W pięć lat przeciętnie zbiednieliśmy o trzy bilety na Depeche Mode. Tak wzrosły ceny biletów na koncerty. Podwyżki odczuwają szczególnie mocno fani największych, światowych gwiazd. Stawki dobijające do 1000 złotych za wejściówkę stają się standardem. Naprawdę nie może być taniej?
W połowie lutego cena pozostałych jeszcze w sprzedaży biletów na oba koncerty Depeche Mode: od 700 złotych w górę. Beyoncé na Stadionie Narodowym: najtaniej za 325 złotych, ale miejsca za taką stawkę rozeszły się bardzo szybko. Pod koniec sprzedaży ceny przekraczały 1000 złotych.
To samo miejsce, koncert Metalliki: od niemal 300 do prawie 900 złotych. Fani Björk muszą liczyć się z kolei z wydatkiem rzędu nawet 1200 złotych, duża część biletów na koncert w krakowskiej Tauron Arenie sprzedawana była po około 600 złotych. Karnety na Open'er Festival razem wejściem na pole namiotowe to wydatek prawie 1200 złotych.
To będzie pierwszy taki sezon koncertowy od 2019 roku. Największe gwiazdy muzyki, również te zza oceanu, po okresie pandemicznego zamknięcia ruszyły w wielkie trasy koncertowe. Jednocześnie do góry poszły ceny biletów na ich koncerty, a wielu fanów muzyki będzie musiało mocno zacisnąć pasa, by zapłacić nawet za najtańsze wejściówki z dala od sceny.
Wzrost cen widać gołym okiem, choć już przed pandemią nie było tanio. By zobaczyć Beyoncé występującą wspólnie z Jayem Z na Stadionie Narodowym, pięć lat temu trzeba było wydać od 253 do 550 zł. Organizatorzy koncertu Metalliki w tym samym miejscu życzyli sobie od 229 zł na trybunach do 479 zł bliżej sceny. Koncert Depeche Mode w Ergo Arenie w Trójmieście kosztował od 249 do 399 złotych na płycie hali.
Jak mają się takie zmiany cen do wzrostu płac?
W 2019 roku za kwotę równą medianie wynagrodzenia brutto mogliśmy kupić nieco powyżej 10 biletów na Depeche Mode najbliżej sceny. Na początku 2023 roku według danych Głównego Urzędu Statystycznego mediana wyniosła 4700 złotych brutto. Taka kwota pozwala na zakup niecałych siedmiu podobnych biletów na tegoroczne koncerty zespołu. Można więc powiedzieć, że przeciętnie zarabiający zbiednieli o ponad trzy bilety na występ zespołu z brytyjskiego Basildon.
Cykl „SOBOTA PRAWDĘ CI POWIE” to propozycja OKO.press na pierwszy dzień weekendu. Znajdziecie tu fact-checkingi (z OKO-wym fałszometrem) zarówno z polityki polskiej, jak i ze świata, bo nie tylko u nas politycy i polityczki kłamią, kręcą, konfabulują. Cofniemy się też w przeszłość, bo kłamstwo towarzyszyło całym dziejom. Rozbrajamy mity i popularne złudzenia krążące po sieci i ludzkich umysłach. I piszemy o błędach poznawczych, które sprawiają, że jesteśmy bezbronni wobec kłamstw. Tylko czy naprawdę jesteśmy? Nad tym też się zastanowimy.
Bywa, że tak wysokie ceny biletów na koncerty odstraszają nawet zamożniejszych fanów muzyki. Na przykład Pawła Kukiza. Były gwiazdor rocka zasiadający w polskim Sejmie załamywał ręce nad kosztem zakupu biletu na koncert Metalliki. „Ceny biletów to jest kosmos. Nie wydałbym chyba takiej kasy na bilet” – mówił na antenie RMF FM. Jednocześnie stwierdził, że państwo nie powinno ingerować w rynek koncertowy.
Innego zdania są niektórzy politycy w USA. Tam sprawą rosnących cen zainteresował się prezydent Joe Biden, a Kongres ma zająć się jego propozycją uregulowania rynku sprzedaży biletów. Zmiany w prawie mają zakładać zakaz pobierania nieuzasadnionych dodatkowych opłat, obowiązek ujawnienia wszystkich składowych ceny wejściówki i zakaz wstrzymywania sprzedaży części z biletów, co skutkuje zwyżkami cen, a w końcu brakiem ich dostępności poza odsprzedażą.
