0:000:00

0:00

Prawa autorskie: Krzysztof Cwik / Agencja Wyborcza.plKrzysztof Cwik / Age...

Fatalny start “Polskiego Ładu” jest w ostatnich dniach głównym tematem w mediach.

Przypomnijmy, na początku stycznia okazało się, że niektórzy pracownicy o niskich lub przeciętnych zarobkach — ci, którzy powinni na reformie podatkowej zyskać lub przynajmniej nie stracić — mogą nieoczekiwanie otrzymać niższe pensje netto. Niektórzy już zresztą otrzymali, bo pensje nauczycieli i służb podległych MSWiA są wypłacane z góry, na początku miesiąca.

Strata, w niektórych przypadkach wynosząca kilkaset złotych, nie jest trwała, najpóźniej zostanie wyrównana w rocznym rozliczeniu, wówczas jednak realna wartość kwoty zostanie istotnie nadgryziona przez wysoką inflację (w grudniu wyniosła 8,6 proc. i niewiele wskazuje, by zaraz miała być niższa).

O dokładnych przyczynach zamieszania z miesięcznymi zaliczkami na podatek dochodowy pisaliśmy w OKO.press:

Przeczytaj także:

Rząd panicznie próbuje ratować sytuację. Rzecznik rządu Piotr Müller konferencji prasowej w piątek 7 stycznia tłumaczył, że „w sposób nieprawidłowy w stosunku do tego, jakie były zamierzenia reformy, wypłacono wynagrodzenia niższe, niż wynika to z obniżonych podatków”.

Mętność tej wypowiedzi nie jest przypadkowa: w istocie system zadziałał dokładnie tak, jak powinien, nie było w tym nic “nieprawidłowego”. To rząd nie przewidział praktycznych konsekwencji zmian podatkowych i nie poprzedził ich odpowiednią kampanią informacyjną — choćby o konieczności złożenia u pracodawcy oświadczenia PIT-2 przez pracowników, którzy chcą, by płacona przez nich zaliczka na podatek była co miesiąc pomniejszana o kwotę wolną.

Müller oświadczył też, że minister finansów podpisał już rozporządzenie, które „obliguje do tego, aby wszystkie różnice, wynikające z błędu zostały wypłacone w przyszłym tygodniu”.

Problem w tym, że rozporządzenie też jest bublem. „Nie można w drodze rozporządzenia zmienić zasad poboru zaliczki i obowiązku jej wpłaty. Można było zmienić, co najwyżej termin, czyli np. zamiast 20. następnego miesiąca na inny miesiąc. Nie można jednak nakazać płatnikowi, aby nie wykonał obowiązku ustawowego. To jest zwykłe podżeganie do popełnienia przestępstwa” – tłumaczył na łamach prawo.pl profesor Adam Mariański, przewodniczący Krajowej Rady Doradców Podatkowych.

Kiks Polskiego Ładu był przedmiotem ostrej wymiany zdań między posłanką Lewicy Agnieszką Dziemianowicz-Bąk a posłem PiS Bartłomiejem Wróblewskim w programie “7 dzień tygodnia Radia Zet".

Prawie co drugi Polak bez oszczędności?

“Ten bajzel związany z Polskim Ładem nie dzieje się w próżni, tylko w warunkach galopującej inflacji i horrendalnej drożyzny. To kumuluje się w portfelach Polaków” - mówiła Dziemianowicz-Bąk. Dała przykład małżeństwa nauczycieli, którzy łączą kilka kawałków etatów w szkołach i w styczniu łącznie stracili 700 zł. “Co z tego, że pan poseł mówi, że będzie wyrównanie…

“Ale nikt nie stracił, to jest kwestia tylko naliczania” - wtrącił poseł Wróblewski.

“…Ja przypominam, że niemal co drugi Polak nie ma żadnych oszczędności. Być może dla Pana posła poczekanie na wyrównanie to nie jest problem…” - ciągnęła posłanka Lewicy.

