0:00
0:00

0:00

Prawa autorskie: Adam Lach/Przynoszę ci dzikośćAdam Lach/Przynoszę ...

Największe wzruszenie? Kiedy Michał Zygmunt zbliża się do końca podróży i mówi: „O, jest. Moja Odra”. Największa wściekłość? Kiedy na ekranie pojawiają się zdjęcia martwych ryb, wspomnienie katastrofy odrzańskiej z 2022 roku. Największy uśmiech? Kiedy do Michała podpływa Straż Rybacka i nie jest w stanie uwierzyć, że on tak po prostu płynie. Bez wędki.

Michał Zygmunt, nadodrzański muzyk, płynął drewnianą pychówką przez 40 dni, wiosną 2023 roku. Towarzyszyła mu para artystów, Dyba i Adam Lachowie, którzy rejestrowali całą podróż — z Bugu do domu, na Odrę. Ich film „Przynoszę ci dzikość” przenosi nas na zimną, wiosenną rzekę, do deszczowych poranków i szarych wieczorów przy ognisku. Sami mówią, że zabierają widzów w medytacyjną podróż.

Nie ma w tym filmie wiele tekstu i to jest jego siła. „Dość radykalnie podeszliśmy do wyboru słów, które mają w tym filmie paść. Stwierdziliśmy, że rzeka jest punktem odniesienia i że rozmowy, które widzowie usłyszą w ostatecznej wersji, będą dotyczyły rzek” – mówi Dyba Lach. O tym, jak inspiruje Odra i co można przywieźć z takiej podróży, rozmawiamy z twórcami filmu „Przynoszę ci dzikość”, który można obejrzeć w ramach Festiwalu Millenium Docs Against Gravity – online. OKO.press jest partnerem medialnym festiwalu.

Artyści i Odra

Katarzyna Kojzar, OKO.press: Michał Zygmunt, bohater waszego filmu, kiedy spotkaliśmy się nad Odrą kilka miesięcy po katastrofie, powiedział mi: „Może skoro ludzie nie słuchają naukowców, to posłuchają artystów?” Macie na to nadzieję?

Dyba Lach, reżyserka filmu „Przynoszę ci dzikość”: Mam takie poczucie, że to nie jest alternatywa, sztuka versus nauka. To jest jakiś rodzaj sojuszu między wiedzą, którą mamy, danymi, tabelami, które są przytłaczające i często niezrozumiałe, a emocjonalną warstwą, która nam uświadamia różne rzeczy. Wydaje mi się, że to jest absolutnie kluczowe, żeby poruszyć w ludziach jakąś inną strunę. W czasach tak dużego kryzysu autorytetów, kiedy kryzys klimatyczny i kryzysy ekologiczne są wykorzystywane do dezinformacji, wydaje mi się absolutnie kluczowe, żebyśmy szukali innego języka. Być może właśnie w artystycznym wymiarze.

Adam Lach, autor zdjęć do filmu: Przyroda jest źródłem największych emocji, dokładnie tak samo, jak miłość. A sztuka jest tym, co potrafi to opisywać. Nic, tak jak sztuka, nie potrafi odnieść się do piękna, pragnień, naszych schowanych emocji. My za pomocą obrazu, różnych opowieści, możemy chwycić człowieka za te synapsy najbardziej sentymentalne, za to, o czym marzy, za czym gdzieś wewnętrznie tęskni. Możemy go pociągnąć za to, co kocha. Nic na całym świecie nie potrafi dotrzeć do najbardziej skrytych emocji, jak sztuka, malarstwo, rzeźba, obraz, muzyka. A film łączy wszystkie te środki. Najlepiej, jak sztuka łączy się z nauką, wtedy mamy combo, które może stworzyć zupełnie inne wizje.

Ten głos naukowy w waszym filmie nie jest pomijany. Słyszymy w tle zdania wypowiadane przez ekspertów, osoby, które badają Odrę. Nie pomijacie tego aspektu.

Adam: Wiedzieliśmy, że nie możemy go pominąć. Że jeśli mówimy o faktach, to musimy się opierać na głosie nauki. Nie chcieliśmy, żeby to zakłóciło tę immersyjną podróż, ale jednocześnie aspekt naukowy był tutaj bardzo potrzebny.

