0:00
0:00

0:00

Prawa autorskie: AFPAFP

Drugi i trzeci dzień rosyjskiej inwazji na Ukrainę mogą okazać się pod wieloma względami kluczowe. Ukraińska obrona wciąż pozostaje zorganizowana, na żadnym z atakowanych przez Rosjan odcinków nie doszło do porzucania pozycji czy chaotycznego odwrotu. Nie powtórzyły się sceny z 2014 roku. Najważniejsze postacie ukraińskiej polityki dają natomiast ukraińskiej armii, obywatelom i Zachodowi przykłady realnej odwagi. Prezydent Ukrainy Wołodymyr Zełenski pozostaje w obleganej przez Rosjan stolicy. Mer Kijowa Witalij Kliczko zapowiada, że będzie bronił miasta z karabinem w ręku, a były prezydent Ukrainy Petro Poroszenko nawet po niego sięgnął - i zamierza walczyć w obronie Kijowa w szeregach batalionu obrony terytorialnej.

[embed]https://www.youtube.com/watch?v=yEemYjYRYsg&t=2s[/embed]

Tymczasem Rosjanie wyraźnie nie doszacowali ukraińskiej zdolności do obrony. I wciąż są daleko od osiągnięcia większości zakładanych celów swego ataku. Nie zrobili postępów w Donbasie, stoją na przedmieściach Kijowa i Charkowa. Nawet drogę do utorowania „korytarza na Krym”- co miało być dla nich dziecinnie proste - wciąż zagradzają im ukraińskie pozycje obronne pod zamienionym w twierdzę Mariupolem.

W zamyśle Rosjan, atak miał być współczesną wersją blitzkriegu. Wskazuje na to fakt, że do ataku na Ukrainę Putin skierował siły mniej liczne niż armia ukraińska, za to stanowiące crème de la crème rosyjskiej armii.

Grupy uderzeniowe armii rosyjskiej wysłane przeciwko Ukrainie zostały złożone z doborowych lub wręcz elitarnych najbardziej mobilnych i zaprawionych w bojach jednostek, wspartych potężnym wachlarzem właściwie wszystkich typów artylerii rakietowej i klasycznej, jakie tylko znajdują się w arsenale Rosjan, oraz lotnictwem.

Atak miał więc szybko i brutalnie rzucić Ukrainę na kolana - przygnieciona nawałą rakiet Grad, Smiersz i Uragan, nękana bombardowaniami i precyzyjnymi uderzeniami rakiet manewrujących Kalibr ukraińska armia miała cofać się w popłochu na wszystkich kierunkach natarcia. A błyskawiczne lądowanie wojsk powietrznodesantowych na podkijowskim lotnisku Hostomel miało przypieczętować los ukraińskich władz z Wołodymyrem Zełenskim na czele.

Przeczytaj także:

Wtedy już tylko krok dzieliłby Putina od postawienia na czele ukraińskiego państwa marionetkowych władz – w stylu tych, które zainstalował swego czasu w Czeczenii. Te władze zgodziłyby się na ustępstwa terytorialne wobec Rosji i rozpoczęły wprowadzanie w Ukrainie prorosyjskiego zamordyzmu. A taki najprawdopodobniej jest cel tej wojny.

Nic z tego – poza gradem rakiet i pocisków artyleryjskich – nie zostało osiągnięte. A obecnie rosyjska armia i Władimir Putin stoją przed wyjątkowo niekomfortowym dylematem, którego prawdopodobnie nie brali pod uwagę: czy mianowicie rozpocząć w Kijowie, Charkowie i Mariupolu ogromne bitwy miejskie - które będą oznaczały gigantyczne straty po obu stronach - czy też rozwinąć współczesną odmianę oblężenia, licząc na to, że czas, problemy z zaopatrzeniem i nieprzerwany ostrzał zmiękczą obrońców na tyle, że stracą wolę do walki.

Obie opcje są dla Putina skrajnie niekorzystne - zarówno na forum międzynarodowym, jak i w oczach rosyjskiej opinii publicznej. Oznaczają działanie o charakterze zbrodni wojennej, wymierzone także w ukraińską ludność cywilną. Oznaczają też ogromne koszty i ogromne rosyjskie straty. Tego w planie Putina z pewnością nie było.

