0:00
0:00

0:00

Prawa autorskie: Slawomir Kaminski / Agencja GazetaSlawomir Kaminski / ...

W marcu pisaliśmy, że obniżone wynagrodzenie chorobowe może być jedną z przyczyn niechęci do testowania się i odbywania kwarantann przez pracowników.

Przypomnijmy, pracownik, który dostaje zwolnienie lekarskie z powodu choroby lub odbywa kwarantannę, otrzymuje 80 proc. pensji.

W trakcie pandemii rząd uchwalił przepisy, dzięki którym służby mundurowe i pracownicy zawodów medycznych otrzymują pełną pensję na zwolnieniu spowodowanym zachorowaniem na COVID-19 lub kwarantanną. Reszty pracowników to nie objęło.

„Jeżeli ktoś zarabia na poziomie płacy minimalnej i ma prawo do zwolnienia lekarskiego, to dla niego to, że dostanie 80 proc. wynagrodzenia jest często potężnym ciosem w budżet domowy” - mówiła OKO.press Maria Libura, kierowniczka Zakładu Dydaktyki i Symulacji Medycznej Collegium Medicum Uniwersytetu Warmińsko-Mazurskiego w Olsztynie i ekspertka ds. polityki zdrowotnej Klubu Jagielońskiego.

"Ta grupa zwykle nie ma też jakichś dużych oszczędności. W przypadku przedsiębiorstw martwimy się o płynność, a przecież żyjący od pierwszego do pierwszego też mogą ją stracić. Pechowcy na kwarantannę trafiają wiele razy, a praca zdalna nie dla wszystkich jest rozwiązaniem”.

Przeczytaj także:

Projekty podnoszące wynagrodzenie i zasiłek chorobowy do 100 proc. pensji dwukrotnie - w maju i listopadzie 2020 roku - zgłaszał klub Lewicy. Projektom nie nadano jednak biegu, rząd PiS sam nie pochylił się nad problemem.

Pod koniec marca posłanki Lewicy jeszcze raz podjęły temat.

„Nawet 50 proc. zachorowań na COVID-19 jest wynikiem zakażenia w miejscu pracy. To skala, przy której same apele rządu o pracę zdalną nie wystarczą. Polskie prawo pracy nie przystaje do czasów pandemii” - mówiły na konferencji prasowej Marcelina Zawisza i Agnieszka Dziemianowicz-Bąk.

Klub Lewicy proponuje więc:

  • zawieszenie zwolnień z powodu absencji chorobowej w czasie pandemii. To w praktyce zawieszenie na pewien okres art 53 kodeksu pracy.
  • 100 proc. wynagrodzenia na „chorobowym”, czyli również na kwarantannach
  • 3 dni na uzyskanie zwolnienia lekarskiego przez pracownika

Tym razem do propozycji odniósł się rząd.

„Nie wiem, na jakiej zasadzie i na podstawie jakich badań takie twierdzenia są wysuwane” - oświadczył Piotr Müller, rzecznik rządu, w odpowiedzi na stwierdzenie dziennikarza RDC Michała Kolanko, że przez 80 proc. wynagrodzenia chorobowego pracownicy mogą unikać testowania i kwarantanny.

Reakcja rzecznika była zaskakująca, miał pretensje do posłanek, że nie donoszą na uchylających się. „Jak rozumiem Lewica w takim razie oskarża konkretne osoby, że w sposób świadomy zarażają inne osoby idąc do pracy. Jeśli mają takie dowody i takie sytuacje to warto też informować odpowiednie instytucje” - mówił Müller.

I dodał: „Nie wydaje mi się, żeby skala takich działań była duża, liczę wręcz, że do takich sytuacji co do zasady nie dochodzi”.

„Pan minister zaklina rzeczywistość” - komentuje dla OKO.press Agnieszka Dziemianowicz-Bąk. „Zapewne zadowolony z własnej bezpiecznej posady nie ogląda się na warunki pracy milionów Polaków. A oni po prostu chcą móc w razie choroby ją w spokoju przejść, bez strachu, że stracą pracę albo część pensji, bez obaw, że przez Covid nie będą mieli jak opłacić rachunków”.

