowej, z którą według słów premiera utrzymujemy bliskie kontakty.
Problem w tym, że koreańskie zakupy polskiego wojska nie zawsze są trafione. "Kiedy analizujemy same jawne szczegóły tych w sporej części mało jak dotąd transparentnych zakupów, widzimy, że to nie jest tak naprawdę lista marzeń polskich wojskowych. Zdecydowanie bardziej wygląda to na efekt zakupów na wigilijną kolację prowadzonych 24 grudnia tuż przed 12:00. Kupujemy to, co zostało w sklepie. Za słone ceny. W dodatku z częścią dostaw zagwarantowaną już mocno po świętach" - podsumowywał pod koniec lipca w OKO.press Witold Głowacki. Rozłożone na kilka lat wydatki na uzbrojenie według zapowiedzi rządzących mogą w końcu wynieść ok. 168 mld zł.
"Radykalne zwiększenie wydatków na zbrojenia, choć ma oczywiste uzasadnienie geostrategiczne, należy oceniać także w kontekście potencjału do bieżącego zwiększenia bezpieczeństwa kraju" - komentuje dr Michał Możdżeń. "Wydaje się, że w obecnym okresie podstawową formą zapewniania tego bezpieczeństwa jest przede wszystkim wspieranie inwestycji w transformację energetyczną gospodarki, by uniezależnić się od paliw kopalnych dostarczanych przez Rosję. W perspektywie potężnych zaburzeń na rynkach energii, powodujących wiele niebezpieczeństw gospodarczych i społecznych, to wydaje się pilniejsza potrzeba".
Jak wspomnieliśmy wyżej, według rządowych planów wzrosnąć mają też wydatki na służbę zdrowia. Budżet na 2023 rok ma wyglądać pod tym względem wyjątkowo dobrze. Obietnice mówią o wzroście tych środków do poziomu 6 proc. PKB. To spełnienie postulatu protestu Porozumienia Rezydentów z 2017 roku. Na służbę zdrowia ma pójść 165 miliardów. To dobra informacja, ale poczekajmy na szczegóły — ocenia dr Możdżeń:
"Zwiększenie wydatków na opiekę zdrowotną należy ocenić pozytywnie, choć oczywiście kierunki wydatkowania tych środków należy poddać bardziej szczegółowej analizie".
Tak czy inaczej, czeka podwojenie kwoty z 2015 roku, która wtedy wynosiła 77 mld złotych — stwierdził Mateusz Morawiecki. Przywołanie danych sprzed siedmiu lat nie jest przypadkowe. W końcu był to ostatni rok rządów Platformy Obywatelskiej. Morawiecki uderzył wczoraj w opozycyjną partię, tradycyjnie wypominając jej podwyższenie wieku emerytalnego i dużą lukę w podatku VAT. Zdaniem premiera w ten sposób rząd odpowiedział na warunki gospodarcze po kryzysie 2008 roku. Zjednoczona Prawica wprowadza za to na przykład dodatki na nośniki energii, w tym węgiel i tarczę antyinflacyjną — wyliczał prezes rady ministrów.
Zapomniał przy tym, że za niewystarczające zabezpieczenie dostaw węgla i zablokowanie inwestycji w energię wiatrową na lądzie odpowiada sam rząd. Zadaniem rządu jest też opanowywanie inflacji — a powszechne dodatki energetyczne przy deficytach podażowych z pewnością temu celowi nie służą. Morawiecki chwali się więc gaszeniem pożarów, które jego rząd sam jednocześnie rozdmuchuje.
Premier Morawiecki nie odniósł się za to do propozycji podwyżek w sektorze budżetowym. A w budżetówce jest niespokojnie — o wyższe płace upominają się nauczyciele czy urzędnicy. Ich wymagania sięgają nawet 20-procentowych wzrostów płac. Nie zadowalają ich propozycje rządzących, którzy mówią o podwyżkach na poziomie 7,8 proc. - i nie ma co się dziwić.
"Urzędnikom przez dwa lata pensje wzrosną o 12,5 proc. Jeśli prognozę NBP uznamy za wiarygodną, to w tym samym czasie skumulowana inflacja wyniesie 28,2 proc. Jeśli z kolei weźmiemy świeżą prognozę rządową (13,5 proc. 2022 roku, 9,8 proc. w 2023 roku), to mamy wzrost cen o 24,6 proc. Czyli prawie dwukrotnie więcej niż podwyżki" - pisał w OKO.press Jakub Szymczak.
Inflacyjne prognozy rządu mogą nie wytrzymać zderzenia z rzeczywistością. Projekcja inflacji NBP na 2022 rok wynosi aż 12,3 proc. Wiele wskazuje na to, że rząd podaje niższą wartość, by uciec od konieczności wyższych podwyżek dla budżetówki.
"Rząd z otwartą przyłbicą decyduje się już drugi rok z rzędu na istotne ograniczenie płac realnych w budżetówce. To jest bardzo niepokojący ruch, który pozostawia niedofinansowanym kluczowy zasób państwa w trudnym dla niego okresie" - twierdzi dr Możdżeń.
"Co więcej, sam wskaźnik inflacji wydaje się zaniżony w porównaniu do prognoz rynkowych oraz sporządzanych przez NBP, tym bardziej że projekcje budżetowe dotyczące wpływów z VAT i akcyzy opierają się na założeniu likwidacji tarczy antyinflacyjnej, której częścią były redukcje stawek tych danin. Powrót do normalnych stawek spowoduje wyraźne podbicie wskaźnika inflacji. To oznacza jeszcze większy spadek płac realnych w sektorze budżetowym" - ocenia Możdżeń.
W budżecie brakuje więc przejrzystości, a nie wszystkie rządowe plany mogą wypalić. Brakuje też na razie też informacji o inwestycjach w energetykę — zarówno w jej transformację, jak i infrastrukturę, na przykład sieci przesyłowych. Do pełnej oceny projektu potrzebujemy więc jeszcze konkretów, o których potem będzie dyskutował parlament.
Reporter, autor tekstów dotyczących klimatu i gospodarki. Absolwent UMCS w Lublinie, wcześniej pracował między innymi w Radiu Eska, Radiu Kraków i Off Radiu Kraków, publikował też w Magazynie WP.pl i na Wyborcza.pl.
Reporter, autor tekstów dotyczących klimatu i gospodarki. Absolwent UMCS w Lublinie, wcześniej pracował między innymi w Radiu Eska, Radiu Kraków i Off Radiu Kraków, publikował też w Magazynie WP.pl i na Wyborcza.pl.
Komentarze