0:000:00

0:00

"Jeżeli ustawa »Zatrzymaj aborcję« zostanie uchwalona i wejdzie w życie, to nadejdzie prawdziwe piekło kobiet. Brzmi to jak zabieg literacki, ale nie piszę tego tekstu z poziomu literatki czy felietonistki. Obserwuję batalię o znalezienie lekarza, który może wyleczy niewyleczalne. Słyszę płacz kobiet i widzę, że jak każda kolejna chwila oczekiwania aż płód obumrze, być może tuż po porodzie, jest dla nich nie do zniesienia" - alarmuje Kamila Ferenc, prawniczka i aktywistka Federacji na Rzecz Kobiet i Planowania Rodziny.

W środę wieczorem w Sejmie pierwsze czytanie projektu ustawy zaostrzającej polską ustawę antyaborcyjną, która i tak jest jedną z najbardziej restrykcyjnych w Europie. Projekt firmuje Fundacja Życie i Rodzina Kai Godek. Zebrała pod projektem 800 tys. podpisów. Chce usunąć z ustawy z 1993 roku jedną z trzech przesłanek do legalnej aborcji.

Jak pisało OKO.press, jeżeli projekt zostanie przyjęty, kobieta nie będzie mogła przerwać ciąży gdy "badania prenatalne lub inne przesłanki medyczne wskazują na duże prawdopodobieństwo ciężkiego i nieodwracalnego upośledzenia płodu albo nieuleczalnej choroby zagrażającej jego życiu". To de facto likwiduje legalną aborcję w Polsce – przyczyną 96 proc. (1042) zabiegów wykonanych zgodnie z ustawą w 2016 roku były właśnie badania prenatalne.

Jednocześnie do Trybunału Konstytucyjnego trafił wniosek posłów PiS o uznanie tej przesłanki za niezgodną z Konstytucją. Jeśli tak by się stało, konsekwencje byłyby podobne do przyjęcia uchwały Fundacji Życie i Rodzina. Termin posiedzenia TK w tej sprawie nie jest jeszcze znany.

O tym, kto popiera zaostrzenie przepisów pisaliśmy tutaj. O tym, że Trybunał już raz (w 1997 roku) zaostrzył ustawę, pisaliśmy tutaj.

Przeczytaj także:

OKO.press publikuje tekst Kamili Ferenc, prawniczki i aktywistki, która pracuje w Federacji na rzecz Kobiet i Planowania Rodziny i udziela porad prawnych pro bono. Jest członkinią Uniwersytetu Zaangażowanego, współautorką raportu o prawach studentów watchdog.edu.pl

Kobiety samodzielnie lub z partnerami podejmują decyzję o przerwaniu ciąży zgodnie z tym, co dopuszcza ustawa z dnia 7 stycznia 1993 roku o planowaniu rodziny, ochronie płodu ludzkiego i warunkach dopuszczalności przerywania ciąży, która w art. 4a. ust. 1 pkt 2 stanowi „Przerwanie ciąży może być dokonane wyłącznie przez lekarza, w przypadku gdy badania prenatalne lub inne przesłanki medyczne wskazują na duże prawdopodobieństwo ciężkiego i nieodwracalnego upośledzenia płodu albo nieuleczalnej choroby zagrażającej jego życiu”.

Odmowy lekarzy i całych szpitali

Nigdy nie uczestniczę w podejmowaniu tych decyzji. Lecz kiedy się o nich dowiaduję, są oznajmiane z całą stanowczością. „Nie przeżyję kilku miesięcy ze świadomością tego, co mnie czeka”. Ale wtedy zaczynają się schody. Odmowy lekarzy, a czasem całych szpitali.

W obliczu praktyki polskich placówek, które z góry informują „tu się żadnych aborcji nie wykonuje, cały szpital ma klauzulę sumienia”, zabawnie brzmi stanowisko nr 24/17/VII Naczelnej Rady Lekarskiej z dnia 15 grudnia 2017 roku w sprawie projektu ustawy „Ratujmy Kobiety 2017”: „Zaznaczenia wymaga, iż skorzystanie z klauzuli sumienia niejednokrotnie zależy od indywidualnych okoliczności w konkretnym przypadku, np. wskazań do wykonania zabiegu przerwania ciąży. Sama istota klauzuli sumienia polega bowiem na możliwości postąpienia przez lekarza zgodnie z jego wewnętrznymi odczuciami w danym przypadku, dlatego trudno wymagać tego typu zgeneralizowanych deklaracji składanych in abstracto”.

Nie mówią w oczy

Rzadko jednak słyszę o lekarzu, który mówi prosto w oczy pacjentce o sprzeciwie sumienia jednocześnie z przerażającą diagnozą dotyczącą ciężkich i nieodwracalnych wad płodu . Teksty takie jak „poszukajcie w Internecie”, „taką władzę sobie wybraliście, to macie”, „brak jest kilku organów, ale serduszko bije, głowa do góry” się za to zdarzają, i owszem.

