0:00
0:00

0:00

Ma 26 lat, mieszka w małej wsi na południu Polski. Wysłuchaliśmy jego opowieści o życiu - coming oucie, relacjach z rodziną i sąsiadami, stosunku do aktywizmu, planach na przyszłość.

Byłem pewny, że nie dadzą mi żyć

W sumie od zawsze wiedziałem, że podobają mi się mężczyźni. Było to dla mnie jasne już w pierwszych momentach dojrzewania. Ale przez to środowisko, w którym dorastałem, bałem się do tego przyznać przed samym sobą i udawałem kogoś, kim nie jestem.

Kilka razy słyszałem w moim otoczeniu przykre słowa skierowane do homoseksualistów, dlatego jeszcze bardziej zamykałem się w sobie. Nie chciałem być taki, bo byłem pewny, że u nas na wsi ludzie nie dadzą mi żyć i będę musiał wyjechać do dużego miasta, czego bardzo nie chciałem.

To był dla mnie bardzo trudny czas walki z samym sobą. Nie wiedziałem co robić.

Starałem się nie dopuszczać do siebie myśli, że jestem „inny”. Próbowałem nawet spotykać się z dziewczyną, ale od razu wiedziałem, że to nie ma sensu.

Sadzę, że gdybym dorastał w dużym mieście, byłoby mi łatwiej. Wydaje mi się, że młodzież z miasta ma więcej pewności siebie niż ta ze wsi. W mieście łatwiej byłoby mi też spotkać kogoś w podobnej sytuacji. Miałbym więcej okazji do rozmowy o mojej orientacji, a to w tym czasie byłoby bardzo pomocne.

Mój coming out

Mój coming out miał miejsce ponad 6 lat temu. Miałem wtedy niespełna 20 lat. Powiedziałem, że jestem gejem mojej przyjaciółce a później mamie i jakoś powoli ta wiadomość zaczęła rozchodzić się po rodzinie. Dziś praktycznie cała moja bliska i dalsza rodzina, przyjaciele, znajomi, sąsiedzi, wszyscy już raczej wiedzą o mnie. Na wsi takie rzeczy rozchodzą się błyskawicznie. W pracy część ludzi chyba jeszcze nie wie.

Przeczytaj także:

Ujawniłem się jeszcze przed wejściem w poważny związek, w którym jestem od pięciu lat. W tamtym czasie miałem pierwszego w życiu hmm... kolegę takiego jak ja. Przyjaciółka nawet się ucieszyła, bo sama już wcześniej się domyślała, że jestem gejem, tylko czekała, kiedy się zbiorę na odwagę, żeby się przyznać. Mama na początku zareagowała bardzo źle. Nie rozmawiała ze mną przez kilka dni, a później powoli było coraz lepiej.

Dlaczego przyjaciółka odebrała mój coming out znacznie lepiej od mamy? Bo ona jest bardzo otwartą i tolerancyjną osobą. Jak się później dowiedziałem, ma dużo znajomych z naszego środowiska LGBT, więc dla niej to nie był żaden problem. W tym czasie bardzo mi pomogła. Dużo o tym rozmawialiśmy, wspierała mnie, a nawet porozmawiała z moją mamą i dzięki niej ona też mogła łatwiej przez to przejść.

Mama kocha mnie nad życie i jest cudowna, ale ta sytuacja początkowo ją przerosła. Potrzebowała czasu. Dużo czasu. Była u psychologa i miała też taką przyjaciółkę, która bardzo w tym czasie pomogła jej to zrozumieć i przejść przez ten trudny czas. Mama nigdy nie miała styczności z osobami LGBT, więc dla niej to był wielki szok. Ale teraz już jest bardzo dobrze. Świetnie dogaduje się ze mną no i z moim mężem.

Tata na początku był bardzo zmieszany. Najpierw uspokajał mamę, a potem sam wpadał w panikę. Ale teraz już się unormowało i jest dobrze. Ale to też zasługa mojego partnera. Dzięki temu, że jest tak otwartym, rozmownym i bardzo przyjemnym człowiekiem, wszyscy go lubią. Szybko nawiązuje kontakty, także z moim tatą. Myślę, że w tej sytuacji całkiem dobrze się dogadują.

Najtrudniej było mi się otworzyć przed dziadkami, bo mieszkamy w trzypokoleniowej rodzinie, jak to na wsi. Bardzo długo ukrywałem przed nimi swoją orientację.

