0:00
0:00

0:00

Prawa autorskie: Ilustracja Weronika Syrkowska / OKO.pressIlustracja Weronika ...

Umowa koalicyjna Platformy Obywatelskiej, Polskiego Stronnictwa Ludowego, Polski 2050 i Nowej Lewicy wspomina w zasadzie tylko o dwóch tematach związanych z cyfryzacją: rozwoju kompetencji cyfrowych oraz okiełznaniu cyfrowej inwigilacji. Polska klasa polityczna na cyfryzację wydaje się nie mieć pomysłu. Pozostaje mieć nadzieję, że więcej konkretów znajdzie się w exposé nowego premiera.

Osiodłać Pegaza

Obywatele będą mieli prawo do informacji o zainteresowaniu nimi ze strony służb, w szczególności informacji o prowadzonej wobec nich kontroli operacyjnej – pkt. 19. umowy koalicyjnej

Zacznijmy od dobrej wiadomości: umowa koalicyjna jednoznacznie zapowiada wprowadzenie obowiązku informowania osób poddanych kontroli operacyjnej o tym fakcie (można zakładać, że również przy użyciu narzędzi cyfrowej inwigilacji osobistej jak Pegasus).

To bardzo dobra wiadomość i zapowiedź spełnienia postulatu wysuwanego przez Fundację Panoptykon od lat. „Ludzie przestaną być »przedmiotem zainteresowania służb«. Zaczną być podmiotami, którym przysługują prawa” – pisze organizacja.

Do 10 tysięcy podsłuchów rocznie

Statystyki zebrane przez Panoptykon budzą uzasadniony niepokój: „8 do 10 tysięcy podsłuchów rocznie zakładanych przez samą Policję. 1,85 miliona bilingów i lokalizacji pobieranych rocznie przez Policję i służby – te liczby podawaliśmy już w 2021 roku w kampanii „Podsłuch jak się patrzy”, w której podnosiliśmy problem niekontrolowanej inwigilacji. Wtedy, w przypadku Policji, tylko kilkanaście procent spraw trafiało do sądów. Kim zatem były pozostałe podsłuchiwane osoby?”

W tych danych brakuje też informacji o tym, wobec ilu osób wykorzystany był Pegasus lub inne narzędzia cyfrowej inwigilacji osobistej. Ba, polskie służby nadal nie przyznały oficjalnie, że wykorzystują takie systemy, mimo publicznie dostępnych, trudnych do podważenia dowodów, i mimo jednoznacznych wniosków raportu senackiej komisji powołanej w celu zbadania przypadków nadużyć.

Diabeł rzecz jasna tkwi w szczegółach: jaki faktyczny kształt przybiorą konkretne regulacje prawne? Jak wyglądać będzie możliwość składania skarg na decyzje o byciu objętym kontrolą operacyjną? Choć już samo wpisanie takiej zapowiedzi do umowy koalicyjnej jest bardzo wymownym, pozytywnym sygnałem.

Dokument przewiduje też rozliczenie wykorzystywania służb (w tym, jak można się domyślać, narzędzi cyfrowej inwigilacji osobistej) do bieżącej walki politycznej, odpolitycznienie służb i rozwiązanie CBA. Czas pokaże, jak szybko i jak skutecznie te zapowiedzi zostaną zrealizowane, oraz… co stanie się z dostępem do Pegasusa. Która służba dostanie dostęp do tego drogiego, niebezpiecznego narzędzia? Jak będzie wykorzystywane i jak jego wykorzystanie będzie kontrolowane? Żadna władza nie lubi przecież oddawać swych zabawek.

Edukacja medialna

„Odchudzimy" i zmienimy podstawę programową, tak aby szkoły uczyły kompetencji przyszłości, związanych z rozwojem nowych technologii, zdolności syntetycznego myślenia i współpracy w grupie (…) – pkt. 5. umowy koalicyjnej.

Dobrze, że w umowie koalicyjnej pojawiła się wzmianka o rozwoju „kompetencji przyszłości” w polskiej szkole. Edukacja jest bez wątpienia sprawą kluczową. Niewiele niestety poprawiło się w tym zakresie w polskich szkołach na przestrzeni lat, mimo starań wielu zaangażowanych nauczycielek i nauczycieli.

„Wersje Worda się zmieniły, wersje Windows się zmieniły, podręczniki pozostały” – mówi mi Adam Jurkiewicz, członek Polskiego Towarzystwa Informatycznego, a zarazem doświadczony nauczyciel informatyki w liceum. Uczenie obsługi konkretnych programów na lekcjach informatyki powinno w szkołach ustąpić miejsca szerszemu budowaniu kompetencji przydatnych niezależnie od użytej technologii.

Pilnie potrzebna jest solidna edukacja medialna, w tym rozwijanie krytycznego podejścia do informacji. Filtrowanie dostępnych informacji pod kątem ich rzetelności i przydatności jest od lat zadaniem znacznie trudniejszym niż samo uzyskanie do nich dostępu.

Wielkie sieci społecznościowe, promując treści wywołujące silne reakcje emocjonalne, a jednocześnie niedbające o moderację i fact-checking, zaogniły ten problem na przestrzeni ostatniej dekady.

