0:00
0:00

0:00

Prawa autorskie: Fot. Adam Stepien / Agencja Wyborcza.plFot. Adam Stepien / ...

Chcielibyśmy dać wam więcej, ale stan finansów publicznych wiąże nam ręce. Taki przekaz ma koalicja rządząca do najuboższych odbiorców energii, i w takim tonie wypowiadał się w Sejmie Rafał Komarewicz z Polski 2050, referując pomysły władz na zbicie cen energii. Te dla większości konsumentów pójdą dość mocno w górę. Choć jeszcze niedawno mówiło się o co najwyżej kilkudziesięciozłotowych podwyżkach, w połowie maja jasne jest, że koszt zakupu megawatogodziny pójdzie w górę znacznie mocniej. Takie będą konsekwencje częściowego odmrożenia cen energii z jednoczesnym wprowadzeniem bonu energetycznego dla osób o najmniej zasobnych portfelach.

Jakie podwyżki? Od kilkunastu do 30 proc.

„Dla tych, którzy dotychczas korzystali z ceny najniższej, na dziś cena energii wzrośnie ok. 90 groszy na kilowatogodzinę. Na rachunku to jest kilkanaście procent. Teraz jeszcze szukamy, co zrobić z kosztami dystrybucji, które też w rachunku ważą” – mówiła na antenie RMF FM ministra klimatu Paulina Hennig-Kloska. I dodała, że w najgorszym możliwym scenariuszu, rachunki wzrosną o 30 proc. „Jeszcze szukamy, co zrobić, żeby ten poziom obniżyć, bo dużo zależy od decyzji URE, decyzji Ministerstwa Aktywów Państwowych i podległych mu spółek” – zapewniała.

Obecnie ustawa mrozi ceny prądu na poziomie 412 złotych za megawatogodzinę bez VAT, akcyzy i kosztów dystrybucji. Od lipca, według zapowiedzi Hennig-Kloski, maksymalna cena energii dla gospodarstw domowych zostanie podniesiona do 500 złotych za MWh.

Bon energetyczny z kryterium dochodowym

Bon rekompensujący wzrosty cen obejmie gospodarstwa o dochodzie do 1700 złotych na osobę (gospodarstwa wieloosobowe) i 2500 zł na osobę (w gospodarstwach jednoosobowych).

„Przyjęte kryteria dochodowe bonu energetycznego pozwolą w drugiej połowie 2024 roku objąć wsparciem różne grupy beneficjentów, którzy z różnych przyczyn mają trudności w pokrywaniu rachunków za energię elektryczną. Jak w przypadku dodatku osłonowego, bonem energetycznym zostaną objęci emeryci ze świadczeniem poniżej minimalnej emerytury czy emeryci i renciści ze świadczeniem równym najniższej emeryturze” – czytamy w informacji kancelarii premiera.

Bon ma być wypłacany jednorazowo. Osoby spełniające kryteria mają dostawać od 300 złotych (gospodarstwo jednoosobowe) do 600 złotych (gospdoarstwo złożone z przynajmniej sześciu osób). W przypadku odbiorców ogrzewających dom wyłączenie prądem kwoty idą w górę: analogicznie od 600 do 1200 złotych. Po przekroczeniu progów dochodowych dochodzi zasada „złotówka za złotówkę”, która nie wyklucza pomocy, jednak pomniejsza ją o kwotę, o którą przekroczone jest kryterium. Wprowadzenie ustawy ma kosztować państwo 8 mld złotych w postaci wydatków na bon i rekompensat dla sprzedawców prądu.

Gdyby tylko pieniędzy było więcej

Bon mógłby być wyższy, gdybyśmy w państwowej kasie nie zastali pustek – wyjaśniał z Sejmowej mównicy Rafał Komarewicz.

„Rząd robi wszystko, by zapobiec drenowaniu portfeli obywateli. Zdajemy sobie sprawę z tego, że oczekiwania społeczne są większe. Jednak stan finansów, jaki zastaliśmy po ośmiu latach rządów PiS, a także brak skutecznych działań rządu Mateusza Morawieckiego dotyczących dywersyfikacji źródeł energii czy rozwoju OZE, znacznie ograniczają nasze pole dla wsparcia odbiorców energii” – mówił poseł PL2050. Jak dodawał, stan finansów i wysokie ceny energii wynikają między innymi z przepalenia potężnych pieniędzy na zarzuconą budowę nowego bloku elektrowni w Ostrołęce.

