W madryckiej deklaracji Orbna, Morawieckiego i 7 innych eurosceptycznych "patriotów" znalazło się zdanie potępiające politykę Putina wobec Ukrainy. Prorosyjska Marine Le Pen nie mogła go podpisać. Jednocześnie jednak bardzo chciała wziąć udział w tworzeniu "wielkiej alternatywnej siły dla Unii Europejskiej". I wpadła na prosty pomysł
"Pokazaliśmy sobie nawzajem, że praktycznie identycznie myślimy o tak ważnych sprawach, tak ważnych wyzwaniach, jak chociażby zagrożenia, które płyną ze strony Rosji w stosunku do Ukrainy" - mówił premier Morawiecki w sobotę 29 stycznia po szczycie "Obronić Europę", w którym udział wzięli eurosceptyczni "patrioci", czyli liderzy dwóch rządzących partii - polskiego PiS i węgierskiego Fidesz oraz politycy opozycji z siedmiu krajów.
Rzeczywiście, oświadczenie podpisane w Madrycie zawiera krytyczny wobec polityki Putina fragment: "Będziemy pracować nad tym, aby narody Europy działały solidarnie w obliczu zagrożenia agresją z zewnątrz.
Rosyjskie działania militarne na wschodniej granicy Europy doprowadziły nas na skraj wojny. W obliczu takich zagrożeń potrzebna jest solidarność, stanowczość i współpraca narodów Europy".
To zdanie o mocnej wymowie jest niewygodne dla polskiej opozycji krytykującej Morawieckiego za udział w - jak to ujął Donald Tusk - "zdradzie dyplomatycznej" (wg Borysa Budki - "zjednoczonej Targowicy", według Pawła Kowala - "Komintern. Kominform. Putinform"), czyli w spotkaniu z politykami (głównie Orbánem) i polityczką (Le Pen), którzy popierają Putina.
Deklaracja nie przeszkadza jednak Victorowi Orbánowi jechać we wtorek 1 lutego do Moskwy. "Biznes as usual" - odpowiedział cynicznie dziennikarzom pytającym, jak to pogodzić z uzgodnieniami madryckiego szczytu. W ten sposób pośrednio zdystansował się do antyputinowskiej deklaracji, pokazując, że nie narusza ona jego dobrych relacji z prezydentem Rosji.
Marine Le Pen poszła o krok dalej i na konferencji prasowej 29 stycznia tłumaczyła, że w kwestii potępienia polityki Putina "nie ma takiego samego stanowiska". Według AFP "nie chciała wywrzeć negatywnego wpływu" na negocjacje z Rosją prowadzone przez prezydenta Francji Emmanuela Macrona.
Politycy PiS przełknęli słowa Le Pen naruszające narrację o wspólnym froncie polityków patriotów, którzy chcą odwrócić losy Europy występując wspólnie przeciwko - jak stwierdza deklaracja (cyt. za PAP) - "rosnącemu zagrożeniu przekształcenia Unii w ideologicznie federalistyczne superpaństwo; korporację, która nie bierze pod uwagę tożsamości narodowej i suwerenności, a zatem demokracji, pluralizmu i interesów obywateli narodów tworzących Unię". Próbowali robić dobrą minę do złej gry, zwłaszcza, że na madryckim szczycie zabrakło kilku sygnatariuszy stanowiska z grudniowego szczytu w Warszawie (z Włoch i Finlandii).
Interpretacja stanowiska Le Pen jest pokrętna:
"Marine Le Pen powiedziała jasno, że ona osobiście zgadza się z tym punktem. Jednak z uwagi na to, że prezydent Francji Emmanuel Macron negocjuje deeskalację z Putinem, ona nie chce, by jej podpis był postrzegany jako ingerencja w politykę zagraniczną Francji i dlatego się wstrzymała" - mówił w Polsat News wicerzecznik PiS Radosław Fogiel.
I dodał, że "polecałabym taką postawę polskiej opozycji". Ciekawe, czy polecałby opozycji także to, w jaki sposób Marine Le Pen poradziła sobie z problemem.
Bo dla samej Le Pen, którą 10 kwietnia 2022 czeka I tura prezydenckich wyborów, niepodpisanie deklaracji było polityczną porażką, która wyłączała ją z frontu tych, którzy "mają odmienić losy Europy". Mogłoby zaszkodzić w wyścigu wyborczym, w którym z poparciem 17 proc. (27 stycznia, wg Politico) toczy zacięty bój o wejście do II tury z centroprawicową Valerie Pecresse (16 proc.). Prowadzi Macron (25 proc.).
Le Pen najwyraźniej postanowiła ukryć przed swoimi wyborcami fakt, że została outsiderką spotkania. W sobotę 29 stycznia na FB Marine Le Pen napisała entuzjastyczne podsumowanie:
"Kochamy Europę, bo kochamy nasze narody. I będziemy bronić Europy, bo bronimy naszych narodów! W Madrycie wraz z przywódcami partii patriotycznych z całego kontynentu określiliśmy naszą wspólną wizję Europy przeciwko dryfującej [do nikąd] Unii Europejskiej. Obrona naszych tożsamości, suwerenności, wolności: znajdź naszą wspólną deklarację".