Dyba: Chcieliśmy wykorzystać szansę, żeby wyjaśnić ludziom, co się wydarza z Odrą. Wciąż się wydarza. To, co obserwowaliśmy przez te kilka tygodni katastrofy na Odrze w 2022 roku, to był festiwal różnych pomysłów, co się mogło wydarzyć, festiwal zarzutów i ogromnego niezrozumienia zarówno wśród polityków, jak i zwykłych ludzi. Gdy zabraliśmy się za temat Odry, mieliśmy poczucie, że jeśli nie wyjaśnimy tego, co się wydarzyło w 2022 roku, film nie będzie miał sensu.

Gdyby nie opowieść o skali i przyczynach tego zjawiska, o ludzkiej odpowiedzialności za katastrofę, roli, jaką odegrały w niej ścieki pokopalniane i permanentne przeobrażanie rzek, zostalibyśmy z historią człowieka, który decyduje się na niecodzienny gest. Tylko kontekst tego, co się wydarzyło na Odrze i ludzi, którzy w naszym filmie zostali narratorami wspomnień katastrofy, daje legitymizację tej opowieści.

Nakręcić film o rzece to nasz obowiązek

Wspominacie 2022 rok i to jest moment, do którego chciałabym się cofnąć. Jest lato, nagle wszyscy dowiadujemy się, że Odra umiera, że masowo umierają ryby. Od razu myślicie: trzeba coś z tym zrobić, jakoś to opowiedzieć?

Dyba: Może nie od razu, ale kilka tygodni później poczuliśmy, że to nie zostało opowiedziane. Wtedy mieliśmy taki zawód. Adam nazywa go nawet złością, prawda?

Adam: Ja miałem nadzieję, że dużo ludzi zacznie o Odrze opowiadać. A skończyło się na medialnych depeszach z dwoma zdjęciami martwych ryb. Facebook moich znajomych z Wielkopolski, Lubuskiego, był zawalony przerażającymi fotografiami i to wszystko trafiło do szuflady. Nic z tego nie wynikało. Półtora miesiąca później nastała cisza. Nikt nie wziął na siebie odpowiedzialności, nikt się tym nie zajmował, nie słyszeliśmy w naszym środowisku, żeby ktoś coś robił o rzece czy o samej katastrofie.

Dyba: Odra się pojawiała u was w OKO.press. „Pismo” zrobiło osobne wydanie o wodzie. Ale mainstreamowe media odpuściły. Twórcy odpuścili. Mieliśmy wrażenie, że dla większości ta Odra to jest jakieś odległe miejsce. To jest nasza współczesna plaga, że nam się wydaje, że wszystkie rzeczy dotyczą kogoś i czegoś innego, a nie nas samych. Dzieją się “tam”.

My mieszkamy w zupełnie innej części Polski, wyprowadziliśmy się z Warszawy na Warmię i Mazury. Mieliśmy poczucie, że są ludzie bliżej, którzy będą się tym zajmować. A potem się okazało, że nie. Pomyśleliśmy, że to jest temat, którym chcemy się zająć.

Przeczytaj także:

Adam: To jest nasz zasrany obowiązek. Nas, artystów, dokumentalistów, opowiadaczy. Oczywiście powstawały teksty, jakieś artystyczne projekty, gdzieś od czasu do czasu ta Odra się przewinęła. Ale film ma szersze łapy…

Dyba: …ma przede wszystkim inne środki. Media często mają rolę czysto informacyjną. Ludzie, podchodząc do procesu konsumpcji mediów, nie mają czasu, żeby przeżyć informacje, które do nich docierają. Pomyśleliśmy, że jeśli spróbujemy wejść w opowieść filmową, to zaangażujemy ludzi na innych poziomach.

Michał, z pomysłem przepłynięcia z Bugu na Odrę, spadł wam z nieba.

