0:000:00

0:00

Prawa autorskie: AFPAFP

W odpowiedzi na rosyjską napaść na Ukrainę, przywódcy Unii Europejskiej, Wielkiej Brytanii i Stanów Zjednoczonych ogłosili szereg wymierzonych w Rosję sankcji. Najważniejsze ograniczenia to:

  • odcięcie rosyjskich banków od zachodnich rynków finansowych i zamrożenie ich aktywów w zachodnich instytucjach finansowych;
  • zakaz eksportu technologii i produktów w kilku kluczowych dla rosyjskiej gospodarki przemysłach, przede wszystkim w sektorze naftowym i zbrojeniowym;
  • zamrożenie aktywów wybranych rosyjskich firm oraz polityków i biznesmenów;
  • ograniczenia w dostępie do zachodnich banków dla rosyjskich obywateli i firm.

Wbrew spekulacjom, na tej liście nie znalazło się wykluczenie Rosji z systemu SWIFT ani ograniczenia w imporcie rosyjskich surowców energetycznych.

Przeczytaj także:

Czy sankcje uderzą w "serce rosyjskiej gospodarki"?

Jakie skutki będą miały te sankcje dla zachodnich gospodarek, dla Polski i samej Rosji? Portale informacyjne obiegły słowa belgijskiego premiera Alexandra de Croo, wedle którego sankcje wymierzone są w „serce rosyjskiej gospodarki”. Efekty tych restrykcji będą oczywiście zależeć od szczegółowych rozwiązań oraz konsekwencji w ich stosowaniu, ale lista sankcji istotnie pasuje do wypowiedzi de Croo.

Rosyjska gospodarka ma strukturę typową dla surowcowych krajów rozwijających się. Według danych Światowej Organizacji Handlu, prawie trzy piąte (59,1 proc.) wartości jej eksportu to surowce energetyczne (przede wszystkim ropa naftowa) i kopaliny.

Co więcej, Rosja musi importować wiele komponentów maszyn (w tym wykorzystywanych w wydobyciu ropy naftowej), których nie jest w stanie sama wyprodukować. Wreszcie, jej największym partnerem handlowym (41 proc. całego eksportu) jest Unia Europejska.

Właśnie dlatego dobrze wymierzone zachodnie sankcje, nawet o relatywnie małej skali, mogłyby okazać się katastrofalne dla Rosji. Z jednej strony, „technologiczne zagłodzenie” przemysłu naftowego oznaczałoby, że Rosja traci swój jedyny hit eksportowy i ważne źródło przychodu dla sektora prywatnego i rządu. Z drugiej - pandemia Covidu przypomniała nam, jak skomplikowaną strukturę ma współczesna gospodarka: większość dóbr musi przejść wieloetapowy proces produkcji, w którym prostsze komponenty składa się w coraz bardziej złożone materiały pośrednie.

Wystarczy zaburzyć ten cykl gdzieś na jego początku, aby przestoje w produkcji rozlały się w całej gospodarce w dramatycznym efekcie domina. To oznaczałoby znaczne spowolnienie lub skurczenie się rosyjskiej gospodarki, także poza sektorem naftowym. W dodatku przywódcy państw Zachodu wydają się chcieć tą metodą zaburzyć potencjał rosyjskiego przemysłu zbrojeniowego, w ten sposób pośrednio pomagając Ukrainie.

Należy jednak zaznaczyć, że nawet jeśli sankcje osiągną ten cel, stanie się to nie natychmiast, ale w perspektywie miesięcy lub lat.

Wydaje się, że prościej byłoby państwom zachodnim zwyczajnie objąć embargiem rosyjski gaz i ropę. Fakt, że Zachód nie zdecydował się na takie posunięcie, można interpretować na wiele sposobów, ale trudno uciec od wniosku, że zaważył strach wobec dalszych wzrostów cen energii. Wrócimy do tej kwestii pod koniec tekstu.

