Premier zapowiada, że czasowe zawieszenie przyjmowania wniosków o azyl dopiero nastąpi, ale w praktyce osoby, które uciekają przed prześladowaniami w swoich ojczyznach i chcą ubiegać się o status uchodźcy w Polsce już odbijają się od przejścia granicznego w Terespolu. Straż Graniczna nie wpuściła czterech Burundyjczyków, którym groziła śmierć w ich kraju
Niewielkie Burundi we wschodniej Afryce to od lat miejsce niebezpieczne dla osób, które nie popierają władzy. Prawa człowieka nie są tam przestrzegane, tortury i zaginięcia to rzeczywistość opozycjonistów. Czterech mężczyzn z tego kraju dotarło w piątek 15 listopada na przejście graniczne w Terespolu, gdzie chcieli złożyć wnioski o ochronę międzynarodową w Polsce.
Mężczyźni mają problemy od przewrotu politycznego w 2015 r. Są rodziną opozycyjnego generała, który za swój sprzeciw wobec rządu oraz nielegalnie przedłużającego swoją kadencję prezydenta odsiaduje karę dożywotniego więzienia. Ukrywali się przez kilka lat.
Kiedy kilka miesięcy temu władze zintensyfikowały ataki na rodziny opozycjonistów. Burundyjczycy uciekli do Rosji, a stamtąd na Białoruś, gdzie zostali porzuceni w lesie przez przemytników. Z trudem wydostali się z lasu i dotarli do Mińska, gdzie chcieli prosić o ochronę na Białorusi, ale zostali aresztowani, a stamtąd po kilku dniach wyrzuceni do lasu. Wiedzieli już, że nie mają szans na otrzymanie statusu uchodźcy w Białorusi, więc naturalnym kolejnym celem była Polska.
Jak opowiada Małgorzata Rycharska, z Hope and Humanity Poland, która razem z czterema innymi osobami pomaga cudzoziemcom w legalnym przekraczaniu granicy przez przejście graniczne w Terespolu. Burundyjczycy opuścili Białoruś i przejechali przez most nad Bugiem. Na pierwszym punkcie kontrolnym powiedzieli, że proszą o ochronę międzynarodową, a Straż Graniczna była powiadomiona, że takie osoby pojawią się na przejściu i będą wnioskować o status uchodźcy.
- O woli i powodach ubiegania się o ochronę międzynarodową przez Burundyjczyków uprzedziłam SG drogą mailową – podaje radca prawny Daria Górniak-Dzioba, pełnomocniczka Burundyjczyków.
Na drugim punkcie kontrolnym najstarszy z mężczyzn został przesłuchany przez pograniczników z udziałem tłumacza dostępnego przez telefon. Mężczyzna został wypytany, dlaczego wszyscy czterej przyjechali na przejście, dlaczego nie mogą być w Rosji ani w Białorusi i gdzie chcieliby zostać. Mężczyzna opowiedział zarówno o przyczynach opuszczenia Burundi, jak i o tym, że Białorusini zagrozili im deportacją oraz wyraził wolę ubiegania się o ochronę międzynarodową w Polsce i zadeklarował, że chcą w Polsce pozostać.
Po przesłuchaniu wrócił do samochodu, gdzie czekali na decyzję. Gdy się doczekali, wydarzenia nastąpiły szybko: pogranicznicy zmusili kierowcę do zawrócenia na Białoruś, a tam po sześciogodzinnym brutalnym przeszukaniu z psami mężczyźni otrzymali w paszportach stempel, że mają zakaz przebywania na Białorusi przez 5 lat i zmuszono ich do powrotu do Mińska. Jedyne, co ich może uratować, to białoruska wiza wyjazdowa ważna do wtorku, zatem w poniedziałek 18 listopada spróbują ponownie dostać się do Polski.
Staje się już tradycją, że nie przyjmując od cudzoziemców wniosków o ochronę międzynarodową na przejściu w Terespolu, Straż Graniczna tłumaczy, że takich wniosków cudzoziemcy nie składali. Tak było i tym razem. Od Straży Granicznej otrzymaliśmy informację, że „podróżni nie spełniali warunków uprawniających ich do wjazdu na terytorium Polski. Osoby te nie zadeklarowały chęci ubiegania się o ochronę międzynarodową na terytorium Polski. Powodem wyjazdu z ich kraju były względy ekonomiczne”.