"Każdy procent redukcji liczby zainfekowanych przekłada się więc wprost na statystykę zgonów" - mówi OKO.press Łukasz Komuda, ekspert rynku pracy. - "Niestety, opinie ekspertów, kalkulacje i modele statystyczne i tak nie mają żadnego znaczenia – liczy się to, jak wyglądają bieżące stany słupków poparcia oraz to, jak dane rozwiązanie odbierane jest przez potencjalnych wyborców".

Dziemianowicz-Bąk: "Polski rynek pracy zachęca do tego, żeby pojawiać się w pracy mimo choroby"

Bartosz Kocejko, OKO.press: „Jak rozumiem Lewica w takim razie oskarża konkretne osoby, że w sposób świadomy zarażają inne osoby idąc do pracy. Jeśli mają takie dowody i takie sytuacje to warto też informować odpowiednie instytucje” - mówi rzecznik rządu Piotr Müller. Poinformujecie „odpowiednie instytucje”?

Agnieszka Dziemianowicz-Bąk: Bardzo smutne, że minister Müller prędzej wsadzałby pracowników do więzienia, niż tworzył dla nich bezpieczne warunki pracy. Takie warunki, które nie zmuszałyby ich - czy to finansowo, czy obawą o utratę pracy - do przychodzenia do pracy pomimo choroby.

Minister próbuje tutaj ironizować, przerzucać odpowiedzialność, ale nie trzeba jakiejś bardzo zawiłej logiki, żeby zrozumieć, że jeśli istnieje ryzyko zwolnienia z powodu absencji chorobowej, i jeżeli istnieje pieniężna kara za chorowanie, tj. pracownikowi przepada jedna piąta wynagrodzenia, to takie osoby, mimo dostrzegania u siebie jakichś objawów choroby, będą do pracy przychodzić.

Co więcej, do biur poselskich Lewicy coraz częściej zwracają się pracownicy z informacjami, że część pracodawców zniechęca pracowników do testowania. Sama od początku pandemii prowadzę w swoim biurze poselską pomoc pracowniczą i takich telefonów odbieramy sporo.

Pracodawcy obawiają się, że jeżeli pracownik się przetestuje i zostanie objęty kwarantanną, to pojawi się konieczność odesłania reszty zespołu do domu.

To niedopuszczalne sytuacje i zawsze w takich przypadkach interweniujemy bezpośrednio w zakładzie pracy - ale to też pokazuje, jak bezbronni są pracownicy w obliczu pandemii.

Polski rynek pracy wręcz zachęca do tego, żeby pojawiać się w pracy mimo choroby.

W Kodeksie pracy jest artykuł 53, który pozwala zwolnić pracownika za to, że przez dłuższy okres choruje.

Ten przepis bywa nadużywany - ostatnio głośno zrobiło się o Poczcie Polskiej czy firmie Solaris, które rozesłały do swoich pracowników pouczenia, że zbyt długa nieobecność spowodowana chorobą może prowadzić do rozwiązania stosunku pracy.

Oczywiście podjęłam w tych konkretnych sprawach interwencję, a praw pracowników bronią w tych zakładach związki zawodowe, ale tak czy inaczej - po takim liście pracownik nawet mając objawy choroby, trzy razy zastanowi się, czy pójść na zwolnienie, czy może zacisnąć zęby i iść do pracy.

Art. 53. KP Rozwiązanie umowy o pracę bez wypowiedzenia z przyczyn niezawinionych przez pracownika

§ 1. Pracodawca może rozwiązać umowę o pracę bez wypowiedzenia:

1) jeżeli niezdolność pracownika do pracy wskutek choroby trwa: a) dłużej niż 3 miesiące - gdy pracownik był zatrudniony u danego pracodawcy krócej niż 6 miesięcy, b) dłużej niż łączny okres pobierania z tego tytułu wynagrodzenia i zasiłku oraz pobierania świadczenia rehabilitacyjnego przez pierwsze 3 miesiące - gdy pracownik był zatrudniony u danego pracodawcy co najmniej 6 miesięcy lub jeżeli niezdolność do pracy została spowodowana wypadkiem przy pracy albo chorobą zawodową;

2) w razie usprawiedliwionej nieobecności pracownika w pracy z innych przyczyn niż wymienione w pkt 1, trwającej dłużej niż 1 miesiąc.