Być może dlatego Moskwa zaczyna właśnie zmieniać ton.

Z jednej strony Dmitrij Pieskow, rzecznik Kremla, wyraził w piątek 25 lutego wstępne zainteresowanie propozycją negocjacji dotyczących zawieszenia broni złożoną przez Wołodymyra Zełenskiego.

„Chcę jeszcze raz zwrócić się do prezydenta Federacji Rosyjskiej. Na całym terytorium Ukrainy trwają walki. Siądźmy do stołu rozmów, aby powstrzymać śmierć ludzi” - mówił w piątek Zełenski.

Rosja miała - według słów Pieskowa - proponować spotkanie w Mińsku. W odpowiedzi ukraiński dyplomata miał zaproponować Warszawę. Od tego czasu - twierdził Pieskow - w rozmowie trwa przerwa „ze strony ukraińskiej”, która trwa już „dość długo”.

W kontekście treści dotychczasowych wystąpień Władimira Putina, który zapowiadał brutalną rozprawę z Ukrainą i jej władzami, choćby pozorowana gotowość do rozmów to i tak wyraźna zmiana tonu. Może to wynikać z tego, że ukraińska obrona w pierwszej fazie wojny okazała się nadspodziewanie skuteczna.

Jaki jest ukraiński pomysł na obronę kraju?

W momencie rozpoczęcia inwazji Ukraina została otoczona przez Rosjan z niemal wszystkich stron. Od wschodu i północnego wschodu atakowały kraj rosyjskie jednostki z terytorium Rosji i „republik” separatystów w Donbasie. Na południu Rosjanie ruszyli drogą lądową z anektowanego w 2014 roku Krymu. Jednocześnie stałym zagrożeniem pozostawała i pozostaje możliwość przeprowadzenia przez Rosjan desantu z Morza Czarnego lub Morza Azowskiego. Na północy – zgodnie z wcześniejszymi czarnymi scenariuszami – umożliwiła Rosjanom działanie ze swojego terytorium Białoruś. Stamtąd ruszyła część rosyjskiej ofensywy lądowej, stamtąd też startowała część rosyjskiego lotnictwa.

Za całkowicie bezpieczną mogli Ukraińcy uznać jedynie część granicy zachodniej – tam, gdzie ich kraj graniczy z Polską, Słowacją, Węgrami, Rumunią i Mołdawią. Nie można jednak zapominać, że na południowym zachodzie Ukraina graniczy jeszcze z separatystycznym wobec Mołdawii Naddniestrzem - to silnie uzależnione od Rosji parapaństwo również może stanowić pozycje wyjściowe rosyjskich wojsk do ataku.

W sensie geograficznym jest to sytuacja porównywalna do tej, w której znajdowała się Polska po 17 września 1939 roku, czyli bliska beznadziejnej.

Organizacja skutecznej obrony w takich warunkach byłaby skrajnie trudna nawet w sytuacji względnej równowagi sił po obu stronach konfliktu. Dodatkowo armia ukraińska musiała brać pod uwagę, że Rosjanie od pierwszych minut agresji będą dysponować miażdżącą przewagą w powietrzu i że w szybkim tempie zneutralizują większość ukraińskiej obrony przeciwlotniczej.

Biorąc to wszystko pod uwagę Ukraińcy wybrali więc plan, w którym aktywnie broniona w sensie mniej lub bardziej liniowym miała być przede wszystkim wschodnia część kraju, a reszta obrony skoncentrowała się w miastach. Ten plan od początku zakładał, że niektóre regiony kraju pozostaną - w sensie dosłownym - niebronione. Z drugiej jednak strony, w większych miastach ma obowiązywać wręcz doktryna obrony totalnej - to stąd wydawanie broni cywilom lub motywowanie ich do przygotowywania koktajli mołotowa i innych improwizowanych środków walki. Dodajmy jeszcze do tego ogłoszenie 25 lutego przez Wolodymyra Zełenskiego powszechnej mobilizacji do armii.

