„Mogę sobie tylko wyobrazić, jak bardzo z takiego obrotu spraw cieszy się lubelski ratusz. Wreszcie skończy się czepianie z naszej strony. Najbardziej jednak cieszą się deweloperzy” - mówi OKO.press zwolniona wicenaczelna „DW”. Dziennik dopiekł politykom i PO, i PiS, „dlatego nie sądzę, żeby któryś z polityków tęsknił po mnie” - dodaje odwołany naczelny
"Nie mogłem sobie chyba wymarzyć ciekawszego zakończenia mojej 28-letniej kariery w »Dzienniku Wschodnim«, niż to, że wraz z moimi koleżankami i kolegami z dziennika, a także w obecności dziennikarzy radia, telewizji i prasy, mogliśmy bronić naszej redakcji, że mogłem za coś umrzeć" – mówi OKO.press Krzysztof Wiejak, wieloletni redaktor naczelny tej gazety.
"Dzięki relacjom, także na żywo, wiele osób mogło się dowiedzieć, jak w praktyce, niby w majestacie prawa, wygląda zarzynanie niezależnej regionalnej gazety" – dodaje.
W sobotę, 27 lutego 2021 roku, o 06:00 rano do pomieszczeń "Dziennika Wschodniego" wszedł likwidator w towarzystwie policji i pracowników firmy ochroniarskiej. Do środka nie wpuszczono dziennikarzy.
Wcześniej, 22 lutego, informację o zwolnieniu z funkcji redaktora naczelnego otrzymał Krzysztof Wiejak. W sobotę 27 lutego została zwolniona jego zastępczyni Agnieszka Mazuś.
Rozpoczęty w weekend proces likwidacji ma doprowadzić do sprzedaży majątku spółki Corner Media wydającej "Dziennik Wschodni", w tym prawa do tytułu.
Kupnem zainteresowany jest Tomasz Kalinowski, lubelski deweloper i większościowy udziałowiec firmy Corner Media. Jak mówi OKO.press, chce nadal wydawać tę gazetę. To on jednak był inicjatorem procesu, który doprowadził do otwarcia likwidacji i umożliwił usunięcie redaktora naczelnego.
Próbę zdymisjonowania Wiejaka Kalinowski podjął już wcześniej. Wnioskował o to w 2019 roku, podczas jednego ze spotkań udziałowców.
Redaktorzy i dziennikarze "Dziennika Wschodniego" wystosowali wtedy pismo w obronie Wiejaka. "Naszym zdaniem to zamach na wolność prasy. Nie zgadzamy się na podporządkowanie niezależnej gazety interesom deweloperów lub innych grup interesów. Nie wyobrażamy sobie, że zespół redakcyjny zostanie bez osoby, która do tej pory była swoistym falochronem na linii: udziałowiec - deweloper - redakcja" - pisali.
Dlaczego doszło do siłowego przejęcia kontroli nad gazetą? Kto za tym stoi i jaka jest stawka w tej grze? Co dalej z "Dziennikiem Wschodnim"? Oto co udało nam się ustalić.
Tomasz Kalinowski jest właścicielem 73 proc. udziałów Corner Media. Ale do podejmowania decyzji dotyczących zmian składu zarządu potrzeba minimum 75 proc. udziałów. Do przejęcia kontroli nad spółką i uzyskania prawa mianowania redaktora naczelnego lubelskiemu deweloperowi brakuje więc 2 proc. udziałów. Procedura likwidacji spółki pozwala obejść ten problem.
Oficjalnym powodem jej rozpoczęcia jest brak zarządu spółki. Skonfliktowani udziałowcy Corner Media nie wyłonili go bowiem od 2 lat, kiedy swoją kadencję jako prezes zakończył Wiejak. Kalinowski nie zgadzał się na propozycje dotyczące składu zarządu wysuwane przez mniejszościowych udziałowców, oni z kolej nie chcieli zgodzić się na przejęcie władzy przez niego.
Dziennikarze i redaktorzy "Dziennika Wschodniego" mówią, że sprzeciwiali się temu ze względu na podejmowane przez Kalinowskiego próby kontrolowania treści artykułów.
