0:00
0:00

0:00

Prawa autorskie: Fot. Sławomir Kamiński / Agencja Wyborcza.plFot. Sławomir Kamińs...

Ceny paliw w Polsce i w Europie w hurcie zaczęły się rozjeżdżać już na początku lipca. Od początku drugiej połowy roku hurtowe ceny oleju napędowego w Europie wzrosły o 42 proc., w Polsce spadły natomiast o 2 proc.

Orlen ma tak silną pozycję na rynku, że może dyktować ceny w całym kraju, bo jest w stanie narzucać wszystkim graczom ceny hurtowe. Zaniżone ceny hurtowe przekładają się na ceny na stacjach z opóźnieniem, ale w końcu różnica w detalu też jest widoczna. Szczególnie spektakularny był tutaj wrzesień. Spójrzmy na wykres dla benzyny euro-95 w ostatnich miesiącach w Polsce, Czechach i Niemczech, oraz średniej unijnej:

Codziennie niskie ceny

Cena w Polsce praktycznie stoi do początku września, w innych krajach stopniowo się podnosi. Najciekawiej robi się we wrześniu, gdy cena spada już gwałtownie – według danych Komisji Europejskiej o 10 eurocentów. W ostatnim tygodniu (ostatnie dane KE pochodzą z 11 września) mamy na benzynie obniżkę o 27 groszy na litrze.

To, co dzieje się w Polsce nie współgra ze światowym rynkiem ropy. W ostatnim tygodniu sierpnia baryłka ropy brent kosztowała poniżej 83 dolarów. Od 24 sierpnia mamy jednoznaczny, szybki trend wzrostowy, dziś cena przekroczyła 94 dolary. Analitycy rynku przewidują już, że idziemy na przynajmniej 100 dolarów.

Umowa Rosjan i Saudyjczyków

Skąd te nagłe i szybkie wzrosty? To przede wszystkim wynik umowy między Rosją a Arabią Saudyjską. W 2022 roku kraje te były drugim i trzecim największym producentem ropy na świecie. Na początku września zdecydowały się na przedłużenie dotychczasowego ograniczenia produkcji, by zmniejszyć podaż ropy na rynku, a w związku z tym – podbić jej cenę. Arabia Saudyjska ogranicza produkcję o milion baryłek dziennie. To sporo – w zeszłym roku średnia produkcja wynosiła 10,6 mln baryłek.

W odpowiedzi na ten ruch ceny ropy na całym świecie wzrosły. A za nimi rosną ceny paliw. Polska jest więc ewenementem. Orlen jako prawie-monopolista ma możliwość kreowania cen na całym polskim rynku. I korzystał z tego na przykład w styczniu 2023 przy nagłej obniżce. Wcześniej, w ostatnim kwartale 2022 roku ceny utrzymywały się na bardzo wysokim poziomie, jednym z najwyższych w Europie.

Dziś jest odwrotnie. Skala dzisiejszych obniżek i rozjazd z trendami poza granicami Polski jest bezprecedensowa.

Narzuca to prostą interpretację ostatnich ruchów Orlenu: jest to obniżka wyborcza.

Orlen temu oczywiście zaprzecza.

Przeczytaj także:

Oświadczenie Orlenu

Dziennik „Fakt” otrzymał od Orlenu odpowiedź na pytanie, dlaczego obniżki są aż tak duże, czy mają związek z wyborami i jakich dalszych spadków powinniśmy się spodziewać. Przytoczmy tę odpowiedź w całości:

„Ceny paliw w Polsce od wielu już lat są jednymi z najniższych w Europie i to nie tylko w odniesieniu do krajów zachodnich, ale również do regionu Europy Środkowo-Wschodniej. W miarę możliwości, jakie wyznacza rynek, Orlen stara się, aby ceny oferowanego paliwa były jak najbardziej atrakcyjne dla klientów. Ponadto Orlen działa w kierunku stabilizacji cen, aby uniknąć gwałtownych wahań kosztów paliwa ponoszonych przez odbiorców. Sprzyja temu polityka cenowa koncernu, która jest kształtowana w perspektywie rocznej i realizowana zgodnie z przyjętymi założeniami finansowymi.

Cena baryłki ropy jest tylko jednym z wielu czynników wpływających na ostateczną cenę paliw gotowych (benzyny i oleju napędowego). Ceny paliw, nie tylko w Polsce, ale w całej Europie, zależą od notowań gotowych produktów paliwowych na europejskich giełdach. Jednak dodatkowo na ceny paliwa na poszczególnych rynkach oraz w ofercie konkretnych dostawców wpływ mają także, m.in. źródła pozyskania paliw, koszty surowców, obciążenia fiskalne oraz koszty produkcji i usług, w tym koszt energii, logistyki i koszty pracy.

