0:00
0:00

0:00

Prawa autorskie: Dariusz Borowicz / Agencja GazetaDariusz Borowicz / A...

Do poprzedniej awarii kolektora oczyszczalni „Czajka" - największej oczyszczalni ścieków w Polsce - doszło 27 sierpnia 2019 r. Niemal dokładnie rok później ścieki znów płyną do Wisły. Warszawskie służby miejskie informują, że - głównie ze względu na większe opady - skala zrzutu może być większa, niż w sierpniu 2019 roku, kiedy do wody wpływały 3 tys. litrów nieczystości na sekundę. Teraz może być to nawet 15 tysięcy litrów na sekundę.

Te ilości, jak podkreślają eksperci zajmujący się czystością rzek, są jednak prawdopodobnie mocno przeszacowane. W całej awarii kolektora jest zresztą dużo mętnej wody. Spróbujemy jednak uporządkować podstawowe fakty i - z pomocą ekspertów - odpowiedzieć na najważniejsze pytania.

Jak przesłać ścieki na prawy brzeg?

Awaria kolektora doprowadzającego ścieki z lewobrzeżnej Warszawy pod dnem Wisły do oczyszczalni „Czajka" miała miejsce w sobotę 29 sierpnia ok godziny 10.30. Około kilometr tunelu został zalany ściekami. Oddany do użytku w 2012 roku tunel z dwoma kolektorami ma łącznie 1,3 km długości, z czego pod dnem Wisły znajduje się odcinek ok 300 metrów.

Aby umożliwić odbiór ścieków z części lewobrzeżnej Warszawy, Miejskie Przedsiębiorstwo Wodociągów i Kanalizacji podjęło decyzję o awaryjnym zrzucie ścieków do Wisły. Będzie on trwał do czasu zorganizowania zastępczego przesyłu ścieków na prawy brzeg.

Warto od razu zaznaczyć - awaria kolektora nie zagraża jakości wody pitnej w stolicy. Jej ujęcie znajduje się wcześniej, 10 kilometrów na południe od miejsca awaryjnego zrzutu. Wisła płynie z południa na północ, o czym znowu zapominają politycy. Nasza grafika z ubiegłego roku i tym razem będzie więc jak znalazł.

Kiedy zostanie uruchomiony zastępczy przesył ścieków?

Prezydent Warszawy Rafał Trzaskowski podkreślał na briefingu prasowym na początku tygodnia, że potrzeba trwalszego rozwiązania niż zastosowany rok temu most pontonowy, po którym biegł zastępczy przesył nieczystości. Pod uwagę były brane dwie opcje: poprowadzenie tymczasowego rurociągu w zagłębieniu po dnie Wisły lub położenie rur na jezdni mostu Północnego.

Po poniedziałkowym (31.08) posiedzeniu sztabu kryzysowego postanowiono jednak, że najbezpieczniejszym wyjściem będzie przewiert i puszczenie rurociągu pod dnem rzeki. Realizator tej inwestycji ma zostać wybrany jak najszybciej, a do tego czasu linia będzie poprowadzona po odrzuconym wcześniej moście pontonowym.

„Wojsko Polskie jest gotowe, żeby przeprowadzić budowę mostu pontonowego w stosunkowo krótkim czasie - trzy dni” - mówił na konferencji we wtorek (1 września) minister obrony narodowej Mariusz Błaszczak. W akcję będzie zaangażowanych 50 żołnierzy. Michał Dworczyk, szef kancelarii premiera, zapowiedział jednak, że - w przeciwieństwie do poprzedniego roku - za budowę będzie musiało zapłacić miasto. Po poprzedniej awarii koszty stworzenia tymczasowego przesyłu wyniosły ponad 50 milionów złotych.

„O ile w 2019 była to sytuacja wyjątkowa i rząd wziął na siebie odpowiedzialność za budowę, montaż i utrzymanie instalacji, o tyle teraz to jest odpowiedzialność miasta. To miasto musi to wszystko zorganizować” – mówił Dworczyk. Budowa mostu może ruszyć na przełomie tego i przyszłego tygodnia. Szef kancelarii premiera zapowiadał, że wojsko może zacząć pracę trzy dni po „spełnieniu formalności” przez ratusz - czyli po złożeniu zgłoszenia budowlanego i uzyskaniu zgody na zajęcie terenu nad Wisłą od Wód Polskich. Most pontonowy ma powstać w tym samym miejscu, co rok temu. Wówczas budowa mostu i uruchomienie awaryjnego przesyłu ścieków zajęły wojsku 10 dni.

