0:00
0:00

0:00

Prawa autorskie: Slawomir Kaminski / Agencja Wyborcza.plSlawomir Kaminski / ...

Osiem złotych za litr paliwa – to bardzo prawdopodobny scenariusz, który spełnić się może w ciągu kilku tygodni. Tak ocenia w rozmowie z OKO.press dr Jakub Bogucki, analityk rynku paliw, ekspert portalu e-petrol.pl. Ceny na stacjach szybują. Jeszcze przed weekendem utrzymywały się na poziomie poniżej sześciu, a w niedzielę zbliżyły się do siedmiu złotych. Na wielu stacjach litr oleju napędowego kosztował 6,99 zł, ceny benzyny bezołowiowej sięgały około 6,50. W poniedziałek stawki za diesla wystrzeliły na niektórych stacjach na ponad 7 zł, a ich właściciele zmieniają cenniki nawet kilka razy dziennie.

Embargo coraz bliżej w USA

Podwyżki cen to prosta reakcja na wydarzenia polityczne i dostępność surowca. Rynek jest rozhuśtany po inwazji Rosji na Ukrainę - w dyskusjach coraz częściej pojawiają się argumenty za odcięciem się od zapewnianych przez Kreml dostaw ropy. Presję w tej sprawie odczuwa między innymi prezydent USA Joe Biden.

Za embargiem opowiada się część kongresmanów z obu amerykańskich partii. Projekt ustawy firmowany jest przez 18 senatorów, nie wiadomo, czy znajdzie potrzebne poparcie w obu izbach Kongresu i prezydenckiej administracji.

Joe Biden do tej pory twierdził jedynie, że „wszystkie opcje są na stole”.

Z wypowiedzi sekretarza stanu Anthony’ego Blinkena wynika jednak, że Biały Dom może skłaniać się ku odcięciu się od rosyjskiej ropy. Szef amerykańskiej dyplomacji na antenie NBC News stwierdził, że członkowie prezydenckiego gabinetu dyskutują o możliwym embargo, a on sam sonduje nastroje wśród europejskich liderów.

Otoczenie prezydenta może obawiać się wzrostu cen paliw na stacjach, a w związku z tym i inflacji. To mogłoby się odbić na notowaniach popierających Bidena Demokratów w nadchodzących wyborach do Kongresu. W listopadowym głosowaniu Amerykanie wybiorą wszystkich członków Izby Reprezentantów i 34 spośród 100 senatorów w wyborach uzupełniających. Utrata kontrolowanego przez Demokratów Kongresu znacznie utrudniłaby rządzenie ekipie Bidena.

Już teraz średnie ceny paliwa sięgają średnio 4,06 USD za galon benzyny bezołowiowej (3,8 litra). Niewiele brakuje do rekordów z 2008 roku, gdy ceny za to paliwo wynosiły średnio 4,11 USD.

Dyskusja dotycząca zablokowania dostaw ropy z Rosji trwa też w innych częściach świata. Pomysł embarga na wszystkie surowce w UE forsuje premier Mateusz Morawiecki. Do europejsko-amerykańskiego frontu może przyłączyć się również Japonia, co powierdził premier Fumio Kishida. Rosja jest piątym największym dostawcą ropy do tego kraju.

Przeczytaj także:

Nikt nie chce ropy z Rosji

I bez twardego embargo Rosja ma problemy ze znalezieniem kupców na swój surowiec. Dużo mówi się o mechanizmie „auto-sankcjonowania” stosowanego przez nabywców. Niewielu chce kupować w Rosji, stąd surowiec z tego kraju tanieje. Niektóre firmy zbierają gromy za zakupy przecenionej rosyjskiej ropy. Poleciały one między innymi w stronę brytyjsko-holenderskiego Shella, który nabył ją z rabatem w wysokości 28,5 dolara na baryłce. Według agencji Reutera przełożyło się to na 20 mln USD oszczędności dla koncernu.

Niedobór związany z polityką „auto-sankcji” i możliwość twardego embarga wpływają na ceny czystej ropy, która w poniedziałek przekroczyła 130 USD za baryłkę. To najwięcej od 2008 roku, gdy w rynek ropy uderzył ogólnoświatowy kryzys finansowy. Poniżej wykres ceny baryłki ropy Brent, czyli europejskiego wskaźnika:

„To logiczna konsekwencja ostatnich wydarzeń, jednak nikt nie spodziewał się tak szybkiego i wysokiego wzrostu cen” - mówi dr Jakub Bogucki z e-petrol.pl.

Panika kierowców nie pomogła

Jak wyjaśnia specjalista, gdyby nie obniżka VAT-u i akcyzy na paliwo, ceny na stacjach już dziś znacznie przekraczałyby 7 złotych za litr. Stacje walczą teraz o to, by nie powtórzyła się sytuacja z pierwszego tygodnia rosyjsko-ukraińskiej wojny, gdy na wielu z nich brakowało paliwa. Próbują też nadążyć za dużym zapotrzebowaniem. Klienci często chcą zatankować przed dalszym, jeszcze bardziej bolesnym wzrostem cen. Swoje robi też panika przed brakami na stacjach, według Instytutu Badań Internetu i Mediów Społecznościowych napędzana przez fałszywe informacje. 3 marca jego pracownicy zwracali uwagę na rozprzestrzenianie się dezinformacji dotyczącej możliwych braków paliwa na stacjach.

