0:000:00

0:00

Prawa autorskie: Marta Dudzinska / Agencja Wyborcza.plMarta Dudzinska / Ag...

„Płace w Polsce wciąż rosną szybciej niż na zachodzie Europy, choć są niższe niż na zachodzie Europy” – powiedział europoseł Adam Bielan, prezes Partii Republikańskiej, członek obozu rządzącego, 2 czerwca w Radiu Wrocław.

„Ale chyba nie szybciej niż inflacja?” – dopytał go prowadzący rozmowę Dariusz Wieczorkiewicz.

„Szybciej niż inflacja” – odparł szybko Bielan. I tłumaczył: „Dane statystyczne pokazują, że szybciej niż inflacja, chociaż bardzo często subiektywnie tego nie dostrzegamy, bardzo często zauważamy wzrost cen, szczególnie paliw i innych cen konsumpcyjnych, a wzrost płac pomijamy”.

Dane statystyczne pokazują, że [płace rosną] szybciej niż inflacja
Według cząstkowych danych z kwietnia - tak, według pełniejszych z 1. kwartału 2022 wzrost płac i inflacja się zrównały. A średnie dane bez kontekstu to manipulacja.
Wywiad w Radiu Wrocław,02 czerwca 2022

Powiedzenie „płace rosną szybciej niż inflacja” bez wytłumaczenia, o jakich danych mówimy, ma bardzo umiarkowany sens.

Co wiemy

Można to uznać za czepialstwo, szczególnie że doskonale wiemy, czym podpiera swoją wypowiedź, chociaż tego nie mówi. Ba, sami napisaliśmy tekst zatytułowany „Przez rok płace wzrosły o 14,1 proc., wciąż nieco powyżej inflacji. Budżetówka tonie”.

Po pierwsze jednak w tekście dokładnie wyjaśniliśmy, czym te dane są, a czym nie są. Po drugie, bardzo istotny jest drugi człon tego tytułu. Bo nie każdemu płace rosną powyżej inflacji.

Po trzecie, gdy weźmie się inne, bardziej reprezentatywne dane, rzecz wygląda już nieco inaczej.

Wróćmy więc do podstaw i zobaczmy, co o tych płacach wiemy.

GUS podał: w kwietniu płace wzrosły o 14,1 proc., a inflacja wynosiła wówczas 12,4 proc. Na tych danych z pewnością opierał się Adam Bielan.

Ale te dane o płacach nie dotyczą wszystkich, a zaledwie około 40 proc. rynku pracy. I chodzi akurat o tę część, która zarabia relatywnie lepiej.

GUS nie podaje co miesiąc danych o „wzroście płac” ani o „średniej płacy”. Mamy za to „przeciętne miesięczne wynagrodzenie w sektorze przedsiębiorstw”. Chodzi o pracowników firm, które zatrudniają powyżej dziewięciu pracowników.

Sektor przedsiębiorstw

W kwietniu 2022 zatrudnienie w tym sektorze wyniosło prawie 6,5 mln etatów (6496,6 tys.). To kosmetyczny wzrost w stosunku do kwietnia, o 0,2 proc. W skali roku zatrudnienie zwiększyło się tutaj o 2,8 proc.

Tymczasem według najnowszego Badania Aktywności Ekonomicznej Ludności liczba pracujących w wieku 15-89 lat wynosiła w trzecim kwartale 2021 roku 16,8 mln osób. Są to różne badania, więc nie możemy na podstawie pierwszej liczby podać dokładnego odsetka zatrudnionych w sektorze przedsiębiorstw. Ale rzeczywisty wynik będzie zbliżony, więc można bezpiecznie założyć, że chodzi o około 40 proc. pracujących.

To ważna informacja: jeśli chcemy uczciwie opisać dane z kwietnia (na majowe musimy jeszcze poczekać), trzeba napisać, że wśród 40 proc. pracowników wzrost średniej płacy jest wyższy niż wskaźnik cen towarów konsumpcyjnych i usług, czyli inflacja.

Nie możemy natomiast powiedzieć, że wszystkie płace Polaków rosną szybciej od inflacji, a Polacy narzekają, bo nie zwracają uwagi na wzrost płac — a dokładnie taka jest sugestia w wypowiedzi Bielana.

Każdy ma swoją inflację

Za chwilę przejdziemy też do konkretnych przykładów, które pokazują, że słowa Adama Bielana są kompletnie nieprawdziwe, zatrzymajmy się jednak najpierw przy inflacji.

Sposób, w jaki użył jej Adam Bielan, jest mało przydatny do opisu doświadczeń indywidualnych konsumentów. Wskaźnik inflacji podawany przez GUS jest liczbą, która odnosi się do całej gospodarki i próbuje uśredniać nasze doświadczenia. Jest zaprojektowany tak, by jak najlepiej oddać wzrost cen przeciętnego gospodarstwa domowego na przestrzeni roku. Jest to więc pojęcie teoretyczne. Ostatecznie każdy z nas ma swój własny koszyk dóbr i wydatków. Nawet jeśli ktoś otrzymał w ciągu roku piętnastoprocentową podwyżkę (czyli powyżej GUS-owskiej inflacji), i tak może zyskiwać bardzo niewiele, lub nawet tracić, choć kupuje ten sam zestaw dób co wcześniej. A jeśli ograniczy wydatki – całkiem zasadnie poczuje, że jego sytuacja ekonomiczna jest gorsza.

Szersze dane, lepszy obraz

Wiemy też, dla kogo jest mniejszy z całą pewnością. I tutaj tkwi jeden z największych problemów z wypowiedzią Adama Bielana i szerzej – z lekceważeniem wpływu inflacji na nasze budżety domowe w publicznych wypowiedziach przez rządzących, "bo przecież płace rosną".