Prokuratura w MPWiK

Również we wtorek do siedziby Miejskiego Przedsiębiorstwa Wodociągów i Kanalizacji (MPWiK), na polecenie prokuratury, weszli policjanci, którzy zabezpieczyli dokumenty. „Mamy nadzieję, że organy ścigania z pełną starannością i w trosce o ustalenie prawdy przeanalizują zgromadzony materiał” – napisała na Twitterze Katarzyna Gałecka, rzeczniczka ratusza. Jednocześnie samo MPWiK zawiadomiło Prokuraturę Okręgową Warszawa-Praga o podejrzeniu możliwości sabotażu lub „incydentu terrorystycznego”. Jak mówili przedstawiciele miejskich wodociągów podczas wieczornej konferencji we wtorek, „na tym etapie nie można niczego wykluczyć”.

Miasto: naprawa potrwa dłużej niż trzy miesiące.

Trzaskowski zapowiada, że właściwa naprawa kolektora potrwa dłużej niż 3 miesiące. W ubiegłym roku naprawa zajęła nieco ponad 2 miesiące.

„Pośpiech jest tu niewskazany. Mam wrażenie, że w ubiegłym roku działano pod wielką presją czasu, zamiast zostawić dłużej tymczasowy transport na moście pontonowym i spokojnie, metodycznie rozpoznać problem oraz naprawić rurę" – mówi prof. Stanisław Rybicki, dziekan Wydziału Inżynierii Środowiska i Energetyki na Politechnice Krakowskiej.

„Tak dużych syfonów w Polsce nie ma, w świecie nie ma szerokiej literatury na ten temat. Nie ma gotowych podręczników, w których jest opisane, jak sobie z taką awarią radzić. Warszawa jest dużym miastem, a Czajka przyjmuje bardzo dużo ścieków. Rozwiązania zastosowane w mniejszych miejscowościach, które tam świetnie zdają egzamin, mogą być dla stolicy niewystarczające. Dlatego potrzeba czasu i spokoju na zrozumienie problemu” – dodaje.

Jego zdaniem nowe rury być może mogłyby zostać poprowadzone istniejącym już tunelem. „Część tego tunelu jest dostępna, można tam wejść. I ta część jest prawie nowa, w bardzo dobrym stanie” – zaznacza naukowiec.

Awarie rok po roku

„Nie znamy dokładnych przyczyn awarii, ale wszystko wskazuje na to, że cały projekt tego rurociągu, jego wykonanie i – być może materiały użyte do budowy – były wadliwe. Ze wstępnych informacji wynika bowiem, że do awarii doszło na starym odcinku rur, a nie na tym, który w ubiegłym roku wymieniliśmy” – tłumaczył prezydent Warszawy Rafał Trzaskowski zaraz po pojawieniu się awarii. „Już po zakończeniu ubiegłorocznej naprawy rurociągu prowadziliśmy jego przeglądy – wykonywane przez niezależnych ekspertów. Ostatni z nich zakończył się przedwczoraj i nie wykazał jakichkolwiek anomalii. Tym większym zaskoczeniem była dla nas wszystkich informacja o sobotniej awarii. Bo jeszcze dzień wcześniej, zdaniem ekspertów, nic jej nie sygnalizowało” – dodawał.

Trzaskowski poinformował także, że w listopadzie 2019 roku miasto wybrało firmę Institut für technisch-wissenschaftliche Hydrologie GmbH, która miała opracować koncepcję nowego rurociągu. To – w przyszłości – mogłoby zapobiec kolejnym awariom. „Inwestycja będzie realizowana w obszarze Natura 2000, więc konieczne będzie uzyskanie wielu pozwoleń. (…) zaprojektowanie i zbudowanie nowego systemu przesyłowego ścieków przez Wisłę to nie jest coś, co da się zrobić w miesiąc” – napisał na Facebooku Rafał Trzaskowski.