Postulaty Bidena uderzają w praktyki kontrolującego rynek w USA sprzedawcy biletów – czyli Ticketmastera. W przypadku dużych, ale i części mniejszych koncertów ta firma ma pozycję monopolisty. Co więcej, bileteria jest częścią Live Nation Entertraiment – korporacji, w której część wchodzi również Live Nation, największa na świecie agencja koncertowa, a więc i organizator wydarzeń.
Większość bardziej pojemnych obiektów w USA podpisuje umowy z obiema firmami na zasadzie wyłączności. Dlatego artyści w Stanach najczęściej nie mają wyboru – w trasy wysyła ich Live Nation, a bilety sprzedaje Ticketmaster. W praktyce rynek kontroluje jedna grupa kapitałowa, która może narzucać swoje warunki fanom i artystom.
Na reputację obu firm ostatnio mocno wpłynęło niezadowolenie fanów Taylor Swift, którzy w ogromnej większości nie byli w stanie kupić biletów na koncerty swojej idolki. Sprzedaż wejściówek zbombardowały boty, czyli programy komputerowe udające prawdziwych klientów, służące do wykupu jak największej liczby biletów i ich późniejszej, droższej odsprzedaży.
Władze Ticketmastera przyznały, że wiedziały o możliwości ataku i postanowiły do niego dopuścić, co znacznie spowolniło sprzedaż. W odsprzedaży stawki za bilet sięgały z kolei nawet powyżej 10 tys. dolarów.
Sprawa dopuszczonych na strony Ticketmastera „wirtualnych koników” znalazła swój finał przed komisją senatu USA, dochodzenie w sprawie otworzył prokurator generalny, a kongresmenka Amy Klobuchar zarzuciła firmie, że jest praktycznym monopolistą. Również w Polsce Ticketmaster jest bardzo poważnym graczem – jednak nadal niejedynym.
„W Polsce nie funkcjonuje model tzw. »venue deals«, czyli ekskluzywnych współprac obiektów z bileteriami, który jest powszechnie stosowany np. w Anglii czy USA. U nas podobne kooperacje opierają się głównie na wymianie świadczeń, np. promocyjnych. Jednocześnie nie niesie to dla organizatora obowiązku sprzedaży biletów przez partnerskiego dla obiektu dystrybutora” – mówi nam Bartek Troński, wiceprezes firmy eBilet.
Należąca do Allegro firma może funkcjonować w Polsce właśnie dzięki różnorodności naszego rynku. Artyści występujący w Polsce mogą korzystać z różnych bileterii. Prężnie działają między innymi Going, AleBilet czy Biletyna. Podobnie jest z agencjami koncertowymi – w Polsce działa ich wiele, specjalizują się w różnych gatunkach muzycznych i obsługują różnej rangi wydarzenia.
Nie znaczy to, że model działania Live Nation (LN) i Ticketmastera nie odciska piętna na polskim rynku. Wszystkie wymienione na początku tekstu gwiazdy korzystają z usług tych dwóch firm. Ma to swoje zalety – obie działają globalnie, dzięki czemu managerowie nie muszą podpisywać umów z mniejszymi przedsiębiorstwami funkcjonującymi w poszczególnych krajach. Dlatego artyści często właśnie z LN podpisują ekskluzywne kontrakty.
Precedensem była umowa Madonny z 2007 roku. Artystka wyznaczyła międzynarodową agencję na promotora swoich koncertów, jednocześnie oddając firmie prawa do katalogu jej nagrań. Kontrakt opiewał na 120 mln dolarów.
Obecność dużych graczy niesie za sobą pozytywy również dla melomanów – dzięki nim największe gwiazdy mają ułatwiony dostęp do polskiego rynku. Pamiętajmy, że jeszcze kilkanaście lat temu – a więc jeszcze przed wejściem LN do Polski – na koncerty wielu z artystów dziś regularnie przyjeżdżających do Polski trzeba było wybierać się za granicę.
