0:00
0:00

0:00

Nowych posłów i posłanki w polskim parlamencie poprosiliśmy, by opowiedzieli o pierwszym roku w Sejmie: nadziejach, rozczarowaniach i kulisach swojej pracy. Dziś tekst posłanki Urszuli Zielińskiej z Zielonych i Koalicji Obywatelskiej

Kiedy piszę ten tekst, trwa noc sylwestrowa i tak zwana “godzina policyjna”. W centrum Warszawy Obywatele RP otoczeni policją egzekwują swoje konstytucyjne prawo do stania na chodniku. Funkcjonariusze otaczają ich małym kordonem. Chyba chcą legitymować. Sytuacja może rozwinąć się w każdy możliwy sposób. Niewielu ma dziś jasność co do swoich obywatelskich praw, nawet - a może zwłaszcza? - policja tej jasności od dawna już nie ma.

Jest zakaz przemieszczania się, czy go nie ma? Czy premier go wprowadził, czy jednak odwołał? Jeśli jednak wprowadził, to czy miał do tego prawo? Ta sytuacja, wydawałoby się groteskowa, jest smutna i groźna. Dobrze obrazuje to, co działo się przez ostatni rok w moim kraju.

Przeczytaj także:

Jak do tego doszło? I co jest kluczem do zmiany?

Polityka dotknęła mnie osobiście

Na chwilę cofnę się o trzy i pół roku. Lipiec 2017. Siedzę na krawężniku ulicy Wiejskiej i patrzę na lśniący ciepłym światłem budynek Sejmu. Właśnie skończył się wielki protest w obronie praworządności. Przez Warszawę przetoczyły się tysiące ludzi z transparentami. Wznosili okrzyki przeciwko zawłaszczaniu sądów przez super-prokuratora Ziobrę. Przyszli tu ze świecami, śpiewali hymn, było uroczyście i wzruszająco. Niestety, po północy Sejm przegłosował pakiet ustaw o sądach. Przegraliśmy.

Jeszcze nigdy polityka nie dotknęła mnie tak osobiście. Ale czuję, że nie tylko mi odebrano resztki nadziei, że państwo w którym mieszkam, będzie sprawiedliwe. Jak ma być, jeśli o naszym losie decydować ma jeden człowiek? W dodatku człowiek, który nienawidzi ludzi takich jak ja, takich jak moi bliscy?

To był przełomowy moment. Postanowiłam, że muszę być bardziej skuteczna. Zapisałam się do Zielonych - jedynej partii, pod której programem mogłam w całości się podpisać. Pracowałam w każdej chwili wolnej od pracy zawodowej, w każdy weekend i podczas każdego urlopu. Wystartowałam w jednych, drugich wyborach. W kolejnych zostałam posłanką.

Ciemny salonik pani Marszałek

Już w pierwszym miesiącu kadencji dostałam pierwszą karę od Marszałek Sejmu. Zaczęło się w momencie wyboru sejmowej reprezentacji do pseudo Trybunału Konstytucyjnego. Prof. Krystyna Pawłowicz i jej partyjny kolega Stanisław Piotrowicz uzyskali nominacje. Oboje zasłużeni w rujnowaniu niezawisłego wymiaru sprawiedliwości. Chyba z poczucia bezsilności postanowiłyśmy z moją sejmową koleżanką, posłanką Klaudią Jachirą, zrobić literiadę. W mgnieniu oka dołączyły Iwona Hartwich, Magda Filiks i Henryka Krzywonos - posłanki znane z ulicznych protestów i twardych charakterów.

Podczas ogłaszania nominacji kolejnych kandydatów wychodziłyśmy pod mównicę sejmową, w ciszy unosząc nad głowami litery układające się w słowo HAŃBA. Wymowny, milczący protest. Schodziłyśmy na moment, żeby po chwili znów wmaszerować przy kolejnym kandydacie, który naszym zdaniem nigdy w TK nie powinien się znaleźć.

Wzywam panie do ciemnego saloniku! - wykrzyknęła w końcu groźnie pani Marszałek Witek.

Dokąd? Do ciemnego… saloniku? - patrzyłyśmy pytająco na kolegów starszych stażem.

Marszałek nie ma żadnej podstawy do wzywania was na dywanik w ten sposób - pospieszyli z pomocą. Ach, czyli znów bez żadnego trybu. No więc nie idziemy - postanowiłyśmy.

I pewnie uszłoby to nam na sucho, gdyby nie… Konstytucja. Już na kolejnym posiedzeniu, podczas pierwszego czytania tzw. ustawy kagańcowej, zbulwersowana treścią wystąpienia przedstawiciela wnioskodawców wstałam z miejsca i w milczeniu rozwinęłam nad głową szalik z nadrukiem Konstytucja. Moi sąsiedzi z sejmowej ławy, posłowie Jachira i Łącki, natychmiast solidarnie dołączyli.