Argumenty nie przekonały strony rządowej. „Mamy powtórkę sprzed roku i kolejną katastrofalną awarię Czajki. Warszawskie fekalia znów płyną Wisłą. Trzaskowski nie zastosował się do zaleceń Ministerstwa Gospodarki Morskiej i Żeglugi Śródlądowej, nie wykonał rurociągu awaryjnego. Ponosi pełną odpowiedzialność za skażenie Wisły” – komentował na Twitterze minister Marek Gróbarczyk. Szef resortu środowiska Michał Woś ironizował, pisząc, że poprzednia naprawa „była chyba taśmą klejącą robiona”. W poniedziałek wieczorem mieszkańcy Warszawy dostali wiadomość od Rządowego Centrum Bezpieczeństwa, w której Główny Inspektor Sanitarny ostrzega przed uprawianiem sportów na Wiśle, kąpielami w niej i „używaniem do mycia wody z rzeki”.

Przeczytaj także:

Wyścig z czasem

Trzaskowski z kolei winę za awarię zrzuca na swoich poprzedników i przypomina, że w 1999 roku miejscy radni zrezygnowali z budowy nowej oczyszczalni na lewym brzegu. W 2005 roku miasto wystąpiło o fundusze UE na rozbudowę Czajki wraz z układem pod Wisłą. „To przesądziło o realizacji koncepcji, o której dziś już wiemy, że nie była optymalna. W 2006 roku ówczesne władze MPWiK postanowiły, że obie rury będą przebiegać w jednym tunelu. Jak dziś widzimy, zwiększyło to ryzyko problemów” – czytamy na stronie warszawskiego MPWiK.

Umowę na projekt kolektora faktycznie podpisano w 2006 roku, za rządów komisarza Warszawy Mirosława Kochalskiego. Jednak sama inwestycja była realizowana już za rządów Hanny Gronkiewicz-Waltz - rozpoczęła się w 2009 i trwała do 2012 roku. Ścigano się z czasem w obawie przed utratą środków unijnych - gdyby oczyszczalni nie otwarto do końca tamtego roku, Warszawa musiałaby zwracać unijne dofinansowanie. Co gorsza, latem upadła firma, która budowała układ pod Wisłą. Formalnie prace zakończono dopiero 20 grudnia 2012 roku, choć w praktyce prowadzono je jeszcze w 2013 roku.

Układ przesyłowy to tunel wkopany 10 metrów pod dnem Wisły. Dzięki dwóm umieszczonym w nim kolektorom (jeden z nich jest podstawowy, drugi – rezerwowy) można było podłączyć do oczyszczalni centralną i północną część lewobrzeżnej Warszawy, z których nieczystości były wcześniej wpuszczane do rzeki. Razem z zakończeniem modernizacji Czajka stała się największą oczyszczalnią ścieków w Polsce.

Ścieki pod rzeką? Nic wyjątkowego

Czy przesył miejskich ścieków na drugi brzeg rzeki jest czymś wyjątkowym?

„Miasta nad rzekami mają zazwyczaj oddzielną oczyszczalnię dla lewego i prawego brzegu albo decydują się – jak Warszawa – na jeden zakład, do którego rurociągami trafiają nieczystości także z drugiego brzegu” – tłumaczy prof. Stanisław Rybicki. „Tak jest taniej i korzystniej dla mieszkańców. Dlaczego? Ponieważ oczyszczalnia zawsze jest uciążliwa dla otoczenia. Lokuje się ją poniżej miasta, ale przecież miasta się rozrastają. Zakład jest coraz bliżej zabudowań, a co jakiś czas pojawia się z niego nieprzyjemny zapach, który mieszkańcom może przeszkadzać. Taka oczyszczalnia ogranicza więc rozwój aglomeracji” - dodaje.

Jak zaznacza specjalista, rozwiązanie, polegające na wprowadzaniu rur do tunelu pod dnem nie jest niczym wyjątkowym. Stosuje się je w wielu miastach. „Przez siedem lat ścieki tymi rurami płynęły bez większych problemów. Po tym czasie uległy pęknięciu i doszło do zeszłorocznej awarii. Tunel sam nie poprowadzi ścieków do oczyszczalni, więc żeby móc naprawić to, co się stało w środku, trzeba było nieoczyszczone ścieki wyrzucić bezpośrednio do rzeki – oczywiście z całkowitym poczuciem, że jest to niewłaściwe i niepożądane” – tłumaczy prof. Rybicki.