Najczęściej jednak lekarze unikają jednoznacznych deklaracji, rozmów czy w ogóle używania słowa „aborcja”. Zlecają dziesiątki badań, irrelewantnych dla postawionej i kilkukrotnie potwierdzonej diagnozy, organizują konsultacje, konsylia, wysyłają ciężarne pacjentki po zgody konsultanta krajowego – wszystko to, czego ustawa nie wymaga i tylko po to, by potem odetchnąć z ulgą: „na aborcję jest już za późno”.

Stawiają w sytuacji bez wyjścia

Stawiają kobiety w sytuacji bez wyjścia. Pozbawiają je prawa do bezpiecznego zabiegu w warunkach szpitalnych, do opieki lekarskiej przed i po aborcji. Łamią prawo i pozostają bez konsekwencji, bo kobiety często nie mają już siły na wszczynanie procesu.

Kilka postępowań przeciwko podmiotom leczniczym się jednak odbyło i zaowocowało orzecznictwem Sądu Najwyższego, który stwierdził, że „prawo do planowania rodziny i wynikające z niego uprawnienie do legalnego przerwania ciąży w warunkach określonych w art. 4a ustawy o planowaniu rodziny należą do dóbr osobistych, których naruszenie może uzasadniać żądanie zadośćuczynienia na podstawie art. 448 w związku z art. 24 k.c.” (III CSK 16/08, V CK 16/03, IV CK 161/05) oraz „Należy stwierdzić, że skoro wskazana wyżej ustawa z 1993 roku o planowaniu rodziny przyznaje rodzicom prawo do świadomego planowania rodziny, a kobiecie prawo do przerwania ciąży między innymi w sytuacji określonej w art. 4a ust.1 pkt. 2, z tzw. przyczyn genetycznych, to prawa te należy uznać za prawa podmiotowe rodziców, których naruszenie rodzi odpowiedzialność odszkodowawczą” (IV CK 161/05).

Odmawiasz? Ponosisz koszty utrzymania dziecka

W uchwale z dnia 22 lutego 2006 roku (III CZP 8/06) Sąd Najwyższy stwierdził również, że: „Podmiot odpowiedzialny za bezprawne uniemożliwienie dokonania zabiegu przerwania ciąży, będącej następstwem gwałtu, którego sprawca nie został wykryty, ponosi koszty utrzymania dziecka w takim zakresie, w jakim matka dziecka sprawująca osobiste starania o jego utrzymanie i wychowanie nie jest w stanie zaspokoić usprawiedliwionych potrzeb dziecka”.

Jeżeli wejdzie w życie ustawa „Zatrzymaj aborcję”, która eliminuje przesłankę embriopatologiczną z tych dopuszczających legalną aborcję, kobiety postawione w wyżej opisanych sytuacjach nie będą już miały nawet cienia nadziei na to, że ich prośby kierowane do lekarzy o pomoc, zostaną wysłuchane. Nie będą miały szansy na znalezienie jakiegokolwiek szpitala w Polsce, który, tak jak nieliczne dzisiaj, najczęściej w wielkich ośrodkach miejskich, wykona zabieg.

Ignorowanie ogromnych cierpień

Gdy poinformowałam jedną z kobiet, która zdecydowała się jednak wystąpić z pozwem przeciwko szpitalowi, który nie tylko odmówił jej w takiej sytuacji zabiegu, ale też potraktował z lekceważeniem i pogardą, o tym, że będzie rozpatrywany projekt zakazujący w ogóle zabiegu przerwania ciąży w przypadku wad płodu, odpisała mi: „Nie mogę po prostu uwierzyć, że ktoś śmie ingerować w tak osobistą kwestię. To straszne”.

Autorzy projektu zdają się jednak lekceważyć takie głosy, których wiele w mediach i w internecie. Ogromne cierpienie kobiet, które są zmuszane do rodzenia wbrew swej woli, często ponosząc przy tym szkodę na zdrowiu fizycznym (tak jak bohaterka książki “Dziewięć rozmów o aborcji” Krystyny Romanowskiej i Katarzyny Skrzydłowskiej-Kalukin: „Byłam już skrajnie wyczerpana, wielowodzie narastało, niedotlenienie powodowało kolejne powikłania. W tej chwili mam dwa razy większą objętość wód płodowych niż powinnam mieć. Ledwie chodzę. Jestem kaleką. Nowa lekarka, świetna specjalistka, która pomaga mi w odbarczaniu wód płodowych, powiedziała: »Pani do tego czasu pęknie«”.) i psychicznym (opowieść małżeństwa, które obserwowało śmierć swojego dziecka w wyniku odmowy prof. Bogdana Chazana) nie spotyka się z żadnym zrozumieniem ani odpowiedzią władzy publicznej, żeby mu ulżyć.

Zaczną sięgać po niebezpieczne domowe sposoby

Nie można zapominać, że

reakcje na zakaz aborcji z powodów embriopatologicznych mogą być różne – kobiety zdeterminowane, by nie być w ciąży zaczną sięgać (tak jak się to dzieje dziś), po tzw. domowe sposoby przerwania ciąży, często niebezpieczne dla ich zdrowia i życia.

