0:000:00

0:00

Prawa autorskie: Adam Stepien / Agencja Wyborcza.plAdam Stepien / Agenc...

To przełamanie granicy dwucyfrowego wskaźnika wzrostu cen, i to powyżej oczekiwań analityków. Ci najczęściej mówili o inflacji na poziomie 10,1 proc. O tym mówiła między innymi prognoza ekspertów banku PEKAO S.A. Wysoko szybuje również inflacja bazowa. Ta obliczana jest z wyłączeniem cen nośników energii i żywności. Nawet po wyrzuceniu ich poza nawias otrzymujemy 6,7 proc.

Dwucyfrową inflację ostatnio odnotowaliśmy ponad dwie dekady temu, w 2000 roku.

Czy to już galop?

Czy to już „galopująca inflacja”? Tak odpowiada część ekspertów. O „wejściu inflacji w galop” w twitterowym wpisie alarmował ekonomista PKO BP Marcin Czaplicki.

"Definicja galopującej inflacji jest umowna – dla jednych będzie to każdy, nawet jednorazowy, dwucyfrowy wzrost cen, dla innych – trwalsze zjawisko skutkujące koniecznością nieustannych zmian cenników" - zaznacza dr Marcin Kędzierski, ekonomista z Uniwersytetu Ekonomicznego w Krakowie i Instytutu Jagiellońskiego. "Mamy do czynienia ze wzrostem inflacji bazowej – ta ma obecnie już ok. 7 proc., choć na szczęście widać spowolnienie jej wzrostu. Rosną zwłaszcza ceny żywności, najbardziej od 20 lat, i to powinno niepokoić, zwłaszcza z perspektywy biedniejszej części naszego społeczeństwa".

O "galopującej inflacji" czy "hiperinflacji" najczęściej mówimy w kontekście początku lat 90. w Polsce. Po szoku zmian ustrojowych wzrost cen rzeczywiście był drastyczny. Trudno porównywać dzisiejszą inflację do rekordu z 1990 roku - 1395 proc.

Drożeje paliwo i żywność. Biedniejsi w najtrudniejszej sytuacji

Jakkolwiek byśmy jednak jej nie nazwali – inflacja jest dziś wysoka. Jeszcze w lutym wynosiła 8,5 proc. w stosunku do tego samego miesiąca zeszłego roku. Było to wyhamowanie z poziomu 9,4 proc. w styczniu. Miłym wspomnieniem wydają się dziś dane z września zeszłego roku, gdy inflacja wynosiła 5,9 proc.

Które ceny wzrosły najbardziej? Tego jeszcze dokładnie nie wiemy, bo GUS przedstawił jedynie szacunek. Na podstawie częściowych statystyk można się domyślić, że za wystrzał inflacji w dużej mierze odpowiadają ceny paliw, o 33,5 proc. wyższe niż przed rokiem. Nośniki energii, w tym gaz czy węgiel, podrożały przez 12 miesięcy o 23,9 proc. Nie odpuszczają również ceny żywności, o 9,2 proc. wyższe w stosunku do marca 2021.

Różnicę zauważą więc najmniej zamożni i wykluczeni komunikacyjnie, skazani dziś na tankowanie drogiego paliwa bez alternatywy w postaci tańszego transportu zbiorowego.

Galopujące... raty kredytów?

Kolejną grupą, która odczuje skutki inflacyjnego rozpędzenia, są spłacający kredyty hipoteczne o zmiennej racie – czyli przytłaczająca większość kredytobiorców. Kolejny raz muszą przygotować się na podwyżki miesięcznych spłat. Uderza w nich efekt domina – oprocentowanie ich zobowiązań uzależnione jest od stopy zadłużenia międzybankowego (WIBOR w skali trzy- lub sześciomiesięcznej, czyli WIBOR3M i WIBOR6M). Ten rośnie wraz z podwyżkami stóp procentowych. Stopy zaś, w reakcji na inflację, systematycznie podwyższa Rada Polityki Pieniężnej. Ma ona nadzieję na stworzenie przeciwstawnego efektu domina – doprowadzenia do wygaszenia popytu poprzez ograniczenie dostępności tanich kredytów.

"Prezes Narodowego Banku Polskiego Adam Glapiński zapowiadał zacieśnianie polityki monetarnej i zmiany poziomu stóp procentowych nawet między posiedzeniami. To w najbliższym czasie się nie wydarzy, bo najbliższe posiedzenie jest w przyszłym tygodniu” - zauważa Marcin Kędzierski, który spodziewa się kolejnej podwyżki. - „Trudno powiedzieć, czy stopy pójdą do góry o 0,75 czy o jeden punkt procentowy. Widać jednak, że banki już spodziewają się zdecydowanego ruchu NBP, ustalając międzybankowe stopy WIBOR 3M na poziom 4,77 proc. powyżej obecnej stopy. Podejrzewam, że sektor spodziewa się wzrostu stopy bazowej z 3,75 proc. na 4,5 proc.”.

WIBOR-y w górę

Kędzierski ocenia, że wysokość trzymiesięcznego WIBOR-u docelowo sięgnie 6-7 procent, nie zbliżając się raczej do 10 procent.

„Podwyższenie WIBOR-u do 6 procent zaowocuje jednak drastycznym wzrostem rat kredytów. W takiej sytuacji rząd prawdopodobnie zdecyduje się na jakąś formę interwencji ratującej sytuację kredytobiorców – być może będzie chodziło o zamrożenie rat kredytów, wstrzymanie podwyżek WIBOR-u” - twierdzi ekonomista.

