0:000:00

0:00

Prawa autorskie: Kuba Atys / Agencja GazetaKuba Atys / Agencja ...

"To niepotrzebne epatowanie wadami, które zdarzają się rzadko. Takie zdjęcia to pewien wykręt, sposób prezentowania tych zagadnień, który wykrzywia rzeczywistość" - przekonywał prof. Chazan, działacz antyaborcyjny, zapytany o artykuł OKO.press z 28 marca pt. "Bezocze, mózg poza czaszką, zarośnięcie przełyku. „Brzydkie dzieci” z wadami wrodzonymi, które trzeba będzie rodzić".

Dr Paulina Łopatniuk, patomorfolożka, opisała w nim, na czym polegają schorzenia i uszkodzenia płodów, które obecnie umożliwiają legalną aborcję, ale byłyby zakazane jeśli Sejm wprowadzi zakaz przerywania ciąży ze względu na ciężkie i nieodwracalne uszkodzenie płodu. Artykuł był ilustrowany zdjęciami uszkodzonych dzieci, które ukryliśmy w rozwijanych częściach tekstu (ostrzegając czytelników, że zdjęcia są drastyczne).

Chazan w osobliwy sposób skrytykował podejście do problemu, jakie wybrało OKO.press: "Dlaczego chcemy wyeliminować cierpienie z życia ludzi?

Cierpienie – czy to fizyczne czy psychiczne – jest naszym nieodłącznym towarzyszem. Jesteśmy w Wielkim Tygodniu i powinniśmy czerpać z lekcji, jaką dał nam Pan Jezus".

Przeczytaj także:

Dziecko Chazana nie do pokazania

W 2014 roku dr Bogdan Chazan odmówił wykonania aborcji płodu z bezczaszkowiem. Został za to zwolniony ze stanowiska dyrektora szpitala Świętej Rodziny w Warszawie.

Kobieta zmuszona do urodzenia dziecka tak opisywała to, co się stało: "Wodogłowie, brak części kości czaszki, w miejscu nosa dziura, rozszczepy kości policzkowej, wypłynięte oczy, brak powiek. Widok drastyczny. Ale może wtedy ludzie, którzy uważają, że prof. Bogdan Chazan uratował życie, zrozumieją, że tego życia nie można było ratować, że to dziecko nie było niepełnosprawne, takie, które można pielęgnować, leczyć, wozić na wózku.

Po urodzeniu lekarze bali mi się je pokazać. Sami byli wstrząśnięci. A prof. Chazan przedłużył tylko jego agonię. Tak, powinniśmy pokazać to zdjęcie, ale bylibyśmy oskarżeni o obrażanie czyichś uczuć.

Za to prof. Chazan może bezkarnie obrażać nasze uczucia, mówiąc, że chcieliśmy zabić własne dziecko".

Kierownik Kliniki Położnictwa i Ginekologii Szpitala Bielańskiego w Warszawie prof. Romuald Dębski przyniósł w lipcu 2014 zdjęcia "dziecka Chazana" do studia TVN24, ale stacja nie zdecydowała się ich pokazać.

Dębski mówił: "Gdyby pan profesor [Chazan] przyjechał teraz do mnie do kliniki i zobaczył to życie, które uratował, to chyba miałby inne podejście. To jest dziecko, które nie ma połowy głowy, ma mózg na wierzchu, ma wiszącą gałkę oczną, ma rozszczep całej twarzy, nie ma mózgu w środku.

I będzie umierało dzięki panu profesorowi jeszcze przez najbliższy miesiąc albo dwa. Bo ma zdrowe serce i zdrowe płuca".

Różne wersje zdjęć "dziecka Chazana" krążyły wtedy po sieci, trudno powiedzieć, które były autentyczne.

