0:00
0:00

0:00

Prawa autorskie: Fot. Franciszek Mazur / Agencja Wyborcza.plFot. Franciszek Mazu...

„Zapraszamy wszystkich, którym zależy na przyszłości Polski, bez względu na pochodzenie, poglądy czy doświadczenie!” – deklarują organizatorzy Campusu Polska Przyszłości (25-31 sierpnia w Olsztynie). Trzecia edycja tego wydarzenia zapowiada się jako ogromna impreza (510 prelegentek i prelegentów, 1300 uczestniczek i uczestników paneli), wśród gości wiele wspaniałych nazwisk z Marianem Turskim na czele. Wydarzenie w poprzednich latach gromadziło masę fajnych młodych (i starych) ludzi z całej Polski. Było oczywiście w jakiś sposób partyjne, ale bez partyjniactwa, otwierało umysły, a dla Platformy Obywatelskiej stało się atrakcyjną autopromocją – pokazywało partię z jej liderem nr 2 Rafałem Trzaskowskim jako formację otwartą, progresywną, kipiącą energią, nienadętą.

W tym roku organizatorzy postanowili jednak zrobić sobie krzywdę. Postaramy się zrozumieć, o co w tym chodzi. I jakie szatany tak namieszały.

„Widzę to tak” to cykl, w którym od czasu do czasu pozwalamy sobie i autorom zewnętrznym na bardziej publicystyczne podejście do opisu rzeczywistości

Pana od kundelków nie zapraszamy

Przedmiotem sporu jest „Panel symetrystów”, który prowadzić miał Marcin Meller z udziałem Dominiki Sitnickiej (z OKO.press) oraz dwóch publicystów TOK FM – Grzegorza Sroczyńskiego (od września będzie też w RMF FM) i Jana Wróbla. W środę 16 sierpnia Meller napisał na Twitterze (X), że organizatorzy zapytali, czy może poprowadzić panel bez Sroczyńskiego. Odmówił. "W związku z czym usłyszałem, że zaproszenie zostaje wycofane”. Podobno dzwonił Sławomir Nitras z PO.

Wywołało to burzę, kilka osób na znak protestu zrezygnowało z udziału w imprezie (w tym Adam Leszczyński z OKO.press), co jest zawsze decyzją typu coś za coś, bo stanowi rozczarowanie dla Bogu ducha winnych uczestników i uczestniczek

Komentatorzy się oburzają, a Jacek Żakowski w TOK FM zaapelował do Donalda Tuska (czemu nie do Trzaskowskiego?) o wycofanie tej decyzji i wszedł w personalia: „Po jaką cholerę, panie Donaldzie? Co ci ludzie zrobili? Pan wypruwa żyły, rozszerza koalicję, a koledzy tacy jak pan Nitras kopią doły”.

W tonie lekko histerycznym poszedł dalej: „Kurcze, jeśli teraz PO robi coś takiego, cenzuruje własną imprezę, podważa własne założenie autorskiego charakteru panelu prowadzonego przez Mellera, to co będzie robiła jak przejmie TVP?”.

Impreza, która miała być – nazwijmy to tak – partyjnym świętem demokracji, została zatruta.

Bezpośrednim powodem interwencji organizatorów był niedzielny (13 sierpnia) odcinek programu „Świat się chwieje” w TOK FM, w którym Sroczyński i jego goście (Meller i dziennikarka Estera Flieger) komentowali awanturę twitterową, jaką wywołała sama zapowiedź „Panelu symetrystów”.

Awantura polegała na tym, że po zapowiedzi tego wydarzenia na Campusie Polska Przyszłości, twitterowa grupa najbardziej radykalnych fanów KO, określanych zbiorowo jako Silni Razem (od hasztagu, który kiedyś spopularyzowali), podniosła alarm. Na ich w części bardzo chamskie komentarze zareagował Sławomir Nitras, zresztą dość aksamitnie, mianowicie przestał obserwować jednego z Najsilniejszych – internautę Adama Abramczyka: „Zdarza się Panu używać języka nienawiści. Nie podoba mi się to” – napisał Nitras. Po kilku dniach i kolejnej twitterowej burzy w politycznej bańce Nitras posypał głowę popiołem i pokajał się za swoje słowa: „Przepraszam panie Adamie. Przesadziłem. Jesteśmy przecież w jednej drużynie, także w sprawie symetryzmu”.