„Braki paliwa w pierwszych dniach po inwazji Rosji wynikały z ataku paniki wśród kupujących. Teraz osoby prowadzące stacje starają się zapobiec niedoborom” - mówi Bogucki. Jego zdaniem podwyżki cen nie są związane z nieuczciwym podbijaniem marży. „Paliwo w hurcie jest drogie, często trzeba organizować jego transport z oddalonych od stacji miejsc. Jeśli kierowca musiał pojechać po paliwo na drugi koniec Polski, odstać swoje w kolejce, wrócić, to marża musi być wyższa. A ceny Orlenu czy Lotosu w hurcie skoczyły o setki złotych w porównaniu z końcówką lutego”.

Prognozy do kosza

Rzeczywiście, koszt 1000 litrów benzyny bezołowiowej w hurcie przekracza teraz 6 tys. złotych. Jeszcze w styczniu ceny kształtowały się na poziomie 4,5 tysiąca. Jak zaznacza Bogucki, są one ściśle związane z sytuacją na światowym rynku i cenami baryłki.

„A te idą w górę do poziomów, których absolutnie nikt się nie spodziewał.

Mówiło się co prawda, że mamy odbicie gospodarcze po pandemii, że może zobaczymy 110, 120 dolarów za baryłkę. Ale te prognozy już można wyrzucić do kosza” - twierdzi ekspert.

„Mimo to jest jakaś górna granica ceny, którą nabywcy jeszcze mogą wytrzymać. Ale siedem złotych za litr to jeszcze nie jest poziom, który odstrasza. Po przekroczeniu ośmiu złotych wiele osób będzie zastanawiało się nad ograniczeniem podróży. To mocno prawdopodobny kierunek, a perspektywa dziesięciu złotych nie wydaje się nierealna” - ocenia Bogucki. Według niego w dłuższej perspektywie państwa Europy będą mogły przyspieszyć prace nad alternatywami dla konwencjonalnych paliw – na przykład wodorem czy silnikami bateryjnymi. Na krótszą metę trzeba jednak znaleźć alternatywnych dostawców, którzy uzupełnią braki w zaopatrzeniu.

Iran zaleje nas ropą?

Jak pisaliśmy w OKO.press jednym z takich kierunków może być Iran. Kraje zachodu nałożyły jednak na ropę z tego kraju embargo, uzależniając jego zdjęcie od możliwości wglądu w rozwój tamtejszych technologii nuklearnych. Od zeszłego roku trwają rozmowy między Islamską Republiką a Stanami Zjednoczonymi, które mogą zakończyć powrót Iranu na międzynarodowy rynek ropy i do systemu transakcji bankowych SWIFT. Według Bloomberga Teheran może zalać rynek swoim surowcem, oferując dostawy nawet miliona baryłek dziennie.

„Uruchomienie dostaw z Iranu jest bardzo prawdopodobne, a kraj ten startuje z bardzo dobrej pozycji negocjacyjnej, bo Europie i Stanom Zjednoczonym ich surowiec jest bardzo potrzebny. Ale to nie stanie się z dnia na dzień. Widziałem prognozy mówiące o powrocie irańskiej ropy od września” - mówi Bogucki.

„To byłoby cenne uzupełnienie podaży, skład chemiczny tej ropy jest podobny do surowca z Rosji. Nie możemy jednak czekać aż tak długo, dlatego konieczne jest uruchomienie innych kierunków”.

W takiej sytuacji o zwiększeniu dostaw trzeba będzie rozmawiać z państwami arabskimi wchodzącymi w skład kartelu OPEC. Będą one musiały zrezygnować przy tym z lojalności wobec Putina, z którego krajem (i innymi partnerami) współpracują jako OPEC+. Rosja nadal funkcjonuje w naftowym sojuszu, a kraje Bliskiego Wschodu nie planują na razie zwiększenia wydobycia.

200 dolarów za baryłkę

„Nie każdy kraj będzie mógł podjąć decyzję, że dostarczy nam kilka milionów baryłek dziennie. Zresztą o tę ropę będzie walczył cały świat, nie tylko Polska czy Europa. Ratunkiem byłby duży zakup taniego surowca przez Chiny. Wtedy dostawy z krajów arabskich byłoby łatwiej przekierować do Europy. Ale to na razie wróżenie z fusów” - ocenia Bogucki.

Co dalej? Niemal pewny jest jedynie wzrost cen. Już teraz słychać o nawet 200 dolarach za baryłkę. Taką zmianę w ciągu miesiąca prognozuje Bank of America. To podwojenie niedawnych cen - musi mieć wpływ na ceny na stacjach paliw.

;
Na zdjęciu Marcel Wandas
Marcel Wandas

Reporter, autor tekstów dotyczących klimatu i gospodarki. Absolwent UMCS w Lublinie, wcześniej pracował między innymi w Radiu Eska, Radiu Kraków i Off Radiu Kraków, publikował też w Magazynie WP.pl i na Wyborcza.pl.

Komentarze