W 9 na 11 próbek chorych kotów z różnych części Polski wykryto wirus ptasiej grypy. Weterynarze uspokajają: wciąż jest za wcześnie, żeby mówić o epidemii
Kotka Marzenka miała 10 lat, umierała pięć dni. „Dzielnie walczyła. Niestety choroba okazała się silniejsza” – pisze jej opiekunka. W domu, w którym mieszkały trzy koty, pierwszy odszedł Simba. Nagle stał się apatyczny, dostał gorączki, a w końcu drgawek. Zaraz po nim odeszły dwa kolejne koty.
To historie, które opisują opiekunowie czworonogów na facebookowej grupie „Tajemnicza choroba kotów – grupa dochodzeniowa”. W kilka dni zebrała ponad 5 tysięcy członków, którzy opowiadają historie chorób i dzielą się hipotezami dotyczącymi śmierci kotów. Chodzi o mięso z supermarketów? A może opryski przeciwko chwastom?
Z całej Polski płyną sygnały o chorobie, która zabija (lub osłabia) koty. Objawy są za każdym razem podobne:
Początkowo Główny Inspektorat Weterynarii (GIW) informował: „Prowadzone są wnikliwe badania nad próbkami pobranymi od zwierząt, które zachorowały na nieznanej etiologii chorobę. Na podstawie wstępnych uzyskanych wyników badań laboratoryjnych (próbek pochodzących z terenu Trójmiasta), przeprowadzonych w Państwowym Instytucie Weterynaryjnym w Puławach, przyczyną zachorowań jest wirus grypy”.
W poniedziałek (26 czerwca 2023) GIW podał szczegółowe wyniki 11 próbek pobranych od chorych kotów.
W dziewięciu z nich – z Poznania, Trójmiasta i Lublina – wykryto wirus ptasiej grypy (H5N1).
Inspektorat informuje, że wciąż nie udało się ustalić źródła zakażeń.
To za mało przypadków, by mówić o epidemii – skomentował prof. Tadeusz Frymus z Katedry Chorób Małych Zwierząt Szkoły Głównej Gospodarstwa Wiejskiego.
„Co więcej, z różnych rejonów Polski dochodzą sygnały od lekarzy weterynarii, iż nie obserwują w swoich lecznicach wzmożonej zachorowalności i śmiertelności kotów. Tak więc jest nadzieja, iż mamy nadal do czynienia ze sporadycznymi zakażeniami wirusem H5N1” – wyjaśnia naukowiec.
W obszernym komunikacie, który opublikował na Facebooku, tłumaczy, że wirus H5N1 namnaża się u kota nie tylko w układzie oddechowym, ale i pokarmowym, w mięśniach, sercu, mózgu i innych narządach.
„Doprowadza do ostrych zapaleń ze zmianami krwotocznymi i martwicowymi oraz często do śmierci. Okres inkubacji trwa zaledwie 1-2 dni. Pojawia się gorączka, a następnie wysunięcie trzecich powiek, zapalenie spojówek, duszność, wypływ z nosa, nierzadko krwisty, czasem żółtaczka, objawy ze strony przewodu pokarmowego, a nawet neurologiczne (drgawki, niezborność lub inne). Zarazek jest przez takie koty wydalany od trzeciego dnia po zakażeniu i trwa to cztery dni lub dłużej. Wydalanie wirusa zachodzi przez drogi oddechowe i w mniejszym stopniu także przez przewód pokarmowy. Na krótką metę nie można więc wykluczyć przeniesienia zakażenia z wydzielinami lub wydalinami zakażonych osobników. Jednakże w warunkach doświadczalnych koty nie zaraziły się bytując obok i używając wspólnych misek z psami zakażonymi wirusem H5N1. Podobnie jak i psy się nie zaraziły od chorych kotów przebywając obok nich i dzieląc z nimi miski” – napisał prof. Frymus.
Psy, lisy i inne psowate chorują znacznie rzadziej. Na razie nie ma w Polsce żadnego potwierdzonego przypadku zakażenia u psa.
„Ptasia grypa jest w stanie przenosić się na ssaki od ponad 20 lat. Pierwszy raz spotkaliśmy się z wirusem H5N1 u zwierząt i ludzi na przełomie XX i XXI wieku. Powoduje ciężką, śmiertelną chorobę” – mówi w rozmowie z OKO.press prof. Krzysztof Pyrć, wirusolog z Uniwersytetu Jagiellońskiego. „U ludzi śmiertelność szacuje się na około 60 proc. – to poziom porównywalny do eboli. Na szczęście nie przenosi się efektywnie między ludźmi, więc przynajmniej na razie ryzyko pandemiczne nie jest duże” – dodaje.
Jak wyjaśnia, wirus ptasiej grypy zaczął się rozprzestrzeniać na całym świecie wśród ptaków w ostatnich dwóch latach. „Zwiększenie częstości występowania u ptaków wiąże się w oczywisty sposób ze zwiększonym ryzykiem transmisji na inne zwierzęta i na ludzi. Mamy doniesienia z różnych części świata o kolejnych zakażeniach. W Hiszpanii zaraziły się norki w hodowli przemysłowej, w Peru 3,5 tysiąca lwów morskich umarło przez ptasią grypę. Do tej pory jednak koty nie były uznawane za główny »target« tej choroby. Jak widać, jednak coś jest na rzeczy. Pytanie, skąd te transmisje? Czy wirus się zmienił i dlatego zagraża teraz kotom? Próbujemy to zbadać” – dodaje prof. Pyrć.
