"Przynieś zgrzewkę wody, dorzuć się do nagłośnienia, zawieź do lekarza, zareaguj na homofobiczny żart. Ta mało widoczna pomoc ma ogromne znaczenie". Czym jest cisplaining, a czym sojusznictwo? O co pytać, a o co nie? Jak być dobrą osobą sojuszniczą? Zapytaliśmy osoby LGBT
Kiedy homofobia ma się świetnie i pozostaje bezkarna, telewizja publiczna szczuje na osoby LGBT, biskupi mówią o "tęczowej zarazie", przyzwolenie na przemoc i nienawiść rośnie, a postępowanie policji i prokuratury są niewspółmierne do aktów protestu (np. dwa dni zatrzymania za powieszenie tęczowej flagi na pomniku),
pojawia się pytanie: jak wspierać mniejszość?
O to, jak być dobrą osobą sojuszniczą zapytaliśmy same osoby LGBT. Porozmawialiśmy z osobą biseksualną, transpłciową i niebinarną. Małą encyklopedię tego, co te terminy oznaczają, znajdziecie tutaj:
Zaczniemy jednak od przypadku wątpliwego sojusznictwa.
Żeby „polemistom nie było za łatwo” swój wstępniak w Newsweeku Tomasz Lis zaczyna od wytłuszczonych tez: "prawa człowieka, w tym prawa ludzi LGBT nie mogą być reglamentowane i nie podlegają negocjacji. Muszą być zapisane w prawie i respektowane w praktyce. Prawa człowieka nie nadają się ani do poczekalni, ani do odkładania na półkę".
Po tym wstępie Lis płynnie przechodzi do tłumaczenia środowisku LGBT, że najważniejsze jest jednak, żeby odsunąć PiS od władzy, bo zaraz niczyje prawa nie będą respektowane. W związku z tym: „wszyscy niezmiennie muszą sobie zadawać pytanie: czy konkretne działania zwiększają szansę na realizację tych praw, czy wyłącznie pomagają Kaczyńskiemu w dzieleniu Polski, a Ziobrze w walce o władzę na prawicy”? Nie ulega wątpliwości, że wszelkie bardziej radykalne środki protestu uważa za sprzyjanie Kaczyńskiemu.
Przypomniał też, że walka o realizację praw człowieka toczy się w „konkretnym kraju”, a poglądy i wrażliwość trzeba szanować. „Dziś wygląda to tak, że w sprawie LGBT władza wydaje się mieć poparcie większości, podobnie jak władza komunistyczna miała całkiem spore poparcie, gdy w ’68 organizowała nagonkę na Żydów. Ale skoro poglądy i wrażliwość milionów są istotne, to trzeba je rozumieć i uszanować, a nie z buta dyskwalifikować”.
Na pewno napędzanej kłamstwami przez aparat państwa nienawiści do mniejszości nie można nazwać "poparciem większości w sprawie". Powtarzanie takich tez jest jak samospełniająca się przepowiednia. Nasz sondaż pokazał coś zupełnie innego:
W tekście Lisa nie zabrakło porównania sytuacji osób LGBT do sytuacji osób czarnoskórych w Stanach czasów segregacji rasowej i przywołania Rosy Parks, która przecież w autobusie siedziała, a nie wybijała szyby. Zdaniem Lisa osoby LGBT muszą też uważać, do jakich ugrupowań opozycji „się przytulać”, bo może się okazać, że są jedynie narzędziem. Sam na wskazówki dla liberalnej opozycji poświęca krótki akapit („dobrze byłoby”).
Lis stawia siebie zapewne w szeregu sojuszników, którzy nauczają i krytykują, a nie tylko przyklaskują. W środowisku LGBT taki tekst uchodzi jednak za klasyczny przykład cis-plainingu, czyli paternalistycznego i deprecjonującego tłumaczenia osobom LGBT co i jak mają robić w wykonaniu osób cispłciowych (heteronormatywnych).
A czego od sojuszników oczekiwałyby same osoby LGBT? Zapytaliśmy.