"Oprócz kilku osób, które w ciągu ostatnich lat sprzedały swoje udziały większościowemu wspólnikowi, wszyscy jesteśmy zgodni co do tego, że tej osoby do zarządu wpuścić nie możemy" - mówi Agnieszka Mazuś, zwolniona w weekend wicenaczelna.
Kalinowski, pytany przez nas o dalsze plany, deklaruje chęć zakupu gazety. Będzie to możliwe po likwidacji spółki Corner Media.
Kalinowski widzi jednak alternatywę: "Jeżeli jeden z udziałowców lub wszyscy udziałowcy spółki Corner Media zdecydują się sprzedać swoje udziały, które chętnie kupię, wówczas przerwę proces likwidacji".
To zaskakująca deklaracja – w tym momencie, przynajmniej w teorii, za proces likwidacji odpowiada likwidator i sąd, nie udziałowcy.
Wiejak kwestionuje prawomocność procesu likwidacji i zapowiada walkę w sądzie. Sam o sobie jako pracowniku "DW" mówi jednak w czasie przeszłym. Nazywa siebie redaktorem zlikwidowanym 22 lutego 2021 roku.
W rozmowie z OKO.press opisuje wartości, których nie chciał porzucić: "Gazety powinny być niezależne, i wierzę w to głęboko, ale jak się dobitnie przekonaliśmy, są zależne od właścicieli. Zdając sobie z tego sprawę, starałem się jednak przestrzegać naczelnej zasady, żeby stać po stronie tych, którzy nas czytają, bo to oni są naszymi prawdziwymi pracodawcami i my, jako »DW«, ich reprezentujemy. To jest naczelna wartość i powinność gazety i każdy naczelny oraz dziennikarz powinien mieć nawet nie z tyłu, a z przodu głowy, że dla tych ludzi to robimy".
"Możemy się w tej pracy narazić właścicielom, politykom czy biznesmenom – to jest ryzyko zawodowe, ale ono nie zwalnia nas z odpowiedzialności względem czytelników" – kwituje.
W obronie niezależności "Dziennika Wschodniego" wystąpiła między innymi Helsińska Fundacja Praw Człowieka i lubelska Fundacja Wolności.
Zachowanie autonomii "DW" jest szczególnie istotne w kontekście sytuacji "Kuriera Lubelskiego", drugiego działającego w Lublinie dziennika. Należy on do grupy wydawniczej Polska Press, którą właśnie przejmuje kontrolowany przez państwo Orlen.
Mazuś nie kryje goryczy: "Mogę sobie tylko wyobrazić, jak bardzo z takiego obrotu spraw cieszy się lubelski ratusz. Bo wreszcie skończy się czepianie się z naszej strony. Najbardziej jednak cieszą się deweloperzy, którzy przez dziesięć lat rządów prezydenta Lublina Krzysztofa Żuka (PO), praktycznie robią, co chcą. Nikt już nie użyje w artykule słowa »blokowiska«".
"Moje komentarze o Górkach [chodzi o Górki Czechowskie, teren, na których deweloper TBV chce wybudować osiedle – przyp. red.] były niekorzystne dla ratusza, którym rządzi prezydent z PO, ale pisaliśmy także ostatnio chociażby o synu marszałka województwa z PiS, który w niewybredny sposób miał oczernić jedną z mieszkanek Kraśnika. Dlatego nie sądzę, żeby któryś z polityków tęsknił po mnie" - dodaje Wiejak.
W sobotę, 27 lutego 2021 roku o 06:00 rano do pomieszczeń "Dziennika Wschodniego" wszedł likwidator w towarzystwie policji i pracowników firmy ochroniarskiej. Nie wpuszczono dziennikarzy.
Likwidator, radca prawny Leszek Kukawski, odczytał treść wypowiedzenia wicenaczelnej Agnieszce Mazuś w obecności dziennikarzy innych mediów relacjonujących to wydarzenie.
Likwidator powołał także nowego redaktora naczelnego. Został nim Paweł Puzio, dziennikarz "Dziennika Wschodniego" zajmujący się m.in. motoryzacją.
O takiej decyzji zespół redakcyjny dowiedział się w od dziennikarza Radia Lublin, któremu udało się w sobotę dodzwonić do likwidatora. W redakcji wymieniono zamki, pomieszczeń pilnują ochroniarze.