W „Świat się chwieje” w TOK FM Grzegorz Sroczyński tak skomentował powyższe wydarzenia: „Im [Platformie Obywatelskiej] się wydaje, że to środowisko [Silni Razem] coś im robi, a nic im nie robi poza kwasami wewnętrznymi i tropieniem symetrystów. (...) Hodujesz sobie takiego kundelka, bo to nie jest pies, który może kogoś ugryźć (...). On swoich kąsa”. Meller sięgnął po inną psią metaforę ratlerka, a także porównał Silnych Razem do Klubów „Gazety Polskiej”. Estera Flieger komentowała, że Nitras uległ grupie internetowych trolli, którzy posługują się językiem nienawiści, co jest „niebezpieczne na wielu poziomach”.

I oficjalnie właśnie za te kynologiczne porównania panel symetrystów został usunięty z programu Campusu.

Jeszcze zanim to się stało, Tomasz Markiewka zastanawiał się w OKO.press, czy „pogromcy symetrystów z Twittera staną się znaczącą siłą polityczną”. „Czy to kolejna niewiele znacząca burda w mediach społecznościowych? Czy też przykład tego, że stosunkowo niewielkie, ale zmobilizowane i radykalne grono internetowych fanów danej partii wywołuje strach wśród jej członków?” – pytał Markiewka.

Wygląda na to, że raczej to drugie.

Polska Przyszłości wikła się w sprzeczności

Organizatorzy Campusu Polska poczuli się w obowiązku wytłumaczyć z usunięcia panelu symetrystów, co było zadaniem nie do wykonania i takim się okazało. W piątek 18 sierpnia wydali oświadczenie, którego początek wygląda, jakby był uzasadnieniem odwrotnej decyzji:

„Campus Polska Przyszłości od pierwszej edycji łączy, nie dzieli. To przestrzeń do otwartej debaty i dialogu, którego w Polsce naprawdę brakuje" [podkreślenie OKO.press].

I dalej jeszcze mocniej: "Chcemy podkreślić, że celem Campusu jest zapewnienie wszystkim gościniom, gościom, uczestniczkom i uczestnikom poczucia szacunku, bezpieczeństwa i równego traktowania”.

Czyli panel będzie – myśli sobie naiwny czytelnik.

Ale nie będzie:

„Niestety, w ostatnich dniach otrzymaliśmy wiele sygnałów od uczestników i gości Campusu, którzy wyrażali swoje niezadowolenie oraz poczucie dyskomfortu związane z wypowiedziami publicznymi jednego z wcześniej zaproszonych przez nas panelistów. Uznaliśmy, iż w poczuciu odpowiedzialności nasza reakcja i próba rozmowy na temat składu konkretnego wydarzenia jest potrzebna”.

Nazwanie zbanowania Sroczyńskiego "próbą rozmowy na temat składu konkretnego wydarzenia” jest do bólu śmieszne, nawet jeśli decyzja jest zasmucająca.

Zamiast już skończyć te męki, Fundacja Campus Polska brnie dalej:

„Naszym priorytetem zawsze było utrzymanie wysokich standardów debaty oraz stworzenie przestrzeni dialogu, która sprzyja wymianie poglądów, co niekiedy wymaga podejmowania trudnych decyzji”.

To dlaczego nie podjęliście takiej trudnej decyzji? – myśli naiwny czytelnik. Zwłaszcza że organizatorzy Campusu jeszcze raz podkreślają:

„Dołożyliśmy wszelkich starań, aby debata w duchu zrozumienia wątpliwości, przyczyn symetryzmu, ale i z poszanowaniem odmiennych poglądów, odbyła się na Campusie".

