Rosyjscy partyzanci wkroczyli na terytorium rosyjskiego obwodu biełgorodzkiego, co zapoczątkowało tam serię incydentów zbrojnych o ograniczonej skali. Co to właściwie oznacza, jeśli chodzi o przebieg wojny w Ukrainie?
Od piątku 19 maja na terenie rosyjskiego obwodu biełgorodzkiego trwa seria incydentów zbrojnych, za którymi stoją złożone z walczących na co dzień po stronie Ukrainy Rosjan formacje Rosyjski Korpus Ochotniczy i Legion „Wolność Rosji”. Obie organizacje wzięły na siebie pełną odpowiedzialność za działania na terenie Rosji. Nie biorą w nich udziału żołnierze regularnej ukraińskiej armii. To już druga taka akcja Rosjan z RKO i L „WR”. Pierwszą przeprowadzili w obwodzie briańskim na początku marca.
Podobnie jak w marcu, tak i teraz rosyjskie władze wpadły w histerię. W części obwodu biełgorodzkiego rozpoczęto ewakuację cywili, a jego gubernator Wiaczesław Gładkow wprowadził „reżim operacji antyterrorystycznej” obejmujący m.in. godzinę policyjną i ograniczenia wolności przemieszczania się. W samym Biełgorodzie rozpoczęła się ewakuacja tamtejszego „specjalnego obiektu wojskowego” Biełgorod-22, w którym magazynowane są taktyczne głowice jądrowe. Moskwa oskarża Ukrainę o przeniesienie wojny na terytorium Rosji. „Ukraińscy bojownicy kontynuują działania przeciwko naszemu krajowi. Wymaga to od nas dużego wysiłku i te wysiłki są kontynuowane" – stwierdził rzecznik Kremla Dmitrij Pieskow.
Ukraina przeniosła wojnę na terytorium Rosji atakując wsie i obiekty w obwodzie biełgorodzkim
Ukraińskie władze umywają ręce od działań rosyjskich ochotników na terenie Rosji. „Czołgi są sprzedawane w każdym rosyjskim sklepie wojskowym, a podziemne oddziały partyzanckie składają się przecież z obywateli Rosji" – tak skomentował wydarzenia w obwodzie biełgorodzkim doradca prezydenta Ukrainy Mychajło Podolak.
„Wydarzenia w obwodzie biełgorodzkim w Rosji to łatwy do przewidzenia kryzys wewnętrzny, który narastał jeszcze przed inwazją na Ukrainę” — stwierdziła z kolei we wtorek 23 maja ukraińska wiceminister obrony Ukrainy Hanna Malar. Dodała, że jej zdaniem w rosyjskim społeczeństwie narasta pragnienie zakończenia wojny.
Z kolei Rosyjski Korpus Ochotniczy i Legion „Wolność Rosji” oświadczyły we wtorek, że „kontynuują wyzwalanie obwodu biełgorodzkiego". „Armia rosyjska nie mogła się przeciwstawić grupie patriotycznych ochotników, którzy chwycili za broń i nie bali się otwarcie wystąpić przeciwko reżimowi moskiewskiemu o wolną przyszłość Rosji” – stwierdzają liderzy obu formacji.
Seria incydentów miała zacząć się w nocy z piątku na sobotę. Rosjanie z RKO i L „WR” przekroczyli granicę Rosji poza strefą aktywnych walk - w rejonie położonej mniej więcej w połowie drogi między Charkowem a Sumami miejscowości Kozinki (w której przed wojną funkcjonowało przejście graniczne). Było ich koło setki, mieli mieć wsparcie czołgu oraz śmigłowca, oraz – w zależności od wersji – mieli dysponować kilkoma lub nawet ponad 10 pojazdami opancerzonymi oraz dronami. Przejęli dawny posterunek graniczny, a następnie (w poniedziałek) rozpoczęli, by tak rzec, mikroofensywę w kierunku leżącego około 6 kilometrów od granicy 6-tysięcznego miasteczka Grajworon, po drodze przejściowo opanowując dwie małe wioski – Głotowo i Gora-Podol. Kontrolę nad nimi miały relatywnie szybko odzyskać siły Federacji Rosyjskiej.