Rząd, do momentu przerwania budowy, przeznaczył na ostatnią nową elektrownię węglową około miliarda złotych. Poprzednie władze niewłaściwie wydawały również pieniądze zarobione w ramach unijnego systemu ETS, czyli handlu uprawnieniami do emisji CO2. W jego myśl zanieczyszczający płacą, a certyfikaty uprawniające do wypuszczenia dwutlenku węgla do atmosfery wspomagają krajowe budżety. Komisja Europejska zachęca do przeznaczenia całości ze środków na zieloną transformację. W Polsce często szły one na inne cele, między innymi na dodatki osłonowe dla najuboższych.

„Ustawa wychodzi w stronę obywateli w sposób odpowiedzialny, taki, jaki pozwala nam dziurawy budżet, dzięki Bogu zszyty przez ministra finansów” – przekonywał Komarewicz.

Radykalna podwyżka? A może łagodna korekta?

Waldemar Buda z PiS nazwał propozycję rządu „ustawą o podwyżkach cen energii”. Zwrócił uwagę na projekt obywatelski, który zebrał 10 tysięcy podpisów i zakłada zamrożenie cen na obecnym poziomie.

„To, co proponuje dziś minister Hennig-Kloska, to radykalna podwyżka, tym gorzej, że nie dotyczy jednej sfery, jednego rachunku. Ta ustawa dotyczy trzech z nich. Nie było takiej sytuacji, by równolegle trzy stałe rachunki podnosiły się o kilkadziesiąt procent” – mówił Buda. Jak wymieniał, prąd może pójść w górę o 29 proc., gaz, w zależności od taryfy, o nawet 45 proc., a ciepło systemowe o kilkanaście-kilkadziesiąt procent. – „Wrócimy z projektem obywatelskim w czerwcu, będą pod nim setki tysięcy podpisów” – mówił Buda. Według niego Polskę stać na mrożenie cen energii do momentu, gdy będą one na akceptowalnym dla odbiorcy poziomie. Jak stwierdził, ceny energii uderzą również w rolników i przedsiębiorców, którzy mogą zacząć zwijać swoje biznesy.

„Zwracamy się do prezesa Urzędu Regulacji Energetyki o ustalenie taryfy odpowiadającej obecnym cenom energii na rynku hurtowym” – mówił z kolei Tomasz Nowak z Koalicji Obywatelskiej. Jak wyjaśniał, przy korzystnych cenach na rynku cena za megawatogodzinę nieobarczona dodatkowymi kosztami może być niższa niż 500 złotych. Kwota ta stanowi jedynie cenową „czapę”, na wypadek wyższego wzrostu cen taryfowych.

Ceny energii napędzą wynik populistów?

„To musi być parasol ochronny, nie listek figowy. Wszyscy na tej sali wiemy, że to rozwiązanie powinno być poprawione. Mówię o różnicowaniu wsparcia dla ogrzewających domy różnymi źródłami ciepła i kryteriach nieobejmujących Polaków zarabiających płacę minimalną. Tak, to kosztuje, ale transformacja energetyczna albo będzie sprawiedliwa, albo nie będzie jej wcale. Skąpstwo w tym wypadku to polityczny prezent dla przeciwników Unii Europejskiej” – stwierdziła w odpowiedzi Paulina Matysiak z Razem. – „Słyszymy ze strony rządzących o finansach. Szanuję ten argument, ale skoro tak, to dlaczego dosypuje się bogatym przedsiębiorcom, jak przy wakacjach ZUS-owskich, a skąpi się pieniędzy tym, którzy mają ich najmniej?” – pytała retorycznie Matysiak. Razem zapowiedziało, że poprze ustawę, ale pod warunkiem dalszej pracy nad nią z perspektywą dosypania pieniędzy do bonu.

Matysiak zwraca uwagę na rzeczywisty problem, którego objawy było widać było również podczas sejmowej debaty. Posłowie Konfederacji mówili o „fanatycznym klimatyzmie”, który ma doprowadzać do dramatycznej sytuacji odbiorców prądu. Decyzja o stopniowym odmrażaniu cen energii bez wystarczających osłon może być wodą na młyn dla antyunijnej narracji – szczególnie w dobie gorącej debaty o Europejskim Zielonym Ładzie.

