0:00
0:00

0:00

Prawa autorskie: Fot. Marek Podmokły / Agencja Wyborcza.plFot. Marek Podmokły ...

24 grudnia to nietypowy dzień. Ludzie starają się skończyć pracę wcześniej, robią ostatnie zakupy, a potem spieszą do domu, by zdążyć przed zmrokiem. Wigilia, czyli wyczekiwanie Bożego Narodzenia. Dzień, który, jak można czasami odnieść wrażenie, obchodzimy uroczyściej niż właściwe święto.

A może to wrażenie nie bierze się znikąd?

Przeczytaj także:

Za Słońcem

Święta zimowego przesilenia nie pojawiły się w naszym rocznym cyklu wraz z chrześcijaństwem. Wręcz przeciwnie, to jedno z największych świąt w kalendarzu społeczności rolniczych. Obchodzone było wszędzie tam, gdzie ludzie uprawiali ziemię w zgodzie z rytmem pór roku, a także – rytmem wędrówki Słońca. To chrześcijaństwo umiejscowiło swoje święto w dniu dawnego rzymskiego Dies Natalis Solis Invicti (dzień narodzin Słońca niezwyciężonego) obchodzonego 25 grudnia, tuż po przesileniu zimowym, czyli – na naszej półkuli – po okresie największych zimowych ciemności. Sol był słonecznym bóstwem uosabiającym wszystkich innych bogów.

Ludy północnej Europy obchodziły święto przesilenia jako Jul (pierwotnie wyznaczane według kalendarza księżycowego trwało od 22 grudnia do 1 stycznia). To słowo pochodzące prawdopodobnie od staronordyckiego „hjól”, czyli rok, koło – czas, w którym Słońce zatacza pełen krąg w wędrówce nad i pod ziemią i „rodzi” się na nowo.

Nie wiemy wiele na temat tego, czy i w jaki sposób święto przesilenia obchodzili Słowianie. Można się domyślać, że było jakoś celebrowane, ale nie zachowały się żadne zapisy na ten temat. Tak naprawdę o wierzeniach i obrzędowości dawnych Słowian etnografowie wnioskują głównie na podstawie zachowanych i spisywanych wierzeń, obrzędów i podań ludowych. I z tych przekazów wiemy, że

Gody, czyli święto szczególnie uroczyste, obchodzone było właśnie w okresie zimowego przesilenia, a od momentu nałożenia się chrześcijaństwa na dawne wierzenia – w Wigilię Bożego Narodzenia.

Jak mówi w podcaście zamieszczonym na stronach ISAS (Internetowej Słowiańskiej Agencji Prasowej) prof. Piotr Grochowski, etnograf z Uniwersytetu Mikołaja Kopernika w Toruniu, materiały dotyczące obrzędowości przesileniowej Słowian pochodzą z przełomu XIX i XX wieku. Najlepiej poświadczonym obyczajem jest kolędowanie, czyli wędrowanie od chaty do chaty na wsiach, głównie przez dzieci wygłaszające lub śpiewające tzw. Kolędy życzące – wyrażające życzenia bogactwa, pomyślności. Życzenia wyraźnie związane były z pobudzaniem płodności drzew owocowych, bydła i zwierząt domowych, ziemi. Kolędujący otrzymywali w zamian poczęstunek. Najstarsze poświadczenie tego obyczaju na ziemiach polskich pochodzi z XVI w.

Warto przy tym wyjaśnić, że pojawiające się także określenie „Szczodre Gody” związane jest ze współczesnymi wierzeniami rodzimowierców odtwarzających dawne tradycje, jednak żadne źródła pisane (dotyczy to także etnograficznych zbiorów podań i przekazów ludowych) nie podają takiej nazwy w języku polskim. W tradycji ukraińskiej „szczedra kutia” to uczta przygotowywana w ostatni dzień starego roku. Podobnie jak w innych kulturach noc wypadająca po 12 dniach od przesilenia (czyli w naszym kalendarzu: 6 stycznia) kończyła witanie nowego roku. Teraz uczta nie jest już postem, lecz okazją do zabawy, jedzenia i picia, odwiedzin u przyjaciół i wręczania drobnych prezentów.

Mak pomiędzy życiem a śmiercią

Z dawnych obrzędów związanych ze świętem przesilenia polska tradycja zachowała także inne intrygujące pamiątki: potrawy z ziarna i maku, a także roślin strączkowych, suszonych owoców i grzybów. Jemy kutię, makowce, kluski z makiem, potrawy z mąki, np. barszcz z mąki żytniej (żur), fasolę i groch, kasze i pierogi, kompot z suszonych owoców… A do tego karp, ryba, która w szczególny sposób daje odczuć, że pochodzi z „innego świata” – bytuje w wodzie stojącej i, jak to się mówi potocznie, „czuć go mułem”. Pochodzenie tych dań jest dawniejsze, ale świetnie wpisało się w związaną z chrześcijańskim postem tradycję powstrzymywania się w Wigilię od pokarmów mięsnych i jedzenia ryb uznawanych za „nie-mięso”. Mak, ziarna, a także grzyby sięgają korzeniami znacznie głębiej w dawne wierzenia. Nawet ryby mają tu prastare znaczenie obrzędowe.

Ziarna i mak, miód i suszone owoce to rośliny poświęcone przodkom.