Dyba: To była doskonała okazja, ale też pretekst do opowiedzenia o jego relacji ze światem pozaludzkim. Znaliśmy jego twórczość i jego proces twórczy. Wiedzieliśmy, że spędza samotnie czas na rzece, łowiąc jej dźwięki. Odra jest pretekstem, podróż Michała jest pretekstem, ale główną osią jest bohater, który ma swój pomysł na współżycie z przyrodą. To jest to, czego potrzebujemy — na nowo zrozumieć naszą – ludzi – relację z przyrodą, naszą przynależność do ekosystemu. Tylko wtedy będziemy w stanie o to walczyć.

Intymna relacja muzyka i rzeki

Ile zajęło wam podjecie decyzji, że dołączacie do Michała? Od momentu, w którym dowiedzieliście się, że planuje swój rejs?

Adam: 4 minuty!

Dyba: Kłócimy się o to.

Adam: Dyba mówi, że 10 minut. Może 10, jeśli wliczymy czas oglądania nagrania, w którym Michał zapowiada rejs i szczegółowo o tym opowiada.

Zgodził się od razu?

Adam: Odebrał telefon, powiedziałem mu, że to jest niezwykły plan, niezwykła podróż i że chcemy z nim płynąć. Zgodził się.

Dyba: Trochę też nie wiedział, na co się pisze. Nie wiedział, że oko kamery będzie mu towarzyszyło przez kilkadziesiąt dni. Jednocześnie założył, że ten rejs i jego kontakt z rzeką będzie inny niż zazwyczaj. Postanowił wpuszczać ludzi na łódź, transmitować niemal na żywo, co się dzieje na wodzie. Dlatego też zgodził się na naszą obecność.

Adam: Na Bugu co drugi dzień miał spotkania z ludźmi. Nad Wisłą odegrał cały koncert.

Dyba: Dołączały różne osoby, dziennikarze, członkowie organizacji przyrodniczych. Ta podróż od podszewki była oddana innym ludziom.

Nie baliście się wejścia w coś tak prywatnego, w tak intensywną relację waszego bohatera z przyrodą? Fakt, inni ludzie do niego dołączali, ale nikt na tak długo, jak wy. Wy byliście z nim cały czas.

Adam: Nie baliśmy się, a nawet tego oczekiwaliśmy, tego szukaliśmy. Ja się najbardziej bałem, że coś nas ominie, że Michał gdzieś nam odpłynie i czegoś nie zarejestrujemy. Wszystko, co widać w tym filmie, jest prawdziwe. Michał niczego nie udaje. Nie da się mu powiedzieć, że ujęcie nie wyszło i żeby jeszcze raz spojrzał w prawo, z tęsknotą i powtórzył jakieś zdanie. My tak nie pracujemy i oczywiście nigdy o nic takiego go nie prosiliśmy. Michał jest prawdziwy, niezależnie, czy kamera jest obok, czy nie.

widok z góry na rzekę, na środku widać płynącą łódź
Michał na trasie swojej wyprawy Bug – Odra, fot. Adam Lach.

Dyba: Ten rodzaj intymności jest możliwy tylko wtedy, kiedy jesteś obecna z kamerą cały czas i przyzwyczajasz bohatera, że ta kamera jest, a ciebie nie ma. I my szybko staliśmy się częścią tej podróży, przeszliśmy ją razem, ale widzieliśmy, że musimy być niewidoczni. To było konieczne, żeby opowiedzieć o intymnej relacji Michała i rzeki, a także o jego relacji z córką. Mimo że jesteśmy częścią tej podróży, to nie możemy pokazywać swojej obecności. Ona w filmie jest zaznaczona tylko raz, kiedy widać, że kamera jest poddawana takiej sile wiatru, jak Michał i jego łódź. To jest jedyny moment, kiedy zdradzamy naszą obecność. Z innych momentów zrezygnowaliśmy.

Chcieliśmy zrobić ten film w sposób obserwacyjny. Tak, żeby widz poczuł się jak bezpośredni świadek tego rejsu.

Adam: Są też momenty, kiedy wiesz, że nie możesz podnieść kamery. Kiedy zostawiasz bohatera samego ze sobą. Nasza podróż trwała 40 dni, była męcząca, a obecność kamery to zmęczenie potęguje. Umiejętność niefilmowania była tutaj moim zdaniem bardzo istotna.

Mit polskiej żeglugi

Jak wyglądały kulisy waszego udziału w tej podróży?