I odesłała do deklaracji. Przejrzałem ją kilkakrotnie i... zdania o groźbie agresji Rosji na Ukrainę po prostu nie ma. Zniknęło.
Zostało wszystko poza tym zdaniem. Na czele z listą zupełnie innych form agresji, które patrioci będą odpierać:
W niedzielę 30 stycznia 2022 ciągnęła wątek wielkiego sukcesu, w którym brała udział: "Wraz z liderami europejskich partii patriotycznych zebranymi w ten weekend w Madrycie posunęliśmy się do przodu w tworzeniu wielkiej alternatywnej siły dla Unii Europejskiej".
Z wypowiedziami Le Pen Prawo i Sprawiedliwość miało problem już po warszawskim szczycie "patriotów" 4 grudnia 2021, zwłaszcza po wywiadzie dla "Rzeczpospolitej" (z 5 grudnia). Cytujemy większy fragment:
"Rzeczpospolita: 100 tys. rosyjskich żołnierzy jest gotowych do inwazji na Ukrainę. Obawia się pani imperializmu Kremla?
Marine Le Pen: Nie sądzę, aby Putin zrobił taki błąd. Ale uważam też, że w tej sprawie Unia odegrała rolę strażaka-piromana. Można mówić, co się chce, ale Ukraina należy do sfery wpływów Rosji. Próbując naruszyć tę strefę wpływów, tworzy się napięcia, lęki i dochodzi się do sytuacji, jakiej dziś jesteśmy świadkami. A powinniśmy wszyscy razem walczyć z realnym zagrożeniem, jakie wisi nad Europą: islamizmem.
Ukraina ma prawo przystąpić do NATO?
Najpierw trzeba z niego wyprowadzić Turcję. Nie sądzę też, aby w obecnym stanie NATO mogło przyjąć jakiekolwiek nowe państwo.
Mimo imperializmu Putina nadal uważa pani, że Francja powinna zachować równy dystans do Rosji i demokratycznej Ameryki?
Francja ma powołanie do odgrywania na świecie roli siły równoważącej. Stany wciągnęły nas w tyle niepotrzebnych wojen, które doprowadziły do niezwykłej ekspansji islamizmu na świecie. Jestem w wielu sprawach krytyczna wobec Ameryki, podobnie jak wobec Rosji. Nie chcę pogodzić się z podległością wobec Stanów, jak choćby, gdy próbują narzucić eksterytorialne regulacje, aby zniweczyć europejskie przedsiębiorstwa".
Maria Pankowska w OKO.press pokazała we wnikliwej analizie, że takie właśnie, prorosyjskie i proputinowskie stanowisko Marine Le Pen, jest kontynuacją stanowiska Frontu Narodowego (od 2018 - Zjednoczenia Narodowego), które wypracował jej ojciec Jean-Marie Le Pen. Warto zacytować kilka fragmentów.
Zauroczenie Le Pena Rosją zaczęło się jeszcze pod koniec lat 60., gdy do Paryża przyjechał wysłany przez ZSRR kontrowersyjny malarz Ilia Głazunow. Miał przypodobać się francuskim władzom, malując portrety polityków. Uwiecznił m.in. Le Pena i jego ówczesną żonę – i tak nawiązała się przyjaźń.
Potem polityk i artysta kilkakrotnie spotykali się w Rosji. Le Pen poznał tam ultranacjonalistę Władimira Żyrinowskiego – najpewniej sterowanego przez KGB i znanego m.in. z wypowiedzi antypolskich. Podczas jednego ze spotkań, w 1996 roku, politycy mieli dyskutować m.in. o nacjonalistycznym sojuszu europejskich “sił patriotycznych”.
Jean-Marie Le Pen przez lata opowiadał się za tzw. koncepcją eurazjatycką (“borealną”), w której Europa miałaby połączyć siły właśnie z Rosją. Potem otwarcie wspierał nacjonalistyczną i agresywną politykę Władimira Putina, gdy ten doszedł do władzy.
Po aneksji Krymu w 2014 roku stwierdził, że zawsze był to “rosyjski region”. I że Putin po prostu “demokratycznie zaakceptował decyzję ludności Krymu, by powrócić do ojczyzny”.
Prezydent Putin, mimo ideologicznego pokrewieństwa z Le Penem, nigdy się z nim nie spotkał. Taki ruch mógłby zirytować władze Francji, dla których Le Pen senior pozostawał persona non grata.
Putin początkowo trzymał na dystans także Marine Le Pen, gdy ta przejmuje stery we Froncie Narodowym. Marine natomiast nie trzymała na dystans Putina. Jeszcze w 2011 roku udzieliła wywiadu rosyjskiemu dziennikowi “Kommiersant”, w którym deklarowała, że “podziwia” prezydenta Rosji.