Proszę siadać, naruszają państwo powagę Sejmu! Zostaniecie ukarani finansowo! - grzmiał marszałek Terlecki.

Powagę Sejmu? Szalikiem z nadrukiem Konstytucja? - pomyślałam.

I tak szalik z Konstytucją i milczący protest z literami „Hańba” okazały się być gorszące dla Marszałków tego Sejmu. Bardziej gorszące niż gesty posłanki Lichockiej, wystąpienia posła Kaczyńskiego bez żadnego trybu, czy reasumpcje głosowań na polityczne życzenie. Karę finansową, obniżenie miesięcznej pensji o 20 proc., przyjęłam jak wyróżnienie.

Mam kilka ważnych spraw

Do Sejmu poszłam po kilka ważnych spraw.

  • Po pierwsze, po plan dla klimatu. Po czyste powietrze i więcej drzew. Po wodę i niskoemisyjny transport. Po legalną marihuanę i jeszcze parę innych zielonych tematów.
  • Po drugie, po równe prawa dla kobiet i mniejszości.
  • I po trzecie, po praworządność. Moją wyborczą ulotkę mam przy sobie niemal zawsze, żeby nie zapomnieć, po co tu jestem.

Przyznam szczerze, że planując kadencję poświęconą sprawom klimatu, nie przypuszczałam, że znaczną część pierwszego roku w Sejmie spędzę… poza nim, na protestach, walcząc o podstawowe prawa. I choć wiedziałam, że władza nakręca narrację brutalności, to nie sądziłam, że moim codziennym dylematem będzie decyzja, czy być na głosowaniu, czy biec na komendę, by bronić zatrzymanych protestujących.

Czy iść na komisję środowiska czy jechać do więzienia, w którym dwudziestolatka skazuje się na świąteczny areszt? Czy walczyć o poprawkę na komisji energii, czy iść na równoległą komisję spraw wewnętrznych, bo tam Komendant Główny ma wyjaśniać dlaczego antyterroryści biją ludzi na protestach kobiet.

A może w ogóle wyjść z tego budynku, który zmieniono w całkowitą atrapę demokratycznej instytucji? Za każdym razem, gdy przychodzi mi to na myśl, sięgam po moją wyborczą ulotkę i przypominam sobie o liście “kilku ważnych spraw”.
Zewnętrzne źródło
Ciemny salonik Marszałek i nadzieja, że będzie dobrze. Urszula Zielińska o pierwszym roku w Sejmie

Jako priorytet pomagam na protestach i w komisariatach. Bez poszanowania praw i wolności człowieka, bez praworządności, nie wprowadzimy zmian istotnych dla klimatu.

„Kryzys klimatyczny? Jaki kryzys?”

Ale kryzys klimatyczny nie poczeka, więc czas dla klimatu musi się znaleźć. Już na pierwszym posiedzeniu Sejmu razem z Małgorzatą Tracz, przewodniczącą Partii Zieloni i posłem Tomaszem Aniśko składamy nasz pierwszy projekt w tej kadencji. To projektu uchwały o kryzysie klimatycznym.

Kryzys? Jaki kryzys? - dziwi się posłanka Prawa i Sprawiedliwości.

Okresy gorące zdarzały się w historii ludzkości, tak jak i ery lodowe, to minie - argumentuje inny poseł.

Wiedzą państwo, ile to będzie kosztowało? - pyta retorycznie podsekretarz stanu z Ministerstwa Klimatu. Opiniujemy ten projekt jednoznacznie negatywnie - kwitują.

Niezrażeni, wnioskujemy o debatę o suszy i planie jej zapobiegania. Wniosek ląduje w koszu. Tej wiosny susza jest wyjątkowo dotkliwa. Kiedy w styczniu płonie Australia, wnioskujemy o debatę o stanie przygotowania do coraz częstszych pożarów w Polsce. Dostajemy namiastkę dyskusji w komisji.

Kilka tygodni później płonie Biebrzański Park Narodowy. Niegdyś mokradła, dziś wyschnięta na wiór łąka podszyta torfem łapie ogień z prędkością wiatru. Jadę na miejsce, interweniuję w sprawie brakujących śmigłowców gaśniczych, chcę analizy i wniosków na przyszłość. Po drodze dowiaduję się, że większość polskich parków narodowych, w tym Biebrzański, od dekad nie posiada wymaganych ustawą planów ochrony. Składam serię interpelacji, podnoszę temat na Komisji.

To ważne, by wprowadzać te wątki do debaty parlamentarnej. Kropla drąży skałę.
Zewnętrzne źródło
Ciemny salonik Marszałek i nadzieja, że będzie dobrze. Urszula Zielińska o pierwszym roku w Sejmie

Pandemia

Z pandemią nie jest inaczej. Kiedy na świecie pierwsze rządy formują zespoły kryzysowe do walki z epidemią, składamy pilne wnioski o podobną mobilizację w Polsce. Kolejne ugrupowania na czele z moim Klubem Koalicji Obywatelskiej składają kolejne projekty ustaw, które kolejno lądują w koszu na śmieci.