Dyba: Na półtora miesiąca zamieszkaliśmy w samochodzie osobowym. Śledziliśmy Michała głównie z brzegu, dołączając do niego we wszystkich miejscach, gdzie się zatrzymywał. Adam spędził z Michałem dużo czasu w łodzi, a na dwóch odcinkach — na Wiśle, która jest szeroka i potężna, co utrudniało śledzenie Michała z brzegu, oraz na finale na Odrze — mieliśmy swoją łódź. Przez 40 dni spaliśmy i budziliśmy się tam, gdzie Michał. My na brzegu, Michał na wodzie, pod płachtą, która pełniła funkcję namiotu na łodzi. Logistycznie to było dość karkołomne, bo nie znaliśmy trasy wcześniej. Oczywiście Michał miał wybrane miejsca, którędy będzie płynąć, ale my musieliśmy dopasować do tego drogę lądową.

Potem okazało się, że trasę trzeba zmieniać, bo niektóre odcinki są zamknięte przez nieczynne śluzy.

Na wielu odcinkach po prostu wyprzedzaliśmy Michała o dwie-trzy godziny i szukaliśmy miejsc, w których widać, jak płynie. Jedną rzeczą są momenty, kiedy jesteśmy z nim na wodzie, blisko. Ale ta podróż jest podróżą przez pół Polski, więc chcieliśmy też uchwycić pejzaż, pokazać kontekst, przez który Michał przepływa. My z tych wątków w większości zrezygnowaliśmy, choć mocno nas kusiły. W procesie montażu okazało się, że to są rzeczy, które wypadają jako pierwsze, bo nie pozwalają się skupić na rzece. Wybraliśmy tę relację z rzeką jako coś, o czym najbardziej chcemy opowiedzieć.

Mimo wszystko udaje wam się przemycić te mikroopowieści o Polsce. Przez krótki moment widzimy siatkę na Bugu, na granicy z Białorusią. Cała część dotycząca zamkniętych śluz, kiedy Michał nie jest w stanie przepłynąć przez rzekę i musi załatwiać przyczepę, która przewiezie mu łódkę, obala mit wielkiej polskiej żeglugi. Drogi wodne miały służyć do przewożenia wielkich ładunków, a nie są w stanie przewieźć jednego człowieka na drewnianej łódce.

Dyba: Te mikroopowieści są, ale dotyczą przede wszystkim rzeki.

Adam: Naszej relacji z rzeką.

Dyba: Dość radykalnie podeszliśmy też do wyboru słów, które mają w tym filmie paść. Stwierdziliśmy, że rzeka jest punktem odniesienia i że rozmowy, które widzowie usłyszą w ostatecznej wersji, będą dotyczyły rzek. Wszystkie poboczne wątki wytrąciłyby nas z tej medytacyjnej opowieści.

Wyjść z komfortu

Te 40 dni coś w was zmieniły?

Adam: Michał dał nam ten element zatrzymania, bezruchu, słuchania. Jest niezwykle spokojnym człowiekiem. Bardzo długo go obserwowałem, i bezpośrednio, i przez kamerę.

Obserwowanie jego reakcji, jego relacji z córką, opowiedziały mi o człowieku i człowieczeństwie bardzo dużo.

My z przyrodą zawsze byliśmy blisko. Michał pokazał, że można być jeszcze bardziej, jeszcze bliżej. Kocham takie spotkania z drugim człowiekiem, one mnie uspokajają, pokazują, jakim człowiekiem ja mógłbym być. Ten kontakt z Michałem i jego córką Kariną był dla mnie najcudowniejszą nauką.

Dyba: Dla mnie ta podróż była żywym zanurzeniem się w przyrodę. Jednocześnie była doświadczeniem rezygnacji z komfortu. To jest coś, o czym często rozmawialiśmy z Michałem: że tylko doświadczenie tej podróży w takiej formie, kiedy jesteś absolutnie ogołocona z zadbania o swoje najbardziej podstawowe potrzeby w komfortowym wymiarze, pozwala zrozumieć i poczuć rzekę. Nad nią i na niej nie są ważne takie potrzeby, jakie zaspokaja nam dom, mieszkanie, miasto, sklepy. To było dla mnie pochłaniające. Zastanawialiśmy się też, ile my, jako ludzie, potrzebujemy, żeby czuć się szczęśliwymi. Gdzie musimy mieszkać, co musimy mieć. Czy to jest coś, co daje nam szczęście? Kim jesteśmy bez tego wszystkiego?