W niedzielę pracowników wpuszczano na podstawie listy. Wiejakowi i Mazuś pozwolono wejść do środka tylko po swoje rzeczy, do biurek eskortowali ich pracownicy ochrony.
1 marca zwolniono kolejną osobę - dziennikarkę Agnieszkę Antoń-Juchę. Zespół redakcyjny żegnał zwolnionych oklaskami i ze łzami w oczach.
"Nie otrzymaliśmy wcześniej żadnej informacji, że likwidator planuje taką wizytę. Moim zdaniem było to celowo ustawione na sobotę – dzień, kiedy w redakcji jest najmniej osób. Likwidator miał przy sobie pismo z sądu, które rzekomo upoważnia go do podjęcia takich czynności. Gdy tylko się dowiedzieliśmy, przyjechaliśmy do redakcji. Nie zostaliśmy jednak wpuszczeni. Nie mogliśmy dojść do swoich komputerów, a nawet zabrać swoich prywatnych rzeczy" – relacjonuje w rozmowie z OKO.press Paweł Buczkowski, zastępca redaktora naczelnego "Dziennika Wschodniego".
Gdy rozmawialiśmy z nim w sobotę, martwił się także o zachowanie tajemnicy dziennikarskiej:
"Na naszych biurkach są różne dokumenty dotyczące spraw, które opisujemy, a w tej chwili w redakcji siedzą nieznani nam ludzie, którzy nie wiadomo co z nimi robią".
Likwidator twierdzi, że nie interesują go dokumenty dziennikarzy. Twierdzi, że proces wejścia do pomieszczeń Corner Media został nagrany, dokumentów z pomieszczeń, gdzie pracują dziennikarze nie ruszano, a świadkiem czynności był m.in. nowo mianowany redaktor naczelny Paweł Puzio.
Krzysztof Wiejak, odwołany redaktor naczelny, podjął w sobotę próbę wejścia do środka. "Wraz z koleżanką weszliśmy przez okno, bo drzwi pilnowali ochroniarze, weszliśmy do redakcji, gdzie znajdowali się obcy ludzie, którzy wymieniali zamki, przeglądali dokumenty. Chcieliśmy porozmawiać z rzekomym likwidatorem, pukaliśmy do drzwi, prosiliśmy, żeby do nas wyszedł, ale najwyraźniej nie był tym zainteresowany" – relacjonuje.
Pytaliśmy likwidatora, dlaczego nie uprzedził o swoich działaniach zespołu dziennikarskiego. Tłumaczy, że nie miał innego wyjścia:
"Jeżeli przez miesiąc pracownicy spółki nie dopuszczają likwidatora do dokumentacji, to nie ma się co dziwić, że gdy likwidator wszedł, to chciał mieć spokój, żeby przejrzeć dokumenty: trzeba sporządzić protokół, wszystko opisać".
Twierdzi, że data nie była przypadkowa – wiązała się z końcem miesiąca i zbliżającymi się terminami płatności. "Odmawiano wydania mi dokumentów, co spowodowało, że nie odprowadziłem składek na ZUS, nie zapłaciłem podatku dochodowego, VAT-u, nie złożyłem JPK, co więcej – było zagrożenie wypłaty wynagrodzeń. Miałem czekać w nieskończoność i mając na głowie ZUS, Urząd Skarbowy i PIP? Jako likwidatorowi grożą mi konsekwencje nie tylko ze strony różnych instytucji, ale również udziałowców, którzy mogliby zarzucić mi działanie na szkodę spółki".
Dr Michał Bernat, radca prawny doradzający mniejszościowym wspólnikom Corner Media, podważa argument dotyczący płatności.
"Tak się składa, że jestem doradcą podatkowym. Likwidator ma takie same zadania jak zarząd spółki, więc to tak, jakby powiedzieć, że zarząd zajmuje się płaceniem ZUS, PIT czy VAT. Tym się przecież zajmuje dział księgowy. Ale w obecnej sytuacji nie może tego zrobić, ponieważ pan Kukawski przyszedł z odpisem z Rejestru Przedsiębiorców do banku, uniemożliwiając dostęp do konta osobom, które do tej pory zajmowały się przelewami" – mówi Bernat.