Nie bez przyczyny dzień zimowego przesilenia zamyka rozpoczęty na jesieni czas poświęcony przodkom i relacjom z nimi. Z kolei grzyby to byty tajemnicze – nie do końca wiadomo (było), czy są roślinami, czy też nie, pochodzą zatem również z pogranicza światów. Ponadto podobnie jak mak, mają właściwości psychoaktywne – mak usypia (stąd zwyczaj usypiania dzieci przez podawania im do possania szmatki zanurzonej w wywarze z maku), lecz w zbyt dużych ilościach może także prowadzić do śmierci. Tak o rytualnym znaczeniu maku jako rośliny związanej z rytuałami pogrzebowymi, lecz także z odganianiem złych mocy, pisze Joanna Laprus w książce „Słowiańskie boginie ziół”: „Ziarna maku, działając nasennie, osłabiały granicę między światem żywych i umarłych. Przygotowywano z nich obrzędowe potrawy: kutię, kluski i ciasto z makiem, które spożywano w czasie zimowego przesilenia i dziadów”. Jednocześnie „Ziarna maku symbolizowały płodność i obfitość, więc przynosiły urodzaj, bogactwo, a także powodzenie w miłości. Aby zapewnić płodność młodej parze, rzucano na nią ziarenka maku, Chmiel i pszenicę. Obsypywanie makiem drzew gwarantowało obfitość owoców, a karmione makiem kury dobrze się niosły”.

A ryby słodkowodne (karp)? Jak zauważa dr Damian Kasprzyk z Instytutu Etnologii i Antropologii Kulturowej Uniwersytetu Łódzkiego, woda uchodzi za żywioł nieprzyjazny człowiekowi, obcy i niebezpieczny: „Ryby też pochodzą z obszaru dla człowieka niedostępnego. Woda – szczególnie ta stojąca – postrzegana była jako niebezpieczne siedlisko podstępnych mocy”. A zatem zamieszkujące ją istoty są poniekąd nie-ziemskie, liminalne (czyli znajdujące się na lub w pobliżu progu dzielącego świat żywych od świata umarłych).

Dla gości z zaświatów

Z kolei ziarna zbóż poświęcone są przodkom. W obrzędowości przesileniowej mogą mieć znaczenia podwójne – symbolizować życie, które na wiosnę dowodzi się wraz z nowymi plonami. Jednocześnie jednak słoma pozostała po wymłóconym zbożu uważana była, jak opowiada prof. Grochowski, za potencjalne siedlisko dusz zmarłych.

Działania związane z pobudzaniem, wzmacnianiem płodności ziemi, takie jak stawianie słomianego chochoła zwanego Diduchem (dziadem) w kącie chaty, przynoszenie i przystrajanie gałązki jodły lub ostrokrzewu (rosnącej na północy rośliny, która nawet zimą jest zielona, a zatem ma szczególną moc zachowywania życia, gdy wszystko inne wokół zamiera), to dopiero połowa pola znaczeń tego szczególnego wieczoru.

To nie żywi, jak zauważa cytowany wcześniej dr Damian Kasprzyk z UŁ, lecz goście z zaświatów byli podczas niej podejmowani ze szczególną czcią, troską, uwagą. „Dziady”, czyli dusze przodków, mogły zjawić się w chacie i to dla nich pozostawiano puste miejsce przy stole, by mogły się najeść, i palono ogień, by mogły się ogrzać. Również dla nich przeznaczona była słoma podkładana pod talerze, która dziś jest tak dobrze znanym „siankiem” symbolizującym pierwsze posłanie maleńkiego Jezusa w żłobku. A jednocześnie po wieczerzy pochodzącą z niej słomą obwiązywano pnie drzew owocowych, by obficie rodziły owoce w nadchodzącym roku.

Wieczerza wigilijna dla naszych przodków była więc przede wszystkim ucztą poświęconą zmarłym, a także miała swoje miejsce w cyklu wegetacji,

które odrodzenie po zimie miała wspomagać poprzez obrzędy magiczne mające na celu zapewnienie odrodzenia życia i urodzaju w nowym roku.

Warto uzupełnić ten opis o ślady jeszcze starszych tropów kulturowych. Wspomniana interpretacja wody jako żywiołu obcego i nieprzyjaznego człowiekowi nie jest jedyną. Wodę zamieszkiwały dla dawnych Słowian istoty pełne mocy. Była żywiołem Wielkiej Bogini, której symbolami były ptaki wodne, takie jak łabędź.

Anna Kohli, autorka książki „Trzy kolory bogini”, cytuje kaszubską przyśpiewkę z Pomorza, z Półwyspu Helskiego (znaną jako „Welewetka”):

Wele Wele wita, gdzieś ty była?

Wele Wele wita u stareszci [przodków,„starszych”].

Wele Wele wita, coś dostała?

Wele Wele wita, miskę peszczi [kaszy pęczak]

Wedle Kohli Welewita była jednym z aspektów czczonej niegdyś w całej Europie trójpostaciowej bogini. W tej postaci odpowiadała za kontakty żywych ze zmarłymi. Także ta pieśń poświadcza związek kasz, ziaren, ze światem zmarłych, czyli przodków.

Nasze wigilijne zwyczaje kryją w sobie wiele warstw znaczeń – chrześcijańska symbolika związana z Bożym Narodzeniem może w nich być najmłodsza. Najprawdopodobniej co roku powracają do nas echa dawnej roli podtrzymywania kontaktu ze zmarłymi przodkami i zapewniania sobie ich przychylności poprzez pokarm i ogień. I to właśnie istota tego święta – Wigilia jest wszak najbardziej może „rodzinnym” dniem w polskiej tradycji.

;
Na zdjęciu Iwona Stefańczyk
Iwona Stefańczyk

Z wykształcenia językoznawczyni, studiowała polonistykę, psychologię i gender studies na UW i SWPS. Z zawodu konsultantka i trenerka umiejętności społecznych, coach kariery. Mieszka w lesie pod Warszawą

Komentarze