W Pacanowie rozmawia się między sobą, w grupce, każdy się żali. Ale jak przychodzi do publicznej wypowiedzi, to ludzie się boją, że stracą pracę. Jak większość Polaków. A ja uważam, że trzeba się odzywać - naczelniczka poczty opowiada nam, co się wydarzyło
Wie pani, dlaczego tak się zdenerwowałam, jak rozmawiałam z ministrem Cieślakiem? Bo przed pracą pojechałam na stację benzynową w Ratajach. Ledwo już tankowałam, jak benzyna była za 7 zł, a teraz jest za 8 zł. Rozmawiałam o tym z panem przy kasie, a on, że nie mam się przejmować, bo już niedługo cena będzie dwucyfrowa. Załamałam się drożyzną.
Wchodzę do pracy, miałam popołudniową zmianę i słyszę, jak koleżanka mówi do klienta, poseł. Michała Cieślaka nie rozpoznałabym na ulicy, nigdy go nie obsługiwałam, ale jak usłyszałam, że to poseł, zapytałam, dlaczego ceny tak podskoczyły, a pensje nie rosną. Jak człowiek człowieka. Bo my wszyscy w Pacanowie to czujemy - mówi Agnieszka Głazek, naczelniczka poczty w Pacanowie.
W piątek 3 czerwca, krótko przed godz. 13 naczelniczka poczty w Pacanowie poskarżyła się posłowi PiS na drożyznę. Chwilę później zadzwonił do niej Wojciech Stelmach, dyrektor Poczty Polskiej w Kielcach, że ma przyjechać "na wyjaśnienia". Usłyszała, że zostanie zwolniona dyscyplinarnie.
Rozmowa przy okienku pocztowym w Pacanowie stała się głośna w całej Polsce.
Pojechałam do Pacanowa, żeby zapytać mieszkańców, o czym naczelniczka poczty chciała powiedzieć ministrowi, co o tym sądzą i jak się żyje w Pacanowie.
Agnieszka Głazek ma 45 lat, na poczcie pracuje od 25 lat, a naczelniczką poczty w Pacanowie jest od 11 lat. Ma 5-letnią córkę i 24-letniego syna. Zarabia 3 tys. zł miesięcznie na rękę.
Michał Cieślak ma 47 lat i jest z Oblekonia, wsi w gminie Pacanów, jest ministrem ds. samorządu. Poseł PiS został wybrany z listy tej partii w województwie świętokrzyskim, jest członekiem Partii Republikańskiej. Po rozmowie na poczcie złożył partyjnemu koledze donos na naczelniczkę. Cieślak zarobił w 2021 roku ćwierć miliona, wynajmuje dwa mieszkania, buduje dwa kolejne.
Pacanów od czterech lat ma prawa miejskie, mieszka w nim 1,2 tys. osób, a w całej gminie 7,2 tys. O przywrócenie praw miejskich zaapelowali radni. W głosowaniu wzięło udział 34. proc mieszkańców i ponad 86 proc. z nich było za prawami miejskimi.
Zaczepiam mieszkańców na małym rynku w centrum, gdzie stoi miejski urząd i pomnik Koziołka Matołka. Ludzi niewielu, o sprawie rozmawiają niechętnie.
Dzwonię do Roberta Gwoździa, był redaktorem pacanowskiego miesięcznika „Z życia gminy”, ale tu chce się wypowiadać jako zwykły obywatel. – Na rynku nikogo nie ma, bo wszyscy zbierają. Truskawka dojrzewa i trzeba ją szybko zbierać, bo normalnie będzie gniła. Od nas Kraków bierze truskawki, bo wie, że w nich nie ma chemii. Tarnów też bierze, cała Polska południowa przyjeżdża. Jest też wczesny ziemniak do zbierania. Też schodzi, Rzeszów bierze. U nas ludzie żyją z ziemi, z ciężkiej pracy. I proszę pamiętać, że Pacanów to nie tylko Koziołek Matołek, ale na przykład Sanktuarium Pana Jezusa Konającego w Pacanowie.