Pośpiech działań likwidatora może mieć jednak inną przyczynę. Jak mówi Bernat, mniejszościowi udziałowcy zaskarżyli działania referendarza sądowego, na podstawie których wyznaczono likwidatora, i spodziewają się, że pozytywne rozpatrzenie ich wniosku może doprowadzić do tego, że sąd odbierze mu uprawnienia likwidatora.
Wicenaczelny Paweł Buczkowski potwierdza, że likwidatorowi nie wydano dokumentów. "Nie mogliśmy mu ich jednak przekazać, ponieważ nie był likwidatorem w sposób prawomocny - mamy na ten temat opinie prawne" - tłumaczy.
Były już naczelny Krzysztof Wiejak dodaje, że jego zdaniem Kukawski jest tego świadomy: "Według naszych prawników jako radca prawny i były sędzia, musi zdawać sobie sprawę, że postanowienie o likwidacji nie jest prawomocne i uświadamialiśmy mu to wielokrotnie".
Zdaniem Wiejaka "likwidator zasłania się przedwcześnie wprowadzonym wpisem do KRS i ignoruje nasze apele, aby wstrzymał się z czynnościami likwidacyjnymi do czasu, kiedy to postanowienie się uprawomocni albo zostanie uchylone. Ale to jak grochem o ścianę".
Zbytni pośpiech w likwidowaniu spółki zauważyła też prokuratura. 2 marca do Sądu Rejonowego w Świdniku, który zdecydował o dokonaniu podważanego przez mniejszościowych udziałowców wpisu do KRS, wpłynęło pismo z prokuratury okręgowej. Wniosła ona skargę na działania referendarza i zgłosiła swój udział w postępowaniu rejestrowym.
"W ocenie prokuratora postanowienie zostało wydane zdecydowanie przedwcześnie. (...) Wydaje się, że pośpiech w wydawaniu rozstrzygnięć przez sąd rejestrowy (...) zamiast ułatwić prawidłowe funkcjonowanie spółki (...), doprowadził do eskalacji konfliktu i sparaliżował działanie podmiotu gospodarczego".
Prokuratura wnosi o uchylenie zaskarżonego postanowienia i wykreślenie dokonanych nim wpisów w KRS.
Powołanie likwidatora i sądowe batalie są konsekwencją trwającego przynajmniej od dwóch lat konfliktu dotyczącego, zdaniem dziennikarzy, publikowanych w "Dzienniku Wschodnim" treści.
"Dla mnie po sobotnich wydarzeniach, po powołaniu nowego redaktora naczelnego, jest oczywiste, że rękami likwidatora większościowy udziałowiec realizuje plan, który już dawno sobie ułożył – dla niego kluczową rzeczą było bowiem odsunięcie mnie od kierowania gazetą i przejęcie nad nią kontroli" – mówi nam Wiejak.
Tomasz Kalinowski, większościowy udziałowiec wydawcy "Dziennika Wschodniego" i inicjator procesu zakończonego fizycznym przejęciem pomieszczeń Corner Media, mówi OKO.press, że nie widzi możliwości współpracy z byłym redaktorem naczelnym. Dlaczego?
"Zgodnie z Kodeksem Dobrych Praktyk Wydawców Prasy redaktor naczelny miał realizować określoną przez wydawcę linię programową tytułu prasowego, nie robił tego".
Kalinowski nie cytuje niestety przepisów Prawa prasowego, które redaktora naczelnego czynią odpowiedzialnym za decydowanie o całokształcie działalności redakcji i treści publikacji. Większościowy udziałowiec zarzuca Wiejakowi również, że nie przestrzegał wewnętrznych regulacji wydawcy, nie współtworzył budżetu oraz nie konsultował z wydawcą polityki kadrowej w redakcji.
Zdaniem większości członków redakcji, to jednak konflikt o linię programową, czyli podejmowane przez gazetę tematy oraz sposób komentowania lubelskich inwestycji, był prawdziwym punktem zapalnym sporu, który doprowadził do siłowego przejęcia redakcji.
"Około dwa lata temu pojawiły się pierwsze głosy, że powinniśmy pisać tak, a nie inaczej. Zdarzały się co prawda wcześniej, ale redaktor naczelny był skuteczną tarczą. W ostatnich dwóch latach się zintensyfikowały, a główny udziałowiec, p. Tomasz Kalinowski, próbował przegłosować na walnym zgromadzeniu odwołanie redaktora naczelnego. To mu się nie udało, bo zgromadzenie nie ma takich kompetencji. Od tamtego czasu postawił sobie za cel pozbycie się redaktora naczelnego" - mówi Paweł Buczkowski.