§ 2. Rozwiązanie umowy o pracę bez wypowiedzenia nie może nastąpić w razie nieobecności pracownika w pracy z powodu sprawowania opieki nad dzieckiem - w okresie pobierania z tego tytułu zasiłku, a w przypadku odosobnienia pracownika ze względu na chorobę zakaźną - w okresie pobierania z tego tytułu wynagrodzenia i zasiłku.

§ 3. Rozwiązanie umowy o pracę bez wypowiedzenia nie może nastąpić po stawieniu się pracownika do pracy w związku z ustaniem przyczyny nieobecności.

§ 4. Przepisy art. 36 okres wypowiedzenia umowy o pracę zawartej na czas nieokreślony lub określony § 11 i art. 52 rozwiązanie umowy o pracę bez wypowiedzenia z winy pracownika § 3 stosuje się odpowiednio.

§ 5. Pracodawca powinien w miarę możliwości ponownie zatrudnić pracownika, który w okresie 6 miesięcy od rozwiązania umowy o pracę bez wypowiedzenia, z przyczyn wymienionych w § 1 i 2, zgłosi swój powrót do pracy niezwłocznie po ustaniu tych przyczyn.

I teraz, nie o to tutaj chodzi, żeby ścigać takiego pracownika za stwarzanie zagrożenia dla zdrowia i życia kolegów z biura, choć oczywiście minister ma rację, że taki pracownik jest zagrożeniem. Odpowiedzialność za to ponosi system, który zmusza pracowników do przychodzenia do pracy pomimo choroby.

A Lewicy chodzi o to, by stworzyć takie prawo na czas pandemii, by tym zagrożeniem nie musiał być. Dlatego obok 100 proc. wynagrodzenia na "chorobowym", chcemy też zawieszenia części art. 53 Kp. Odpowiednie, gotowe projekty ustaw leżą w Sejmie - wystarczy po nie sięgnąć.

„Nie wydaje mi się, żeby skala takich działań była duża, liczę wręcz, że do takich sytuacji co do zasady nie dochodzi” - mówi Piotr Müller.

Pan minister zaklina rzeczywistość. Zapewne zadowolony z własnej bezpiecznej posady nie ogląda się na warunki pracy milionów Polaków. A oni po prostu chcą móc w razie choroby ją w spokoju przejść, bez strachu, że stracą pracę albo część pensji, bez obaw, że przez Covid nie będą mieli jak opłacić rachunków. I jednocześnie bez lęku, że kogoś zarażą, przychodząc do pracy.

Żyjemy w wystarczająco przerażającym czasie - lęk przed chorobą, przed utratą bliskich, przed trafieniem do szpitala albo przed tym, że zabraknie dla nas łóżek czy respiratorów towarzyszy większości z nas każdego dnia od ponad roku. Państwo nie powinno do niego dokładać jeszcze lęku związanego z pracą.

Minister Zdrowia 22 marca przywołał dane z raportu sanepidu, według których aż do 50 proc. zakażeń dochodzi w zakładach pracy. Mamy ewidentny problem z tym, że zakłady pracy są rozproszonymi ogniskami szerzenia się pandemii.

Jeśli pan minister Müller tak bardzo nie chce się zgodzić z posłankami Lewicy, to niech przynajmniej posłucha ministra zdrowia z własnego rządu, a nie udaje, że problem nie istnieje.

Komuda: "To kwestia moralnej odpowiedzialności"

Bartosz Kocejko, OKO.press: rzecznik rządu mówi o pracujących-chorych. „Nie wiem, na jakiej zasadzie i na podstawie jakich badań takie twierdzenia są wysuwane”. Są jakieś badania na ten temat?