Temu przeczą nie tylko zdjęcia Burundyjczyków, zrobione na granicy – trzymają oni w dłoniach kartki z napisami po angielsku, że proszą o ochronę międzynarodową w Polsce – ale też słowa ich pełnomocniczki.
- Znam ich historię i wiem, że w kraju pochodzenia z przyczyn politycznych poddani zostali prześladowaniu, które ze względu na swą istotę stanowiło poważne naruszenie praw człowieka. Gdyby tylko Straż Graniczna w Terespolu przestrzegała prawa i umożliwiła cudzoziemcom z Burundi na złożenie wniosków o ochronę międzynarodową, to po zakończeniu procedury przed Urzędem ds. Cudzoziemców, zapewne uzyskaliby oni status uchodźcy, czyli status osób które na skutek uzasadnionej obawy przed prześladowaniem w kraju pochodzenia z powodu rasy, religii, narodowości, przekonań politycznych lub przynależności do określonej grupy społecznej nie mogą lub nie chcą korzystać z ochrony tego kraju – podkreśla Daria Górniak-Dzioba.
Trudno uwierzyć w to, że cudzoziemcy, uciekając przed prześladowaniami politycznymi, zwracają się najpierw o pomoc do organizacji broniącej praw człowieka i udzielają pełnomocnictwa prawnikom, wytrzymują zastraszanie i nieludzkie traktowanie przez służby białoruskie, na placówce SG nie chcą ochrony międzynarodowej.
- To jedna z tych spraw, w której nie ma logicznego wytłumaczenia, dlaczego cudzoziemcy zostali wypchnięci. Pozostają domysły – może dlatego, że podjęli próbę złożenia wniosków o ochronę w piątek, tuż przed weekendem? A może dlatego, że próbę tę podjęła grupa czterech czarnoskórych mężczyzn? – zastanawia się Daria Górniak-Dzioba.
Jak podkreśla prawniczka, każdy taki pushback oznacza łamanie prawa przez Straż Graniczną, która jest zobowiązana umożliwić złożenie wniosku i zezwolić na wjazd na terytorium Polski danej osobie, jeśli jasne jest, że zamierza ona ubiegać się o ochronę międzynarodową.
- Straż Graniczna ma zatem przyjąć od cudzoziemców wniosek, przekazać go do rozpatrzenia Szefowi Urzędu do Spraw Cudzoziemców i wpuścić wnioskodawców na czas rozpatrywania ich sprawy do Polski. Jedną z najważniejszych zasad w prawie międzynarodowym dotyczących praw człowieka jest tak zwana zasada „niezawracania” (non-refoulement). Zgodnie z nią zakazane jest wydalenie ze swojego terytorium osoby do kraju, w którym groziłoby jej niebezpieczeństwo, prześladowania czy tortury. Uznane jest to po prostu za nieludzkie – tłumaczy Daria Górniak-Dzioba.
Zasada niezawracania znajduje się w prawie polskim poprzez szereg umów międzynarodowych, do których Polska przystąpiła (m.in. art. 33 konwencji dot. uchodźców, art. 3 konwencji w sprawie zakazu stosowania tortur, art. 19 Karty Praw Podstawowych Unii Europejskiej).
To nie pierwsza historia osób, które próbowały dostać się do Polski przez przejście graniczne. Straszny los spotkał Somalijkę, która po zbiorowym gwałcie i utracie bliskich, zabitych przez bojówki islamskie, próbowała złożyć wniosek o status uchodźcy na przejściu granicznym w Terespolu. Kobieta została odepchnięta na Białoruś, a stamtąd – prawdopodobnie – deportowano ją do Somalii.
O I. Pisałam w tekście „Loteria terespolska. Jak uchodźcy odbijają się od legalnego przejścia granicznego”. Dwudziestopięcioletnia kobieta w Somalii przeszła przez piekło. Islamskie bojówki zabiły jej najbliższych, a ona padła ofiarą zbiorowego gwałtu. Po tych przejściach spróbowała ucieczki ze swojego kraju i tak trafiła na granice białorusko-polską. To jest jedna z bezpieczniejszych dróg ucieczki z jednego z najniebezpieczniejszych państw na świecie. Uciekinierzy szukający ochrony w państwach ościennych natrafiają albo na wojny, albo na problemy żywnościowe. Ich trudną sytuację cynicznie wykorzystują Rosja i Białoruś, ułatwiając dotarcie na granicę z Polską.