Należy podkreślić, że Grupa Orlen posiada około 65 proc. udziału w polskim rynku paliw, obejmującego łącznie sprzedaż detaliczną prowadzoną przez stacje koncernu oraz hurtową na rzecz klientów zewnętrznych. Pozostała część polskiego rynku bilansowana jest importem i obsługiwana przez niezależne firmy, na których działania i prowadzoną przez nie politykę cenową Orlen nie ma wpływu”.

Bardzo łatwo wykazać błędy w tym rozumowaniu.

Odpowiedź obok pytań

Orlen odpowiada, że działa w kierunku stabilizacji, ale bezprecedensowe obniżki z ostatnich tygodni temu przeczą.

Koncern wskazuje też, że cenę kształtują inne czynniki, niż tylko cena ropy na światowych rynkach. Ale nie wykazuje, w jaki sposób czynniki te są tak różne od tych samych czynników w sąsiednich krajach. Nie wiemy z tej odpowiedzi, dlaczego w Czechach, Niemczech czy na Litwie cena benzyny rośnie, a w Polsce gwałtownie spada.

Odpowiedź nie wyjaśnia też w żaden sposób, dlaczego Orlen różnie kształtuje ceny hurtowe w różnych krajach. W pierwszej połowie września hurt Orlenu w Czechach zdrożał o 5,7 proc., w Polsce spadł o 5,9 proc.

„Polityka Insight” podaje, że do bilansowania rynku w obecnej sytuacji Orlen wykorzystuje dziś zapasy interwencyjne paliw. To krytyczne zapasy na trudne czasy, na przykład na wypadek wojny lub krytycznych awarii w infrastrukturze. Poziom tych rezerw nie był zmniejszany nawet w lutym 2022 roku. Orlen tłumaczy, że nie kontroluje całego rynku, a bilans rynkowy wspomagany jest przez import prywatny. Tymczasem szef działu energetycznego „Polityki Insight” pisze: „dysproporcje w cenach sprawiły, że od początku sierpnia niemal całkowicie zamarł import paliw do Polski realizowany przez prywatne podmioty”. A z tego wynika jasno: agresywna polityka cenowa Orlenu ma bezpośrednie przełożenie również na te podmioty, których Orlen nie kontroluje.

Takim oświadczeniem Orlen nie odsunął więc podejrzeń, że jest to obniżka przedwyborcza. A o tym, że prezes Orlenu Daniel Obajtek jest blisko władzy, nie musimy przypominać. Orlen Obajtka to część państwowego systemu Jarosława Kaczyńskiego.

Gra na obniżenie inflacji?

Niższe ceny paliw mają też przełożenie na inny, ważny wskaźnik przed wyborami: inflację.

Analitycy ekonomiczni mBanku podali na Twitterze dwie ścieżki inflacji – tę z obecnymi cenami paliw i taką, gdyby Orlen nie wpływał na ceny paliw tak silnie, jak teraz. Ich zdaniem, gdyby Orlen nie interweniowałby dziś w ceny paliw, cena wynosiłaby dziś 7,40 zł.

mbank

Różnica, szczególnie w październiku, jest kolosalna. I ze spadku o trzy punkty procentowe w dwa miesiące w normalnych warunkach należałoby się cieszyć. Ale jeśli taki spadek nastąpi, to nie będzie w nim nic naturalnego. A takie działania będą miały później swoje konsekwencje.

Pojawiają się szacunki, że dziś powinno to być nawet 7,50 zł

Działania w kierunku obniżenia inflacji to nie tylko ceny paliw. Mieliśmy również:

  • obniżkę cen energii elektrycznej dla przedsiębiorstw,
  • podniesienie limitu zużycia energii elektrycznej dla gospodarstw domowych przy cenach preferencyjnych
  • darmowe leki dla określonych grup pacjentów.

Ostatnia prosta

Gdy połączymy to wszystko razem, staje się jasne: władza walczy o jak najniższy wskaźnik inflacji we wrześniu, którym będzie można się chwalić przez ostatnie dwa tygodnie kampanii wyborczej. Prognozowana powyżej przez mBank powyżej inflacja to 8,8 proc., ale niewykluczone, że przy tak szeroko zakrojonych działaniach wynik będzie jeszcze nieco niższy.