Na łamach "Dziennika Wschodniego" wielokrotnie ukazywały się artykuły krytycznie oceniające zabudowę Górek Czechowskich w Lublinie. Chodzi o 105 hektarów niezabudowanego terenu w północnej części Lublina, tuż przy kilkudziesięciotysięcznym osiedlu Czechów.
O batalii w sprawie górek pisaliśmy w OKO.press w 2019 roku, gdy lubelski ratusz zorganizował referendum w sprawie przeznaczenia 1/3 powierzchni górek na zabudowę mieszkaniową, a następnie Rada Miasta przegłosowała przyjęcie projektu studium zagospodarowania przestrzennego zezwalającego na taką zabudowę.
Uchwałę tę zaskarżył ówczesny wojewoda Przemysław Czarnek (PiS, obecnie minister edukacji i nauki), a sąd administracyjny uznał ją za nieważną. Tę decyzję z kolei zaskarżył prezydent Lublina, Krzysztof Żuk (PO).
Jak podał onet.pl, 17 lutego Naczelny Sąd Administracyjny skierował sprawę do ponownego rozpatrzenia przez WSA w Lublinie.
Nieprzychylne wobec zabudowy Górek teksty wychodziły spod pióra Krzysztofa Wiejaka, zwolnionego redaktora naczelnego, jak i innych dziennikarzy gazety. To właśnie te publikacje, zdaniem Wiejaka, były zarzewiem konfliktu:
"Walczyliśmy z betonozą i bezmyślnym wycinaniem drzew, podnosiłem bezsensowność budowy za 180 mln zł stadionu żużlowego z miejskich pieniędzy, prezentowaliśmy proekologiczną postawę, a w przypadku Górek Czechowskich opowiedzieliśmy się po stronie mieszkańców, którzy w referendum, co prawda niewiążącym, ale w zdecydowanej większości wypowiedzieli się przeciw zabudowie".
"Pisaliśmy o tym, krytykowaliśmy – i to spotykało się z niezadowoleniem ze strony dewelopera będącego większościowym udziałowcem Corner Media" – konstatuje Wiejak.
Zdymisjonowany naczelny "Dziennika Wschodniego" mówi OKO.press, że Kalinowski w jednym z smsów napisał mu, że poprzez krytyczne teksty o Górkach Czechowskich działa na jego niekorzyść. Na smsach się nie skończyło.
Wiejak relacjonuje: "Najbardziej namacalnym dowodem, że większościowemu udziałowcy nie podobają się moje komentarze, był wniosek o odwołanie mnie z funkcji naczelnego wysunięty podczas zgromadzenia wspólników. To było około dwóch lat temu. Pan deweloper przegłosował ten wniosek, ale praktycznie cały zespół redakcyjny stanął po mojej stronie i dlatego zarządzająca wówczas spółką pani prokurent nie wykonała tej uchwały".
Inny członek redakcji mówi nam, że podczas jednego z walnych deweloper wprost wyraził opinię o tym, że pojawiająca się na łamach "Dziennika Wschodniego" krytyka pomysłu budowy bloków na Górkach Czechowskich dziennikarze narusza jego interes.
W jaki sposób? Tomasz Kalinowski nie jest właścicielem gruntów na Górkach Czechowskich. Inwestycję w tym miejscu planuje inna lubelska spółka – TBV. Jej prezesem jest Wojciech Dzioba. Kalinowski i Dzioba są natomiast wspólnikami w innym przedsięwzięciu. Chodzi o Osiedle Regaty TBV. Jej wspólnikami są spółki TBV oraz LTK Company 5, której prezesem jest właśnie Kalinowski.
Kalinowski stanowczo zaprzecza, że to sposób pisania o Górkach Czechowskich był przyczyną konfliktu z mniejszościowymi udziałowcami. "Jeżeli ktoś ma takie dowody, to proszę o upublicznienie. To są zwykłe pomówienia mające za zadanie oczernienie mojej osoby".