Dr Łopatniuk: u siebie zdjęć nie chowam

Tekst dr Łopatniuk z 28 marca 2018 roku wzbudził ogromne zainteresowanie czytelniczek i czytelników OKO.press i wywołał potężną dyskusję na naszym FB. Pisaliście, że w debacie o aborcji ze względu na wady płodu brakowało tekstów naukowych, rzetelnych, pokazujących fakty. Podobne były głosy na blogu dr Łopatniuk Patolodzy na klatce.

Nas w OKO.press szczególnie zainteresowała kwestia: czy drastyczne zdjęcia, załączone do artykułu, mogą być publikowane, czy nie. Sami przyjęliśmy wersję kompromisową (ale w tym przypadku to kompromis z prawdziwego zdarzenia) - zdjęcia zamieściliśmy, ale ukryte w rozwijanych częściach tekstu.

Jeżeli ktoś chciał je zobaczyć, wystarczyło kliknąć. Jeżeli nie chciał, mógł przeczytać tekst i żadnego zdjęcia nie zobaczyć, nawet "niechcący".

Na blogu "Patolodzy na klatce", a także pod tekstem na profilu OKO.press na Facebooku rozgorzała na ten temat dyskusja.

Karolina: "Artykuł wyśmienity, jak zawsze. Jedna rzecz mi się tylko nie podoba - cenzurowanie tych »drastycznych« zdjęć".

Karolinie odpowiedziała dr Łopatniuk: "Na to niestety nie miałam wpływu. U siebie zdjęć nie chowam".

Karolina: "Tylko to takie trochę wbrew tematyce tekstu, bo skoro są ludzie, którzy są za zaostrzeniem ustawy, to powinni się przyzwyczajać do takich widoków".

Inni szli jeszcze dalej:

Adam: "Z tych zdjęć powinno się zrobić kartki świąteczne z napisem »Wesołego Alleluja« i wysłać do każdej Kurii i każdej parafii. Czas skończyć cackanie się z fanatykami".

Maciek: "Te zdjęcia należy rozwieszać na murach kościołów".

Renata: "Te zdjęcia powinny być ustawione obok bilbordów przeciwko aborcji. Trzeba być potworem, żeby dziecko i rodzica skazywać na cierpienie oczekiwania na śmierć dziecka".

"Lustrzane odbicie kampanii antyaborcyjnych"

Pojawiły się także głosy z drugiej strony, że nawet kompromisowa strategia, którą przyjęliśmy, jest zbyt odważna. Czyli, że jednak epatujemy.

Maciej: "OKO.press, czy linki do zdjęć i sugestywne opisy dla osób, które jednak zdjęcia nie otworzą, to ma być lustrzane odbicie kampanii antyaborcyjnych polegających na rozmieszczaniu drastycznych billboardów?

Czy warto, by ambitny portal watchdogowy zamieszczał tego typu głos w dyskusji? Czemu one mają służyć w tym kontekście, w którym zostały opublikowane?

Tekst nie próbuje udzielić odpowiedzi na kwestię zasadniczą, tzn. dlaczego istnienie organizmu miałoby zostać przerwane wcześniej niż przed jego naturalną śmiercią. Nie wiadomo, dlaczego unicestwienie miałoby być rozwiązaniem patologii. Może po prostu chodzi o utylitarystyczną wizję cierpienia, ale dlaczego przykrywać ją eksperckim stylem i erudycją?".

W naszej obronie stanął Oskar: "W przeciwieństwie do ruchów anti-choice, OKO.press przestrzega przed drastycznością materiału w kilku miejscach - w treści posta na facebooku, w leadzie (wstępie do) artykułu, a potem pokazuje zdjęcia dopiero po kliknięciu. Wrażliwy czytelnik ma kilka »bramek«, przy których może się wycofać. Ta sytuacja jest zupełnie niesymetryczna.

Tekst jest informacyjny, żeby ludzie mogli zobaczyć, jeśli bardzo chcą, jak te sytuacje wyglądają. Oczywiście widzę pewne niebezpieczeństwo eskalacji, ale tekst OKO.press jest na tyle ostrożny, że nie można twórców posądzić o zachęcanie do niej.