Trudno powiedzieć, czy I. znała te uwarunkowania polityczne. Jedno wydaje się oczywiste: chciała uciec od koszmaru, który stał się jej udziałem i pojechała tam, gdzie liczyła, że będzie bezpiecznie.
Minionej zimy znalazła się na Białorusi w pobliżu polskiej granicy, przez którą próbowała przedostać się do lepszego świata. Wybrała jedyną drogę, która wydawała się jej możliwa – tę przez mur i przez las. Kobiecie nie udało się dostać do Polski, a próba przejścia przez zieloną granicę niemal zakończyła się dla niej śmiercią.
- Poznałyśmy I. przez lekarza, który się nią zajmował, gdy była w śpiączce w szpitalu. Cudem udało się mu załatwić powtórnie drogą terapię, żeby wybudzić dziewczynę, jakoś znalazł finansowanie – opowiada Małgorzata Rycharska.
Somalijkę udało się wybudzić ze śpiączki, ale skutki odmrożeń pozostały. Straciła palce u stóp, miała rany na plecach i wyłysienie na części głowy. Po wyjściu ze szpitala groził jej już areszt albo deportacja, ale dostała zgodę na pobyt na Białorusi przez trzy miesiące, tzw. tymczasową legalizację ze względu na stan zdrowia.
Po upływie tego czasu dziewczyna podjęła próbę legalnego przekroczenia granicy w Terespolu i złożenia na przejściu granicznym wniosku o ochronę międzynarodową, jednak polska Straż Graniczna nie przyjęła jej wniosku o ochronę międzynarodową i 28 maja wypchnęła kobietę na Białoruś.
- Dziewczyna wykorzystała białoruską wizę wyjazdową, zatem pozostawała na Białorusi nielegalnie. Ukrywała się, nie wiedzieliśmy nawet gdzie. Nie wiedzieliśmy jeszcze wtedy, że mając odpowiednie kontakty, można tę wizę otrzymać ponownie. Z czasem udało się z nią nawiązać kontakt, ale nie udało się jej pomóc. Na początku lipca służby białoruskie zrobiły nalot na mieszkanie, w którym przebywała i wsadziły ją do aresztu deportacyjnego – opowiada Małgorzata Rycharska.
Niedawno lekarz, który pomagał I. na Białorusi, przekazał informację, że kobieta została deportowana do Somalii. Nie ma z nią żadnego kontaktu. Ale po tym, co przeszła w swojej ojczyźnie, trudno spodziewać się, że jest bezpieczna.
- Zmarnowany został wysiłek tak wielu ludzi, którzy chcieli zapewnić dziewczynie szansę na normalne życie – komentuje Małgorzata Rycharska.
Sytuacja z I pokazała dobitnie, że Białoruś nie jest krajem bezpiecznym.
- Europejski Trybunał Praw Człowieka w kilku już sprawach jasno stwierdził, że osoby poszukujące ochrony w Polsce nie mogą być zawracane na Białoruś, dopóki odpowiednie organy nie rozpatrzą ich wniosków o ochronę- podkreśla Daria Górniak-Dzioba.
Absolwentka prawa, z zawodu dziennikarka, przez wiele lat związana z „Rzeczpospolitą”. Trzykrotna laureatka konkursu dziennikarskiego Polskiej Izby Ubezpieczeń i laureatka Nagrody Dziennikarstwa Ekonomicznego Press Club Polska w 2023 r. Obecnie freelancerka, pisywała m.in. do „Gazety Wyborczej”, miesięcznika „National Geographic Traveler”, „Parkietu”, Obserwatora Finansowego i Prawo.pl. Po latach mieszkania w Warszawie osiadła z gromadką kotów na Podlasiu.
Absolwentka prawa, z zawodu dziennikarka, przez wiele lat związana z „Rzeczpospolitą”. Trzykrotna laureatka konkursu dziennikarskiego Polskiej Izby Ubezpieczeń i laureatka Nagrody Dziennikarstwa Ekonomicznego Press Club Polska w 2023 r. Obecnie freelancerka, pisywała m.in. do „Gazety Wyborczej”, miesięcznika „National Geographic Traveler”, „Parkietu”, Obserwatora Finansowego i Prawo.pl. Po latach mieszkania w Warszawie osiadła z gromadką kotów na Podlasiu.
Komentarze