We wtorek Rosjanie z RKO i L „WR” mieli przedrzeć się do obwodu biełgorodzkiego już w innym miejscu – w rejonie położonych na północ od Charkowa (i znacznie bliżej Biełgorodu niż Grajworon) rosyjskich wsi Bogun Gorodok i Szczetynówka. We wtorek miały tam toczyć się potyczki, odnotowano też ostrzał moździerzowy.
Od pierwszego dnia starć brak wiarygodnych doniesień o ich ewentualnych ofiarach śmiertelnych. Według rosyjskiej propagandy mieli ucierpieć cywile (rannych miało zostać 12 osób, kilka wsi miało zostać pozbawionych prądu). Rosyjscy oficjele i blogerzy wojskowi twierdzą przy tym, że rosyjska armia miała zlikwidować już kilkudziesięciu dywersantów. Wiarygodność tych doniesień jest bardzo niska.
Działania Rosjan z RKO i L „WR” mają bardzo ograniczoną skalę i charakter partyzancko-dywersyjny – ich celem nie jest zajmowanie terytorium ani zdobywanie ważnych obiektów wojskowych czy infrastrukturalnych, lecz sianie chaosu i paniki w rosyjskich szeregach. To zarazem demonstracja mająca przypomnieć światu i Kremlowi, że po pierwsze – nie wszyscy Rosjanie zamierzają podporządkowywać się Putinowi, a po drugie – że podobne działania mogą powtarzać się w innych miejscach na rosyjsko-ukraińskim pograniczu.
Z punktu widzenia Kremla incydenty w obwodzie biełgorodzkim, tak samo jak w marcu w obwodzie briańskim, to bardzo poważny problem. Rosyjska opinia publiczna wie z mediów społecznościowych, że odpowiadają za nie rosyjscy partyzanci, podważa to więc jawnie zarówno zdolności Moskwy do panowania nad sytuacją w obrębie własnego terytorium, jak i powtarzaną przez rosyjską propagandę tezę o jedności Rosjan wobec wojny w Ukrainie.
Działania Rosjan z RKO i L „WR” w obwodzie biełgorodzkim nie oznaczają zarazem „przeniesienia wojny na terytorium Rosji”. Tam bowiem wojna toczy się od dawna.
Obwód biełgorodzki to spory kawałek ziemi. Ma powierzchnię 27 tysięcy kilometrów kwadratowych, czyli nieco więcej niż trzecie co do wielkości polskie województwo (lubelskie) i nieco mniej niż drugie (wielkopolskie). Mieszka w nim około 1,5 miliona ludzi, co daje dość niską (porównywalną z najsłabiej zaludnionym polskim województwem – podlaskim) gęstość zaludnienia – na poziomie 57 osób na kilometr kwadratowy. Sam liczący prawie 400 tysięcy mieszkańców Biełgorod położony jest zaledwie 50 kilometrów od 1,4 milionowego (przed 24 lutego 2022) ukraińskiego Charkowa. Obrzeża obu miast dzieli od granicy zbliżona odległość około 25 kilometrów – w połowie drogi między nimi znajduje się duże przejście graniczne Hoptiwka – Niechotiejewka, rzecz jasna nieczynne od 24 lutego 2022 roku.
Na tym jednak nie koniec. Cała południowa granica obwodu biełgorodzkiego to zarazem uznana przez prawo międzynarodowe granica państwowa Rosji i Ukrainy. Ze względu na bardzo nieregularny przebieg ma ona na tym odcinku aż 540 kilometrów długości i rozciąga się od rejonu ukraińskich Sumów aż po okolice wsi Kozłowe na północy obwodu ługańskiego. Obecnie okupowana przez Rosjan jest część Ukrainy położona na wschód od Kupiańska – a zatem na przestrzeni grubo ponad 300 kilometrów obwód biełgorodzki graniczy z wolną Ukrainą – co oznacza, że jest to linia frontu. Nawet po wyzwoleniu przez Ukraińców w ramach jesiennej kontrofensywy całości obwodu charkowskiego, Rosjanie z różną regularnością ostrzeliwali (i robią to nadal) ukraińskie miejscowości położone tuż za granicą — w tym Charków. Pogranicze w obwodzie biełgorodzkim było i jest rosyjskim bezpośrednim zapleczem frontu.