»Obrońcy zygot« wieszają te zdjęcia na płotach przy kościołach i przedszkolach, bez żadnej możliwości obrony ze strony potencjalnych odbiorców. Co więcej, ich zdjęcia dotyczą metod, których się już nie stosuje. Ta informacyjna funkcja tekstu powoduje, że nie musi udzielać żadnych odpowiedzi".

A także Weronika: "Jestem za wyborem, całym sercem oraz czytam patologów [blog Patolodzy na klatce] namiętnie i z wielkim zainteresowaniem. Ale zdjęć nie obejrzałam. Dlaczego? Bo jestem niezwykle wrażliwa na cudze cierpienie i bezsensownie bym się spłakała.

Bogata wyobraźnia w zupełności mi wystarczyła zwłaszcza, że niektóre z tych wad rozwojowych już widziałam. Drastyczne bo drastyczne, fakt, jak dla mnie dobrze że BYŁ WYBÓR".

"Ale tu chodzi o WYBÓR"

W komentarzach pojawiło się także wiele innych głosów, które pokazały, że tego typu teksty mają głęboki sens. Pisali czytelnicy, którzy sami zetknęli się z osobami z ciężkimi niepełnosprawnościami, a także kobiety, które stanęły przed tym wyborem - urodzić ciężko chore dziecko, które umrze kilka godzin lub dni po urodzeniu, czy usunąć ciążę.

Edith: "Pracuję z osobami z niepełnosprawnością. Zdarza mi się konsultować osoby z głębokim stopniem upośledzenia umysłowego i zawsze wtedy widzę tych samotnych, zmęczonych, smutnych rodziców, którzy nie liczą na nikogo, bo nikt ich nie widzi".

Anna: "Wspaniały tekst, takiego właśnie mi brakowało, dziękuje! Pracuje z niepełnosprawnymi dziećmi. Wszystkie je kocham. Ale tu chodzi o WYBÓR. Udostępniam".

Sandra: "Urodziłam chore dziecko. Mój syn miał ciężką, złożoną wadę serca. Nieoperacyjną. Miałam wybór, mogłam zdecydować o terminacji. Zdecydowałam się donosić ciążę. To była decyzja moja i męża. Prawie 18 tygodni ciąży żyliśmy ze świadomością, że pewnie nie będzie happy endu. Nasz syn żył 5 dni. Absolutnie (ABSOLUTNIE!) nikomu nie życzę konieczności decydowania o tym, co powinno się zrobić.

Życzę jednak każdemu, którego spotka tak niewyobrażalna niesprawiedliwość, żeby mógł sam zadecydować, bo tu nie ma dobrego wyboru. Opieka okołoporodowa była w naszym przypadku dramatycznie zła".

Anna (inna osoba): "W punkt! Idealny tekst! Mój syn miał trisomie chromosomu 22. I co z tego że urodził się śliczny, zespół wad jakiego doświadczył pozwolił mu żyć godzinę... Bo nie da się żyć bez płuc... A ze szpitala z taką diagnozą wychodzi się bez pomocy, zostaliśmy sami, pani psycholog z uśmiechem na ustach zaproponowała tabletki. I tak trudno mi uwierzyć, że z myślą iż moje dziecko umrze chodziłam jeszcze 3 miesiące i czułam jak się we mnie porusza...

Nikt nie wiedział kiedy, ale każdy wiedział że umrze... lekarze nie wiedzieli co zrobić, powiedzieć, ale najgorsze - że mimo wszystko zabrali go na IOM, nie zdążyłam go nawet przytulić...

I taka jest polską rzeczywistość, bo na oddziale żeby pożegnać się dzieckiem, które właśnie zmarło, idzie się do pomieszczenia na graty i nie można samodzielnie podjąć decyzji, aby te ostatnie chwile pobyć razem...".

"Gdyby biskupi polscy zobaczyli te zdjęcia..."

Sławek: "Gdyby biskupi polscy obejrzeli zdjęcia... nie zrobiłoby to na nich żadnego wrażenia.