Wszystkie osoby, z którymi rozmawialiśmy, zwracają uwagę na potrzebę tzw. sojusznictwa bezwarunkowego. Co to znaczy? "Nie chodzi o to, żeby zgadzać się ze wszystkim - na przykład z tym, co robi Margot. Ale jeśli odwracasz się od całej grupy tylko dlatego, że jedna osoba zrobi coś, co ci się nie podoba, nie jesteś sojusznikiem" - mówi Marta Puczyńska, osoba biseksualna z kolektywu SZPIL(A).
Puczyńska przytacza przykład: 1 sierpnia podczas Marszu Powstania Warszawskiego na jednym z balkonów z tęczową flagą wystąpił mężczyzna, który machał pomponami i imitował masturbację. Automatycznie został zakwalifikowany jako osoba LGBT i choć nią nie był, zaraz pojawiły się pretensje.
"Pisano, że to szkodzi naszemu wizerunkowi, że tak, to my nic nie ugramy, że to sojusznictwo wobec nas jednak ciąży i jest coraz trudniejsze" - mówi Puczyńska, która napisała w ironicznym poście:
"Kochani heterycy! Kiepską rzecz zrobił wczoraj wasz kolega hetero na tym balkonie. Czy moglibyście bardziej pilnować swoich? Żeby nie robili nam takich „przysług”? MAM NADZIEJĘ, ŻE WSZYSTKIE OSOBY I ORGANIZACJE HETERO ODETNĄ SIĘ OD TEGO I JEDNOZNACZNIE POTĘPIĄ TO ZACHOWANIE"
Na absurdalność pretensji do całej społeczności zwraca też uwagę Helena, aktywistka na rzecz praw osób transpłciowych, członkini kolektywów Queer Tour i trans-research.pl. "Jakby oczekiwano, że wyjdzie prezydent LGBT i zarządzi zmianę strategii".
"Dla niektórych sojusznictwo jest warunkowe. Będę cię wspierał, jeśli... I tu można wstawić różne rzeczy, na przykład: będziesz cicho do kolejnych wyborów. A prawom człowieka nie można stawiać warunków".
Argument: najpierw pokonajmy PiS nie przemawia też do Marty Puczyńskiej. "Znamy go dobrze z walki o legalną aborcję. Prawie zawsze pada z ust osób, których sprawa nie dotyczy" - mówi Puczyńska. "A my pamiętamy jak za czasów PO o związkach partnerskich nie było nawet debaty, bo wniosek był odrzucany jeszcze na etapie ustalania porządku obrad".
"Ciągle się nas strofuje, że agresywnymi okrzykami nic nie osiągniemy, że zrazimy ludzi. To nic innego, jak uciszanie. Osoby LGBT od 20 lat działają pokojowo i co się zmieniło? Nic. Pokazaliśmy, że istniejemy, ale już nic więcej tą drogą nie zyskamy".
Osoby, z którymi rozmawiamy nie zgadzają się z głosami potępiającymi działania Stop Bzdurom, uważają że to przemoc niewspółmiernie mała w porównaniu do tej, którą osoby LGBT odczuwają na co dzień.
"Mówią nam: to już przesada albo: na to się niemiło patrzy. A przecież jakakolwiek grupa uciskana systemowo i społecznie przez tyle lat zaczyna w końcu reagować" - zwraca uwagę Lu Gaszyński, osoba niebinarna.
"Codziennie słyszymy o pobiciach, opluciach, 2 mln osób nazywa się pedofilami, ich zdrowie i życie z każdym dniem są coraz bardziej zagrożone. Ale bardziej bulwersuje rozcięta plandeka homofobicznej furgonetki i popchnięty kierowca" - mówi Puczyńska.
"Po jednej stronie mamy pomnik z kamienia, po drugiej - żywych ludzi, którzy są przez kościół zaszczuwani".
Bliższe i bardziej adekwatne niż protest Rosy Parks wydaje się Puczyńskiej inne porównanie, również ze Stanów: zamieszki na Stonewall, uważane za kluczowe wydarzenie w walce o prawa osób LGBT.