Ale przecież w obwodzie biełgorodzkim regularna wojna toczy się od 24 lutego. Jeszcze przed tą datą obwód był jednym z rejonów koncentracji rosyjskich wojsk mających zaatakować Ukrainę. Mieszkańcy obwodu widzieli rozbudowywane od jesieni 2021 roku wojskowe obozowiska, przemieszczające się kolumny pojazdów, przelatujące nad głową samoloty i śmigłowce. Pierwszego dnia pełnoskalowej rosyjskiej inwazji to stamtąd ruszyły rosyjskie kolumny pancerne, których zadaniem było zaatakowanie Sumów, Charkowa, Kupiańska i północnej części obwodu ługańskiego. To z obwodu biełgorodzkiego padały pierwsze zmasowane salwy artylerii rakietowej i lufowej mające złamać ukraiński opór wzdłuż granicy, to stamtąd startowało rosyjskie lotnictwo mające bombardować ukraińskie miasta oraz (z poligonu pod Biełgorodem) część wymierzonych w Ukrainę rosyjskich pocisków balistycznych.
Od momentu, w którym na skutek ukraińskich działań kontrofensywnych w obwodzie charkowskim front powrócił na linię granicy, w Biełgorodzie słychać było każdą większą salwę rosyjskiej artylerii skierowaną na ukraińskie pozycje na północ od Charkowa (a także samo miasto). Takie same salwy słychać z różną regularnością w innych miejscowościach obwodu biełgorodzkiego położonych wzdłuż granicy.
Nie przeszkadza to rosyjskiej propagandzie oskarżać ukraińską armię o „przenoszenie działań na terytorium Rosji” za każdym razem, gdy te salwy słychać trochę głośniej, albo gdy Ukraińcy prowadzą ogień kontrbateryjny w celu niszczenia rosyjskiej artylerii ostrzeliwującej ich terytorium lub też niszczą niektóre stanowiące rosyjskie zaplecze frontu obiekty infrastrukturalne, jak most kolejowy czy magazyn paliwa pod Biełgorodem.
Tymczasem sam Biełgorod jak dotąd najskuteczniej zaatakowany został przez regularną armię rosyjską. Pod koniec kwietnia rosyjski samolot Su-34 zrzucił w tym mieście omyłkowo bombę – w wyniku czego na środku jednej z głównych ulic miasta powstał 20-metrowy krater, a 4 budynki mieszkalne zostały częściowo zburzone. Obyło się bez ofiar.
Tym razem natomiast nie ma żadnych dowodów ani nawet poważniejszych przesłanek, by twierdzić, że za działania dywersyjne rosyjskich formacji ochotniczych na terenie obwodu biełgorodzkiego odpowiadały Siły Zbrojne Ukrainy. Rzecz jasna złożone z Rosjan jednostki ochotnicze Legion „Wolność Rosji” i Rosyjski Korpus Ochotniczy walczą w tej wojnie po stronie Ukrainy, co mogłoby teoretycznie być punktem wyjścia do przywołania jednego z kryteriów agresji zbrojnej zawartych w podpisanej w 1933 roku w Londynie (jako aneks do paktu Brianda-Kelloga) i nadal obowiązującej międzynarodowej Konwencji o określaniu napaści. „Poparcie użyczone bandom uzbrojonym, które, zorganizowawszy się na jego terytorium, dokonają najazdu na terytorium innego Państwa jak również odmowa, pomimo żądania państwa najechanego, poczynienia na swym własnym terytorium, wszystkich, będących w jego mocy zarządzeń, w celu pozbawienia powyższych band wszelkiej pomocy lub opieki” – brzmi owo kryterium.
