0:000:00

0:00

W nocy z 24 na 25 lipca 2018 Senat głosami PiS przepchnął pakiet ustaw sądowych, które m.in. ułatwią partii rządzącej przejęcie Sądu Najwyższego. Marszałek Stanisław Karczewski w rozmowie z dziennikarzami narzekał na przeciągające się obrady i obstrukcję, którą jego zdaniem starali się wprowadzać senatorowie PO. Szczególnie interesujące wydało nam się stwierdzenie:

"Obrady trwały 10 godzin i jeżeli senatorowie po 10-ciu godzinach mówią, że mają ograniczenie demokracji, to proszę mi pokazać kraj, proszę mi pokazać parlament, proszę mi pokazać taki Senat, w którym 10 godzin dyskutuje się na temat jednej ustawy".

Chętnie spełnimy życzenie Marszałka.

Przeczytaj także:

Dwie doby debaty

Panie marszałku, oto Kapitol. Mieści się w nim Senat Stanów Zjednoczonych Ameryki. Wiemy, że w 2016 roku był Pan z wizytą w USA, więc coś tam Pan pewnie kojarzy. Tak, w tym miejscu debatuje się na temat jednej ustawy 10, 15, 20 albo i więcej godzin.

"Amerykańscy senatorowie nierzadko siedzą po nocach, zwykle wychodzi to spontanicznie" opowiada OKO.press Agata Poręba, korespondentka z USA dla Krytyki Politycznej. "Najdłuższa taka sesja trwała 57 godzin. Wydarzyło się to w 2017 roku, gdy Demokraci wygłaszali przemowy przeciw kolejnym nominacjom Donalda Trumpa".

Senat Stanów Zjednoczonych słynie również ze zjawiska zwanego "filibuster". Senator ma prawo nie schodzić z mównicy dopóki nie skończy przemawiać. Amerykańscy politycy wykorzystują to prawo, by zablokować lub opóźnić uchwalenia niechcianych ustaw.

To w ramach takiej ekstremalnej obstrukcji padały historyczne rekordy przemów trwających nawet 24 godziny bez przerwy.

Agata Poręba: "Słynny jest przykład republikanina Teda Cruza, który w 2013 chciał blokować reformę służby zdrowia. Jak mu się skończyły argumenty, zaczął czytać książkę dla dzieci pt. »Zielone Jajka i szynka«. Ostatnim przykładem takiej obstrukcji była przemowa senatora demokratów Jeffa Merkley z Oregonu, który przez 15 i pół godziny przemawiał przeciw nominacji najnowszego sędziego Sądu Najwyższego, Neila Gorsucha. Przedłużyło to sesję Senatu do ponad 37 godzin".

Stanisławowi Karczewskiemu włos zjeżyłby się na głowie – w końcu dzięki dopiero co uchwalonej ustawie nasza polska Krajowa Rada Sądownictwa będzie mogła opiniować kandydatów na sędziów Sądu Najwyższego właściwie w dwie minuty. Nie muszą nawet czekać na dostarczenie przez niego wymaganych dokumentów. To jest dopiero demokracja!

Oczywiście przykłady tego rodzaju obstrukcji nie są niczym szczególnie chwalebnym i opisujemy to w ramach smutnego żartu. Na stronie amerykańskiego Senatu znaleźć można jednak informacje o tym, ile trwają debaty nad ważnymi tematami. Wynika z nich, że również debaty, podczas których nie dochodzi do celowych obstrukcji potrafią ciągnąć się godzinami. Dla przykładu:

  • 2015 – debata budżetowa - 18 godzin,
  • 2014 – debata o zmianach klimatycznych – prawie 17 godzin,
  • 2013 – debata o nominacjach sędziowskich – 48 godzin.

Widocznie jednak sprawa reformy sądownictwa w 40 milionowym kraju, wobec którego toczy się w UE procedura praworządności, nie jest warta 10 godzin rozmów i namysłu.

Senat – izba na doczepkę?

W słowach marszałka Karczewskiego odczytać można jednak również położenie nacisku na sam Senat. Nie jest tajemnicą, że jego pozycja w polskim systemie legislacyjnym jest specyficzna - tak zwaną Izbę Wyższą Parlamentu traktuje się bowiem jako “czyściec” służący do poprawek błędów popełnionych i uchwalonych przez niedopatrzenie w Sejmie. "Czy Polsce potrzebny jest Senat?" to klasyczny temat rozprawki dla studentów prawa na zajęciach z prawa konstytucyjnego, odpowiednik licealnych wypracowań "Wokulski - romantyk czy pozytywista?".

O tym, jak bardzo potrzebny jest Polsce ten "czyściec" mogliśmy się przekonać 24 lipca, gdy Senat uchwalił bubla w bublu. Art. 31 par. 2a, który miał określać, jakie dokumenty powinien dostarczyć kandydat na stanowiska sędziego SN, po prostu nie istnieje.

Tracimy cenny czas!