Epidemia? Jaka epidemia? - słyszymy w odpowiedzi.

Dwa miesiące później mamy nie tylko epidemię, ale pandemię! I żadnego planu. W specustawie napisanej “na szybko” i procedowanej ekspresem, partia rządząca oprócz pomocy, próbuje przemycić wybory kopertowe.

A oprócz tego dla premiera rządu - szerokie możliwości wydawania poleceń każdej spółce, nawet bez umowy. Dla deweloperów - możliwość zbudowania wszystkiego wszędzie, bez zezwoleń. Dla samorządów - możliwość wyrzucenia dowolnej ilości śmieci gdziekolwiek. Dla Polskiego Funduszu Rozwoju - możliwość zlecenia zagranicznym spółkom przejęcia wierzytelności polskich spółek bez przetargu i bez informacji publicznej.

Składam poprawki. Większość odpada, ale kilka jednak przechodzi - święto lasu!

Tego nie widać w telewizji

Nie masz dość po tym okropnym roku? Miałaś fajną pracę, może do niej wrócisz? - pyta mama.

Coś ty mamo, ja się dopiero rozkręcam! - odpowiadam trochę przekornie.

Energii, o dziwo, nie mam mniej, tylko jakby coraz więcej. Bo mimo ponurych ciemności, coś jednak pęka. Na ulicy widzę kolejne grupy społeczne. Już nie tylko pokolenie moich rodziców, ale też kobiety, ekolodzy, nauczyciele, medycy, ludzie LGBT+, rolnicy, przedsiębiorcy, jeszcze raz kobiety i wreszcie młodzi - pokazują jasno, co sądzą o takim Sejmie i takiej władzy. Mówią prosto i dosadnie, a jednocześnie błyskotliwie i inteligentnie, w jakim kraju chcą żyć. W wielu tych hasłach rozpoznaję moje wartości. I oddycham swobodniej.

To co daje mi nadzieję i czego nie widać w telewizji to całkiem spora grupa posłanek i posłów z różnych grup politycznych, która współpracuje ze sobą na komisjach, a potem na ulicy, na demonstracjach i komendach policji. Niewielka, ale dość silna grupa nie zgadza się na podwyżki dla polityków i miliardowe kwoty dla partii w kryzysie pandemii.

Posłanki i posłowie, o których rzadko słyszymy w mediach, walczą na całonocnych sesjach komisji, składając setki poprawek do toksycznych często ustaw i sprawnie nagłaśniając kolejne wrzutki i przekręty.

View post on Twitter

To, co daje mi nadzieję, to coraz częstsza chęć współpracy różnych ludzi na różnych polach i małe zwycięstwa. Nie tylko w Sejmie. Kiedy po kilku tygodniach pracy z dwiema zaangażowanymi mieszkankami Mokotowa, urzędem dzielnicy i empatycznym dziennikarzem, udaje nam się umieścić pana W. w ośrodku rehabilitacji. Kiedy po spotkaniu z urzędnikiem więziennictwa udaje się odblokować dokumenty dwudziestolatka, żeby miał szansę wyjść do domu na święta. Kiedy do wspólnej debaty udaje się zaprosić ekologów, samorządowców i leśników, zwolenników energii jądrowej i jej przeciwników.

Jeśli na co dzień to się udaje, to dlaczego nie miałoby udać się nam wprowadzić “kilku ważnych spraw” w całej Polsce? Współpraca, życzliwość i ciężka praca są kluczem do tej zmiany. Wiem, że tędy droga.

Kiedy kończę pisać ten tekst, jest już Nowy Rok. Stołeczna policja znów bezprawnie przetrzymała protestujących na chodniku przez wiele godzin. Ale z naszej obywatelsko-prawniczo-poselskiej siatki wsparcia wiem, że nikt, jak dotąd, nie potrzebował pomocy. A gdyby jej potrzebował, to grupa ludzi monitorujących sytuację będzie w gotowości przez całą noc. Niech to będzie dobra prognoza na 2021 rok. Z takimi ludźmi wiem, że będzie dobrze.

Urszula Zielińska, warszawska posłanka Partii Zieloni i Koalicji Obywatelskiej

;
Urszula Zielińska

Warszawska posłanka Partii Zieloni i Koalicji Obywatelskiej. Ukończyła zarządzanie i marketing w Akademii im. Leona Koźmińskiego w Warszawie. Mieszkała i pracowała m.in. w Niemczech i Wielkiej Brytanii. Uczestniczyła w protestach przeciwko wycince Puszczy Białowieskiej, angażowała się w projekt Ratujmy Kobiety. Brała udział w protestach w obronie niezależności i niezawisłości sądów. Członkini zarządu krajowego Partii Zieloni i zarządu koła Warszawa Centrum. Jest autorką programu pt. Polska bez smogu, postulowanego przez Partię Zielonych.

Komentarze