- A te figurki Jezusa przywiązane do płotu za kościołem?
To Dolina Krzyży. Trzy lata temu proboszcz z parafianami wpadli na pomysł, że jak ktoś ma krzyż albo Chrystusa, z którym nie wie, co zrobić, a ma jakieś życzenie, to może powiesić go tu na płocie w intencji Jezusa konającego. Ludzie, nie tylko z Polski, ale i z Zachodu wieszają i modlą się, szczególnie o uzdrowienie. Na płocie wiszą w większości krzyże z okresu międzywojennego, mieszkańcy mieli je w domach. Planujemy to zadaszyć, żeby chronić w okresie jesienno-zimowym, tylko że to kosztuje coraz więcej.
Parę kroków od rynku przed Europejskim Centrum Bajki pani Barbara sprzedaje pamiątki i Koziołki Matołki.
- Pani naczelniczka miała rację. My tu jesteśmy oburzeni, jak została potraktowana. Problemy, które wymieniła, to są nasze problemy. Jest drogo. W kwietniu tona węgla była u nas za 2400 zł, w maju 2600 zł, a w czerwcu 2950 zł. Tona starczy na miesiąc, jak jest łagodna zima. Jak mroźna to na okrągło, całą dobę trzeba palić. Mam dom 120m2 powierzchni do ogrzania. Przy lekkiej zimie za trzy tony węgla idą, to przy obecnych cenach 12 tys. zł. Sam opał! A co z rachunkami? Mi przykro myśleć - mówi pani Barbara. Jej maż jest konserwatorem maszyn w piekarni.
- Teraz tyle, ile uzbieramy pieniędzy, to kupujemy na zapas. Trochę węgla, trochę drewna. Kredytu nie weźmiemy, bo człowiek by się pogrążył. Nie będzie innego wyjścia, jak oszczędzać. Na ogrzewaniu, na prądzie. Chcieliśmy postawić nowe ogrodzenie wokół domu, ale stal też poszła w górę. Nie wybudujemy ogrodzenia. Wolimy kupić opał. Wszyscy w Pacanowie przygotowujemy się na zimę.
Naczelniczka poczty dom ogrzewa gazem. - Dwa lata temu przebudowałam z mężem kotłownie węglową na gazową. Chcieliśmy zaoszczędzić i ocieplić dom. Wycenili wtedy, że za ocieplenie zapłacę 25 tys. zł. Tydzień temu znowu przyjeżdża pan na wycenę i wyszło 75 tys. zł. Nie mogłam uwierzyć, powiedziałam, że rozumiem, gdyby podrożało do 40 tys. zł, ale żeby trzy razy więcej?! Domu nie ocieplimy. Rachunki rosną. W zeszłym roku zapłaciliśmy za ogrzewanie 3 tys. zł. W tym już 4,5 tys. - podlicza Agnieszka Głazek.
- Tak, proszę pani, załamałam się drożyzną. Cztery lata temu, po tym jak nam się córka urodziła, wzięłam kredyt hipoteczny na kupno domu. Wcześniej z mężem wynajmowaliśmy mieszkanie, ale z dzieckiem lepiej mieć coś swojego. Dom wymagał remontu, więc wzięłam drugi kredyt. Remontu nie skończyliśmy i nie skończymy, bo płacę dwa kredyty, razem 2,5 tys. zł, a raty idą w górę. Rok temu mogłam odłożyć na wakacje dla siebie i córki. Teraz liczę każdy grosz. Jak tylko trochę uzbieramy, to remontujemy kuchnię. Zabolało mnie, że polityk, który zarabia duże pieniądze, mówi, że mnie rozumie. Bo nie rozumie i nie jest w takiej samej sytuacji.
Wracam na stoisko z pamiątkami i Koziołkami Matołkami.