Takie podejście armii Ukrainy do obrony miast - z Kijowem, Charkowem i Mariupolem na czele - stawia Rosjan w sytuacji, w której próby ich zdobycia będą wymagały zaangażowania naprawdę potężnych sił, większych niż te dotąd skoncentrowane w ich rejonie przez Rosjan. Najtrudniejsza wydaje się w tej chwili sytuacja Mariupola.

Przyjrzyjmy się temu, jak armia Ukrainy radzi sobie na poszczególnych kierunkach obrony.

Kijów

Rosjanie wzięli stolicę Ukrainy na cel już w pierwszych sekundach wojny – co zdecydowanie ułatwia im fakt, że Kijów jest położony zaledwie ok. 100 kilometrów od granicy z Białorusią i mniej niż 150 km od granicy z Rosją. Kijów stał się celem ostrzału rakietowego (przy użyciu m.in. pocisków manewrujących Kalibr) oraz ataków powietrznych - wykonywanych zarówno przez klasyczne lotnictwo, jak i drony – dochodziło do nich także drugiej nocy i drugiego dnia inwazji.

Pierwszego dnia wojny na ukraińską stolicę ruszyły też dwie rosyjskie kolumny wojsk zmechanizowanych. Pierwsza, poruszająca się po wschodniej stronie Dniepru zaatakowała z północnego wschodu spod Homla na terytorium Białorusi. Druga ruszyła prosto z północy – zachodnią stroną Dniepru – przez rejon dawnej elektrowni atomowej w Czarnobylu. Obie w piątek były już na obrzeżach Kijowa, ta druga zaczęła próby wdzierania się do miasta. Ukraińcy wysadzili zaś co najmniej trzy mosty na przedpolach Kijowa

„Miasto weszło w fazę obrony. Teraz w niektórych dzielnicach słychać strzały i wybuchy. Ukraińskie wojsko niszczy grupy dywersyjne Rosjan. Niektóre grupy dywersyjne niestety już spenetrowały stolicę. Wróg chce rzucić Kijów na kolana i nas zniszczyć” – mówił więc mer Lwowa Witalij Kliczko (były słynny bokser). Zapowiedział, że razem z bratem będzie bronił miasta z bronią w ręku.

Możliwości ukraińskiej armii raczej nie pozwalały na jednoczesne efektywne powstrzymywanie uderzeń na Kijów w ramach czegoś, co można by określić mianem pierścienia obronnego wokół stolicy - musiałaby to być linia o obwodzie ponad 100 kilometrów. Ukraiński Sztab Generalny zdecydował się więc na obronę w obrębie miasta. Kijów został relatywnie silnie obsadzony przez ukraińską armię i choć Rosjanom udało się zająć część przedmieść oraz nawet jedną z północnych dzielnic stolicy - Obołon (zaznaczmy, że częściowo oddzieloną od centralnej części miasta przez kilka zbiorników wodnych), to przejęcie kontroli nad miastem, a zwłaszcza jego centrum z dzielnicą rządową, wciąż nie jest dla nich łatwym do osiągnięcia celem.

W wypadku, w którym armia ukraińska zdecydowałaby się na obronę za wszelką cenę, w stylu znanym z bitew miejskich II wojny światowej albo z walk o iracki Mosul, Rosjanie musieliby zaangażować wielokrotnie większe siły od tych obecnie tam zgromadzonych. Bój o Kijów byłby w takich warunkach długotrwały i oznaczałby ogromne straty po obu stronach.

Bardzo niebezpieczne było natomiast czasowe opanowanie w czwartek 24 lutego przez Rosjan części międzynarodowego lotniska Antonow w Hostomlu pod Kijowem. Rosjanie zdołali przeprowadzić tam śmigłowcowy desant i zaczęli się szykować do przyjęcia 18 transportowych Ił-ów 76, pełnych żołnierzy wojsk powietrznodesantowych z Pskowa – te siły razem z kolejnymi uzupełnieniami stanowiłyby już bardzo poważne zagrożenie dla stolicy, zwłaszcza w pierwszym dniu wojny. W ciężkich walkach Rosjanie stracili jednak kilka nowoczesnych maszyn Ka-52 i zostali wyparci z lotniska, przy okazji ukraińska artyleria zniszczyła tamtejszy pas startowy. Obecnie w rejonie lotniska wciąż trwają walki.