Adam: Ta podróż była doświadczeniem współodczuwania. Jest ci zimno, wilgotno. Wychodzisz ze strefy komfortu, wysiadasz z auta po nocy i czujesz tę wilgoć pod stopami. Mój dziadek przekazał mojej mamie, a ona mnie, że najważniejsze jest właśnie współodczuwanie. Empatia dotyczy drugiego człowieka, a współodczuwanie dotyczy wszystkiego, co dookoła ciebie. Kiedy w to wejdziesz, zaczyna się magia.

Michał, z dredami i w czapce, siedzi na łodzi ze słuchawkami na uszach, przed sobą ma wielki mikrofon
Michał Zygmunt w swojej muzyce wykorzystuje dźwięki rzeki, fot. Adam Lach.

Idźcie na rzeki

Premiera waszego filmu zbiegła się w czasie z informacjami o kolejnych tonach martwych ryb w Kanale Gliwickim. Co czuje dwójka artystów, która poświęciła ostatni rok na opowiadanie o rzece, kiedy widzi, że Odra dalej cierpi?

Dyba: Determinację. Nasze zabiegi, żeby ściągnąć polityków i polityczki do kina na premiery, przebijanie ekologicznej bańki, żeby opowiadać o tym, dlaczego nasza relacja z przyrodą jest ważna — to wszystko wynika z naszej determinacji. Kiedy widzimy, że Odra dalej umiera, czujemy, że ta praca się nie kończy. My kilka ostatnich lat poświęciliśmy na poszukiwanie nowego języka, nowej formy opowiadania o człowieku i świecie przyrody.

Im więcej robisz, tym większy smutek i wściekłość odczuwasz, bo nie zmienia się zbyt wiele.

Dlatego też tak bardzo chcieliśmy, żeby premiera naszego filmu odbyła się w tym roku. Zrobiliśmy go bardzo szybko, od startu zdjęć do premiery minął rok. Nie robi się filmów dokumentalnych tak szybko. Ale wiedzieliśmy, że ta historia nie może przeleżeć. Element misyjności jest w niej najważniejszy. Myśleliśmy, że nasz film może być narzędziem do zmiany świata i po pierwszych reakcjach publiczności widzimy, że to miało sens.

Adam: We mnie cały czas jest złość. Bo nic się nie dzieje. Zacytuję Michała: idźcie na rzeki! Idźcie i reagujcie — to jest apel do artystów, ale też do polityków. Żeby nie myśleli, że zrobią park narodowy na Dolnej Odrze i to załatwi sprawę. Michał powtarza: po co piękny park, jeśli będą płynąć przez niego martwe ryby? Nie o to chodzi. Nie może być tak, że skupimy się na parku, a zapomnimy o tym, co dzieje się na Kanale Gliwickim.

Jednocześnie jest we mnie radość, że udało się ten film wypuścić. Że Odra, dzięki Michałowi, ma bardziej słyszalny głos. Ale to nie jest koniec. Musimy iść na rzeki i uważnie ich słuchać.

Film „Przynoszę ci dzikość” zdobył wyróżnienie w konkursie Green Warsaw Award podczas festiwalu MDAG.

„NIEDZIELA CIĘ ZASKOCZY” to cykl OKO.press na najspokojniejszy dzień tygodnia. Chcemy zaoferować naszym Czytelniczkom i Czytelnikom „pożywienie dla myśli” – analizy, wywiady, reportaże i multimedia, które pokazują znane tematy z innej strony, wytrącają nasze myślenie z utartych ścieżek, niepokoją, zaskakują właśnie.

;

Udostępnij:

Katarzyna Kojzar

Absolwentka Uniwersytetu Jagiellońskiego i Polskiej Szkoły Reportażu. W OKO.press zajmuje się przede wszystkim tematami dotyczącymi ochrony środowiska, praw zwierząt, zmiany klimatu i energetyki.

Komentarze