Tak zwana generatywna sztuczna inteligencja – generatory tekstu (np. ChatGPT), obrazów (np. Midjourney), czy wideo – tylko dolewa oliwy do ognia, ułatwiając tworzenie trudnych do rozpoznania fałszywych treści.

Poważna rozmowa o edukacji medialnej byłaby być może dobrą metodą pokazania, że Platforma Obywatelska wyciągnęła wnioski ze swojej kampanijnej wpadki z publikacją deepfejka.

Empatia kluczową kompetencją

Czas uznać empatię za kluczową „kompetencję przyszłości” i z rozmysłem ją rozwijać w ramach zajęć szkolnych. Coraz o nią trudniej w świecie relacji zapośredniczonych przez technologię. Jej brak prowadzi do hejtu i polaryzacji — zwłaszcza w Sieci, ale nie tylko.

Brak empatii, niedostrzeganie w drugim człowieku (czasem przesłoniętym rozmytym zdjęciem profilowym, a czasem celowo dehumanizowanym) osoby, z jej emocjami, zmartwieniami i marzeniami, ma przecież ogromne znaczenie dla polaryzacji dyskursu publicznego, dla dyskryminacji, dla dyskusji o kryzysie uchodźczym.

Nauka programowania w szkołach jest przydatna jako sposób uświadomienia młodym ludziom, że urządzenia elektroniczne to nie magia; że narzędzia cyfrowe tworzone są przez ludzi, a za decyzjami ich twórców stoją jakieś intencje i interesy. Może też (wiem z własnego doświadczenia w prowadzeniu takich zajęć) dawać dzieciakom mnóstwo frajdy!

Przede wszystkim jednak pozwala przyszłych obywateli i przyszłe obywatelki upodmiotowić w kontakcie z technologią

– ale musi być wprowadzona z wyczuciem, nie chodzi przecież o to, by z każdego dziecka robić programistę.

Czego zabrakło?

Czego w umowie koalicyjnej zabrakło? Jakiejkolwiek wzmianki o cyfrowej suwerenności, regulacji Big Techów, odpowiedzi na zagrożenia związane z tak zwaną sztuczną inteligencją (te realne, już dziś nas dotykające, nie zaś wydumane fantazje zagłady ludzkości z filmów Sci-Fi).

Ten problem nie sprowadza się oczywiście do jednego Michała Dworczyka. Ważnym elementem jest przywrócenia demokratycznej kontroli nad służbami, by polityczki i politycy nie obawiali się korzystać z bezpiecznych systemów komunikacji dla nich stworzonych.

Ale konieczna jest też wola polityczna i zmiana podejścia: traktowanie systemów i procedur dotyczących bezpieczeństwa informacji nie jako zła koniecznego, a jako niezbędnego elementu funkcjonowania organów państwa.

Cyfrowa suwerenność

Ponad sześć lat temu Wojciech Cieśla pisał w „Newsweeku” o skolonizowaniu Polski przez Microsoft. „Cała polska administracja publiczna jest zależna od jednej amerykańskiej korporacji. Na podstawie tajnej umowy co roku do Microsoftu trafiają setki milionów złotych z budżetu. Ile dokładnie, nie wiadomo.”

W urzędach Microsoft Office lub „chmura” tej firmy, w szkołach na informatyce uczy się przede wszystkim obsługi jej produktów.

Można przecież inaczej. Zamiast produktów Big Techów agencja informatyczna rządu federalnego Niemiec wdrożyła rozwijany przez niemiecką organizację (przy współpracy wolontariuszy i wolontariuszek) system Nextcloud. Instytucje w innych krajach członkowskich UE rozważają podobny krok lub już go zrobiły.

Nextcloud jest oprogramowaniem możliwym do uruchomienia niezależnie od producenta, na własnej infrastrukturze, pod własną kontrolą. Jest przykładem wolnego i otwartego oprogramowania — system rozwijany jest publicznie, kod źródłowy jest dostępny (np. w celach audytu), a organizacja, która go rozwija, nie ma nic do powiedzenia co do tego, jak i do czego jest używany.

To model diametralnie różny od modelu grodzonych ogródków Microsoftu czy Google, na których rozwój nie mamy (jako osoby korzystające) żadnego wpływu, a korzystać z nich możemy wyłącznie na infrastrukturze producenta.

Takiego oprogramowania jest oczywiście znacznie więcej, często korzystamy z niego, nawet o tym nie wiedząc. Zamiast pompować publiczne pieniądze w zamknięte i zamykające rozwiązania amerykańskich firm technologicznych, można by je spożytkować na wsparcie rozwoju oprogramowania otwartoźródłowego, pozwalającego nam (i naszym instytucjom) zachować kontrolę nad naszym cyfrowym otoczeniem.

Nie chodzi tu więc o zmianę jednego dostawcy oprogramowania na drugiego, a o kompletną zmianę podejścia, zmianę modelu tworzenia i utrzymywania oprogramowania używanego przez instytucje publiczne do przetwarzania danych o nas.