Szok odczują przede wszystkim osoby, które zaczynały spłatę przy minimalnym poziomie stóp międzybankowych. Jeszcze w połowie zeszłego roku WIBOR6M wynosił zaledwie 0,2 proc. W takiej sytuacji rata kredytu na 400 tys. złotych wynosiła 1735 zł. Przy wzroście sześciomiesięcznej stopy do 6 proc. wzrośnie ona prawie 3100 złotych. Wynika to z wyliczeń analityka rynkowego Rafała Mundrego.

Biden zalewa rynek ropą z rezerw. To inflacyjny hamulec?

W wojennej rzeczywistości trudno powiedzieć, kiedy wzrost inflacji wyhamuje. Na pewno pomogłoby ustabilizowanie się sytuacji na rynku paliw, na których ceny mocno wpływa sytuacja za naszą wschodnią granicą. Rosyjska ropa płynie do dostawców na podstawie kontraktów terminowych. Choć jest też dostępna w ofertach spotowych, w obecnej sytuacji na takie zakupy decyduje się niewiele spółek krajów Zachodu.

To jeden z czynników wpływających na drożyznę na stacjach — ropy brakuje, więc jej ceny poszły w górę. Szczęśliwie rynek się uspokaja, a stawki idą w dół — pierwszego kwietnia baryłka ropy Brent w kontraktach terminowych kosztuje nieco powyżej 100 dolarów. Jeszcze miesiąc temu jej cena sięgała prawie 140 dolarów, a pesymistyczne prognozy mówiły o jej wzroście nawet powyżej 200 dolarów za baryłkę, o czym pisaliśmy w OKO.press.

Nadzieję na spadek cen na stacjach daje decyzja prezydenta Stanów Zjednoczonych Joe Bidena. Zapowiedział on uwolnienie surowca z federalnych rezerw strategicznych i zwiększeniu krajowego wydobycia.

W ciągu pół roku rynkową wyrwę uzupełni więc 180 mln baryłek. Może to mieć wpływ na ceny na całym świecie, choć Biden liczy głównie na korzyści dla amerykańskich rodzin.

Ich nastroje są dla amerykańskiego prezydenta bardzo ważne — w listopadzie odbędą się wybory, w których Partia Demokratyczna może utracić kontrolę nad Kongresem. Właśnie z niej wywodzi się prezydent Biden.

Przeczytaj także:

W czasie wojny proroków nie ma

"Możliwe, że po decyzji prezydenta Bidena ceny ropy na światowych rynkach się ustabilizują, a nawet spadną. Nikt nie da gwarancji, że wrócą do stanu sprzed wojny, ale jeśli zaczną nieco spadać, a złotówka dalej będzie się umacniać, to inflacja powinna nieco się uspokoić" - ocenia Kędzierski. - "Wtedy zgodnie ze wcześniejszymi prognozami NBP powinna ona utrzymać się przez jakiś czas w przedziale 8-10 procent i nie dojdzie do kilkunastu procent. Chyba że sytuacja wojenna znów nas negatywnie zaskoczy. Choć trzeba mieć świadomość, że te 8-10 proc. to i tak jest spory koszt dla wielu Polaków, zwłaszcza tych, których wynagrodzenia nie były od dawna indeksowane o wskaźnik inflacji" - zaznacza ekonomista.

Przyznaje on jednak, że w czasie wojny nie ma proroków.

"Przed jej wybuchem nie spodziewałem się, że inflacja osiągnie taki poziom. Wydawało się, że tarcza antyinflacyjna ją osłabi. Prognozy NBP mówiły o jej wzroście do 7-8 procent. W pierwszych dniach po 24 lutego spodziewałem się, że inflacja może wystrzelić nawet do kilkunastu procent, głównie przez skokowo rosnące ceny paliw, które z dnia na dzień potrafiły drożeć o 50 groszy na litrze. Potem ceny się ustabilizowały. To też pokazuje, że prognozowanie czegokolwiek jest dziś szalenie trudne" - mówi Kędzierski.

Inflacja nie powiedziała ostatniego słowa, dojdą jeszcze zboża

Do inflacyjnego rachunku dołożą się zapewne również rosnące ceny zbóż — na razie wpływ ten jest trudny do oszacowania. Ryzyko to wynika z zablokowania zagranicznej sprzedaży zbóż przez Rosję i Ukrainę. W tej sytuacji Polska będzie wysyłać swoje zapasy w świat, zwiększając i tak bardzo duży już eksport. To może wywindować ceny na rodzimym rynku. Na ceny, poprzez powołanie Krajowej Grupy Spożywczej, chce wpływać rząd.

I właśnie dlatego na osiągniecie stałego, rocznego celu inflacyjnego — mówiącego o poziomie 2,5 proc. z możliwym odchyleniem o 1 proc. — mamy już tylko matematyczne szanse. Według naszego banku centralnego na wyraźny spadek dynamiki inflacji możemy liczyć dopiero w 2024 roku. Wtedy może znaleźć się ona w widełkach wyznaczonych przez cel inflacyjny. Najnowsza prognoza NBP na bieżący rok mówi z kolei o średniorocznej inflacji na poziomie aż 9,8 proc.

Udostępnij:

Marcel Wandas

Reporter, autor tekstów dotyczących klimatu i gospodarki. Absolwent UMCS w Lublinie, wcześniej pracował między innymi w Radiu Eska i Radiu Kraków, publikował też w Magazynie WP.pl i na Wyborcza.pl.

Komentarze