- O benzynie naczelniczka też dobrze mówiła. - Pani Barbara układa na ladzie kamienie i bransoletki. - Moja córka pracuje w sklepie Solcu-Zdroju. Codziennie dojeżdża do pracy 15 km. Za samo paliwo wychodzi jej 800 zł miesięcznie, a zarabia najniższą krajową. Pytam się, jak ona ma dać sobie radę? Z Pacanowa do większych miast można dojechać tylko samochodem. Albo przedostać się do Buska-Zdroju i stamtąd jechać prywatnym autobusem. Bo PKS-u u nas nie ma.
Młodzi, jak chcą iść do szkoły, to muszą jechać do Buska. Każdy się stara o prawo jazdy. A jak nie ma samochodu? To trzeba mieszkanie wynająć albo wyjechać do internatu. Na studia to tylko Kraków albo Kielce. Trzeba się z domu wyprowadzić, żeby się rozwijać.
Nauczycielka z Samorządowego Przedszkola w Pacanowie mówi to samo: - Pani naczelnik miała racje, bo drożeje benzyna. I ja żeby dojechać do większego miasta, muszę to drogie paliwo kupić.
Przedszkolanka ma w grupie 28 dzieci, w tym troje z Ukrainy. Dwie 4-letnie dziewczynki i 5- letniego chłopca. Są z Sum, Zaporoża i Winnicy.
- Jak chłopiec przyszedł do przedszkola, to usiadł przy stoliczku i na kartce narysował kolorowy czołg. A na nim czarne postacie i je przekreślił. Powiedział, że to Rosjanie. Widział wojnę, jest smutny, trudno mu się bawić z innymi dziećmi, bo nie rozumie języka. Z mamą mieszka w domu dziecka u zakonnic zaraz obok przedszkola. Tam jest teraz 40 osób z Ukrainy.
Nauczycielka mówi, że nie przywiązuje wagi do polityki. - U nas w gminie się głosuje na człowieka, a nie na partię. Ale muszę powiedzieć, że minister wykorzystał swoje stanowisko, żeby bez podstawy próbować zwolnić naczelniczkę z pracy. I to mi się nie podoba. Nie można tak ludzi traktować.
Idę do urzędu. W Pacanowie od 16 lat (czwartą kadencję) wójtem jest Wiesław Skop. Od 2019 roku również burmistrzem. Zaczynał od funkcji radnego i delegata gminy do sejmiku w 1990 roku. Mimo że Michał Cieślak był ministrem do spraw samorządu, burmistrz Pacanowa nie chce komentować sytuacji na poczcie. Ale chętnie opowie o problemach gminy.
- Mieszkańcy przychodzą z różnymi sprawami, pytają o budowę kanalizacji na przykład, ktoś chce, żeby uciąć niebezpiecznie zwisające gałęzie, inni proszą o wyłapanie błąkającego się pieska. Bo poza zadaniami strategicznymi samorząd musi załatwiać często przyziemne sprawy, ale dla mieszkańców ważne. Jedną z nich jest narastający problem porzucania psów głównie przy drogach krajowych przecinających gminę. W zeszłym tygodniu znaleźliśmy przy drodze pięknego berneńskiego psa pasterskiego. W Pacanowie znajdujemy kilkadziesiąt porzuconych psów rocznie. A za pobyt jednego psa w schronisku płacimy 2,5 tys. zł.
Ale teraz największy problemem mamy z inwestycjami, które hamuje inflacja. Mamy zakontraktowane do wykonania 10 km asfaltu dróg tranzytowych, umowę z wykonawcą podpisaliśmy w lutym, ale firma nie przystępuje do realizacji zadania, bo wtedy w kalkulacji mieliśmy wpisaną cenę 1,6 tys. zł za tonę asfaltu, a przez trzy miesiące tona podrożała do 3,2 tys. zł. Firma może nie wykonać zadanie, ale wtedy zapłaci karę albo zrealizować inwestycję i zbankrutować. Chcą od nas dopłaty do inwestycji. Tylko, że my nie mamy wolnych środków. Te 10 km drogi miało być robione ze środków dotacyjnych. Jeżeli nie zrealizujemy inwestycji, zawiedziemy mieszkańców, a środki będziemy musieli oddać. Wzięcie kredytu w tych czasach jest ryzykowne, dlatego negocjujemy z firmą i próbujemy uratować zewnętrzne środki na inwestycje.
