Ilość ścieków spływających po awarii do Wisły w Warszawie, choć ogromna - ok. 3 m³ na sekundę - jest o jedną piątą mniejsza niż była w 2009 roku i o jedną trzecią mniejsza niż w 2003 roku. Rząd straszy "katastrofą ekologiczną", ale sytuacja nie jest aż tak poważna. Może ucierpieć dzika przyroda, ludzie nie powinni
Opowiedzmy po kolei, co się stało i jakie są zagrożenia.
W środę rano 28 sierpnia doszło do awarii drugiego kolektora odprowadzającego ścieki do warszawskiej oczyszczalni "Czajka", dobę wcześniej uszkodzony został pierwszy. Wykonano zrzut awaryjny ścieków do Wisły - do rzeki tylko w jednej sekundzie trafiają 3 metry sześcienne nieczystości. Nad naprawą instalacji pracuje sztab kryzysowy powołany przez prezydenta Warszawy Rafała Trzaskowskiego, we współpracy z naukowcami z Politechniki Warszawskiej.
W tej poważnej awarii swoją szansę dostrzegł PiS. Już w środę minister środowiska Henryk Kowalczyk nazwał zdarzenie "katastrofą ekologiczną" i oskarżył Trzaskowskiego o zatajanie awarii przez dobę, co miało rzekomo uniemożliwić szybką reakcję na zagrożenie, a przez to narazić mieszkańców na uszczerbek na zdrowiu. Prokuratura wszczęła śledztwo.
Do apokaliptycznego chóru dołączali kolejni politycy rządzącej partii i przekaz dnia PiS dziś (29 sierpnia) brzmi niemal tak, jakby Warszawa wymagała ewakuacji. Minister Marek Suski, szef gabinetu politycznego premiera Morawieckiego ogłosił w rozmowie z Magdaleną Ogórek, że "to przypomina mi katastrofę w Czarnobylu".
OKO.press poniżej wyjaśnia: co się stało, co grozi mieszkańcom Warszawy i czy rzeczywiście mamy do czynienia z katastrofą ekologiczną.
Kolektory odprowadzają ścieki do Oczyszczalni Ścieków "Czajka", w dzielnicy Białołęka w Warszawie przy ul. Czajki 4/6, która działa od 1991 roku. Początkowo oczyszczała tylko nieczystości prawobrzeżnej Warszawy, a także części aglomeracji - Legionowa, Zielonki i Marek. Zaostrzenie przepisów ochrony środowiska sprawiło, że oczyszczalnia musiała przejść modernizację. Rozpoczęto ją w 2008, a zakończono w 2012, gdy prezydentem Warszawy była Hanna Gronkiewicz-Waltz z PO.
Podczas modernizacji wydrążono również tunel 11 metrów pod dnem Wisły, w którym położono dwa kolektory, czyli potężne rury kanalizacyjne transportujące ścieki. Do "Czajki" zaczęły spływać nieczystości również z lewobrzeżnej Warszawy. Po tej stronie Wisły doszło do awarii.
Oba kolektory uległy uszkodzeniu w tym samym miejscu, tuż przy Moście Północnym, ale na północ do mostu. Nie wiadomo co się stało, prawdopodobnie naruszony został betonowy tunel, którym biegną.
Do nieszczelności w pierwszej rurze doszło we wtorek 27 sierpnia ok. 5 rano. Wtedy ścieki puszczono drugą rurą. Ale w niej też doszło do awarii w środę przypuszczalnie ok. 7:20 rano.
Wtedy zarządzające kolektorem Miejskie Przedsiębiorstwo Wodociągów i Kanalizacji w m.st. Warszawie S.A. zdecydowało się na przeprowadzenie awaryjnego zrzutu ścieków do Wisły.
Od środy rana do rzeki trafiają 3 m³ ścieków na sekundę. To tzw. ścieki bytowe - z budynków mieszkalnych i obiektów użyteczności publicznej. A więc m.in. odchody, detergenty z pralek, zmywarek i łazienek.
Prezydent Warszawy Rafał Trzaskowski powołał sztab kryzysowy. "Już wiemy, że nie da się naprawić sytuacji szybko. Będziemy w ciągu kilku dni wiedzieli, jak długo może to potrwać" - powiedział w południe 29 sierpnia.