Przyczyny awarii w 2019 roku

Pod koniec lipca 2020 prezes MPWiK Renata Tomasiuk i prof. Zbigniew Kledyński z Politechniki Warszawskiej przedstawili wyniki ekspertyzy awarii sprzed roku. Z analizy wynika, że uszkodzenie nitki A najprawdopodobniej nastąpiło przez osłabienie struktury wewnętrznej tzw. łącznika, czyli krótkiego odcinka rury z tworzywa sztucznego wzmocnionego włóknem szklanym. Łącznik został zerwany, a na to miało wpływ kilka czynników:

  • po pierwsze, podczas montażu został mocno obciążony – m.in. przez transport;
  • po drugie, zawiniła „koncentracja niejednorodności materiałowej kompozytu”;
  • po trzecie - nierówne przycięcie łącznika od strony stali i nierówności powierzchni cięcia. Dodatkowym czynnikiem, według ekspertyzy, miały być pulsacje ciśnienia. Przez pęknięcie, do tunelu z dużym ciśnieniem zaczęły płynąć nieczystości, powodując kolejne uszkodzenia nitki A, a następnie nitki B.

Wynik analizy krytykował w Telewizji Republika Przemysław Daca, prezes Wód Polskich. „[MPWiK] zlecił za 7 mln złotych ekspertyzę i tak naprawdę po roku nie dowiedzieliśmy się prawie nic - że były jakieś błędy konstrukcyjne czy materiałowe. Ja mogłem to powiedzieć od razu” – komentował.

Jak mówi prof. Rybicki, przyczyn tegorocznej awarii na razie nikt nie zna. Najpierw rurociąg musi zostać opróżniony, wyczyszczony i wywietrzony – dopiero wtedy będą mogli wejść tam specjaliści i sprawdzić, co zawiodło.

Fatalna wiadomość, choć nieczystości nie dotrą daleko

Ścieki do Wisły trafiają nie tylko przy okazji awarii oczyszczalni. Kilka razy w roku zdarza się, że nieczystości w rozwodnionej formie są zrzucane do rzeki. Dzieje się to tam, gdzie kanalizacja jest przestarzała i nie ma tak zwanego systemu rozdzielczego – czyli nie ma osobnych przewodów dla ścieków sanitarnych i mniej zanieczyszczonych wód opadowych. „Podczas ulewnego deszczu w takim kanale płynie dużo ścieków – za dużo, żeby mogła to przyjąć oczyszczalnia, która ma swoje ograniczenia techniczne. Wtedy, żeby chronić instalację, deszczówka z nieczystościami jest wpuszczana do rzeki” – tłumaczy prof. Rybicki. Jednak ekspert uspokaja, że ilość, jaka występuje podczas intensywnych opadów, nieznacznie tylko zagraża środowisku.

„Wisła przez lata odbierała takie zanieczyszczenia i to nie tylko z Warszawy” - mówi prof. Paweł Rowiński, hydrolog z Polskiej Akademii Nauk. „Zanim wybudowano oczyszczalnie ścieków, nieczystości trafiały do rzeki i ona sobie z nimi jako tako radziła dzięki swojemu naturalnemu filtrowi. Nieczystości osadzają się na rumowisku, zatrzymują na roślinności, ulegają reakcjom chemicznym i biodegradacji, nie płyną razem z prędkością wody. A dodatkowo rozprzestrzeniają się w poprzek strumienia Wisły na skutek tzw. dyspersji” – tłumaczy i dodaje, że zanieczyszczenia z Warszawy nie dotrą do Płocka w tym samym stanie i stężeniu. Po drodze będą „przefiltrowane” i rozwodnione.

„Po ubiegłorocznej awarii Czajki, w Płocku nie zanotowano żadnego przekroczenia norm w rzece. Tym razem może być podobnie. To wszystko jednak nie zmienia faktu, że kolejna awaria w stolicy jest fatalną wiadomością” – podkreśla hydrolog.

Odporność nie jest nieskończona

Marek Elas z Fundacji WWF, w której zajmuje się programem Strażnicy Rzek, podkreśla, że skutki przyrodnicze najnowszej awarii będą zależały od tego, jak długo będzie ona trwała. A to na razie jest trudne do oszacowania.