Drogi są ważne dla mieszkańców gminy. Tutaj ludzie żyją z upraw sadowniczych i warzywniczych. Dla producentów rolnych to ważne, żeby mogli przejechać po dobrej nawierzchni do swoich upraw, a nie ryzykować, że w dziurze urwą zawieszenie. Firma ma osiem miesięcy na realizację zadania, na razie minęły trzy.
Gmina ma coraz większy problem z prowadzeniem oświaty.
– Gmina Pacanów otrzymuje na ten cel 6,3 mln zł z subwencji budżetu państwa, a rocznie wydaje ponad 10 mln zł. Próby zreformowania sieci szkolnej są blokowane przed administracje rządową.
Burmistrz Skopa porównuje faktury.
– Za gaz już płacimy rachunki 300 proc. wyższe i pewnie za chwilę tak samo będzie z prądem. W zeszłym roku za oświetlenie gminy Pacanów płaciliśmy 300 tys. zł. Teraz będzie to trzy razy więcej. To niedobry czas dla samorządów – wzdycha Skopa.
– Pacanów ledwo co podniósł się po pandemii koronawirusa. W 2019 odwiedziło nas 180 tys. turystów. Pandemia to zatrzymała. Nasze Europejskie Centrum Bajki było zamknięte przez kilka miesięcy. Teraz powoli zaczynamy odbijać się od dna. W trakcie pandemii zmodernizowaliśmy oczyszczalnię ścieków za 7 mln zł, zrobiliśmy kanalizację ziemną sanitarną na 8,5 km za kolejne 3,5 mln zł. Nie szczędzimy pieniędzy na ochronę środowiska.
Trzeba chronić rzeki i wody gruntowe, bo inaczej się sami wytrujemy” - mówi burmistrz. - A dlaczego w Pacanowie nie ma PKS-u? – pytam.
– Dawne usługi PKS odeszły w zapomnienie, więc kwestia wykluczenia komunikacyjnego to poważny problem. Pandemia koronawirusa ograniczyła z kolei usługi komunikacyjne firm prywatnych.
Samorząd to zupełnie inna sprawa niż polityka krajowa – tłumaczy burmistrz. - Jak wyborca zgłasza gospodarzowi problem w samorządzie, to potem sprawdza czy ten problem jest rozwiązany. A jak nie jest, to chce wyjaśnień.
Do tej pory polityka krajowa nie miała u nas znaczenia. Prosty przykład: w ostatnich wyborach PiS w gminie Pacanów otrzymał 60 proc. głosów, w wyborach prezydenckich większość mieszkańców była za Andrzejem Dudą. Ale burmistrz Pacanowa jest z PSL. Lokalnie ludzie potrzebują człowieka do roboty, a nie do polityki. Jak robota jest wykonywana, to nie ma znaczenia czy burmistrz jest od Palikota czy od Biedronia.
Przed urzędem pytam jeszcze mieszkańców, na kogo będą głosować. – Na PiS na pewno nie będę, ale wiem, że ludzie ich popierają – mówi mieszkaniec Beszowa oddalonego 6 km od Pacanowa. – Tu się ciężko się żyje. Mam 1200 zł renty, żona też, a 300 zł na lekarstwa wydajemy, bo żona jest po trzech udarach. Muszę jeździć do lekarza do Sandomierza prywatnie, bo przez problemy z sercem nie mogę czekać w kolejce z NFZ. Za wizytę płacę 150 zł. A ty będziesz głosować na PiS? – pyta żonę.
– Nie będę. Naczelniczka ma rację i my ją popieramy. Dobrze panu posłowi powiedziała.