Przed rozbudową i modernizacją w 2012 roku oczyszczalni "Czajka" większość ścieków trafiała wprost do Wisły. W programie ochrony środowiska z 2009 roku opublikowanym przez warszawski ratusz czytamy: “Ścieki z lewobrzeżnej części Warszawy odprowadzane są do dwóch kolektorów (Burakowskiego i Bielańskiego), a z nich do Wisły (na terenie dzielnicy Bielany). Są to ścieki nieoczyszczane (w sumie ok. 317 000 m³/dobę)”. Porównajmy:
W 2009 roku spływało do Wisły 317 tys. m³ na dobę, czyli 3,67 m³ na sekundę, czyli o 22 proc. więcej niż obecnie.
W 2003 roku spływało jeszcze więcej - ok. 350 tys. m³ na dobę, czyli 4,05 m³ - o 35 proc. więcej niż po obecnej awarii.
To nie znaczy, że jest ich mało, albo, że sprawa nie jest poważna. Ale skala zjawiska jest właśnie taka.
"Do Wisły zostało zrzucone już ok. 50 tys. m sześciennych ścieków bytowych nieoczyszczonych [dane kilka godzin po zrzucie]. Zrzut dokonał się w związku z rozszczelnieniem się instalacji, która transportuje ścieki bytowe do oczyszczalni Czajka. W związku z tym miasto dokonuje awaryjnego zrzutu nieoczyszczonych ścieków bezpośrednio do Wisły. Jest to zrzut bez wymaganego pozwolenia wodno-prawnego, czyli możemy powiedzieć, że nielegalny" - powiedział w środę Krzysztof Gołębiewski, zastępca naczelnika Wydziału Inspekcji Wojewódzkiego Inspektoratu Ochrony Środowiska w Warszawie.
Ale jeszcze tego samego dnia urzędnik w rozmowie z TVP Info sam sobie zaprzeczył: "Miasto zarządziło o zrzucie tych ścieków do Wisły. Ma on charakter zrzutu awaryjnego, nie wymagał więc żadnych zezwoleń".
Podobna wątpliwość pojawiła się w sierpniu 2018 roku, gdy w Gdańsku zrzucono awaryjnie ścieki do Motławy. Polskie prawo nie mówi wprost, że takie zezwolenie jest wymagane. Według Ewy Piętowskiej, eksperta portalu prawo.pl,
"trudno o formalnoprawne uregulowanie nadzwyczajnego zdarzenia, jakim jest opróżnienie sieci wodociągowej w celu usunięcia awarii tej infrastruktury".
"Awaria nie ma wpływu na warszawską kranówkę, nadaje się do spożycia" - powiedział w środę 28 sierpnia Trzaskowski. I to prawda:
w Warszawie można pić wodę z kranu, zrzut ścieków nie stanowi tu zagrożenia.
Warszawska kranówka pochodzi bowiem spod dna Wisły, z ujęcia zwanego "Grubą Kaśką". Znajduje się ono w pobliżu Mostu Łazienkowskiego, ok. 10 kilometrów na południe od miejsca zrzutu ścieków. W tej sprawie MPWiK wystosował specjalny komunikat.
"Awaria układu przesyłowego dotyczy systemu kanalizacyjnego i nie ma wpływu na jakość wody dostarczanej mieszkańcom Warszawy - ujęcia wody dla miasta znajdują się pod dnem Wisły i są zlokalizowane między 506 km a 509 km na rzece, czyli 10 km powyżej miejsca zrzutu ścieków do rzeki, który odbywa się na wysokości 519 km".
Nie ma również zagrożenia dla przylegających od północy do Warszawy Łomianek. "Woda pitna w naszej gminie pochodzi wyłącznie ze studni głębinowych. Awaria w Warszawie nie stanowi więc dla nas zagrożenia w zakresie jakości wody przeznaczonej do spożycia" - powiedziała stołecznej "Wyborczej" Monika Jakubiak-Rososzczuk, rzeczniczka Gminy Łomianki.
