Pseudonaukowe fantazje posłów mogą być początkiem końca in vitro w Polsce. OKO.press dopytuje twórcę nowego projektu ustawy. Dowiedzieliśmy się, że mrożenie komórek to eugenika, a większość z obrońców prawa do in vitro "odłączyłaby prąd, zabiła ludzi i cześć". Może i śmieszne, ale bardzo niebezpieczne
Wnioskodawcą poselskiego projektu ustawy ograniczającego dostępność i skuteczność pozaustrojowej metody leczenia niepłodności in vitro jest niezrzeszony poseł Jan Klawiter (na zdjęciu). Jest dr. inż. chemii, specjalistą od chromatografii cieczowej. Był burmistrzem Rumii. Jest działaczem Akcji Katolickiej i członkiem Prawicy Rzeczpospolitej Marka Jurka. Do Sejmu wszedł z listy PiS.
Jak już pisaliśmy, projekt wykluczy z możliwości leczenia niepłodności pary w związkach nieformalnych - czyli 20-30 proc. osób dziś korzystających z zapłodnienia pozaustrojowego. A zakaz mrożenia komórek i ograniczenie możliwości zapładniania komórek do jednej, w praktyce oznaczałby koniec in vitro w Polsce.
Skuteczność spadłaby dziesięciokrotnie, a przewlekłość leczenia zmusiłaby kobiety do szukania wsparcia za granicą.
"Pod projektem podpisało się około 20 posłów" - mówi OKO.press poseł Klawiter. Do złożenia poselskiego projektu ustawy potrzebnych jest 15 podpisów. To oznacza, że projekt nie cieszy się w Sejmie poparciem.
"Na pewno znajdą się orędownicy w PiS, PSL, WiS i wśród posłów niezrzeszonych" - zapewnia nas jednak poseł Klawiter.
Jan Klawiter uważa, że dziś prawo nie zajmuje się kluczowym aspektem in vitro. "Zarodek jest człowiekiem w najwcześniejszej fazie rozwoju. Przy mrożeniu ginie ponad 20 proc. zarodków. To jest coś, na co nie można się godzić".
Co ciekawe, w uzasadnieniu projektu ustawy mowa o tylko 15 proc. "ginących zarodków".
Jak tłumaczyła OKO.press dr Katarzyna Kozioł, prezes Polskiego Towarzystwa Medycyny Rozrodu i Embriologii, od prawie 25 lat pracująca w Przychodni Leczenia Niepłodności nOvum: "Mrożenie chroni zarodki i umożliwia im przeżycie, a nie odwrotnie. To jest podstawowa prawda, nie należy jej kwestionować".
Co więcej, te zarodki, które nie przeżywają, po prostu nie mają prawidłowego potencjału rozwojowego - są słabsze i samoistnie obumierają.
"Tak jest w naturze, tak jest też w warunkach laboratoryjnych. Taki zarodek i bez mrożenia nie zapoczątkowałby ciąży" - mówi dr Kozioł.
Klawiter zwraca uwagę na kolejny problem: "Co zrobić z tymi tysiącami zarodków, które są w zamrażarkach od pięciu, dziesięciu, a nawet dwudziestu lat? O tym nikt nie pamięta. Obojętnie przechodzimy wobec faktu, że większość wyjęłaby wtyczkę, wyłączyła prąd, uśmierciła ludzi i cześć. A dziś de facto nie ma innego wyjścia. Nie możemy godzić się na produkcję ludzi i usuwanie zbędnych. To jest eugenika - dzielimy ludzi na lepszych i gorszych. Jeden na sześć ma szanse, a co z resztą?".
W uzasadnieniu projektu czytamy, że "naturalnym i najlepszym środowiskiem dla rozwoju dziecka jest małżeństwo" i właśnie dlatego tylko pary w związkach formalnych powinny mieć prawo do in vitro. Klawiter: "Musimy dbać o to, żeby dzieci, które przyjdą na świat wzrastały w dobrych warunkach.
Pary nieformalne to często związki nietrwałe, a to oznacza, że dziecko będzie rozwijało się w sposób gorszy".
Posłowi mogłyby zjeżyć się włosy na głowie, gdyby zerknął w statystyki rozwodów. W 2017 roku zawarto w Polsce prawie 193 tys. małżeństw, a rozwodów było aż 65 tys., czyli ponad 30 proc.
Rośnie nawet liczba wniosków o unieważnienie sakramentalnych małżeństw. Ze statystyk prowadzonych przez Instytut Statystyki Kościoła Katolickiego wynika, że w 1999 roku Polacy wnieśli 1265 takich spraw. W 2006 takich spraw było 1961. W 2010 – 2369. A w 2016 już – 2628.
Co równie istotne, poseł co najmniej sugeruje, że samodzielni rodzice - najczęściej matki - nie stwarzają dziecku dobrych warunków do rozwoju, a niepełne rodziny i związki nieformalne są po prostu z definicji gorsze.
Art. 18 Konstytucji RP, który mówi o szczególnej ochronie rodziny i małżeństwa, nie wyklucza wsparcia państwa dla innych form rodziny. Ograniczenie tylko do tradycyjnej definicji rodziny tylko spycha w prawny niebyt doświadczenia milionów obywateli - np. samodzielnych rodziców, par nieformalnych, a także związków osób tej samej płci.
Dr Katarzyna Kozioł w rozmowie z OKO.press wyliczała, że ograniczenie możliwości zapłodnienia tylko do jednej komórki dziesięciokrotnie zmniejszy szanse na udany zabieg. Obecnie skuteczność in vitro dla sześciu zapłodnionych komórek wynosi 30 proc. A przyjmuje się, że tylko 3 proc. komórek powstających w organizmie ma zdolność rozwoju aż do dziecka.
Poseł Klawiter liczy to po swojemu: "Nie dziesięć razy tylko sześć. Bo sześciokrotnie zmniejszamy liczbę zapłodnionych komórek. W całej metodzie kwestia skuteczności jest istotna, ale to będzie tylko częściowe pogorszenie".
Częściowe pogorszenie, o którym mówi Klawiter to znów koszt, który poniosą konkretne kobiety. Te, które mają pieniądze, będą mogły szukać wsparcia w zagranicznych klinikach. Ale te, których na to nie stać, będą musiały liczyć na przewlekłe leczenie i bezpośrednio narażać swoje zdrowie - także psychiczne.
Dziennikarz i reporter. Uhonorowany nagrodami: Amnesty International „Pióro Nadziei” (2018), Kampanii Przeciw Homofobii “Korony Równości” (2019). W OKO.press pisze o prawach człowieka, społeczeństwie obywatelskim i usługach publicznych.
Dziennikarz i reporter. Uhonorowany nagrodami: Amnesty International „Pióro Nadziei” (2018), Kampanii Przeciw Homofobii “Korony Równości” (2019). W OKO.press pisze o prawach człowieka, społeczeństwie obywatelskim i usługach publicznych.
Komentarze