Zawsze jakoś ich zbywałem jak tylko był poruszany temat ,,czy mam dziewczynę”. Zawsze też musiałem wymyślać jakieś wytłumaczenia, gdy znikałem na całe weekendy. Nawet trudno mi powiedzieć, kiedy się dokładnie o mnie dowiedzieli, bo przyznam szczerze, że nigdy z nimi o tym nie rozmawiałem.

Pomogła mi moja najukochańsza ciocia, która na spokojnie porozmawiała o tym z dziadkiem, a potem dziadek powiedział babci. O nic mnie nie pytali, nie komentowali, po prostu jest jak jest. A jakiś czas po tym, gdy się dowiedzieli, zaczął przyjeżdżać do nas do domu - już tak legalnie - mój mąż i przyjęli go bardzo dobrze. A teraz traktują go jak kolejnego wnuka, z czego jestem bardzo zadowolony. Dodam jeszcze, że teraz, gdy przyjeżdżają do nas znajomi tacy jak my, to normalnie z nimi rozmawiają i nie mają nic przeciwko.

Sami sobie ślubowaliśmy

Dlaczego mówię o moim partnerze „mąż”? Naturalnie w Polsce nie możemy wziąć ślubu, ale myśmy taki ślub wzięli. Sami sobie ślubowaliśmy i to jest dla nas ważne, a nie papier czy sama ceremonia. Obydwaj kochamy przyrodę i spokój, jaki oferuje. W mieście można być anonimowym, ale można też mieć złudne poczucie bezpieczeństwa. Tutaj znamy ludzi i oni też nas znają i to jest podstawa. Zagranica to też nie nasza bajka. Z kolei, żeby kochać dzieci i być w ich życiu, nie trzeba mieć własnych.

Mam jednego cudownego chrześniaka. Ojcem chrzestnym zostałem dawno temu, gdy nie spotykałem się jeszcze z żadnym mężczyzną. Chodziłem wtedy do spowiedzi i komunii. Myślę, że mam wielkie szczęście mając taką rodzinę, bo zdaję sobie sprawę, że nie u każdego taka sytuacja miałaby tak kolorowe zakończenie. Ja w sumie też jestem bardzo zaskoczony, że tak się to wszystko potoczyło.

Jeszcze parę lat temu dałbym sobie rękę uciąć, że to zupełnie niemożliwe. Kiedyś właśnie o tym marzyłem i wzdychałem, bo byłem pewny, że te marzenia się nie spełnią, a teraz mogę z ręką na sercu powiedzieć, że się spełniły. Marzyłem o cudownym mężu i o akceptacji ze strony rodziny i znajomych i właśnie to wszystko się spełniło. Marzyłem, by spokojnie mieszkać z mężem w mojej kochanej wsi, z moimi zwierzakami, ogrodem, w ciszy i spokoju. Byłem bardzo pozytywnie zaskoczony zachowaniem moich bliskich, gdy kolejno każdy się dowiadywał kim jestem i nie słyszałem żadnej krytyki czy pogardy, ale wsparcie i ciepłe słowo, a byłem pewny, że tak nie będzie. Myliłem się.

Czy rodzice mojego chrześniaka nie żałowali swojej decyzji jak dowiedzieli się o mojej orientacji? To dłuższa historia, bo ogólnie mam bardzo słaby kontakt z ojcem chrześniaka. Jak tylko się dowiedział, że jestem gejem, miał z tym duży problem. Mieliśmy jakąś wymianę zdań, a teraz w ogóle ze sobą nie rozmawiamy. Jest homofobem. Nie wspominałem o nim wcześniej mówiąc o rodzinie, bo to taki jedyny wyjątek, o którym chciałbym zapomnieć. Ale nigdy od nich nie usłyszałem, żeby żałowali. Bo siostra jest po mojej stronie. No i dzieci mnie kochają. Mam z nimi bardzo dobry kontakt, a od chrześniaka usłyszałem, że jestem najlepszym wujkiem, więc to mi wystarczy.

Często jestem przerażony brakiem wiedzy ludzi na temat homoseksualizmu.

Chciałbym, żeby wreszcie była o tym jakaś edukacja w szkołach. Niewiedza w tym wypadku jest najgorsza. I to, że ludzie mylą nas z pedofilami. To jest tak krzywdzące, że serce mnie boli, gdy coś takiego słyszę.