Skutki odcięcia sektora bankowego

Odcięcie rosyjskiego sektora bankowego będzie miało znacznie bardziej szybkie i widoczne skutki. W pierwszej kolejności, rosyjskie banki i firmy z dużymi pozycjami zachodnich aktywów zaczną mieć problemy z płynnością. Rosyjski bank centralny od dawna gromadził rezerwy obcych walut (co zresztą wskazuje, że Putin rozważał ewentualność konfliktu z Zachodem już od momentu aneksji Krymu), dlatego w krótkim okresie raczej będzie w stanie utrzymać stabilność sektora bankowego.

Natomiast rosyjska gospodarka bardzo szybko zacznie odczuwać skutki odcięcia od bogatych, zachodnich rynków finansowych, bowiem firmy i instytucje finansowe wymagają kapitału pod inwestycje oraz dla zachowania płynności (na przykład, kiedy dana firma musi zapłacić z góry za materiały na swój produkt).

Rosyjskie rynki finansowe z dużym prawdopodobieństwem nie będą w stanie zaspokoić wszystkich potrzeb tzw. sektora realnego.

Ponadto, przedsiębiorstwa niemal wszystkie transakcje dokonują za pomocą przelewów bankowych. To stawia rosyjskie firmy w bardzo trudnej sytuacji - jeśli chcą handlować z partnerami na Zachodzie, będą potrzebowały konta w nierosyjskim banku. Z obecnych deklaracji UE, Wielkiej Brytanii i USA trudno przewidzieć, na ile będzie to możliwe, ale wydaje mi się, że przywódcy Zachodu zostawili sobie w ten sposób furtkę na nieoficjalne sankcje, za pomocą których będą mogli wykluczać wybrane podmioty gospodarcze z zachodnich rynków.

Nawet jeśli danej firmie uda się jakoś obejść te obostrzenia, natknie się na drugi i jeszcze poważniejszy problem. Wyobraźmy sobie firmę, która importuje jakiś europejski produkt do Rosji. Ta firma ponosi koszty swojej działalności (płatność dla dostawcy) w Europie, a zarabia w Rosji (zysk ze sprzedaży) - i według nowych zasad, niemożliwy będzie bezpośredni przelew między jej rosyjskim i europejskim rachunkiem bankowym. Innymi słowy, nawet jeśli ta firma nie jest objęta bezpośrednimi sankcjami i nawet jeśli prowadzi zyskowną działalność handlową, nowe obostrzenia uniemożliwią jej spłatę „europejskich” kosztów „rosyjskim” zyskiem, doprowadzając do bankructwa.

W skrajnym wypadku odcięcie rosyjskiego systemu bankowego od zachodniego oznaczałoby więc faktyczną blokadę handlową Rosji.

Problem z praktyką

Z powyższych rozważań wynika, że zachodnie sankcje w teorii mogą skończyć się dla rosyjskiej gospodarki katastrofalną recesją. Problem, jak zawsze, z praktyką. Nie jest na razie jasne, jak szczelne i konsekwentnie wprowadzane będą opisane restrykcje, podczas gdy mamy pewność, że rosyjskie firmy i instytucje finansowe będą starały się owe obostrzenia omijać za wszelką cenę. Na przykład odcięcie rosyjskich banków od zachodniego sektora finansowego okaże się farsą, jeśli rosyjskim firmom wystarczy założyć „pośredni” rachunek bankowy w jakimś raju podatkowym, albo zacząć robić przelewy kryptowalutami.

Ważna część sankcji wymierzona jest nie w rosyjską gospodarkę, ale prywatne interesy jej elit.

Niestety, zachodnie rządy będą musiały walczyć tutaj także ze swoim własnym systemem finansowym. Dekadami deregulowaliśmy rynki finansowe, i tolerowaliśmy raje podatkowe i nieczyste praktyki księgowe dla wybranych – i teraz z tych furtek będą korzystać rosyjscy oligarchowie.

Ostatni skandal z Credit Suisse pokazuje, że dla naszych banków (i firm nieruchomości, producentów dóbr luksusowych...), milionerzy z autorytarnych despotii są ważną grupą klientów.

Rozprawa z rosyjskimi oligarchami byłaby świetną okazją do szerokiej naprawy tego systemu, ale pozwolę sobie zachować sceptycyzm wobec chęci Bidena i Johnsona na takie reformy.