Nieważna tragedia i rozpacz kobiety, liczy się tylko ideologia, ma urodzić, ochrzcić i pochować - amen.

Dla mnie bardzo budujące były ostatnie marsze - jak w Poznaniu - pod siedziby biskupów- nareszcie dostrzeżono gdzie jest źródło niebezpieczeństwa dla kobiet, kto ich tak naprawdę nienawidzi i traktuje w imię średniowiecznej doktryny jako inkubatory. Te pierwsze marsze protestu może staną się zaczynem ruchu przywracającego prawdziwy rozdział Kościoła od państwa".

Marta: "Zwrócę uwagę na jeszcze jedną oburzającą sprzeczność: dziecka, którego rodzice nie maja ślubu kościelnego często nie chcą chrzcić, bo zrodzone „w grzechu”, natomiast ciążę zgwałconej trzynastolatki chcą traktować jako dar Boży - gdzie tu sens i logika?!?!"

Dorota: "Poza tym nikt nie mówi o DOROSŁYCH ludziach z zespołem Downa. Pozbawieni opieki zmarłych rodziców przeważnie umieszczani są w zakładach opieki. Widziałam takich ludzi. Już nie są uśmiechnięci, są nieszczęśliwi i smutni.

To wszystko jest smutne, nikt nie odmawia im prawa do życia, ale może rodzic nie chcieć swojego dziecka skazać na taki los?"

Roksana: "A ja mam fantastyczny pomysł w ramach tak polityki pro life, KK i dla Kai Godek: każdy rodzic, który opiekuje się swoim niepełnosprawnym dzieckiem, da możliwość opieki tak na weekend.

W ramach katolickiej pomocy... może na wakacje... może jak Pan w sukience nie prześpi od piątku do niedzieli nocy, bo będzie musiał takie 30-letnie i 100 kilogramowe dziecko z porażeniem przewracać w czasie snu lub wnosić na 4 piętro po wizycie u lekarza na plecach z powodu braku windy lub krzesła.

Albo zamiast chodzenia po ludziach na kolędę i zgarniania za to kasy, chodzenie po ludziach z prośbą o pieniądze na operację serca dla osoby z zespołem Downa. Albo chociaż jeden dzień spędzić z dzieckiem z padaczką lekooporną. Jakoś chętnych brak!".

Izabela: "Wstrząsający artykuł. Lekarze którzy kierują się klauzulą sumienia powinni obowiązkowo przeczytać - ZE ZROZUMIENIEM !!!".

Marta: "Natura sama czasami usuwa taki wadliwy płód w postaci poronienia. Sama eliminuje go aby wadliwe geny nie były powielane. Czy jej też zabronimy aborcji?".

Mirosława: "Mam 61 lat nigdy w życiu nie przypuszczałam, że takie bywają zdeformowane płody".

Gabriela: "Po przeczytaniu artykułu plus zdjęcia (!) nie można być tak okrutnym, żeby skazywać kobiety na donoszenie takich ciąż jak i tych dzieci na te cierpienia".

Więcej komentarzy znajdziesz pod naszym tekstem na Facebooku oraz na profilu FB bloga "Patolodzy na klatce".

;

Udostępnij:

Magdalena Chrzczonowicz

Wicenaczelna OKO.press, redaktorka, dziennikarka. W OKO.press od początku, pisze o prawach człowieka (osoby LGBTQIA, osoby uchodźcze), prawach kobiet, Kościele katolickim i polityce. Wcześniej przez 15 lat pracowała w organizacjach poarządowych (Humanity in Action Polska, Centrum Edukacji Obywatelskiej, Amnesty International) przy projektach społecznych i badawczych, prowadziła warsztaty dla młodzieży i edukatorów/edukatorek, realizowała badania terenowe. Publikowała w Res Publice Nowej. Skończyła Instytut Stosowanych Nauk Społecznych na UW ze specjalizacją Antropologia Społeczna.

Komentarze