Organizatorzy Campusu zapewnili też, że są „otwarci na różnorodność poglądów, jednak nie mogą tolerować agresji czy ataków personalnych”.

Puentę naprawdę mogliby sobie darować: „Rozumiemy, że zapewnienie neutralnego miejsca do rozmów nie jest łatwym zadaniem, zwłaszcza w obecnych czasach. Dziękujemy za wasze „zrozumienie i wsparcie w procesie budowania konstruktywnej przestrzeni dialogu”.

Oświadczenie robi wrażenie jakby przyzwoici i zdrowo myślący ludzie próbowali wytłumaczyć się z decyzji, z którą się nie zgadzają. Tego się nie da zrobić i tym razem też się nie udało.

symetrysci

Ten smutny dokument nie tylko rzuca cień na świetną imprezę, ale paradoksalnie nadaje też nadmierną rangę problemowi, jaki ma PO z własnymi radykałami, a ze Sroczyńskiego robi bohatera wolności słowa. Co więcej, jego podszyta niechęcią podejrzliwość wobec PO, do której jako publicysta ma święte prawo, znajduje potwierdzenie w czystej postaci.

Nikt tyle nie zrobił dla promocji „symetryzmu”, co organizatorzy Campusu Polska Przyszłości.

Tylko czym właściwie jest symetryzm, o którym cały czas dyskutujemy?

Symetryzm wg Wikipedii, czyli pogląd po prostu błędny

Według Wikipedii symetryzm to „postawa ideologiczna zakładająca, że każdemu negatywnemu zjawisku zawinionemu przez dany obóz polityczny należy spróbować przeciwstawić analogiczne negatywne zjawisko zawinione przez obóz jego przeciwników (w Polsce z reguły w zestawieniu PO-PiS). Symetryści jednocześnie nie opowiadają się po żadnej ze stron sporu”.

Nie wiem, czy ktokolwiek z czwórki symetrystów, którzy mieli rozmawiać w Olsztynie, podpisałby się pod taką deklaracją. Z pewnością rozmowy o kundelkach i ratlerkach nie dotyczyły KO czy PO jako całości ani nie odnosiły się do ich wyborczyń i wyborców. Tłumaczenia Sroczyńskiego wskazują – i taka też była wymowa całej audycji – że chodziło im tylko o konkretną grupę radykałów, której działanie wg tych publicystów jest szkodliwe dla PO i całej opozycji.

Inna kwestia to pytanie, czy symetryzm w rozumieniu definicji z Wikipedii w ogóle w Polsce istnieje jako znaczący głos w debacie publicznej.

Z perspektywy OKO.press i siedmiu lat naszej pracy jest oczywiste, że rządy PiS nie są po prostu kolejną po III RP odsłoną polityczną. Dziesiątki tysięcy tekstów poświęciliśmy demaskowaniu polityki PiS, wspieranej przez prorządowe media, ukazując systematycznie realizowany program zmiany ustrojowej w Polsce w kierunku tzw. autokracji wyborczej, z ograniczaniem fundamentów demokracji – niezawisłych sądów, niezależnych mediów i organizacji społecznych, niszczenia parlamentaryzmu itp. Także wybory pod wieloma względami przestają być uczciwie.

Teza, że to wszystko jedno, jaki będzie wynik wyborów, bo w sumie nie ma większej różnicy między opozycją prodemokratyczną a PiS, jest po prostu błędna.

Ktoś może lubić ustroje autokratyczne, jego rzecz, ale niech powie to otwarcie.

Jako dziaders opozycji z podziemnego tygodnika Mazowsze w latach 1981-89, a potem współzałożyciel „Gazety Wyborczej”, dodam, że nie mam wątpliwości, że wybory 2023 roku mają dla polskiej przyszłości podobne znaczenie jak te z czerwca 1989. Wtedy stawką było wyrwanie Polski z miękkiego autorytaryzmu partii komunistycznej i wprowadzenie rozwiązań demokratycznych (rzeczywistość szybko przerosła nadzieje), teraz idzie o odwrócenie trendu rządów populistycznej prawicy i powrót na ścieżkę demokratyczną. Na Węgrzech i w Turcji się nie udało, w Słowenii i Brazylii – owszem.