Da to też impuls dla wiernej prezesowi Glapińskiemu większości w Radzie Polityki Pieniężnej, by ponownie obniżyć stopy procentowe. I będzie można mówić o kolejnym sukcesie – spadku wartości rat kredytów mieszkaniowych. Dzień w dzień w „Wiadomościach” oglądać będziemy wykresy ze spadkiem inflacji o 10 punktów procentowych w niewiele ponad pół roku. Zobaczymy też, że ceny od pół roku praktycznie stoją w miejscu lub spadają.

A po nas choćby potop.

2024 rokiem klęski?

„Co będzie później? Nie zmieniamy zdania, że 2024 rok będzie w tym względzie rokiem klęski, a rozluźnienie monetarne będzie z dużym prawdopodobieństwem odwrócone” – piszą w komentarzu ekonomiści mBanku. Zapytany przez nas o ten sam problem ekonomista dr Wojciech Paczos zgadza się w tym stwierdzeniem.

Jego zdaniem cięcie marż przez Orlen to broń obosieczna.

„Takie rzeczy wpływają na inflację tylko w momencie ich wprowadzenia – a przecież bez końca ciąć marż nawet Orlen nie może.

Jeżeli procesy inflacyjne w polskiej gospodarce będą dalej zachodziły – tak jak przewiduje mBank i jak sądzę i ja – to i Orlen będzie musiał podnosić ceny. Chociażby dlatego, że przy inflacyjnym osłabieniu złotego wzrosną im koszty.

Czy Orlen mógłby w jakimś stopniu zatrzymać albo odwrócić procesy inflacyjne w gospodarce?” – zastanawia się ekspert – „Nie wydaje mi się, paliwo to istotny, ale nie jedyny czynnik. Ostatnie cięcie stóp procentowych, plus kredyty po 2 proc. (czy nawet po 0 proc. po wyborach.) będą raczej inflacyjne. Czy cięcie marż Orlenu może być wystarczająco deflacyjne, aby przeważyć szalę? Nie wiem, ale wątpię. W mojej ocenie marże są raczej wynikiem, a nie źródłem procesów inflacyjnych. Generalnie, u podmiotów rynkowych marże rosną na skutek rosnących oczekiwań inflacyjnych. W Orlenie też tak było. Teraz obserwujemy też inne zjawisko – marże spadają, na skutek decyzji politycznych”.

„Polityka Insight”: Obajtek mówi, że „sytuacja nadzwyczajna” do 15 października

„Polityka Insight” w swojej analizie sytuacji pisze wprost: „Według naszych informacji prezes Orlenu Daniel Obajtek miał przekazać partnerom biznesowym, że nadzwyczajna sytuacja na polskim rynku utrzyma się do dnia wyborów (15 października). Nasze źródła wskazują, że w listopadzie i grudniu Orlen będzie szybko podnosił ceny, aby nie tylko przywrócić równowagę na rynku, lecz także odbudować zapasy. Koncern liczy na spadek cen ropy, ale też na mniejszy popyt jesienią”.

Nie trzeba mieć źródeł w Orlenie i rządzie, aby taka sytuacja wydawała się bardzo prawdopodobna. Równowaga na rynku paliw musi zostać zachowana, więc po gwałtownych obniżkach trzeba się liczyć z gwałtownymi podwyżkami. Z punktu widzenia polityki dla PiS jest to sytuacja win-win. Z jednej strony jest szansa na utrzymanie władzy dzięki manipulacjom rynkowym Orlenu. A jeśli się nie uda, to nowy rząd będzie musiał sobie z taką sytuacją radzić.

Wiele sondaży wskazuje na chwiejną sytuację polityczną po wyborach. Nie można wykluczyć, że nie uda się utworzyć stabilnego rządu, a po kilku miesiącach znów będziemy musieli ruszyć do urn. Jeśli tak się stanie, a w październiku PiS władzę odda – będzie mógł dzień w dzień uderzać w nowy rząd, że podniósł ceny paliw i podbił inflację. Nie będzie to miało z rzeczywistością nic wspólnego, ale TVP i cały aparat propagandy PiS pokazały wielokrotnie, że prawda nie jest tutaj do niczego potrzebna. I wówczas cenowe manipulacje mogą się przydać do próby odzyskania władzy.

;

Udostępnij:

Jakub Szymczak

Dziennikarz OKO.press. Autor książki "Ja łebków nie dawałem. Procesy przed Żydowskim Sądem Społecznym" (Czarne, 2022). W OKO.press pisze o gospodarce i polityce społecznej.

Komentarze