“Nie ma oszczędności dlatego, że przez pół wieku rządziła w Polsce lewica” - komentował poseł PiS.

“Niech pan przestanie. Rządzicie od sześciu lat, cała sytuacja gospodarcza, jaka jest w tej chwili w Polsce, to jest wasza odpowiedzialność. Sześć lat to jest naprawdę dużo, żeby naprawić wszystkie błędy po wszystkich poprzednikach” - odparła Dziemianowicz-Bąk.

OKO.press nie będzie tu dociekać, czy za brak oszczędności odpowiada nieistniejąca od 32 lat Polska Zjednoczona Partia Robotnicza (bo chyba ją miał na myśli poseł PiS). Istotniejsze i ostatecznie ciekawsze wydaje nam się samo twierdzenie posłanki Lewicy o braku oszczędności: czy faktycznie jest z nimi w Polsce tak krucho?

Niemal co drugi Polak nie ma żadnych oszczędności.
Dwa badania z 2021 roku wskazują, że 44 proc. Polaków nie ma żadnych oszczędności. Najczęstszą przyczyną są zbyt niskie dochody
"7 Dzień Tygodnia w Radiu ZET",09 stycznia 2022

W skrócie: Dziemianowicz-Bąk prawdopodobnie ma racje, choć wyniki badań zauważalnie się od siebie różnią.

Co mówią badania

44 proc. Polaków nie ma żadnych oszczędności – wynika z badania Assay Index z maja 2021 roku. To zapewne te liczby miała na myśli posłanka Lewicy - badanie jest względnie świeże i rozeszło się po mediach. "Puste kieszenie Polaków. Blisko co drugi nie ma oszczędności" - informował np. serwis money.pl w sierpniu 2021.

W ankiecie tylko nieco ponad połowa respondentów (56 proc.) zadeklarowała, że posiada jakiekolwiek odłożone środki. W tej grupie dominują osoby młodsze, mieszkańcy dużych miast, osoby o wyższych dochodach.

Wśród osób nieposiadających oszczędności (44 proc.), dominują osoby starsze, w wieku 55-64 lat, mieszkańcy małych miast (do 20 tys. mieszkańców), posiadający niższe wykształcenie. Oszczędności nie mają także osoby, których zarobki nie przekraczają 2 000 zł netto miesięcznie — po prostu nie mają z czego oszczędzać, cała ta kwota przeznaczana jest na pokrycie bieżących potrzeb.

Badanie powstało na zlecenie funduszu inwestycyjnego specjalizującego się w start-upach, przeprowadzono je metodą CAWI (ang. Computer-Assisted Web Interview, czyli wspomagany komputerowo wywiad przy pomocy strony WWW) na ogólnopolskiej kwotowo-losowej próbie 1124 osób.

Z kolei według „Barometru Oszczędności” z listopada 2020 przygotowanego przez Krajowego Rejestru Dłużników, 24,4 proc. z nas nie posiada żadnych oszczędności, a kolejne 11,5 proc. ma odłożone mniej niż tysiąc złotych. Dodatkowo prawie 15 proc. odmówiło odpowiedzi – duża część z nich również może mieć bardzo niskie oszczędności.

Największa grupa respondentów (26 proc. wskazań) w przypadku utraty pracy byłaby w stanie utrzymać się ze zgromadzonych pieniędzy najwyżej do trzech miesięcy. 17 proc. dałoby radę przeżyć do pół roku, a prawie 9 proc. do roku. Duża jest grupa osób, które poradziłyby sobie zaledwie przez tydzień (7,5 proc.) lub dwa tygodnie (9 proc.).

Źródło: „Barometr oszczędności”, źródło

W tym samym badaniu zapytano o bieżące odkładanie pieniędzy z obawy przed negatywnymi skutkami pandemii COVID-19. Ponad połowa badanych tego nie robiła, a aż 65,5 proc. z nich jako przyczynę wskazało niewystarczający dochód.