W programie przygotowanym na wybory prezydenckie w 2012 roku, Le Pen kilkakrotnie wspomina o konieczności odnowienia strategicznej współpracy z Rosją. M.in. w zbrojeniach i w energetyce.
Kraj ten nazywa “europejskim partnerem” Francji. I podobnie jak przez lata Jean-Marie proponuje utworzenie “paneuropejskiej unii suwerennych narodów”, z Rosją włącznie, ale bez Turcji. A także osi współpracy Paryż-Berlin-Moskwa, przy jednoczesnym opuszczeniu przez Francję dowództwa zintegrowanego NATO.
Po przegranych wyborach Marine i inni członkowie Frontu Narodowego regularnie odwiedzają Moskwę. Podczas wizyty w 2013 roku Le Pen przyjmują na miejscu przewodniczący Dumy Siergiej Naryszkin i Aleksiej Puszkow, wówczas szef komisji spraw zagranicznych. Plotka głosi, że podczas jednej z wizyt spotkała się także z Putinem – ale w sekrecie i “po koleżeńsku”.
Wreszcie w marcu 2017 roku, na kilka dni przed kolejnymi wyborami prezydenckimi, Le Pen, która znów kandyduje, zostaje oficjalnie przyjęta przez prezydenta Rosji. Ich wspólne zdjęcia obiegają cały świat, a wydźwięk jest jasny: Putin stawia w wyścigu po prezydenturę właśnie na Le Pen.
W tym samym roku Putin anektuje Krym i stymuluje ruchy separatystyczne w Donbasie. Marine Le Pen podobnie jak jej ojciec broni Rosji w wywiadach. Mówi, że w aneksji “nie było nic nielegalnego”, tłumaczy, że odbyło się tam referendum. Podkreśla, że Krym należy do Rosji i nigdy nie był ukraiński. W latach 2014-2015 działacze FN regularnie odwiedzają okupowane przez Rosję ukraińskie terytoria i wspierają separatystów.
Najpewniej w ramach podzięki za wsparcie jeszcze w 2014 roku Front Narodowy i powiązane z nim organizacje otrzymują pożyczki z instytucji finansowych związanych z Rosją. Sprawę opisali dziennikarze śledczy z portalu Mediapart. Marine Le Pen tłumaczy potem, że partia musiała szukać finansowania za granicą, bo francuskie banki odmawiały jej kredytu.
Niedługo po przelewach, na zjeździe FN w Lyonie zjawiają się jako goście honorowi rosyjscy politycy. W tym prominentny członek partii Putina Jedna Rosja, wiceprzewodniczący Dumy Andriej Isajew. Jak pisał portal “EU Observer”, Isajew wygłosił na spotkaniu płomienne przemówienie rozpoczynające się od słów “drodzy towarzysze”. Potępił w nim m.in. “niekonstytucyjny przewrót” w Ukrainie, czyli wydarzenia Euromajdanu.
Sympatie prorosyjskie FN (dziś ZN) widać także w Parlamencie Europejskim. Eurodeputowani partii Marine Le Pen w głosowaniach i debatach opowiadali się przeciwko sankcjom gospodarczym dla reżimu Putina i umowie stowarzyszeniowej między UE a Ukrainą. Głosowali także za odrzuceniem raportu o antyunijnej propagandzie Rosji.
Propaganda
Świat
Borys Budka
Mateusz Morawiecki
Viktor Orban
Prawo i Sprawiedliwość
Fidesz
Marine Le Pen
Paweł Kowal
szczyt w madrycie
Szczyt w Wiedniu
Założyciel i redaktor naczelny OKO.press (2016-2024), od czerwca 2024 redaktor i prezes zarządu Fundacji Ośrodek Kontroli Obywatelskiej OKO. Redaktor podziemnego „Tygodnika Mazowsze” (1982–1989), przy Okrągłym Stole sekretarz Bronisława Geremka. Współzakładał „Wyborczą”, jej wicenaczelny (1995–2010). Współtworzył akcje: „Rodzić po ludzku”, „Szkoła z klasą”, „Polska biega”. Autor książek "Psychologiczna analiza rewolucji społecznej", "Zakazane miłości. Seksualność i inne tabu" (z Martą Konarzewską); "Pociąg osobowy".
Założyciel i redaktor naczelny OKO.press (2016-2024), od czerwca 2024 redaktor i prezes zarządu Fundacji Ośrodek Kontroli Obywatelskiej OKO. Redaktor podziemnego „Tygodnika Mazowsze” (1982–1989), przy Okrągłym Stole sekretarz Bronisława Geremka. Współzakładał „Wyborczą”, jej wicenaczelny (1995–2010). Współtworzył akcje: „Rodzić po ludzku”, „Szkoła z klasą”, „Polska biega”. Autor książek "Psychologiczna analiza rewolucji społecznej", "Zakazane miłości. Seksualność i inne tabu" (z Martą Konarzewską); "Pociąg osobowy".
Komentarze