Niewykluczone, że wzrośnie skala porzuceń noworodków – już dziś bardzo duża - w 2013 roku w szpitalu zostawiono 849, a w 2016 roku 709 noworodków, to znaczy, że co 10 godzin porzucane jest w Polsce jedno dziecko. Warunki bytowe w domach dziecka i domach opieki społecznej wciąż dalekie są od idealnych, a w wielu z nich nie są zachowane nawet podstawowe standardy.

Brak dostępu do aborcji oznacza wywrócenie życia do góry nogami, poświęcenie całego życia, również ogromne koszty finansowe – leczenia, rehabilitacji, środków higienicznych, specjalistycznego sprzętu, często bez szans na minimalną chociaż poprawę. Bieda w polskich rodzinach, często wielodzietnych, pogłębi się.

Pomoc państwa znikoma

Obecna pomoc państwa, nawet mimo istnienia programu „Za Życiem” (wypłacenie jednorazowej zapomogi 4 tys. zł za urodzenie dziecka z niepełnosprawnością) jest znikoma i niewystarczająca. Każda kobieta, która zdecyduje się urodzić, powinna mieć zapewnione godne, bezpieczne i komfortowe warunki wychowania dziecka, dlatego należy wciąż walczyć o wypełnianie przez państwo swoich zadań i zapewnianie takiej pomocy.

Najlepsza jednak pomoc systemowa, na którą się na razie nie zanosi, nie zastąpi jednak nigdy prawa wyboru.

Jako prawniczka mogę stwierdzić, że nie znajduję nigdzie – w całym systemie prawa – podstaw, by komuś ten wybór odebrać i by narzucić takie ciężary.

W Konstytucji czytam natomiast o przyrodzonej godności, wolności sumienia i religii, prawie do ochrony zdrowia, życia osobistego i prywatności. Konstytucja w art. 31 ust. 3 pozwala na ograniczanie praw i wolności – może się to jednak odbyć jedynie pod pewnymi warunkami – gdy jest to konieczne w demokratycznym państwie dla jego bezpieczeństwa lub porządku publicznego, bądź dla ochrony środowiska, zdrowia i moralności publicznej, albo dla wolności i praw innych osób.

Należy się tym kobietom szacunek

Czy porządek publiczny i moralność publiczna nie są właśnie wzmacniane, gdy ludziom pozwala się zadecydować o sobie, zmniejszyć swoje cierpienie, przeżyć jedyne życie, jakie się ma, według własnego drogowskazu? Gdy piszę te słowa wyglądają na ekranie po prostu jak wzniosłe frazesy. Z zawodowego doświadczenia wiem jednak, że kryją się za nimi ludzkie sprawy, doświadczenia i emocje.

Należy im się szacunek. Dbałość o nie nie jest sprawą naganną, jest właśnie istotą człowieczeństwa. W przekonaniu tym utwierdza mnie także tradycyjne, katolickie wychowanie, jakie odebrałam tu, w Polsce.

Zwolennicy projektu ustawy „Zatrzymaj aborcję” również powołują się na Konstytucję, by udowodnić zasadność swojego stanowiska. Zastanówmy się jednak, kto jest podmiotem praw i wolności wyrażonych w ustawie zasadniczej. Sąd Najwyższy w uchwale z dnia 26 października 2006 roku (I KZP 18/06) stwierdził, że pełna prawnokarna ochrona życia i zdrowia człowieka rozpoczyna się z początkiem porodu, zaś w przypadku cesarskiego cięcia kończącego ciążę – od podjęcia czynności zmierzających do przeprowadzenia tego zabiegu.

Jan Woleński trafnie wskazał w swojej krytycznej glossie do orzeczenia Trybunału Konstytucyjnego z 1997 roku o sygn. K 26/96, że „Trybunał zignorował również pewne dobrze znane problemy, np. nieuchwytność momentu powstania życia, podkreślaną przez większość przyrodników”.

Nie ma natomiast wątpliwości, że podmiotem konstytucyjnych wolności i praw jest kobieta. Nie sztuczny konstrukt myślowy, nie religijne przekonania, nie zideologizowane wizje zmuszające innych do wyrzeczeń i cierpienia, ale kobieta z krwi i kości, ze swoją świadomością, biografią i uczuciami. Kto dał nam prawo w sposób nieproporcjonalny ingerować w jej życie i pozbawiać ją podstawowych praw?

Przeczytaj Apel Federacji na Rzecz Kobiet i Planowania Rodziny do posłanek i posłów o odrzucenie projektu ustawy "Zatrzymaj aborcję".

Kamila Ferenc - prawniczka i aktywistka, pracuje w Federacji na rzecz Kobiet i Planowania Rodziny i udziela porad prawnych pro bono. Członkini Uniwersytetu Zaangażowanego, współautorka raportu o prawach studentów watchdog.edu.pl

Komentarze