Nie da się go jednak zastosować, ponieważ odnosi się ono do samego wszczynania wojen. Tę wojnę wszczęła zaś w lutym 2014 roku – według tego samego kryterium – Rosja, finansując i wspierając organizacje zbrojne separatystów w Donbasie oraz wysyłając na Krym „zielone ludziki”, czyli własnych żołnierzy i najemników pozbawionych rosyjskich insygniów.
Od lata 2014 roku w wojnie na sporą skalę uczestniczyły jednostki regularnej armii rosyjskiej, co wypełniało z kolei najważniejsze kryteria zawarte w Konwencji z Londynu, czyli „Napad przy pomocy swych sił zbrojnych na terytorium innego państwa, nawet bez wypowiedzenia wojny” oraz „Zaatakowanie przy pomocy swych sił lądowych, morskich lub powietrznych, terytorium, okrętów lub samolotów innego państwa, nawet bez wypowiedzenia wojny”
Po 24 lutego 2022, czyli po pełnoskalowej rosyjskiej inwazji na Ukrainę, doszło do tego na stałe tak naprawdę jeszcze tylko czwarte kryterium, czyli „blokada portów lub szlaków morskich”, czego Rosja dopuszczała się i wcześniej, jednak na ograniczoną skalę.
W tej wojnie to Rosja jest agresorem a Ukraina krajem broniącym się. Prawo międzynarodowe jest tu jednoznacznie po stronie Ukrainy – pozwalając zaatakowanemu państwu na wybór adekwatnej odpowiedzi na agresję.
„Nie zachęcamy ani nie umożliwiamy Ukraińcom ataków na terytorium Rosji, ale to Rosja jest agresorem, zaś Ukraina sama decyduje, jak prowadzić działania wojenne” – zakomunikował więc jeszcze w poniedziałek Matthew Miller, rzecznik Departamentu Stanu USA. Można to uznać za bardzo rozsądną reakcję na wydarzenia w obwodzie biełgorodzkim.
***
Wracając zaś do samych działań Rosjan z Rosyjskiego Korpusu Ochotniczego i Legionu „Wolność Rosji”, warto przypomnieć wydarzenia sprzed ponad 100 lat. Był przecież taki moment w historii naszego kraju, nawet dość ważny, w którym niewielka jednostka ochotnicza złożona z Polaków walczących po stronie państwa trzeciego wkroczyła na terytorium Polski znajdujące się pod okupacją innego państwa trzeciego i rozpoczęła ograniczone działania zbrojne, których celem miało być wywołanie ogólnonarodowego zrywu przeciw narzuconej siłą władzy. Plan się wprawdzie kompletnie nie powiódł – co jednak nie zmienia faktu, że rajd Pierwszej Kompanii Kadrowej po południowej części Kongresówki z sierpnia 1914 roku po zaledwie czterech latach okazał się całkiem istotnym krokiem na polskiej drodze do odzyskania niepodległości. Choć więc z dzisiejszej perspektywy wydaje się to kompletnie nierealne, może okazać się i tak, że działania Rosjan z RWO i L „WR” z czasem przyczynią się do zmiany postaw przynajmniej części rosyjskiego społeczeństwa.
Świat
Władimir Putin
Wołodymyr Zełenski
NATO
agresja Rosji na Ukrainę
Biełgorod
Rosja
Sytuacja na froncie
Ukraina
wojna w Ukrainie
Dziennikarz, publicysta. Pracował w "Dzienniku Polska Europa Świat" i w "Polsce The Times". W OKO.press pisze o polityce i sprawach okołopolitycznych.
Dziennikarz, publicysta. Pracował w "Dzienniku Polska Europa Świat" i w "Polsce The Times". W OKO.press pisze o polityce i sprawach okołopolitycznych.
Komentarze