Bardzo groźne mogą być również rajdy niewielkich zespołów rosyjskich sił specjalnych, które w przebraniach cywilnych lub nawet w mundurach ukraińskich próbowały się dostać w głąb miasta. Strona ukraińska informowała o udaremnieniu już kilku takich prób. Zasadniczym problemem w Kijowie jest bowiem konieczność chronienia budynków administracji publicznej i wojskowej przed atakami sił specjalnych i grup dywersyjnych.

Kwestią o strategicznym znaczeniu pozostaje tam zapewnienie bezpieczeństwa najważniejszym ludziom w państwie z prezydentem Wołodymyrem Zełenskim na czele. Większość scenariuszy dotyczących możliwych zamiarów Rosjan wobec niego zakłada bowiem co najmniej uwięzienie głowy ukraińskiego państwa.

Charków i północny wschód Ukrainy

Od przedmieść 1,4-milionowego Charkowa do granicy z Rosją jest zaledwie 40 kilometrów. Dlatego od pierwszych godzin wojny miasto znalazło się pod silną rosyjską presją. Prowadzony przez Rosjan pod Charkowem ostrzał z artylerii rakietowej był i jest wyjątkowo silny – zarówno pierwszego, jak i drugiego dnia wojny.

View post on Twitter

Rosjanie używają tam - jak zresztą wszędzie, gdzie przeprowadzają zmasowany ostrzał - wyrzutni BM-21 Grad, BM-27 Uragan BM-30 Smiersz oraz licznych baterii klasycznej artylerii. Charków również przygotowuje się do obrony w wydaniu totalnym - to znaczy z udziałem zarówno armii, jak i Gwardii Narodowej oraz uzbrojonych naprędce cywili. Już w czwartek dochodziło do starć na prowadzących do miasta drogach - w jednym z nich Ukraińcom udało się powstrzymać zmierzającą w kierunku Charkowa rosyjską kolumnę.

Na północnym wschodzie Ukrainy, wokół Charkowa, przez pierwsze dwa dni inwazji udało się Rosjanom zepchnąć ukraińską obronę o ok. 30-40 kilometrów w głąb kraju i zająć miasto Sumy. Wciąż jednak nie można mówić o przełamaniu ukraińskich linii. Tymczasem to właśnie siły zaangażowane pod Sumami miały dołączyć do stojących po wschodniej stronie Dniepru oddziałów, których celem jest Kijów.

Donbas

Silna i skuteczna okazuje się ukraińska obrona w Donbasie. Tam wojna ma dość klasyczny charakter – wzdłuż „linii rozgraniczenia” między terytorium kontrolowanym przez rząd Ukrainy a „republikami” separatystów z Donbasu utworzyła się regularna linia frontu. Ukraińskie pozycje obronne mają tam już po kilka lat (historia niektórych sięga 2014 roku, czyli początku pierwsze wojny w Ukrainie), żołnierze z obsadzających je jednostek doskonale znają teren i są zaprawieni w wieloletnich starciach i potyczkach z separatystami oraz przyzwyczajeni do regularnego ostrzału artylerii i artylerii rakietowej.

Od pierwszych godzin konfliktu Rosjanie współdziałający z separatystami z obu „republik” - donieckiej i ługańskiej - nie zrobili na terenie Donbasu żadnych znaczących postępów. W niektórych miejscach udało im się przesunąć front o kilka kilometrów - choć atak wspierany był istną nawałą artylerii i artylerii rakietowych. Niemniej Rosjanom nie udało się osiągnąć Słowiańska ani Stanicy Ługańskiej, nie powiodła się też podjęta nieco dalej na północ próba zdobycia miasta Szczastia.

