0:00
0:00

0:00

Prawa autorskie: Fot. Agnieszka Sadowska / Agencja Wyborcza.plFot. Agnieszka Sadow...

Przypomnijmy: czterech Burundyjczyków w piątek 15 listopada 2024 próbowało złożyć wiosek o ochronę międzynarodową na przejściu granicznym w Terespolu. Mężczyźni opuścili swój kraj z powodów politycznych: burundyjski reżim poszukiwał rodzin opozycjonistów, a oni są krewnymi opozycyjnego generała odsiadującego wyrok dożywocia za działalność polityczną. Straż Graniczna od 12 listopada dysponowała dokumentacją ich sytuacji i wiedziała, że będą oni wnioskować o status uchodźcy, a mimo tego oraz mimo że mężczyźni mieli przy sobie kartki z napisem po angielsku, że proszą o ochronę międzynarodową, nie zostali wpuszczeni do Polski, a SG nie przyjęła od nich wniosków o ochronę.

Przeczytaj także:

Burundyjczycy znaleźli się w trudnej sytuacji. Gdy zostali cofnięci do Białorusi, pogranicznicy białoruscy wbili im do paszportów stempel z zakazem pobytu na pięć lat. Ich sytuację ratowało tylko to, że wcześniej otrzymali wizę wyjazdową ważną do 19 listopada. Wiza ta uprawnia do legalnego opuszczenia Białorusi na przejściu granicznym, ale nie można na niej wrócić do tego kraju.

Poniedziałek 18 listopada był dla grupy Burundyjczyków oraz pomagających im zdalnie Polakom ciężkim i nerwowym dniem. Mężczyźni opuścili Białoruś, do której nie mogli powrócić, ale nie było jasne, czy uda im się wjechać do Polski. Po trzech godzinach się udało. Straż Graniczna uznała, że tym razem mężczyźni prosili o ochronę międzynarodową w Polsce ze względu na prześladowania polityczne w swoim kraju. W piątek zdaniem SG takiej deklaracji zabrakło.

– Burundyjczycy zostali wpuszczeni do Polski po trzech dniach od pierwszej próby i po ogromnym wysiłku wielu osób – mówi Małgorzata Rycharska z Hope and Humanity Poland, która razem z czterema innymi osobami pomaga cudzoziemcom w legalnym przekraczaniu granicy przez przejście graniczne w Terespolu.

W tym czasie sprawa została zgłoszona do prokuratury z powodu niedopełnienia obowiązków przez funkcjonariuszy SG. Straż Graniczna sama nie rozpatruje wniosków o ochronę międzynarodową. Strażnicy powinni przyjąć od cudzoziemców wniosek, przekazać go do rozpatrzenia Szefowi Urzędu do Spraw Cudzoziemców i wpuścić wnioskodawców na czas rozpatrywania ich sprawy do Polski.

– Historia Burundyjczyków, ich prośby, a nawet ich zachowanie w punktach kontrolnych nie różniło się od tego, co miało miejsce trzy dni temu. To oznacza, że powinni być wpuszczeni do Polski już w piątek, a nie po trzech dniach presji, ich stresu, oraz gróźb ze strony białoruskiej i otrzymanym zakazie przebywania na Białorusi w i Rosji – podsumowuje Małgorzata Rycharska.

To nie jest pierwsza sprawa, kiedy pod presją obrońców praw człowieka, prawników i mediów Straż Graniczna wpuszczała cudzoziemców wnioskujących o status uchodźcy, których wcześniej odepchnęła od granicy. Podobnie było m.in. we wrześniu z Irakijczykami oraz w sierpniu z afgańską rodziną uciekającą przed talibami. We wszystkich tych przypadkach od początku było jasne, że cudzoziemcy chcą złożyć wniosek o ochronę międzynarodową w Polsce.

– Europejski Trybunał Praw Człowieka w kilku już sprawach jasno stwierdził, że osoby poszukujące ochrony w Polsce nie mogą być zawracane na Białoruś, dopóki odpowiednie organy nie rozpatrzą ich wniosków o ochronę – mówi radca prawny Daria Górniak-Dzioba, pełnomocniczka Burundyjczyków.

;
Regina Skibińska

Absolwentka prawa, z zawodu dziennikarka, przez wiele lat związana z „Rzeczpospolitą”. Trzykrotna laureatka konkursu dziennikarskiego Polskiej Izby Ubezpieczeń i laureatka Nagrody Dziennikarstwa Ekonomicznego Press Club Polska w 2023 r. Obecnie freelancerka, pisywała m.in. do „Gazety Wyborczej”, miesięcznika „National Geographic Traveler”, „Parkietu”, Obserwatora Finansowego i Prawo.pl. Po latach mieszkania w Warszawie osiadła z gromadką kotów na Podlasiu.

Komentarze