Jeśli można pić kranówkę, to czy są jakieś obostrzenia, których powinno się przestrzegać? Wbrew apokaliptycznej retoryce PiS, nie ma ich wiele:
Marek Posobkiewicz, Główny Inspektor Sanitarny, wskazuje że "nie tylko sam kontakt z wodą, ale nawet przebywanie w jej pobliżu i oddychanie jej aerozolem stanowi zagrożenie dla ludzi". Z tego względu
Zdaniem dra Tomasza Jurczaka z Katedry Ekologii Stosowanej Uniwersytetu Łódzkiego spływające nieczystości to większe zagrożenie dla dzikiej przyrody niż ludzi. W rozmowie z PAP zaznaczył, że nawet przy obecnym niskim stanie Wisły, wpadające do rzeki ścieki stanowią tylko około jednego procenta wód. Negatywne skutki zrzutu nieczystości mogą być widoczne przede wszystkim w miejscu ich zrzutu.
Może dojść do spadku zawartości tlenu w wodzie. To tzw. przyducha, która może doprowadzić do śnięcia ryb. Możliwe jest też pojawienie się zmian chorobowych u ryb i innych organizmów wodnych.
"Ważne jest to, że rzeki mają zdolność do samooczyszczania. W pierwszej kolejności ścieki ulegają rozcieńczeniu, dzięki czemu ich stężenie od razu maleje. Jest też roślinność wodna i organizmy powodujące degradację zanieczyszczeń. Z każdym kilometrem jakość wody będzie się poprawiała" – powiedział badacz.
Dlatego zdaniem dr. Jurczaka nie ma ryzyka dla ujęć wody pitnej w Płocku, bo nieczystości na odcinku między miastami zdążą się "rozcieńczyć", a część osiądzie na roślinności nadwodnej.
Spodziewano się, że nieczystości dotrą tam koło południa w piątek 30 sierpnia.
"Zrzut nieoczyszczonych ścieków może lokalnie powodować zagrożenie dla ekosystemu" - mówił w TOK.FM Radosław Gawlik, były wiceminister środowiska w rządzie Jerzego Buzka, dziś działacz ekologiczny ze Stowarzyszenia "Eko-Unia", członek Zielonych.
"Dobrze, że poszły alerty z Wojewódzkiego Inspektoratu Ochrony Środowiska i sanepidu, ale nie jest to żadna gigantyczna katastrofa – mówił były minister środowiska".
"Ta władza wyolbrzymia nasze strachy" - komentował Gawlik. Straszy po to, żeby twierdzić, że tylko ona jest w stanie zapewnić ludziom bezpieczeństwo.
Gawlik przypomniał, że do 2012 roku - a więc do modernizacji "Czajki" - ścieki lewobrzeżnej Warszawy po prostu szły do rzeki, tak jak obecnie po awarii. I nikt wtedy nie straszył "katastrofą ekologiczną". "Przez 50 lat, ścieki wpadały do Wisły i rzeka jakoś sobie z tym radziła" - powiedział Gawlik.
Podobnie dr Michał Wasilewicz z SGGW powiedział, że
określenia "katastrofa ekologiczna" można "użyć w małej, lokalnej skali".
Dodał jednak, że "rzeki o naturalnym nieuregulowanym korycie mają zdolność samooczyszczania się".
Warto odnotować, że termin "katastrofa ekologiczna" oznacza nieodwracalne zniszczenie siedliska lub gatunku. Jest zdecydowanie za wcześnie, by o czymś takim mówić.
Instrumentalne podejście polityków do zdarzenia skrytykowało Greenpeace Polska. Katarzyna Guzek wyraziła życzenie, by politycy równie stanowczo reagowali na „realne i nieporównywalnie większe zagrożenia dla naszego środowiska i nas wszystkich”. Takie jak kryzys klimatyczny, dewastowanie Puszczy Białowieskiej wycinkami, czy wymieranie gatunków.
„W związku z tym, że w tamtych sprawach politycy milczą, wydaje się, że ich słowa o awarii »Czajki« wydają się być cyniczną rozgrywką polityczną, która nie ma nic wspólnego z troską o wspólne dobro” - podsumowała Guzek.
Dziennikarz i publicysta. W OKO.press pisze o ochronie przyrody, łowiectwie, prawach zwierząt, smogu i klimacie oraz dokonaniach komisji smoleńskiej. Stały współpracownik miesięcznika „Dzikie Życie”.
Dziennikarz i publicysta. W OKO.press pisze o ochronie przyrody, łowiectwie, prawach zwierząt, smogu i klimacie oraz dokonaniach komisji smoleńskiej. Stały współpracownik miesięcznika „Dzikie Życie”.
Komentarze