To oczywiście nie znaczy, że w OKO.press widzimy świat jako czarno-biały, czy dajemy sobie wmówić, że białe poprzednich rządów jest śnieżnobiałe, a czerń rządów obecnych jest jak sadza ze starego pieca i nie ma tonów jaśniejszych. Inaczej pierwsi nie straciliby władzy, a drudzy tak skutecznie by jej nie bronili.

Rzecz jednak w tym, że taka polemika z symetryzmem jest nieco bezprzedmiotowa, bo takich symetrystów nie widać na horyzoncie. Żyją jako fantazja w internetowych wpisach Silnych Razem. Jak widać jednak, pod wpływem napięcia przedwyborczego fantom symetrystów zaczyna żyć także w umysłach i tekstach opozycyjnego głównego nurtu.

Rozszerzające rozumienia „symetryzmu” i jego pułapki

Im bliżej wyborów, tym napięcie rośnie.

Lęk i zapał bitewny prowadzą jednak do uproszczeń. Pojawia się rozszerzająca definicja, zgodnie z którą symetryzmem jest:

  • jakakolwiek pozytywna opinia o polityce PiS;
  • jakakolwiek krytyka partii opozycji demokratycznej;
  • jakakolwiek krytyka rządów III RP i jej polityków;
  • jakakolwiek krytyka Platformy Obywatelskiej i Donalda Tuska;
  • popieranie innej niż PO (KO) partii, a zwłaszcza Polski 2050 (Trzeciej Drogi).

Kiedy spojrzeć racjonalnie na powyższą listę – jak widać różnych postaw – jest oczywiste, że opiera się na pomyleniu pojęć. Pewną rolę może to odegrać błąd logiczny zwany argumentum ad consequentiam, przy czym te konsekwencje są wyolbrzymiane. Takie rozumowanie można opisać następującymi tezami:

  • Może to i prawda, że rządy Tuska i Kopacz popełniały błędy, ale przypominanie ich teraz osłabia mobilizację wyborczą opozycji.
  • Może rzeczywiście Tusk składa obietnice bez pokrycia, ale zwracanie na to uwagi sprawi, że ludzie nie zagłosują na KO i demokracja przegra wybory.
  • Może faktycznie bez dobrego wyniku Trzeciej Drogi opozycja nie przejmie władzy, ale na tego Hołownię nie można głosować, bo szkodził Platformie...
Inny błąd, który zatruwa nam zaalarmowane wyborczo umysły to bifurkacja, czyli sofizmat czerni i bieli, teza, że nie ma tu żadnych stanowisk pośrednich.

O paradoksie, stanowi ona z gruntu prawdziwy opis obecnej sytuacji, bo wybór jest czarno-biały: albo PiS, albo nie-PiS, czy – jak o futbolu mówił legendarny trener Kazimierz Górski – „piłka jest jedna, bramki są dwie”. I dodatek z popularnej wtedy piosenki „albo będzie dobrze, albo będzie źle”.

Ale to nie oznacza, że naszej drużyny nie należy krytykować (jeśli chcemy, by zagrała lepiej) i nie wolno dostrzegać silnych stron przeciwnika (wręcz przeciwnie). Co także nie znaczy, że w obecnym złu, które trzeba za wszelką cenę zakończyć, nie ma niczego dobrego, a poprzednio było po prostu dobrze (nie było). A także, że ci, którzy walczą z obecnym złem, nie robią złych rzeczy.

Robią, a jedną z tych rzeczy – złych i w dodatku z gruntu niemądrych (żeby nie powiedzieć głupich) – jest bifurkatyczna reakcja na panel symetrystów.

Lis jako frontmen Silnych Razem

Jeszcze kilka słów o Silnych Razem, na przykładzie Tomasza Lisa, nazywanego przez Silnych kolegów i Silne koleżanki „naszym frontmanem” – na wojnie z PiS-em i z „symetryzmem”.