Z informacji podanych przez prof. Tadeusza Frymusa wynika, że w ciągu ostatnich 20 lat pojawiały się pojedyncze doniesienia o kotach chorujących na ptasią grypę.
W 2004 roku w Tajlandii 15 kotów zmarło przez zakażenie wirusem H5N1. Wcześniej miały takie same objawy: wymioty i kaszlenie krwią. W Europie pierwsze przypadki zanotowano w 2006 roku na niemieckiej wyspie Rugia. Przez ptasią grypę umarły trzy bezpańskie koty. „Prawie w tym samym czasie w jednym ze schronisk w Austrii wykryto ten zarazek u trzech zdrowych kotów zbadanych po przyjęciu do tego schroniska łabędzia zakażonego wirusem H5N1. W końcu 2022 roku opisano we Francji kolejny śmiertelny przypadek u kota” – podaje prof. Frymus.
Jest kilka możliwych ścieżek transmisji, które mogą być źródłem zakażeń u kotów. Jedną z hipotez jest zarażenie od ptaków, na które koty polują. Drugą: przenoszenie się choroby przez odchody ptaków (np. wnoszone do domu na butach). Trzecią hipotezą jest transmisja z pożywieniem, na przykład przez podawanie kotom surowego mięsa drobiowego.
„Czy istnieje zagrożenie dla ludzi? Potencjalnie wirus jest zakaźny dla człowieka. Trudno teraz to ryzyko oceniać ze stuprocentową pewnością, ale trzeba brać to pod uwagę. Sytuacja jest bardzo dynamiczna” – mówi prof. Pyrć.
Problemem jest również leczenie chorych kotów. Wiadomo, że wirus grypy H5N1 generalnie jest wrażliwy na dostępne w aptekach leki przeciwgrypowe. „Nie wiemy natomiast, na ile ten nowy szczep jest wrażliwy na leczenie. Nie wiemy również, czy sam lek, przeznaczony dla ludzi, nie zabija kotów. Odradzałbym więc leczenie zwierząt na własną rękę” – wyjaśnia wirusolog.
Przychodnie weterynaryjne ostrzegają opiekunów czworonogów: nawet podanie zwierzęciu aptecznego leku, który ma swój odpowiednik weterynaryjny może skończyć się silnym zatruciem.
„Tabletki, kapsułki i syropy zawierają nie tylko składniki czynne, ale także dodatki: konserwanty, nośniki, antyzbrylacze i inne związki pomocnicze, które są obojętne dla człowieka, ale u zwierzęcia mogą zmienić ostateczne działanie właściwej substancji albo być dodatkowym źródłem zatrucia” – pisze na swojej stronie facebookowej SpecVet, sieć warszawskich przychodni. „Wiele ludzkich leków jest śmiertelnie niebezpiecznych dla zwierząt i podanie ich pupilowi, nawet w dobrej wierze, może skończyć się tragedią. Podanie nawet niedużej, pojedynczej dawki ibuprofenu obolałemu psu czy kotu może skończyć się ciężkim i ostrym uszkodzeniem nerek, wątroby i owrzodzeniem przewodu pokarmowego. Przyczyną jest odmienny i znacznie dłuższy metabolizm ibuprofenu w organizmie zwierzęcia” – wyjaśniają weterynarze.
Weterynarze uczulają, żeby zgłaszać się do przychodni od razu, kiedy u kota pojawią się niepokojące symptomy. Na ptasią grypę nie ma szczepionki, a leczenie w tym momencie skupia się jedynie na łagodzeniu objawów.
Żeby zminimalizować ryzyko zakażenia, należy przestrzegać zasad bioasekuracji. Wyjaśnia to GIW w swoim komunikacie:
"Analizując dane pochodzące z innych krajów ustalono, że zasady zapobiegania możliwemu kontaktowi kotów z wirusem powinny polegać na:
Weterynarze z przychodni SpecVet zalecają również niepodawanie surowego mięsa oraz długie mycie rąk po wejściu do domu. Wirus może przynieść nie tylko człowiek na butach, ale również pies na łapkach. Weterynarze zalecają więc dezynfekowanie psich łap po powrocie ze spaceru.
W komunikacie z 23 czerwca uspokajają: „Nie ma obecnie powodów, by sądzić, że choroba będzie powodowała masowe zachorowania u kotów – raczej będą to jednostkowe przypadki i problem szybko zostanie zażegnany”.
Absolwentka Uniwersytetu Jagiellońskiego i Polskiej Szkoły Reportażu. W OKO.press zajmuje się przede wszystkim tematami dotyczącymi ochrony środowiska, praw zwierząt, zmiany klimatu i energetyki.
Absolwentka Uniwersytetu Jagiellońskiego i Polskiej Szkoły Reportażu. W OKO.press zajmuje się przede wszystkim tematami dotyczącymi ochrony środowiska, praw zwierząt, zmiany klimatu i energetyki.
Komentarze