Radykalizacja działań przynosi, zdaniem pytanych przez nas osób, wymierne efekty: przesuwa granicę i daje większe pole do manewru - chociażby grupom mniej radykalnym. "Kiedy ruszyła kampania »Aborcja jest OK«, najpierw była wielka awantura, a potem się okazało, że pojawiła się większa przestrzeń na rozmowę o temacie tabu" - mówi Puczyńska.
"Ktoś może uznać akcje Stop Bzdurom za przemoc, ale jesteśmy w sytuacji, w której wszystkie legalne środki zawiodły. Dzięki tym akcjom zaczyna się o nas mówić" - tłumaczy Helena.
"W TVN widziałam ostatnio program o niebinarności. Wcześniej to było nie do pomyślenia. To pokazuje, że radykalne działania są skuteczniejsze niż siedzenie cicho, które tak się nam doradza".
Oczekiwania w stosunku do osób sojuszniczych są czasem bardzo proste. Na przykład: słuchanie osób LGBT i przyjmowanie do wiadomości tego, co mówią.
"Jeśli ktoś coś o sobie mówi, to znaczy, że tak czuje. Mamy prawo kwestionować tylko własną tożsamość, nigdy cudzej" - mówi Lu i cytuje zasłyszany komentarz: ty nie do końca jesteś lesbijką, jak masz chłopaka. "Taka uwaga jest bardzo bolesna dla osoby niebinarnej, która i tak ma wystarczająco pytań do samej siebie i mało przestrzeni, żeby się wyrazić".
Zdaniem Heleny, czasem wystarczy przyznać: nie rozumiem cię, ale cię wspieram. To lepsze niż udawanie, że wie się lepiej, co druga osoba przeżywa.
"Ktoś, kto nie jest w konkretnej marginalizowanej grupie, nie jest w stanie poczuć tego, co jej członkowie. Tak jak osoba, która ma dach nad głową nie zrozumie, co oznacza życie w kryzysie bezdomności" - mówi Puczyńska.
Dymisja Piotra Jedlińskiego ze stanowiska dyrektora Radia Nowy Świat, po tym, jak krytykowano go za używanie wobec niebinarnej Margot męskich zaimków, wywołała małą burzę i poruszyła obrońców wolności słowa. "To żadna wolność słowa tylko zwykła homofobiczna złośliwość" - uważa Helena.
"Jeśli ktoś prosi, żeby zwracać się w określony sposób, wystarczy powiedzieć ok, postaram się, jeżeli się pomylę, to mnie popraw. To najlepsze co możesz zrobić. Absolutnie nie wchodź w dyskusję o tym, co tobie się wydaje. To nie twoja rzecz" - radzi Puczyńska.
"To kwestia podstawowego szacunku do osób i ich wyborów. Tym, że biorę hormony czy zmieniam imię nie robię nikomu krzywdy. Nie jesteśmy żadną ideologią, jesteśmy po prostu w mniejszości. Nie wiesz, jak się do kogoś zwracać? Pytaj" - mówi Helena i opowiada o dobrych praktykach, których doświadczyła na spotkaniach aktywistów.
"Z inicjatywą wychodzą osoby cispłciowe, które mówią np. jestem Magda, używam żeńskich zaimków. Osobom transpłciowym jest wtedy łatwiej".
Lu ze swojej perspektywy tłumaczy, że niebinarność to szerokie pojęcie. Mieszczą się w nim np. osoby gender free, które raz używają form męskich, raz kobiecych albo osoby, które nie identyfikują się z żadną płcią. W języku angielskim niektórzy używają formy "they". Po polsku jest trudniej. "Czasem słyszę, że moje zaimki są dla kogoś zbyt skomplikowane. Ciężko jest słyszeć, że twoja tożsamość jest zbyt skomplikowana, więc ją pominiemy".
W byciu sojusznikiem ważne jest oddawanie przestrzeni. "Odbywa się debata lub panel dotyczący osób LGBT, a biorą w nim udział same osoby cisheteronormatywne. Zajmowanie przestrzeni i nieodstępowanie uprzywilejowanej pozycji też szkodzi" - mówi Puczyńska i radzi: "jeżeli ktoś cię pyta o osoby LGBT, to daj mu numery do 5 znajomych osób, zamiast mówić za nie".