Ceny energii „sztucznie zaniżane”

Trudno nie spodziewać się, że prawica nie będzie chciała ugrać na podwyżkach cen jak najwięcej, strasząc przy tym kosztownością zeroemisyjnych rozwiązań i utrzymywania (a nawet rozszerzania) systemu sprzedaży uprawnień ETS. To ryzykowne w przededniu europejskich wyborów, szczególnie że podwyżki uderzą przede wszystkim w najuboższych, dla których rachunek za prąd może wynosić nawet 25 proc. całych miesięcznych wydatków.

Z drugiej strony tania energia ma swój koszt, o czym mówi nam Wojciech Kukuła, prawnik z Fundacji ClientEarth – Prawnicy dla Ziemi.

„Trzeba pamiętać, że Zielony Ład zakłada również poprawę efektywności energetycznej i redukcję konsumpcji energii. Jeśli wiecznie będziemy mrozić ceny energii, będzie ona nienaturalnie tania i w konsekwencji nie będziemy mieli bodźców do ograniczania jej zużycia, zmiany swoich nawyków i przechodzenia na nowe technologie. Dla odbiorców ważniejszy od jednostkowej ceny paliwa czy energii jest zresztą ich łączny koszt. Mądrzejsze gospodarowanie energią to kolejny mało zauważany element Zielonego Ładu, który w kontekście walki ze zmianą klimatu jest absolutnie kluczowy” – stwierdził Kukuła.

Dodatkowe miliardy poprawiłyby sytuację

Mimo to rząd mógłby wydać na osłony więcej i zaplanować je bardziej starannie. Pisał o tym na naszych łamach Jakub Sokołowski z Instytutu Badań Strukturalnych. Jak zauważył ekspert, błędem jest przekazania dystrybucji środków samorządom. ZUS mógłby podjąć się tego zadania, wydając dwa razy mniej pieniędzy. Przeniesienie wypłat wsparcia do Zakładu Ubezpieczeń Społecznych mogłoby też przygotować instytucje na wydatkowanie środków osłonowych dla odbiorców energii z UE – od 2026 będzie to aż 20 mld złotych.

Podstawowym problemem rządowej propozycji jest jednak bardzo niska kwota wsparcia. Dla gospodarstw nieużywających prądu do ogrzewania będzie to od 300 do 600 złotych. "Taka kwota pozwoli na pokrycie około 20 proc. podwyżki cen energii elektrycznej w wieloosobowych rodzinach. To mniej niż przewidywane przez Ministerstwo Klimatu i Środowiska podwyżki cen energii elektrycznej.

Dodatkowo ministerstwo przewiduje, że wzrosną ceny gazu i ciepła sieciowego. Dlatego kwota bonu powinna być dwukrotnie większa, jeżeli wsparcie miałoby w całości zabezpieczyć gospodarstwa domowe przed podwyżkami cen. Bon wyniósłby wtedy od 600 zł w jednoosobowym gospodarstwie domowym, do 1200 zł w rodzinach liczących powyżej sześciu osób. Odpowiada to kwocie, które rząd przewidział jako wsparcie tylko w szczególnym przypadku: osób korzystających z ogrzewania na prąd. Zamiast szczególnego potraktowania jednej grupy, lepiej bezwarunkowo zwiększyć wsparcie wszystkim" – przekonywał Sokołowski. W takim przypadku państwo na bon wyda nie 1,3, a 3 mld złotych.

Rząd powinien rozważyć tę propozycję. W innym przypadku będzie musiał zmagać się nie tylko z klimatycznymi denialistami, straszącymi kosztami transformacji. Niektórzy mogą zapytać, dlaczego na wakacje od ZUS dla przedsiębiorców rząd ma wydać aż o 340 milionów złotych więcej, niż na wsparcie dla ubogich odbiorców energii. Uboższym wyborcom będzie to bardzo trudno wytłumaczyć. Chętniej mogą wsłuchać się więc w argumenty o „szalejącym klimatyzmie” i ciepło wspominać czasy PiS, który skuteczniej dbał o ich interesy.

;
Na zdjęciu Marcel Wandas
Marcel Wandas

Reporter, autor tekstów dotyczących klimatu i gospodarki. Absolwent UMCS w Lublinie, wcześniej pracował między innymi w Radiu Eska, Radiu Kraków i Off Radiu Kraków, publikował też w Magazynie WP.pl i na Wyborcza.pl.

Komentarze