Kiedy pytam Roberta Gwoździa, byłego redaktora „Z życia gminy”, o preferencje wyborcze mieszkańców Pacanowa, zastanawia się, kto w gminie ma szanse na wybór, a kto nie.
– W ostatnich wyborach Cieślak był u nas drugi po Ziobrze, a trzecia była Anna Maria Krupka z PiS. Ale teraz nie wiem, czy ona ma jakiekolwiek szanse w Pacanowie. To osoba w ogóle nieznana, bo z Warszawy. Tu ludzie głosują na człowieka, nie na partię. Cieślak jest znany w Pacanowie, był w izbach rolniczych, prowadził szkółkę sadowniczą, był blisko ludzi, bo brali od niego sadzonki.
– Mocną pozycję w Pacanowie i to od 1989 roku ma poseł PSL Czesław Siekierski. Do Europarlamentu wszystkich wykasował. Ma dużą szansę, bo jest od wielu lat znany. Kosiniak Kamysz przyjechał tu ostatnio na Dni Pokusy. Władysław Pokusa to wielka postać w Pacanowie, wyjechał do Kanady, był biznesmenem, ale wspierał Pacanów, do Polski wysyłał pieniądze, pomagał dzieciom. Co roku zjeżdżają się ludzie, którzy dzięki niemu ukończyli studia.
W Pacanowie w wyborach parlamentarnych wygrywa PiS. W 2015 miał 57 proc. poparcia, a w 2019 62,5 proc. Wcześniej, w 2005 toku, PiS był w Pacanowie na trzecim miejscu po PSL i Samoobronie. W wyborach prezydenckich w 2020 roku Andrzej Duda w gminie Pacanów dostał 76,39 proc. poparcia (2877 głosów ), a Rafał Trzaskowski 23,62 proc. (889 głosów).
– U nas w Pacanowie jak się rozmawia z ludźmi, to każdy narzeka na PiS. A jak przychodzi co do czego, to PiS wygrywa – mówi naczelniczka poczty.
– Politycy powinni być gotowi na trudne pytania. Nie było żadnych wulgaryzmów. Pan poseł się porównuje z szarym obywatelem, a potem mówi mi, że mam startować w wyborach, jak takie atrakcyjne zarobki. Zabolało mnie to. Niby poseł wysłuchał, wszystko dobrze, dziękuję i do widzenia.Więc jak za chwilę zadzwoniła do mnie sekretarka z Kielc, że mam się zgłosić do dyrektora, to nie wiedziałam, o co chodzi. Dlaczego mam iść do dyrektora? - pytałam, a ona pytała, czy nic się nie stało na mojej zmianie.Powiedziałam, że lewo przyszłam do pracy. Nic się nie stało przez te dwie godziny.
Pan dyrektor podszedł do telefonu i powiedział, żebym odstąpiła od pełnienia obowiązków.
Nogi się pode mną ugięły. Panie dyrektorze, ale za co? - pytałam. Przepraszam, jeszcze łamie mi się głos, bo to mną wstrząsnęło.
Dyrektor zapytał czy miałam spotkanie z ministrem Cieślakiem.
Powiedziałam, że z nim rozmawiałam, ale o co chodzi?
Proszę przyjechać, będziemy wyjaśniać w trybie natychmiastowym. Czekam na panią.
Odczytało mi kierownictwo skargę pana posła, zostały spisane moje wyjaśnienia. Dyrektor powiedział, że na moim miejscu napisałby prośbę o zwolnienie za porozumieniem stron albo zostanę dyscyplinarnie zwolniona.
Płakałam, prosiłam. Mówiłam, że mam 25 lat pracy, nie czuję się winna, nie obraziłam pana posła, bo to osoba publiczna. Na poczcie nigdy go nie obsługiwałam, nie był u mnie. Prywatnie go nie znam.
Wieść się rozeszła, małe miasteczko, cały Pacanów wiedział. Znajomi pytali, co się dzieje, w pracy też. Koleżanka zadzwoniła, czy jestem w pracy. A ja, że mnie nie ma, bo zostałam zwolniona dyscyplinarnie.