Likwidator Kukawski chce doprowadzić do sprzedaży spółki. "Moim zamierzeniem jest to, żeby działalność operacyjna spółki była prowadzona i żebym mógł sprzedać przedsiębiorstwo, jako zorganizowaną część przedsiębiorstwa, oraz żeby jak największa część pracowników mogła przejść do nabywcy przedsiębiorstwa spółki" – wyjaśnia.
W tym celu pozyskał dokumentację – oprócz zapłacenia rachunków, ma posłużyć także do stworzenia bilansu otwarcia, wykazu wierzycieli i analizy czy spółka przynosi zysk czy stratę. Tomasz Kalinowski deklaruje chęć zakupu spółki na aukcji, która ma być finałem działań Kukawskiego. Jak powiedział OKO.press, jest zainteresowany wydawaniem "Dziennik Wschodniego".
Z pewnością będzie to już jednak inna gazeta. Niespełna 30-osobowy zespół w trzy dni stracił dwóch redaktorów i jedną dziennikarkę. Zwolniona wicenaczelna Agnieszka Mazuś martwi się o kolejne wydania dziennika:
"Krzysztof Wiejak i ja robiliśmy na zmianę wydania papierowe, więc po naszym zwolnieniu poniedziałkowe wydanie na szybko robił jeden z dziennikarzy. Kto będzie to robił w ciągu tygodnia po zwolnieniu jedynych redaktorów – nie mam pojęcia".
"Nie wiem jak oni to sobie wyobrażają. Sądzę, że gazeta wyjdzie, bo ludzie będą robić, co w ich mocy. Pytanie tylko jak długo pociągną. Praca redaktorów spada bowiem na ludzi, którzy będą musieli jednocześnie pisać teksty, redagować gazetę i robić wydania online" – kontynuuje Mazuś.
O plany dotyczące "Dziennika Wschodniego" zapytaliśmy Pawła Puzio, powołanego przez likwidatora na stanowisko redaktora naczelnego i wieloletniego dziennikarza DW: "Moim głównym celem jest bezpieczne przeprowadzenie naszej gazety przez trudny okres likwidacji, zapewnienie ciągłości wydawania numerów oraz stabilności pracy redakcji. Nie chcę się wypowiadać na temat sporu udziałowców. Jestem tylko pracownikiem wydawnictwa".
W tym momencie Paweł Puzio rzeczywiście jest tylko pracownikiem "Dziennika Wschodniego". Do niedawna był jednak wspólnikiem Corner Media – swoje udziały sprzedał w lutym 2020 roku Tomaszowi Kalinowskiemu.
Puzio deklaruje, że ze stanowiskiem naczelnego nie wiąże długofalowych planów: "Gdy pojawi się nowy inwestor lub wydawca, oczywiście natychmiastowo złożę swoją funkcję".
W środę 3 marca Miasto dla Ludzi – Lubelski Ruch Miejski, Fundacja Wolności, KOD Region Lubelski, aktywiści akcji Górki Czechowskie - wietrznie zielone i Marszu Równości w Lublinie organizują pikietę pod siedzibą redakcji.
Żądają przywrócenia do pracy zwolnionych redaktorów. "Traktujemy to [weekendowe zajścia w redakcji – przyp. red.] jako zamach na wolność wypowiedzi i niezależność dziennikarską, dzięki której opinia publiczna ma dostęp do rzetelnych informacji. (...) Protestujemy przeciwko zastraszaniu redakcji przez większościowego udziałowca Tomasza Kalinowskiego oraz zawłaszczaniu Lublina przez deweloperów!" – napisali.
Psycholożka, dziennikarka i architektka. Współpracuje z OKO.press i Fundacją Dajemy Dzieciom Siłę. W OKO.press pisze głównie o psychiatrii i psychologii, planowaniu przestrzennym, zajmowała się też tworzeniem infografik i ilustracji. Jako psycholożka pracuje z dziećmi i młodzieżą.
Psycholożka, dziennikarka i architektka. Współpracuje z OKO.press i Fundacją Dajemy Dzieciom Siłę. W OKO.press pisze głównie o psychiatrii i psychologii, planowaniu przestrzennym, zajmowała się też tworzeniem infografik i ilustracji. Jako psycholożka pracuje z dziećmi i młodzieżą.
Komentarze