Regulacja Big Techów

Taka cyfrowa suwerenność ma też ogromne znaczenie w kontekście regulacji wielkich firm technologicznych. Jak polski rząd ma skutecznie regulować i kontrolować tę firmę, jeśli cała polska administracja Microsoftem stoi?

Big Techy wykorzystują przecież swoją uprzywilejowaną pozycję – jak Facebook blokujący strony informacyjne w Kanadzie, próbując wymusić zmianę (skądinąd złego, ale to osobna kwestia) prawa.

Polska administracja jest uzależniona od ich usług, korzysta z nich bezkrytycznie, bez cienia refleksji – przykładem obecny minister cyfryzacji, który broni publikowania oficjalnych (i ważnych!) informacji dotyczących usługi publicznej wyłącznie na ex-Twitterze.

Ministrowi odpowiem, że dostęp do informacji publicznej naprawdę nie powinien wymagać akceptacji regulaminu danej usługi konkretnej firmy. „Nie ma na świecie strony internetowej, której regulamin byłby ponad powszechnie obowiązującym prawem” – pisała już w 2020r. Sieć Obywatelska Watchdog Polska.

Regulacja narzędzi

Regulacji do stworzenia jest dużo – choćby implementacja unijnego aktu o usługach cyfrowych. Coraz pilniejsza jest też potrzeba uregulowania wykorzystania narzędzi opartych o tak zwaną sztuczną inteligencję. Wciąż trwają prace nad unijną regulacją na ten temat, a firmy mogące dużo na jej kształcie zyskać lub stracić mocno lobbują za konkretnymi, zyskownymi dla nich rozwiązaniami.

Dobrze by było, by w unijnych negocjacjach na ten temat interesy Polek i Polaków reprezentował ktoś, kto rozumie nieco głębiej niż tylko na poziomie „jak wdrożyć AI w…”.

By ten ktoś zastanawiał się nad tym, jak rzetelnie szacować ryzyko użycia takich narzędzi, przejrzyście informować o tym

jak są wykorzystywane,

jakie decyzje o nas zostały z ich pomocą podjęte,

jak przeciwdziałać zakodowanym w nich uprzedzeniom,

jak narzędzia tego typu wpłyną na rynek pracy,

jak zmienić się musi, i tak dysfunkcyjne od lat, prawo autorskie.

Technologia jest tylko narzędziem

W pewnym sensie potrzebny jest kopernikański przewrót w myśleniu o technologii i jej regulacjach.

Przez lata budowanie infrastruktury cyfrowej, cyfryzacja usług publicznych, wdrażanie takiego czy innego narzędzia administracji traktowane były w pewnym sensie jako cel sam w sobie.

W centrum zainteresowania stały dane rozwiązania technologiczne, a obywatelki i obywatele, wraz z instytucjami publicznymi, sprowadzani byli do roli „użytkowników”, definiowani do pewnego stopnia przez swoją relację do konkretnych usług cyfrowych.

Czas ten techno-centryczny model obalić. Nie chodzi oczywiście o to, by nie budować infrastruktury, nie „cyfryzować” usług publicznych, czy nie wdrażać nowych narzędzi w administracji! Nie, chodzi o to, by w centrum naszego myślenia o technologii postawić osoby, obywatelki i obywateli, i ich potrzeby.

I świadomie, z rozmysłem dobierać rozwiązania do konkretnych potrzeb, z uwzględnieniem zagrożeń, które te rozwiązania mogą za sobą nieść.

Cykl „SOBOTA PRAWDĘ CI POWIE” to propozycja OKO.press na pierwszy dzień weekendu. Znajdziecie tu fact-checkingi (z OKO-wym fałszometrem) zarówno z polityki polskiej, jak i ze świata, bo nie tylko u nas politycy i polityczki kłamią, kręcą, konfabulują. Cofniemy się też w przeszłość, bo kłamstwo towarzyszyło całym dziejom. Rozbrajamy mity i popularne złudzenia krążące po sieci i ludzkich umysłach. I piszemy o błędach poznawczych, które sprawiają, że jesteśmy bezbronni wobec kłamstw. Tylko czy naprawdę jesteśmy? Nad tym też się zastanowimy.

;

Udostępnij:

Michał rysiek Woźniak

(https://rys.io/) jest specjalistą ds. bezpieczeństwa informacji w rejestrze domen IS. Studiował filozofię, był członkiem Rady ds. Cyfryzacji, jest współzałożycielem warszawskiego Hackerspace’a. Pracował jako Dyrektor ds. Bezpieczeństwa Informacji w OCCRP – The Organised Crime and Corruption Reporting Project, konsorcjum ośrodków śledczych, mediów i dziennikarzy działających w Europie Wschodniej, na Kaukazie, w Azji Środkowej i Ameryce Środkowej, a wcześniej zarządzał Fundacją Wolnego i Otwartego Oprogramowania. Współpracuje z szeregiem organizacji pozarządowych zajmujących się prawami cyfrowymi w kraju i za granicą. Współautor „Net Neutrality Compendium”, oraz “Katalogu Kompetencji Medialnych”.

Komentarze