Zwraca uwagę, że osoby sojusznicze czasem chciałyby manifestować swoje poparcie, zrobić coś widocznego, może zebrać za to pochwały.
Ale najważniejsze jest to, co nie przynosi rozgłosu. "Na przykład przyniesienie zgrzewki wody na demonstrację, dorzucenie się do nagłośnienia, zawiezienie do lekarza - wiele osób ma depresję, zaburzenia nastroju, przeżywa to, co się dzieje. To jest sojusznictwo, które nie jest seksi, trudno się nim chwalić, ale ma ogromne znaczenie".
Co jeszcze może pomóc? Dla Heleny ważne jest też wspieranie toalet neutralnych płciowo. "Kiedy przechodziłam tranzycję miałam z tym duży problem. Pójście do męskiej groziło pobiciem, a do kobiecej, że ktoś wezwie policję".
Osoby, z którymi rozmawiamy, zwracają uwagę, że edukowanie i reagowanie na homofobię i transfobię, to najważniejsza misja sojuszników.
"Kiedy przy stole wypowiada się homofobiczna ciotka, to zadaniem sojusznika jest zwrócenie uwagi, edukowanie. Nie można tego oczekiwać od osoby, która jest obrażana. To, że ktoś zamiast mnie tłumaczy, że mam prawo żyć i być kim jestem, to miła odmiana" - mówi Lu.
A co robić, kiedy jesteśmy świadkami transfobicznej lub homofobicznej agresji? "Ważną zasadą, o której często się zapomina, jest zaopiekowanie się przede wszystkim osobą, która doświadcza przemocy. To ona jest najważniejsza. Trzeba zapytać: jak się czujesz, czy mogę pomóc?" - radzi Puczyńska.
"To bardzo ważne i fajne, że osoby sojusznicze chcą się edukować, ale pamiętajmy, że od tego jest też internet" - mówi Helena. "Osoby traktują nas często jak chodzące encyklopedie LGBT. Oczekują, że opowiemy im historię życia, a one często są traumatyczne".
O co nie powinno się pytać? O tzw. dead name, czyli imię nadane przy urodzeniu. "To może być bolesne pytanie, jeśli ktoś sam nie mówi, lepiej nie pytać" - radzi Helena.
"Bardzo mało taktowne jest też pytanie o to, co mam w majtkach: zrobiłaś już operację? Nie każdy chce się dzielić takimi szczegółami".
Komentarze też mogą być krzywdzące. Na przykład: o, jesteś trans? A nie wyglądasz."Wiem że to jest często mówione w dobrych intencjach, ale brzmi to, jak nietrafiony komplement - pół biedy, że tak nie wyglądasz".
Helena zwraca też uwagę, że osoby trans nie zawsze będą to pokazywać wyglądem. "Niektórzy są przed tranzycją, inni w ogóle jej nie planują. Nie są przez to mniej trans ani mniej mężczyzną czy kobietą. Transpłciowość jest tak samo biologicznym zjawiskiem, jak inne, więc unikajmy mówienia "biologiczny mężczyzna" czy "biologiczna kobieta".
Absolwentka MISH na UAM, ukończyła latynoamerykanistykę w ramach programu Master Internacional en Estudios Latinoamericanos. 3 lata mieszkała w Ameryce Łacińskiej. Polka z urodzenia, Brazylijka z powołania. W OKO.press pisze o zdrowiu, migrantach i pograniczach więziennictwa (ośrodek w Gostyninie).
Absolwentka MISH na UAM, ukończyła latynoamerykanistykę w ramach programu Master Internacional en Estudios Latinoamericanos. 3 lata mieszkała w Ameryce Łacińskiej. Polka z urodzenia, Brazylijka z powołania. W OKO.press pisze o zdrowiu, migrantach i pograniczach więziennictwa (ośrodek w Gostyninie).
Komentarze