Chodzimy do kościoła dla siebie, nie dla księdza

Kościół i wiara katolicka. Dla mojej rodziny to bardzo ważna sprawa i dla nas w sumie też. Obydwaj jesteśmy wierzący i praktykujący. Ale chodzimy do kościoła dla siebie, a nie dla księdza. Od początku chodzimy razem do kościoła i jeszcze nie było takiego momentu, żebyśmy się poczuli źle. Ksiądz raczej nie zwraca na nas uwagi, przynajmniej takie mamy wrażenie. A ludzie czasami się na nas popatrzą, ale bez jakiś przykrych scen. Jestem pewny, że po mszy o nas gadają i komentują, ale już się tym nie przejmujemy.

Fakt, że nie mogę przyjmować sakramentów jest dla mnie bardzo trudny, bo nie czuję się gorszy od tych, którzy są w związkach hetero. Czasami takie pary mają ślub, chodzą do komunii i udają świętych, a nie potrafią szanować swojej drugiej połowy. Uważam, że nie robię niczego złego. Myślę, że najważniejsze jest to, że kocham swojego partnera nad życie, szanuję go, pomagam we wszystkim. I to się tak naprawdę liczy. Nie czuję, że grzeszę i nie żałuję tego, co robię, bo mój partner to całe moje szczęście.

Czy nastawienie kościoła do nas kiedyś się zmieni? Myślę, że przyjdzie taki czas, gdy homoseksualizm nawet w kościele będzie akceptowany, tolerowany i będziemy mieli tyle samo praw i możliwości co pary hetero. Ale obawiam się, że ja już nie zdążę tego zobaczyć i z tego skorzystać.

Czy brakuje mi tego, że nie mogę pójść z moim mężem za rękę albo przytulić się do niego na ulicy? Brakuje i to bardzo.

Chciałbym się czuć swobodnie zawsze i wszędzie, ale u nas to nie przejdzie. Ciągle musze się pilnować, żeby nie pocałować czy nie przytulić mojego męża w publicznym miejscu, a ja uwielbiam się przytulać i okazywać swoje uczucia.

Dlatego lubię spędzać czas z bliskimi nam osobami, bo wtedy czujemy się naprawdę sobą i nie musimy nikogo udawać. Jestem wściekły, gdy widzę zakochane pary hetero, bo strasznie im zazdroszczę tego, że mogą pokazywać innym jak bardzo się kochają, a my - chociaż kochamy się bardziej niż nie jedna para hetero - musimy udawać, że jesteśmy tylko przyjaciółmi.

Ostatnio byliśmy zaproszeni na rodzinne wesele. Nie czuliśmy się jednak dobrze, bo na stołach w sali weselnej były rozłożone karteczki z nazwiskami kto, gdzie ma siedzieć i wszystkie pary miały miejsca obok siebie, a nas rozdzielili tak, żebyśmy nie siedzieli razem. Tak jakby nie chcieli, żebyśmy zwracali na siebie uwagi gości. A może się nas wstydzili?

To mnie strasznie zabolało, bo tak się cieszyłem na to wesele, a potem nie miałem ochoty zostać nawet na obiad. Było nam bardzo przykro, bo czuliśmy się odrzuceni. Nie wiem, czyj to był pomysł, więc nie chcę nikogo obwiniać. Ale wszyscy nas omijali z daleka i nie rozumiem tego, bo myślałem, że będzie wszystko dobrze. Pierwszy raz w życiu tak wcześnie wróciłem z wesela, bo ogólnie to lubię się pobawić.

Staramy się dystansować

Jak odbieram obecną nagonkę na osoby LGBT w polityce i mediach? My za bardzo nie śledzimy tego, co się dzieje w polityce i staramy się od tego dystansować. Naszym zdaniem w ogóle nie są tu potrzebne prowokacje z obydwu stron. To nie prowadzi do jakiegokolwiek porozumienia i nie polepsza naszej sytuacji.

Widzimy naturalnie ten wzrost niechęci w mediach, ale także wśród zwykłych ludzi. Chodzi o coraz ostrzejsze komentarze, głównie po programach telewizji publicznej. Chociaż bezpośrednio w naszym kierunku żadnych aktów przemocy fizycznej i słownej nie było. Osoby postronne, które o nas wiedzą, unikają tematu LGBT.

Jak mówiłem nie śledzimy tych wszystkich wypowiedzi, bo polityka to jedno wielkie bagno. Bardziej skupiamy się na tym, co jest blisko nas i staramy cieszyć się każdym dniem. Jeśli ktoś mówi o czymś, czego nie chce zrozumieć, to po co go słuchać?

Poczucie bezpieczeństwa daje nam tylko lokalna najbliższa społeczność, która nas zna osobiście i której jesteśmy częścią.