Wejście LN na polski rynek pobudziło polską scenę koncertową, jednak przyniosło też negatywne skutki. Firma podpadła polskim klientom już kilka razy. Najgłośniejszy był przypadek koncertu zespołu Guns'n'Roses w 2017 roku. Chodziło o sposób wyznaczenia Golden Circle – najbliższego scenie sektora, do którego za dostęp trzeba zwykle dopłacić nawet kilkaset złotych.
„Organizatorzy koncertów już dawno zwietrzyli tu dodatkowe zyski i dyskretnie zaczęli rozszerzać strefę »przy scenie«. Czegoś takiego, jak podczas gdańskiego koncertu Guns N'Roses, nigdy jednak nie widziałem: strefa Golden Circle objęła trzy-czwarte płyty boiska, a strefa ze standardowymi miejscami stojącymi... samą końcówkę płyty” – pisał na łamach Naszego Miasta Trójmiasto Piotr Weltrowski.
Fani określali takie działanie agencji prymitywnym skokiem na kasę. „Przy pięknej pogodzie, w pięknym Trójmieście, na piękny stadion przyjechał naprawdę duży amerykański zespół i zaprezentował show na poziomie, którego można oczekiwać od gwiazdy światowego formatu. Problem w tym, że organizator koncertu – firma Live Nation – podeszła do tematu jak – nie przymierzając – znana z internetowych memów karykatura typowego Janusza biznesu” – oceniał Weltrowski.
Fani amerykańskiego zespołu zwrócili się z prośbą o interwencję do Urzędu Ochrony Konsumenta i Konkurencji (UOKiK) – z dobrym skutkiem.
„Na skutek interwencji UOKiK przedsiębiorcy zmienili swoje praktyki. Live Nation zmienił zasady informowania klientów o rozmiarach sektorów najbliżej sceny, poprzez odniesienie ich procentowej powierzchni do płyty obiektu dostępnej dla widzów. Natomiast spółka Ticketmaster zmieniła regulamin, wprowadzając m.in. ułatwienia przy zwrocie biletów przez konsumentów w przypadku odwołania imprezy” – usłyszeliśmy od przedstawicieli UOKiK.
Rzeczywiście, obie firmy unikają podobnych skandali, a wyznaczanie Golden Circle przestało być regułą (choć płyty stadionów i hal nadal bywają podzielone na sektory). Nie oznacza to, że uczestnicy imprez muzycznych nie mają powodów do frustracji związanych z działaniem gigantów.
Stosunkowo nową praktyką Ticketmastera jest sprzedaż biletów oznaczonych jako „platinum” w dynamicznej cenie. W praktyce może się zdarzyć, że kupując wejściówkę za 1200 złotych, będziemy siedzieć obok kogoś, kto za identyczną widoczność sceny zapłacił złotych 300. Tak działa system sprzedażowy wykrywający „zwiększone zapotrzebowanie” na bilety w danych sektorach i ustalający ceny na niektóre z miejsc na podwyższonym poziomie.
Polityka cenowa LN i Ticketmastera nie pozostaje więc bez wpływu na dostępność wydarzeń muzycznych dla fanów o mniej zasobnych portfelach. O jej zasady chcieliśmy zapytać u źródła. Niestety nasz mail z prośbą o rozmowę z przedstawicielką Live Nation pozostaje bez odpowiedzi.
„Obecność LN i Ticketmastera prowadzi do windowania cen i maksymalizacji zysków kosztem publiczności. Live Nation i Ticketmaster mają tego samego właściciela, nie od dziś wiadomo, że te dwie firmy często stosują nieetyczne działania, chociażby w obszarze odsprzedaży biletów” – komentuje w rozmowie z OKO.press Michał Wieczorek, dziennikarz Dwutygodnika i Radiowego Centrum Kultury Ludowej.
„Oddanie tak dużej części rynku – największe koncerty są niemal zmonopolizowane przez LN – prowadzi do drastycznej podwyżki cen biletów na koncerty, które stają się towarem luksusowym. Widać również próby przejęcia coraz to nowych segmentów rynku przez LN, czego efektem jest przejęcie kilka lat temu poznańskiej agencji Go Ahead, specjalizującej się w »muzycznej klasie średniej«. Już nie tylko koncerty w największych halach i na stadionach są organizowane przez LN, ale nawet w tak niedużych miejscach jak warszawskie Hybrydy” – dodaje Wieczorek.