W triumfalnym (bo po decyzji Campusu) komentarzu 19 sierpnia „Symetrystów bój ostatni” Lis wymienia sytuacje, w których „symetryści” nie protestowali, np. gdy PiS dokonywał zamachu na media publiczne, czy zamachu na prasę regionalna, albo dwukrotnie próbował zniszczyć TVN24". Jeśli Lis zalicza również nas do tego grona (a zdaje się po jego komentarzach, że tak), to po prostu kłamie – OKO.press było inicjatorem dziennikarskiej akcji w obronie TVN, byliśmy na pierwszej linii protestów i akcji obywatelskich, nie wspominając już o setkach naszych tekstów opisujących zawłaszczanie mediów przez obecną władzę, czy śledztwach ujawniających systemową patologię i próby wpływu władzy na media od niej niezależne.

Przeczytaj także:

Oddajmy jeszcze raz głos Lisowi:

„Teraz symetryści dostali kociokwiku, ponieważ organizatorzy Campusu nie chcą, żeby na Campusie, a więc poniekąd w ich domu, wystąpił człowiek, który hejtuje obywateli i ich wyborców. Furia, wrzask, oburzenie. I tym razem symetryści i mediaroby wykazują niezwykłą pasję. Tak jak nie protestują przeciwko PiS-owi, który niszczy demokrację, tak protestują przeciwko tym, którzy bronią demokracji. Wszystko poniekąd jest jasne. Obywatele tracą szacunek i zaufanie do mediów. Media nawet nie kryją, że traktują obywateli protekcjonalnie i z pogardą. Obywatele już czują, że muszą walczyć i z paskudną władzą, i z częścią oportunistycznych, tchórzliwych mediów. [Powstaje] perwersyjny sojusz między symetrystami i reżimowymi mediami. Nic nowego. Symetryści PiS-owi i PiS-owskim mediom pomagają od lat. Ten sojusz jest naturalny. Kości zostały rzucone, maski spadły, wiemy już, kto jest kim. Nie wiemy do końca za ile, ale i tego się wkrótce dowiemy”.

Można byłoby wzruszyć ramionami na te wykwity wyobraźni, tłumacząc je osobistymi frustracjami człowieka, który zmarnował sobie dziennikarską karierę. Rzecz w tym, że organizatorzy mainstreamowego wydarzenia wystąpili niejako po stronie grupy Tomasza Lisa.

A Lis jest dziś internetowym trollem, który nakłada togę Katona.

Agata Szczęśniak i Dominika Sitnicka jako symetrystki

O Radiu TOK FM, które zerwało z nim (po 19 latach) współpracę, gdy wyszły na jaw jego skandaliczne zachowania w „Newsweeku” Lis pisał 10 kwietnia 2023 tak: „Radio Ćwok FM. Propagit, nuda podlana polityczną poprawnością. To nie moje radio i już nawet nie chciałbym tam chodzić”. Z komentarza aż bije chęć, że jednak chodzić by chciał, gdyby mógł.

Lis udostępnia też taki wpis Zbigniewa Hołdysa: „Strategia symetrystów: przyjąć zaproszenie od Nitrasa, sponiewierać w audycji Tuska, PO i jej sympatyków, wyzywając ich od trolli i kundelków, a kiedy Nitras wycofa zaproszenie, rozjechać go i próbować skompromitować Campus. Symetryści to współczesna wersja szmalcowników”.

Na koniec pro domo sua. Tomasz Lis jako strażnik mediów swoim czujnym okiem ogarnia też dwie dziennikarki OKO.press i twórczynie naszego nowego Programu Politycznego – Dominikę Sitnicką i Agatę Szczęśniak.

6 sierpnia 2023 atakuje Agatę: „Przecież ta pani też gdzie mogła, pomagała PiS-owi, choć w takiej wersji »żukowskiej«. Stale basowała Kolance, Makowskiemu i innym. Jest z nimi po jednych pieniądzach”. Innym razem z aprobatą lajkował wpisy w obelżywy sposób odnoszące się do Dominiki.