Dwa warunki skuteczności

Na koniec - nie wszystko zależy od samego Zachodu. Chiny nazwały pierwsze sankcje wobec Rosji „niemoralnymi” i, w dniu ataku Putina na Ukrainę, zniosły wszystkie restrykcje na import rosyjskiego zboża. To wyraźny sygnał, że Chiny wykorzystują obecny kryzys, aby umocnić swoją pozycję geopolityczną i silniej związać ze sobą Rosję, mają też potencjał gospodarczy, aby chociaż częściowo uchronić Putina przed najgorszymi efektami sankcji.

Z powyższych rozważań wynika, że zachodnie sankcje będą skuteczne pod dwoma warunkami.

  • Po pierwsze, Rosji musi być trudno zastąpić zasoby i rynki, których odmawia jej Zachód. W szczególności Zachód musi być gotowy na konsekwentne egzekwowanie finansowej blokady Rosji, nawet jeśli oznaczałoby to zgrzyt z Pekinem.
  • Po drugie, Zachód musi wykazać się odpowiednią konsekwencją i czujnością w stosowaniu tych sankcji. Nie może też pozwolić, aby krótkoterminowe interesy konkretnych państw czy aktorów sektora finansowego przysłoniły mu nową geopolityczną rzeczywistość, w której rosyjskie czołgi traktują granice suwerennych państw jako zaledwie sugestię.

Uwidacznia się tutaj szczególnie porażka polityki energetycznej Unii Europejskiej, a przede wszystkim Niemiec, których uzależnienie od rosyjskiego gazu może szybko ostudzić zapał do stanowczej polityki wobec Rosji.

Trudno więc z góry ocenić sankcje, bo ich skuteczność zależeć będzie od wielu czynników politycznych i determinacji przywódców państw Zachodu. Należy jednak zaznaczyć, że nawet mniej udane sankcje z dużym prawdopodobieństwem okażą się solidnym ciosem dla rosyjskiej gospodarki. Po pierwsze, takim ciosem były znacznie łagodniejsze obostrzenia, które Zachód nałożył na Rosję po aneksji Krymu w 2014 roku. Po drugie, sami zainteresowani traktują reakcję Zachodu poważnie – w dniu inwazji Putina na Ukrainę, najważniejszy rosyjski indeks giełdowy MOEX stracił jedną trzecią (!) wartości.

Skutki dla Polski

Czytelników OKO.press zapewne nurtuje pytanie o gospodarcze skutki sankcji dla Polski. Nie da się ich całkiem przewidzieć: nie wiemy na przykład, jak agresywność Putina przełoży się na skalę kryzysu humanitarnego na naszej granicy.

Natomiast z prawdopodobieństwem graniczącym z pewnością możemy przewidzieć, że obecny konflikt doprowadzi do wzrostu cen surowców energetycznych, albo przynajmniej uniemożliwi ich spadek.

Przypomnijmy, że od pół roku nasza gospodarka mierzy się z wysoką inflacją, a jedną z jej praprzyczyn były właśnie wzrosty cen ropy i węgla. Struktura sankcji wskazuje, że państwa zachodnie starają się minimalizować to ryzyko, ale mniej prawdopodobny staje się szybki spadek inflacji, a przez to możemy spodziewać się twardszej polityki monetarnej w Polsce i w krajach zachodnich. To oczywiście zła wiadomość dla rodzin z kredytami, wysokie stopy zwiększą też prawdopodobieństwo spowolnienia gospodarczego i dalszych spadków na giełdzie.

Tak więc dla zaspokojenia swoich imperialnych fantazji, Putin poświęca miliony Ukraińców i Ukrainek, Rosję, ale też i potencjalnie odbudowę światowej gospodarki po covidowej recesji.

Udostępnij:

Tomasz Makarewicz

Juniorprofesor na Uniwersytecie w Bielefeld. Interesuje się interakcjami rynków finansowych i makroekonomii, wpływem polityki monetarnej na stabilność makroekonomiczną i finansową, oraz bańkami spekulacyjnymi

Komentarze