Wysokie ceny biletów na koncerty nie wynikają jednak jedynie z działań największych graczy rynku. Wszystkie przedsiębiorstwa z branży mają problem z rosnącymi kosztami organizacji wydarzeń. W nawet najmniejsze koncerty zaangażowani są ludzie, którym trzeba płacić. Kluby, stadiony i hale również mają swoje koszty – muszą przecież opłacać rachunki za wodę czy elektryczność. A prądu w czasie koncertów największych gwiazd zużywa się dużo. Energii potrzeba nie tylko na nagłośnienie, ale i oprawę wydarzenia, w tym na oświetlenie czy telebimy.
Rosną też wymagania płacowe artystów, którzy przez dwa lata obostrzeń stracili główne źródło swojego dochodu. Niektórzy z organizatorów sugerują, że na podwyższone stawki może też wpływać nasze położenie. Polska może być odbierana jako kraj w „strefie ryzyka” przez bliskość ogarniętej wojną Ukrainy.
„Gaże artystów rosły już przed pandemią, ale rzeczywiście w tym roku ten wzrost jest mocno odczuwalny. Dodatkowo sytuację komplikuje niestabilna sytuacja w naszym regionie” – mówią nam organizatorzy katowickiego Off Festivalu dodając, że „wszystko drożeje”. Ceny karnetów na sierpniowe wydarzenie nie należą do najwyższych – trzydniowy karnet bez dostępu do pola namiotowego kosztuje 379 złotych. Impreza skupiona na prezentowaniu muzyki alternatywnej, pomimo zaangażowania sponsorów i wsparcia miasta, co roku jednak podnosi ceny biletów.
„Gaża artysty jest jedną ze składowych ceny biletu, natomiast dużą jej część pochłania produkcja wydarzenia, ale też zasoby ludzkie, pracujące przy jego organizacji” – wyjaśnia z kolei Bartek Troński z eBiletu. – „W ostatnich latach polska publika przyzwyczaiła się do wydarzeń realizowanych na światowym poziomie. Teraz nawet występy naszych rodzimych artystów to widowiska z niesamowitą oprawą – scenami, efektami dźwiękowymi, świetlnymi, a ich realizacja generuje koszty i angażuje czasem nawet tysiące osób. W przypadku zagranicznych gwiazd duże znaczenie odgrywa również logistyka związana z podróżą całego sztabu artysty”.
Podwyżki cenowe dotyczą dziś nie tylko koncertów dużych, zagranicznych gwiazd. 149 złotych trzeba wydać, by w Krakowie pójść na koncert Bajmu. Bilet na występ Brodki to wydatek powyżej 100 złotych. Wstęp na koncert Igo kosztuje 129 złotych. Koncerty – nawet te krajowe – stają się rozrywką dla najbogatszych.
„Ciągle jednak alternatywą są mniejsze koncerty, artystów mniej znanych (ale to wcale nie znaczy, że gorszych). Oczywiście, koncerty na mniejsze lub po prostu małe koncerty też są droższe niż jeszcze kilka lat temu, ale nie jest to aż tak skokowa różnica, jak w przypadku największych gwiazd” – mówi nam Michał Wieczorek i dodaje: – „Wspieranie lokalnych środowisk, promotorów, klubów i zespołów może pomóc im przetrwać trudne chwile, a w przyszłości zbudować zdrowszy rynek koncertowy”.
Kultura
bilety beyonce
bilety bjork
bilety depeche mode
ceny biletów na koncerty
live nation bilety
Rozrywka
ticketmaster
Reporter, autor tekstów dotyczących klimatu i gospodarki. Absolwent UMCS w Lublinie, wcześniej pracował między innymi w Radiu Eska, Radiu Kraków i Off Radiu Kraków, publikował też w Magazynie WP.pl i na Wyborcza.pl.
Reporter, autor tekstów dotyczących klimatu i gospodarki. Absolwent UMCS w Lublinie, wcześniej pracował między innymi w Radiu Eska, Radiu Kraków i Off Radiu Kraków, publikował też w Magazynie WP.pl i na Wyborcza.pl.
Komentarze