To z pozycji ukraińskich w Donbasie odpalone zostały natomiast w piątek rano rakiety balistyczne Toczka-U, które zniszczyły kilka rosyjskich samolotów w bazie lotniczej Millerowo pod Rostowem nad Donem (na terytorium Rosji) - był to niewątpliwy sukces ukraińskiej armii, mający istotny wpływ na jej morale.

View post on Twitter

Półwysep Chersoński

Armia ukraińska pozwoliła wejść Rosjanom na Półwysep Chersoński bezpośrednio graniczący z Krymem unikając walki. Doszło do nich dopiero w rejonie miejscowości Kachowka i Nowa Kachowka w pobliżu mostów nad oddzielającym Półwysep Chersoński od zachodu Dniestrem (mieści się tam zapora i elektrownia wodna).

Wygląda to na celowy zabieg. W bezpośredniej bliskości zamienionego przez Rosjan w gigantyczną bazę wojskową Krymu, Ukraińcom bardzo trudno byłoby się efektywnie bronić, bo Rosjanie mogliby bez przeszkód wspierać atak lotnictwem z Krymu i nawet artylerią rakietową Floty Czarnomorskiej. Ukraińcy zdecydowali się na aktywną - także manewrową - obronę dopiero w rejonie Melitopola. W samym mieście toczyły się w piątek walki, raportowano też o efektywnym zniszczeniu całego rosyjskiego konwoju z artylerią.

View post on Twitter

Ostatecznie jednak Rosjanie jeszcze w piątek zdołali sobie stworzyć drogę przez rejon Melitopola. Tym samym zbliżyli się do realizacji jednego ze swych strategicznych celów, czyli utorowania „korytarza na Krym”.

„Korytarz na Krym” i Mariupol

Uzyskanie na stałe lądowego połączenia terytorium Rosji z Krymem jest dla Władimira Putina jednym z najważniejszych celów całej kampanii przeciwko Ukrainie toczonej od 2014 roku. To cel, który nieco stracił na znaczeniu strategicznym od momentu, gdy Rosjanie sporym kosztem wybudowali most nad Cieśniną Kerczeńską zapewniający drogowe połączenie Noworosyjska z Kerczem na Krymie, jednak za sprawą wieloletniej propagandy zyskał wyjątkowy wymiar symboliczny.

W efekcie to właśnie uzyskanie lądowego połączenia z Krymem stałoby się dla Putina swoistym trofeum, którym mógłby się chełpić przed rosyjskimi wyborcami.

I zarazem wymierną i namacalną „korzyścią” terytorialną z prowadzonej wojny, w jakimś sensie uzasadniającą - przynajmniej w oczach części Rosjan - jej prowadzenie.

W warunkach pełnoskalowego konfliktu zbrojnego obrona całości tego „korytarza” prowadzącego przez Mariupol, wybrzeże Morza Azowskiego i Półwysep Chersoński byłaby dla ukraińskiej armii wyjątkowo trudnym zadaniem. Nie dość, że Rosjanie napierają lądem z obu stron – od wschodu i ze strony Krymu – to jeszcze cały „korytarz” narażony jest na atak bezpośrednio z morza. Bo Rosjanie zgromadzili w rejonie Morza Czarnego i Azowskiego wielkie okręty desantowe.

Dlatego kluczowe znaczenie dla ukraińskiej obrony na tym odcinku ma półmilionowe miasto Mariupol.

View post on Twitter

Zarówno w czwartek, jak i w piątek wieczorem miasto znajdowało się pod ostrzałem artylerii rakietowej ze wschodu, z kolei wywiad Stanów Zjednoczonych informował, że zbliżają się do niego rosyjskie okręty desantowe. Jeśli dodamy do tego fakt, że Rosjanie kierują się na Mariupol także od zachodu przez Półwysep Chersoński, położenie miasta staje się trudne. A jego obrona będzie dla ukraińskiej armii tym największym sprawdzianem w najbliższych godzinach i dniach.

;
Na zdjęciu Witold Głowacki
Witold Głowacki

Dziennikarz, publicysta. Pracował w "Dzienniku Polska Europa Świat" i w "Polsce The Times". W OKO.press pisze o polityce i sprawach okołopolitycznych.

Komentarze