Raz na kwartał GUS podaje średnie wynagrodzenie w wybranych zawodach. Na tej podstawie możemy zobaczyć, gdzie pensje rosną najszybciej, a gdzie trochę wolniej. Znów – nie są to liczby obejmujące wszystkie możliwe zawody i cały rynek pracy.

Ale po pierwsze dają nam wyobrażenie o różnicach, a po drugie – co bardzo ważne – są szersze niż comiesięczne dane z sektora przedsiębiorstw. Tutaj bowiem do danych ogólnych wliczane są dodatkowo jednostki budżetowe, bez względu na ilość pracowników.

A jak wiadomo, w budżetówce zarabia się nieco mniej. Stąd i ta szersza średnia jest nieco niższa – w pierwszym kwartale wyniosła 6235,22 zł, wobec 6338,46 zł w sektorze przedsiębiorstw. To istotne, bo wówczas wzrost pensji w pierwszym kwartale 2022 wobec pierwszego kwartału 2021 roku wynosi 9,7 proc.

Znamy też wartość inflacji w pierwszym kwartale 2022 roku w porównaniu z analogicznym okresem ubiegłego roku to również 9,7 proc. Gdy liczymy więc dokładniej, okazuje się, że już w pierwszym kwartale tego roku inflacja dogoniła wzrost płac.

I kolejny raz warto zrobić zastrzeżenie – żadne dostępne liczby nie obejmują całego rynku pracy i wszystkich rodzajów pracy. Ale gdy weźmiemy więcej liczb, mamy pełniejszy obraz.

Edukacja, opieka zdrowotna głęboko pod kreską

Pensje rosły w pierwszych trzech miesiącach 2022 roku najszybciej dla tych spośród 18 wyróżnionych kategorii:

  • Zakwaterowanie i gastronomia – 16,7 proc.;
  • Transport i gospodarka magazynowa – 15 proc.;
  • Budownictwo – 13,8 proc.

To kategorie, gdzie rzeczywiście średnia pensja rosła szybciej niż inflacja. Co oczywiście nie znaczy, że dla sporej części pracowników tych zawodów podwyżek nie było wcale, lub były one niezadowalające.

Niektóre kategorie – jak przemysł (10,1 proc.) – są ledwie ponad inflacją. A siedem z osiemnastu jest już pod kreską. To kolejno:

  • obsługa rynku nieruchomości - 9,5
  • administracja publiczna i obrona narodowa; obowiązkowe zabezpieczenia społeczne - 8,5
  • administracja publiczna i obrona narodowa; obowiązkowe zabezpieczenia społeczne - 8,5
  • dostawa wody; gospodarowanie ściekami i odpadam 8,5
  • wytwarzanie i zaopatrywanie w energię elektryczną, gaz, parę wodną i gorącą wodę 8,2

Ale naprawdę fatalnie jest w dwóch kategoriach:

  • Opieka zdrowotna i pomoc społeczna – 3,9 proc.
  • Edukacja – 3,2 proc.

Dla kogo nie ma pieniędzy

Tymczasem rząd odmawia pracownikom budżetówki godnych podwyżek. Pod koniec 2021 roku proponował bazowy wzrost płac w państwowej sferze budżetowej o 4,4 proc. To oczywiście niewystarczający ruch wobec dzisiejszej inflacji. Dodatkowo ówczesna decyzja nie oznaczała równomiernego wzrostu płac dla wszystkich urzędników. Nie zwaloryzowano kwoty bazowej. Rząd zwiększał fundusz płac o 4,4 proc., ale ostateczne decyzje należą do kierowników poszczególnych jednostek budżetowych. To potencjalnie rodzi bardzo nierównomierne rozłożenie tych podwyżek i dalszą frustrację zdemotywowanej kadry. Szczególnie w momencie, gdy od przedstawiciela rządzącej koalicji słyszą, że tak naprawdę płace rosną szybciej, a problemem jest to, że za dużo patrzą na ceny benzyny, a za mało na tabelki z danymi makroekonomicznymi. Taka sama podwyżka (4,4 proc.) dotyczy nauczycieli.

Przeczytaj także:

Tym grupom PiS odmawia podwyżki, która przynajmniej doszlusowałaby do poziomu inflacji. Jeśli ta utrzyma się w całym roku powyżej 10 proc., to wzrost pensji będzie tutaj dwa-trzy razy mniejszy niż wzrost cen.

Wypowiedź Adama Bielana to modelowy przykład manipulacji danymi makroekonomicznymi i wykrzywienie ich znaczenia.

Być może PiS szykuje duże podwyżki na rok wyborczy, tak jak zrobił w tym roku premier Węgier Viktor Orbán. To jednak po pierwsze wyjątkowo cyniczna taktyka, a po drugie odsuwając podwyżki na później, PiS może się zakiwać.

Na Węgrzech podwyżki dla budżetówki wynosiły przynajmniej 10 proc., a niektóre grupy (np. pracownicy kultury) otrzymali pensje wyższe o 20 proc. Tymczasem pracownicy budżetówki już teraz domagają się 20 proc. podwyżki, co podchwyciły partie opozycyjne, w tym Platforma Obywatelska i Lewica. W przyszłym roku potrzeby i postulaty będą wyższe, szczególnie gdy władza lekceważy dziś potrzeby pracowników.

Udostępnij:

Jakub Szymczak

Dziennikarz OKO.press. Autor książki "Ja łebków nie dawałem. Procesy przed Żydowskim Sądem Społecznym" (Czarne, 2022). W OKO.press pisze o gospodarce i polityce społecznej.

Komentarze