Agata Szczęśniak i Dominika Sitnicka są kluczowymi dziennikarkami politycznymi OKO.press i wyrażają – każda po swojemu – ideę naszego medium, przy czym Dominika, prawniczka z wykształcenia, pisze także o łamaniu praworządności przez PiS. Na ich pensje składają się czytelnicy i czytelniczki portalu. Miesiąc temu wystartował ich „Program polityczny”, ostatni odcinek traktuje o innym „trolującym demokracie” – Romanie Giertychu. Warto obejrzeć.

Symetryzm jest potrzebny, walka z nim może zdemobilizować wyborców

Mogę się przyznać bez bicia, że niektóre audycje Grzegorza Sroczyńskiego budzą we mnie wątpliwości, czy faktycznie nie jest on symetrystą w ujęciu Wikipedii. Czasem widzę, że zdarza mu się zacierać różnicę między PiS a opozycją demokratyczną, a zwłaszcza między III a IV RP. Ale pewien jego intencji nie jestem, równie dobrze Grzegorz może wyrażać postawę, którą złośliwie zdefiniujmy jako marudzenie na każdy temat.

Chętnie bym o tym z nim podyskutował, czy posłuchał rozmowy kogoś innego na ten temat, a gdyby Sroczyński chciał napisać tekst „Czy jestem symetrystą, a jeżeli tak, to w jakim sensie?”, chętnie go opublikujemy w OKO.press, nawet jeśli nie będziemy się z nim (Grzegorzem) zgadzać. Dokładniej – część z naszego zespołu może się z nim zgadzać bardziej, a część mniej, bo są między nami różnice w poglądach np. na IIIRP.

Co więcej, w debacie publicznej jest sporo osób, które nie popierają, a nawet nie sympatyzują z PO (KO), ale także nie znoszą PiS. Z pewnością też są tacy, to nie żart, dla których Tusk jest wart tyle, co Kaczyński, ale nie chcą głosować na PiS. Trudno więc ich nazwać symetrystami. Za to istnieje symetryzm a rebours, który polega na uznaniu ich wszystkich za identycznych ze zwolennikami PiS, co w wersji trollerskiej oznacza, że „biorą od PiS pieniądze”, są „szmalcownikami” albo „prostytutkami”.

W ten sposób „symetryzm” staje się batem do poganiania wyborców, a zwłaszcza innych partii demokratycznych, wymykających się z silnie spersonalizowanej polaryzacji PiS-PO. Do tego walka z „symetryzmem” do ostatniego tweeta może sprawić, że niektórzy wyborcy i wyborczynie opozycji poczują się zdegustowani i obrażeni, a przede wszystkim zdezorientowani.

Bo o co w tym wszystkim chodzi? Czy o to, by głosować na KO, czy o to, by wygrać z PiS? Jaka jest perspektywa wspólnych rządów?

Także dla części inteligenckiego elektoratu KO mobilizacja w stylu huzia na PiS-owskiego Józia, ale bez Grzegorza, Marcina, obu Dominik (bo Wielowieyska z „Wyborczej” też jest atakowana przez Silnych Razem), Agaty, czy Janka może paradoksalnie podziałać demobilizująco – nie tylko, jeśli chodzi o przyjazd na Campus, ale też o udział w wyborach.

;

Udostępnij:

Piotr Pacewicz

Naczelny OKO.press. Redaktor podziemnego „Tygodnika Mazowsze” (1982–1989), przy Okrągłym Stole sekretarz Bronisława Geremka. Współzakładał „Wyborczą”, jej wicenaczelny (1995–2010). Współtworzył akcje: „Rodzić po ludzku”, „Szkoła z klasą”, „Polska biega”. Autor książek "Psychologiczna analiza rewolucji społecznej", "Zakazane miłości. Seksualność i inne tabu" (z Martą Konarzewską); "Pociąg osobowy".

Komentarze