„Barometr oszczędności” powstał na podstawie badania zrealizowanego przez IMAS International metodą CAWI w drugiej połowie października 2020 r. na zlecenie Krajowego Rejestru Długów Biura Informacji Gospodarczej S.A na reprezentatywnej próbie 1000 osób.

Dalej, według dużego badania IBRIS dla Santander Consumer Banku z maja 2021 roku dokładnie jedna trzecia Polaków nie posiada aktualnie żadnych oszczędności (33 proc.). Kwotę w wysokości jednego miesięcznego wynagrodzenia zdołało odłożyć 12 proc. badanych. Kwotami większymi – 2-3-krotnością swojego wynagrodzenia dysponuje 16 proc. Polaków, a 4-5-krotnością - niecałe 13 proc.

Dużo mniejszy odsetek społeczeństwa stanowią ci, których chroni większa poduszka finansowa. 7 proc. odłożyło kwoty rzędu 6-7-miesięcznych wynagrodzeń, 6 proc. ma oszczędności w wysokości 8-12 pensji. Oszczędności w wysokości większej niż 12-krotność miesięcznej pensji ma ok. 4 proc. Polaków.

Badanie IBRIS dla Santandera przewprowadzono metodą CATI (ang. computer-assisted telephone interviewing, czyli wspomagany komputerowo wywiad telefoniczny) W badaniu udział wzięła reprezentatywna grupa dorosłych Polaków. Liczebność próby - 1000 osób.

I wreszcie CBOS z marca 2021: odsetek osób nieposiadających oszczędności wynosił aż 44 proc.

56 proc. respondentów zadeklarowało, że ich gospodarstwa domowe posiadają oszczędności pieniężne. "Zaznaczyć należy, że od 2007 roku, od kiedy monitorujemy tę kwestię, do marca 2020 roku – czyli do czasu ogłoszenia stanu epidemii i związanych z nią ograniczeń w życiu gospodarczym – odsetek respondentów posiadających oszczędności systematycznie wzrastał". Wzrastał, ale przestał. W ciągu 2020 roku odsetek ten zmniejszył się o 5 punktów procentowych.

Źródło: CBOS

Spośród osób posiadających oszczędności zdecydowana większość badanych (78 proc.) byłaby w stanie żyć ze zgromadzonych zasobów finansowych bez obniżania dotychczasowego poziomu życia co najmniej dwa miesiące, co czwarty (26 proc.) przeżyłby dłużej niż sześć miesięcy. Co dziesiątemu (10 proc.) starczyłyby one na mniej więcej miesiąc, a nielicznym (4 proc.) na jeszcze krócej.

Częściej oszczędnościami dysponują badani bardziej zadowoleni z warunków materialnych swoich gospodarstw domowych (70 proc. zadowolonych z własnych warunków materialnych), o wyższych dochodach per capita (81 proc. badanych o dochodach na osobę wynoszących co najmniej 3000 zł) oraz lepiej oceniający swój poziom życia

Podobnie jak w innych badaniach, częściej posiadanie oszczędności deklarują młodsi, lepiej wykształceni respondenci, mieszkający w dużych i największych miastach.

Badanie CBOS zrealizowano na próbie liczącej 1154 osoby, mieszaną metodą (44,5 proc. metodą CAPI, czyli wywiadami bezpośrednimi przy użyciu komputera, 41,2 proc. – CATI i 14,3 proc. – CAWI).

Za biedni na poduszkę bezpieczeństwa

Mamy więc cztery różne badania trzema różnymi metodami. Dwa z nich potwierdzają słowa posłanki: niemal połowa Polaków nie ma żadnych oszczędności. Najczęstszą przyczyną są po prostu zbyt niskie dochody. Dla takich osób styczniowy blamaż rządu i pensja netto niższa o kilkaset złotych może być bardzo poważnym problemem - nawet jeśli ubytek zostanie prędzej czy później zwrócony.

;

Udostępnij:

Bartosz Kocejko

Redaktor OKO.press. Współkieruje działem społeczno-ekonomicznym. Czasem pisze: o pracy, podatkach i polityce społecznej.

Komentarze