Łukasz Komuda, Fundacja Inicjatyw Społeczno Ekonomicznych, redaktor serwisu rynekpracy.org: - Ostatnie znane mi badanie dotyczące podejścia Polaków do leżenia w łóżku w czasie choroby pochodzi z połowy 2014 roku. Wtedy 52 proc. procent ankietowanych przez TNS sygnalizowało, że przynajmniej raz w życiu zdarzyło im się pójść do pracy w czasie choroby, a 45 proc. wskazywało, że w czasie przeziębienia i grypy chodzi normalnie do pracy.

Wydaje mi się, że choć sytuacja na rynku pracy jest daleko lepsza niż siedem lat temu – dwa razy niższe bezrobocie, 300-400 tys. więcej pracujących, większe zarobki uwzględniając siłę nabywczą pieniądza – to ciągle jest to problem masowy.

Przeszło 2/3 Polaków zarabia mniej niż krajowa średnia, więc wyrwa w budżecie spowodowana utratą 20 proc. dochodów wpływa na ich decyzję – na tę przyczynę wskazywało w badaniu TNS 32 proc. ankietowanych, którzy chodzili do pracy w czasie choroby.

Jest to więc czynnik istotny, choć w moim przekonaniu nie jest on kluczowy. Szczególnie że część chorych wybiera na czas złego samopoczucia urlop wypoczynkowy, który nie wiąże się z utratą części wynagrodzenia.

Siedem lat temu 36 proc. badanych zgłaszało, że postępuje w tak ryzykowny sposób dlatego, że nie ma ich kto zastąpić, a 33 proc. – że robi to ze względu na nawał obowiązków. Brakuje danych na temat tego, jak na decyzje pracowników wpływa lęk przed zwolnieniem, za to 12 proc. informowało, że szefowie po prostu nie wyrażają zgody na leżenie w łóżku.

Inaczej mówiąc: co ósmy szef łamał prawo, narażając przy tym zdrowie zarówno dotkniętych infekcją, ich koleżanki i kolegów, osób postronnych, a nawet siebie.

Sądzę, że obawa o utratę pracy była wtedy czynnikiem znacznie silniejszym niż te wspomniane 12 proc., a aktualnie może być to czynnik kluczowy, gdyż z badania Monitor Rynku Pracy firmy Randstad wiemy, że niepewność utrzymania zatrudnienia jest aktualnie największa od niemal dekady.

Czy warto więc zacząć wypłacać 100 proc. wynagrodzenia pracownikom na chorobowym, żeby zachęcić ich do pozostania w domach?

Byłoby to rozwiązanie dość kosztowne, z czego zdecydowaną większość kosztów ponieśliby pracodawcy, bo to oni płacą chorym pracownikom do 33 dnia choroby. Efekt zaś to ograniczenie problemu chorych w pracy w najlepszym razie o 1/3 – ale tylko chorych, którzy mają objawy choroby. A w przypadku SARS-COV-2 większość przechodzi infekcję bezobjawowo.

Z drugiej strony, właściwie przekroczyliśmy już jakiś czas temu wydolność systemu opieki zdrowotnej – ludzie umierają czekając na karetki, na miejsce w szpitalu. Każdy procent redukcji liczby zainfekowanych przekłada się więc wprost na statystykę zgonów.

Ostatecznie to kwestia moralnej odpowiedzialności w sytuacji realnego zagrożenia sytuacji zdrowotnej całej populacji, które pojawiło się w znacznym zakresie na skutek ciągu nieprzemyślanych decyzji, błędów komunikacyjnych rządu i podporządkowania walki z pandemią celom politycznym.

Niestety, opinie ekspertów, kalkulacje i modele statystyczne i tak nie mają żadnego znaczenia – dla rządzących liczy się to, jak wyglądają bieżące stany słupków poparcia oraz to, jak dane rozwiązanie odbierane jest przez potencjalnych wyborców.

A ponieważ nie ma powodu, by przypuszczać, że akurat to rozwiązanie trafia w sedno oczekiwań wyborców, to nie spodziewam się zmiany w kwestii wynagrodzenia na chorobowym.

;
Na zdjęciu Bartosz Kocejko
Bartosz Kocejko

Redaktor OKO.press. Współkieruje działem społeczno-ekonomicznym. Czasem pisze: o pracy, podatkach i polityce społecznej.

Komentarze