0:000:00

0:00

Prawa autorskie: Sławomir Kamiński / Agencja GazetaSławomir Kamiński / ...

My się czasem kłócimy z Komisją Europejską, ale nie z Berlinem.
Dziś może i tak, ale atakowanie Niemiec było strategią PiS-u przez lata.
TVN24,08 lutego 2017
PiS nigdy za Niemcami nie przepadał. Rosja była w oczach rządzącej obecnie partii zawsze zdecydowanie większym zagrożeniem, ale zachodni sąsiedzi ich zdaniem też dobrze Polsce nie życzyli. Wyjątkowo podejrzana była Angela Merkel. W książce „Polska naszych marzeń” w 2011 r. Jarosław Kaczyński pisał m.in. o sojuszu niemiecko-rosyjskim, który ma zdeptać Polskę:

„Merkel reprezentuje to pokolenie polityków niemieckich, które chce odbudować mocarstwowość Niemiec. Elementem tego jest strategiczna oś z Moskwą, a w tym może przeszkadzać Polska, czyli nasz kraj musi być w jakiś sposób podporządkowany. Oczywiście ta polityka jest realizowana innymi metodami, ale nadal jest w tym dość bezczelne nieliczenie się z nami.”

Dalej pisał o zagrożeniu, jakie niemieckie inwestycje mogą stanowić dla terytorium Polski.

Jego zdaniem za „wspólne inwestycje” należy zabrać się dopiero, gdy poziomy gospodarcze obu państw zostaną wyrównane. Inaczej, zdaniem Kaczyńskiego, „obudzimy się w mniejszej Polsce”.

Przeczytaj także:

Niedługo po publikacji prezes PiS przyznał, że: „(…) wypowiedź w książce na temat Angeli Merkel, nie ukrywam, że to był mój błąd. Mamy już badania w tej sprawie, to mniej zaszkodziło niż inne rzeczy”. Dostrzegł więc, że była to strategiczna nieostrożność, ale z samej treści słów nigdy się nie wycofał.

Polska w Europie, czy poza nią?

Od wygranych przez PiS wyborów w 2015 r. Kaczyński stonował retorykę, ale Niemcom chyba nadal nie ufa. W słynnym wywiadzie dla niemieckiego "Bilda", który ukazał się w 27 lipca 2016 r. podkreślał m.in. problem z historią, która nas dzieli. Powiedział, że współpraca między Polską a Niemcami może w pełni się rozwinąć dopiero wtedy, gdy w Niemczech skończy się zarzucanie Polakom jakichkolwiek przewin w trakcie II wojny światowej i opowiadanie „bajek” na temat istniejącego wówczas w Polsce antysemityzmu.

Chciałby też usłyszeć, co Merkel “myślała, otwierając granice dla uchodźców”. W PiS z resztą oskarżanie Niemiec o wywołanie kryzysu uchodźczego ma wielu zwolenników. Co do tego, wątpliwości nie ma np. szef MSZ Mariusz Błaszczak

Po wygranej PiS Polska zdecydowanie zmieniła kurs dyplomatyczny. Dla poprzedniego rządu priorytetem były dobre relacje z Unią Europejską, przede wszystkim z Niemcami – efektem było np. poparcie Donalda Tuska w staraniach o fotel przewodniczącego Rady Europejskiej przez rząd Niemiec. PiS tymczasem szybko zdążył skłócić się z Brukselą i wieloma krajami członkowskimi. Według nowej doktryny największym sojusznikiem Polski w UE miała być Wielka Brytania, a poza jej granicami - Stany Zjednoczone.

Sytuacja jednak drastycznie się zmieniła, gdy Brytyjczycy zdecydowali się wystąpić ze wspólnoty, a w USA wybory wygrał najbardziej prorosyjski kandydat w historii. Rządowi PiS nie pozostało nic innego, jak ponownie zwrócić się ku Niemcom. Stąd m.in. wizyta Merkel w Warszawie 7 lutego.

Mimo to przed PiS niełatwe zadanie. Szczególnie, że Kaczyński sam sobie nie pomaga, mówiąc w niemieckich mediach o atomowej i zatomizowanej Unii Europejskiej oraz nieuprawnionej dominacji Niemiec we wspólnocie.

Udostępnij:

Szymon Grela

Socjolog, absolwent Uniwersytetu Cambridge, analityk Fundacji Kaleckiego. Publikował m.in. w „Res Publice Nowej”, „Polska The Times”, „Dzienniku Gazecie Prawnej” i „Dzienniku Opinii”.

Przeczytaj także:

Komentarze