Mówisz, że nie da się całkowicie zdystansować od polityki i że czy tego chcemy, czy nie, ona ma realny wpływ na nasze życie. Oczywiście że ma wpływ, choćby na to, że gdyby mojemu partnerowi coś by się stało, mogę mieć kłopot z odwiedzeniem go w szpitalu. Niestety, nie bardzo wierzymy, żeby coś w tej sprawie w końcu się zmieniło na lepsze mimo zmian na scenie politycznej. Nasi politycy są niezdolni nie tylko do wypracowania jakiegoś porozumienia, ale nawet zwykłej, merytorycznej rozmowy.

Działać trzeba, ale tak, by powodować ewolucję, a nie rewolucję. Nie brałem udziału w marszach równości, mój partner tak, ale teraz uważa, że to strata czasu, bo one stały się pretekstem do prowokacji i obrażania, które bardzo szybko wraca rykoszetem. Jak można żądać szacunku, skoro samemu się kogoś nie szanuje? Zwykli ludzie naoglądają się takich marszy i nie bez przyczyny pałają do nas nienawiścią. Tworzą sobie zły obraz i wrzucają wszystkich do jednego worka, bo nie mają dobrych przykładów wśród najbliższych czy rodziny. Nasi, że tak powiem aktywiści, zrobili nam - w miarę normalnie żyjącym parom - więcej złego niż dobrego.

Twierdzisz, że to my - młodzi - powinniśmy jednak starać się zmieniać świat. Że jestem konformistą i zamknąłem się w swojej bańce. W sumie to prawda. Żyję sobie spokojnie w swoim świecie, z daleka od tego całego szaleństwa i buntu, bo tak mi dobrze i wygodnie. Muszę nad tym pomyśleć. Może warto zmienić trochę swoje nastawienie...

Nie nadaję się do samotności

Czy jestem wyjątkowo szczęśliwym gejem ze wsi? Chyba coś w tym jest. Szczerze mówiąc nie znam nikogo w podobnej sytuacji. Wszyscy, których znam, uciekli ze wsi do miasta, by móc normalnie żyć albo poświęcili swoje życie osobiste dla spokoju w rodzinie i czekali z coming outem zbyt długo tracąc swój czas. Myślę, że jestem dość odważnym gejem, bo odważyłem się przyznać do tego kim jestem nawet jeśli spodziewałem się najgorszego.

Jaką radę miałbym dla młodszych chłopaków i dziewczyn, którzy czują, że są „inni”? Radziłbym zaufać rodzinie i przyjaciołom i mówić głośno kim są. Nie wstydzić się tego.

Warto ujawnić się jak najszybciej, bo szkoda czasu na udawanie kogoś, kim się nie jest. Trzeba mieć odwagę żyć takim, jakim się jest. A także spieszyć się do poznawania ludzi i przede wszystkim do miłości, bo to jest w życiu najcenniejsze.

Mieć przy sobie kogoś, kogo się kocha i być dla tej drugiej osoby całym światem. We dwoje zawsze wszystko jest łatwiejsze.

Teraz najbardziej marzę o budowie własnego domu. Mam nadzieję, że już niedługo będzie się to marzenie realizować.

Praca? Podróże? Lubię swoją pracę, a podróżować bym chciał, ale niedaleko i byle we dwóch. Chyba nie nadaję się do samotności. Jak jestem z kimś ukochanym, to bardziej chce mi się żyć. Chyba jeszcze nigdy nie pokłóciłem się z moim partnerem. Czasem trzeba znaleźć jakiś kompromis, ale to nie jest dla nas problem. Bardzo dobrze się dogadujemy. Czuję się przy nim najlepiej.

Dziękuję za to, że mogłem się wygadać. I za zainteresowanie, dobre słowo. Cieszę się, że dzięki mnie może komuś inaczej, lepiej potoczy się życie. Oby tak było. Nie spodziewałem się, że kiedykolwiek będę miał okazję do takiej rozmowy.

Wysłuchał Sławomir Zagórski

;
Na zdjęciu Sławomir Zagórski
Sławomir Zagórski

Biolog, dziennikarz. Zrobił doktorat na UW, uczył biologii studentów w Algierii. 20 lat spędził w „Gazecie Wyborczej”. Współzakładał tam dział nauki i wypromował wielu dziennikarzy naukowych. Pracował też m.in. w Ambasadzie RP w Waszyngtonie, zajmując się współpracą naukową i kulturalną między Stanami a Polską. W OKO.press pisze głównie o systemie ochrony zdrowia.

Komentarze