0:000:00

0:00

Prawa autorskie: Krzysztof Cwik / Agencja Wyborcza.plKrzysztof Cwik / Age...

Cena prądu w Polsce z dostawą w 2023 roku wzrosła do 1635 zł/MWh, w stosunku do 360 zł/MWh jakie za dostawy na ten rok płacono 12 miesięcy temu. To najwyższa cena jaką kiedykolwiek płacono w Polsce za kontrakt na dostawę energii w następnym roku.

Te same rekordy pobiło wczoraj większość europejskich giełd. W Niemczech i Czechach przyszłoroczne dostawy energii elektrycznej wyceniono na 1,9 tys. zł, w Austrii na Słowacji i Węgrzech na 2 tys. zł, w Wielkiej Brytanii na 2,1 tys. zł, a rekordzistami okazały się Francja i Szwajcaria, z cenami przekraczającymi 2,6 tys. zł/MWh. Dla porównania rok temu ten sam towar był wyceniany we Francji na 372 zł/MWh, co oznacza wzrost rok do roku o – bagatela – 600 proc.

W całej Europie głównym powodem rekordowo wysokich cen prądu są, równie rekordowe, ceny gazu, który także w wielu krajach Europy był wyceniany wczoraj najdrożej w historii. W wielu krajach Europy to elektrownie gazowe domykają bilanse i wyznaczają ceny giełdowe. Dostawy błękitnego paliwa, ze względu na embargo nałożone na Rosję i wyprzedzające przykręcanie kurka przez Moskwę, będą jednak w przyszłym roku mniejsze.

Przeczytaj także:

Ceny prądu w całej Europie podbija susza

Sytuacji nie sprzyja także sytuacja hydrologiczna. Ze względu na ocieplanie klimatu stany europejskich rzek, od Hiszpanii, przez Francję i Niemcy po Polskę od dekad wykazują trend spadkowy. W tym roku susza w Europie jest wyjątkowo głęboka. We Francji spadek stanu rzek, w połączeniu z utrzymującymi się tam upałami (temperatura rzek rośnie), sprawia, że tamtejsze elektrownie atomowe prawdopodobnie będą musiały ograniczyć produkcję energii, bo zrzuty gorącej wody mogłyby zagrozić życiu w akwenach. To tylko pogłębia, trwające od miesięcy problemy z przywróceniem pracy francuskich bloków atomowych, z których wiele jest remontowanych znacznie dłużej niż było to planowane.

Niskie stany rzek wpływają także na produkcję energii elektrycznej z węgla. Poziom Renu spadł do krytycznego poziomu przy którym w ciągu kilku dni może zostać wstrzymana żegluga handlowa. Tymczasem ta rzeka jest jedną z głównych dróg przewozu węgla z portów ARA do niemieckich elektrowni. Niemieckie koleje są już obciążone w 100 proc., więc nie są w stanie przejąć transportów. Tymczasem zwały w portach ARA urosły już do maksymalnego poziomu i według szacunków WysokieNapiecie.pl mogą sięgać już 8 mln ton. Jak donosi serwis TradeWinds, w niektórych terminalach węgiel gromadzony jest już na pustych placach służących wcześniej do magazynowania rud żelaza. To może utrudniać zgromadzenie wystarczających zapasów paliwa na zimę i wiosnę, gdy węgiel będzie musiał częściowo zastępować generację energii z gazu.

Wody brakuje także w Skandynawii. Tamtejsze elektrownie wodne uzależnione są od ilości wody zgromadzonej zwłaszcza podczas wiosennych roztopów. Ponieważ pokrywa śnieżna z roku na rok się kurczy, a lodowce topią, ilość gromadzonej w tych zbiornikach wody także systematycznie spada. Nie inaczej jest w tym roku, gdy stan magazynów wody powyżej elektrowni jest niższy od wieloletniej średniej. W krytycznej sytuacji możliwości wsparcia kontynentalnej Europy i Wielkiej Brytanii za pomocą podmorskich kabli mogą być po prostu mniejsze.

Polskie elektrownie produkują mniej przez brak węgla

Trudna sytuacja panuje także w Polsce. Zapasy węgla ze względu na wcześniejsze wzmożone wykorzystanie tego paliwa na pokrycie rosnącego zużycia w kraju i zapotrzebowania sąsiadów, a od kwietnia także ze względu na embargo nałożone na import z Rosji, są na niskim poziomie. Elektrownie zgłaszają niedyspozycyjność do produkcji energii elektrycznej, aby odbudowywać zapasy paliwa, co powoli się już dzieje. To podnosi jednak ceny energii na krajowym rynku.

Kolejnym wąskim gardłem w kolejnych miesiącach, czy nawet perspektywie 2-3 lat, może okazać się dostępność statków. Ze względu na objęcie Rosji sankcjami przez Unię Europejską, statki z rosyjskim węglem będą pływać do Azji, a węgiel z Azji, Australii czy Ameryki Południowej będzie przypływać do Europy. To zwiększy zarówno ilość przewożonego statkami węgla, jak i wydłuży czasy realizacji tych dostaw, a więc obłożenie floty. Podobna sytuacja będzie mieć miejsce z tankowcami LNG.

To wszystko będzie prowadzić w krótkim terminie do ograniczenia zużycia paliw, a przez ich silne powiązanie ze światową gospodarką, także do recesji. Dopiero w średniej i długiej perspektywie wzrost zdolności wydobywczych wywołanych wzrostem cen surowców może pozwolić ponownie pokryć rosnące globalne zapotrzebowanie na paliwa kopalne. Inną drogą mógłby być dynamiczny wzrost inwestycji w odnawialne źródła energii i oderwanie wzrostu gospodarczego od wzrostu konsumpcji paliw kopalnych.

Tekst został opublikowany wcześniej w portalu wysokienapiecie.pl

;

Udostępnij:

Bartłomiej Derski

Prawnik, ekonomista i dziennikarz. Jest absolwentem Uniwersytetu Wrocławskiego oraz Uniwersytetu Ekonomicznego we Wrocławiu. Kształcił się także na Uniwersytecie Warszawskim, Polskiej Akademii Nauk i Politechnice Warszawskiej. Pisze dla portalu WysokieNapiecie.pl. Wielokrotnie nagradzany za publikacje poświęcone energetyce wiatrowej (m.in. w 2017 roku został nagrodzony w konkursie "Dziennikarze dla klimatu" dzięki artykułowi „Na węglu świat się nie kończy. Zwłaszcza na Śląsku”).

Komentarze