Kolega dzwonił, że nie mam się martwić. Byli gotowi zbierać podpisy pod petycją, żeby przywrócić mnie na stanowisko. Z panem posłem nie było kontaktu cały weekend, prosił o sms, nie odbierał. Potem zadzwoniła do mnie „Wyborcza”. Zgodziłam się na wywiad, bo nie czuję się winna. I nie miałam nic do ukrycia. Lawina poszła na całą Polskę.
Do czwartku 9 czerwca czekałam na telefon od pana dyrektora z Kielc. Zadzwonił, przeprosił. Powiedział, żebym zrozumiała, że takie były wytyczne i zaprasza mnie po powrocie na przysłowiową kawę. Pytałam dyrektora czy na pewno nie będzie to miało wpływu na współpracę i postrzeganie mnie jako pracownika. Zapewnił, że nie. Sytuację z ministrem Cieślakiem przeżywam do teraz. Ludzie mnie bardzo popierają. Wszyscy mnie znają, wiedzą, że dobrze pracuję. Nie zasłużyłam na takie traktowanie. Teraz jest mi lżej, czuję ulgę, że mogę wrócić do pracy.
– A jakby Pani była politykiem, co by pani zrobiła?
– Nigdy o tym nie myślałam. Ale skoro ceny rosną, to starałbym się robić coś, żeby wynagrodzenie było do tych cen adekwatne. Nie tylko dla posłów. Bo oni sobie podwyższają wynagrodzenia. Dlaczego my szarzy obywatele nie możemy godnie zarabiać?
Jako przeciętna Polka widzę, że rozdają 500 plus, a jest gorzej. Niech zabiorą mi 500 plus i przestaną odejmować z pensji 700 zł na podatki. Wolałabym oddać 500 plus, a mieć możliwość lepiej zarobić. Za duże jest to rozdawnictwo w Polsce. Tym bardziej, że nie korzystają na tym ludzie, którzy uczciwie zarabiają. Do lekarza muszę iść prywatnie, stoję w kolejkach na NFZ kilka miesięcy jak jestem chora.
W Pacanowie mamy jeden sklep Dino, nie mamy Biedronki ani stacji benzynowej. Kiedyś opłacało się jechać do Biedronki, do Stopnicy albo Szczucina. Teraz to już bez różnicy, bo w Dino i Biedronce ceny takie same, a benzyna tak podrożała, że jak doliczyć dojazd, to nawet drożej wychodzi.
Na pocztę przychodzą starsze osoby i mówią, że jest trudno. Ale to tylko do nas. Publicznie nie. W Pacanowie rozmawia się między sobą, w grupce, każdy się żali. Ale jak przychodzi do publicznej wypowiedzi, to ludzie się boją, że stracą pracę. To chyba jak większość Polaków.
A ja uważam, że trzeba się odzywać. Odzywajmy się, niech się ludzie odzywają, bo chodzi o nas, żebyśmy godnie zarabiali i o przyszłość naszych dzieci.
Władza
Prawo i Sprawiedliwość
benzyna
Europejskie Centrum Bajek Pacanów
koziołek matołek
Michał Cieślak
naczelniczka
Pacanów
PiS
Poczta Polska
węgiel
Dziennikarka, absolwentka Filologii Polskiej na Uniwersytecie im. Adama Mickiewicza w Poznaniu, studiowała też nauki humanistyczne i społeczne na Sorbonie IV w Paryżu (Université Paris Sorbonne IV). Wcześniej pisała dla „Gazety Wyborczej” i Wirtualnej Polski.
Dziennikarka, absolwentka Filologii Polskiej na Uniwersytecie im. Adama Mickiewicza w Poznaniu, studiowała też nauki humanistyczne i społeczne na Sorbonie IV w Paryżu (Université Paris Sorbonne IV). Wcześniej pisała dla „Gazety Wyborczej” i Wirtualnej Polski.
Komentarze