Marszałek Karczewski kontynuował swoje narzekania:

"Senatorowie Platformy Obywatelskiej dwukrotnie złapali się we własne sidła, bo prowadzili w sposób obstrukcyjny pytania, zadawali olbrzymią ilość pytań swoim senatorom, oni odpowiadali długo na pytania i tracili po prostu cenny czas".

Pokazaliśmy już przykłady prawdziwej obstrukcji. Zastanówmy się teraz nad ostatnim zdaniem. Co politycy PiS robią z tym cennym czasem, którego pod żadnym pozorem nie można roztrwonić na zbędne debaty?

Jesteśmy ciekawi, gdzie się podziewa ten czas zaoszczędzony przy okazji uchwalania ustrojowych ustaw,

  • wbrew zasadom przyzwoitej legislacji,
  • wprowadzanych bez jakiegokolwiek vacatio legis,
  • bez odpowiednich przepisów przejściowych,
  • bez konsultacji społecznych,
  • bez konsultacji międzyresortowych,
  • z poprawkami spisywanymi na kolanie.

A co do tego, że są to ustawy głęboko zmieniające ustrój polskich sądów nie ma żadnych wątpliwości. Politycy PiS cały czas to powtarzają. Używają tego jako bałamutnego argumentu (bo niezgodnego z wykładnią systemową konstytucji) twierdząc, że przez ten fakt możliwe jest np. skracanie kadencji sędziów (chodzi o ustęp 5 art. 180 konstytucji).

1. Sędziowie są nieusuwalni. 2. Złożenie sędziego z urzędu, zawieszenie w urzędowaniu, przeniesienie do innej siedziby lub na inne stanowisko wbrew jego woli może nastąpić jedynie na mocy orzeczenia sądu i tylko w przypadkach określonych w ustawie. 3. Sędzia może być przeniesiony w stan spoczynku na skutek uniemożliwiających mu sprawowanie jego urzędu choroby lub utraty sił. Tryb postępowania oraz sposób odwołania się do sądu określa ustawa. 4. Ustawa określa granicę wieku, po osiągnięciu której sędziowie przechodzą w stan spoczynku. 5. W razie zmiany ustroju sądów lub zmiany granic okręgów sądowych wolno sędziego przenosić do innego sądu lub w stan spoczynku z pozostawieniem mu pełnego uposażenia.

W przypadku piątej już nowelizacji ustaw sądowych PiS po raz kolejny skorzystał z praktyki uproszczonej procedury legislacyjnej. Oficjalnie "ustawa o prokuraturze" była projektem poselskim, co umożliwiło ominięcie m.in. konsultacji. Tymczasem już na posiedzeniu komisji Piotrowicza jasne było, że to projekt rządowy - jako jego rzecznik występował Łukasz Piebiak z Ministerstwa Sprawiedliwości. A podczas komisji posłowie mieli na każdą wypowiedź 30 sekund. Znowu – niebywała oszczędność czasu!

Idziemy na rekord

Doskonałym przykładem tego, jak PiS stanowi w Polsce prawo była nowelizacja ustawy o IPN. Nagle, 27 czerwca okazało się, że w ustawie, która podobno była bez zarzutu, trzeba prędko wykreślić przepisy karne. Ten ciekawy kazus opisuje w swoim najnowszym, jeszcze nieopublikowanym, raporcie Obywatelskie Forum Legislacji (poprzednie raporty można przeczytać tu):

"Dla wielu osób, które na co dzień nie interesują się tym jak stanowione jest w Polsce prawo szokiem było obserwowanie obrad zwołanego poza planem, 27 czerwca br. posiedzenia Sejmu. Kilka dni wcześniej opinia publiczna została poinformowana, że posłowie muszą się spotkać tydzień wcześniej gdyż trzeba rozwiązać palący problem płonących wysypisk śmieci. We środę 27 czerwca rano dowiedzieliśmy się, że jest pilniejszy problem - zmiana uchwalonej 5 miesięcy wcześniej nowelizacji ustawy o IPN.

Projekt ustawy wpłynął do Sejmu o godz. 8.00 rano. Po półtorej godziny rozpoczęło się pierwsze czytanie. Posłowie na wypowiedzi w dyskusji dostali po 1 minucie. Po czym już bez dyskusji odbyto drugie i trzecie czytanie. Po dwu godzinach o 11.29 ustawa została przyjęta. Równie szybko pracowali senatorowie. Na koniec około godz. 18.00 Prezydent, przebywający z wizytą na Łotwie podpisem elektronicznym zatwierdził ustawę".

Bez obstrukcji, bez zadawania zbędnych pytań. Parafrazując marszałka: proszę pokazać taki kraj, proszę pokazać taki parlament, gdzie w 10 godzin jedna ustawa przechodzi całą ścieżkę legislacyjną.

Za odpowiedź "Polska" punktów nie przyznajemy.
;

Udostępnij:

Dominika Sitnicka

Absolwentka Prawa i Filozofii Uniwersytetu Warszawskiego. Publikowała m.in. w Dwutygodniku, Res Publice Nowej i Magazynie Kulturalnym. Pisze o praworządności, polityce i mediach.

Komentarze