„Wisła jest w stanie poradzić sobie z pewną dawką zanieczyszczeń – jest w miarę naturalna, woda jest dobrze natleniona, nie płynie jak w rowie, jednostajnie, tylko cały czas się kotłuje. Dzięki temu ma większą odporność, ale to nie jest odporność nieskończona” – tłumaczy Marek Elas. „Gdyby ścieki wpadały do mniejszej rzeki, skutki byłyby katastrofalne. Wisła, jak na polskie warunki, jest duża, więc ścieki szybko się rozwadniają i stężenia zanieczyszczeń nie są aż tak duże. Nie znaczy to, że problemu nie ma, tylko negatywne skutki przyrodnicze są mniej widoczne i nie następują tak szybko” – dodaje.

Specjaliści zaznaczają również, że pomimo awarii, w Warszawie wciąż można pić wodę z kranu. „Wszystkie ujęcia wody pitnej znajdują się powyżej miejsca zrzutu” – mówi prof. Rowiński. W jego ocenie do ujęcia wody w Płocku trafią na tyle niskie stężenia zanieczyszczeń, że nie będą powodować zagrożenia dla mieszkańców.

„Nie traktowałbym tej awarii jako ogólnopolskiej katastrofy. Będzie miała skutki głównie lokalne, w pobliżu miejsca zrzutu nieczystości i to przede wszystkim dla ekosystemu” – podkreśla naukowiec.

Problem rzek

Awaria Czajki nie jest pierwszym problemem, z jakim musiały sobie poradzić polskie rzeki. W ciągu ostatnich kilku miesięcy zanieczyszczenia wpływały do m.in. do Iny, Baryczy, Jeziorka, Wełny, Bzury, Szlachcianki i Dunajca. W wielu miejscach w Polsce notuje się ogromne zanieczyszczenia z rolnictwa, do rzek wpadają nawozy i pestycydy, które są wielkim zagrożeniem dla ekosystemów. Wodę zatruwają osoby prywatne, zakłady przemysłowe i wadliwe instalacje do oczyszczania ścieków – nie tylko w Warszawie, ale także w mniejszych gminach.

„Niestety, to wciąż popularna praktyka, że w weekend, kiedy służby kontrolne nie pracują, oczyszczalnie zrzucają nieczystości do rzek. Powodem mogą być źle zaprojektowane i zarządzane oczyszczalnie, brak środków na ich modernizację, ale też zwykły brak szacunku dla przyrody i dobra wspólnego, jakim są rzeki. Nie bez znaczenia jest totalna bezkarność i to, że mieszkańcy, którzy chcą zająć się tym problemem, często trafiają na urzędniczy mur” – tłumaczy Marek Elas. Jak zaznacza, od 2013 roku państwo wydało miliardy złotych w ramach Krajowego Programu Oczyszczania Ścieków Komunalnych (do 2016, jak podaje rządowa strona, były to prawie 64 miliardy zł). A tymczasem aż 1183 aglomeracje w Polsce nie mają systemu zbierania ścieków komunalnych – tak wynika z danych Komisji Europejskiej.

„Co ciekawe, mam wrażenie, że problem istnieje od zawsze, ale od kilku lat Polacy są bardziej świadomi. Zanieczyszczenia zgłaszają środowiska wędkarskie, miłośnicy rzek, przyrodnicy-hobbyści, osoby, którym na sercu leży los planety” – mówi Elas i dodaje: „Obudziła się świadomość w ludziach, bo zauważyli, że nie możemy korzystać z rzeki – czy to turystycznie, czy wędkarsko, czy sportowo. Chcielibyśmy mieć rzeki, z których można pić wodę. Takich miejsc w Polsce nie ma. Do czego doprowadziliśmy, że sama możliwość kąpania się w wodzie jest wyznacznikiem jej czystości?”.

;

Udostępnij:

Katarzyna Kojzar

Absolwentka Uniwersytetu Jagiellońskiego i Polskiej Szkoły Reportażu. W OKO.press zajmuje się przede wszystkim tematami dotyczącymi ochrony środowiska, praw zwierząt, zmiany klimatu i energetyki.

Komentarze