Przemysław Czarnek pociesza skarżących się nauczycieli, że jego pensja też nie jest powiązana ze średnią krajową i jakoś z tym żyje. Faktycznie, gdy zarabia się ponad sześć razy więcej niż nauczyciel mianowany, można pożyć. OKO.press prześwietla zarobki ministra
Dwa lata temu głośno było o naukach Stanisława Karczewskiego, który wyjaśniał strajkującym nauczycielom, że pracuje się dla idei, nie dla pieniędzy.
Tym razem przykład z siebie i swojej pracy polecił nauczycielom brać sam minister Przemysław Czarnek, który w Dniu Edukacji Narodowej komentował na antenie Polskiego Radia postulaty związków zawodowych.
Stanisław Janecki, PR24: Nauczyciele tak mało zarabiają, bo nie chce pan i poprzedni ministrowie powiązać płac nauczycielskich ze średnią krajową? Bo gdyby były powiązane, to nauczyciele zarabialiby lepiej?
Przemysław Czarnek: No, ale ani ja, ani pan, ani nasi słuchacze nie mają tego swojego wynagrodzenia powiązanego ze średnią krajową i żyją. Przytłaczająca większość Polaków nie ma wynagrodzenia powiązanego ze średnią krajową, tylko tę średnią krajową wyrabia.
Nie wiemy, jak kształtują się zarobki prowadzącego rozmowę Stanisława Janeckiego. Nieco lepsze rozeznanie mamy za to w sytuacji finansowej Przemysława Czarnka.
Według najnowszego oświadczenia majątkowego z maja 2021 minister z tytułu zatrudnienia otrzymał w ubiegłym roku następujące kwoty:
Katolicki Uniwersytet Lubelski - 58 969,88,
Ministerstwo Edukacji i Nauki - 26 584,86,
Sejm RP - 41 103, 95 (uposażenie) + 28 643,38 (dieta),
co daje łącznie ponad 155 tysięcy złotych.
W istocie, zgodnie ze słowami samego ministra, są to kwoty, za które można "żyć", nawet pomimo tego, że nie są formalnie powiązane ze średnim wynagrodzeniem. Teraz Przemysławowi Czarnkowi żyje się nawet jeszcze lepiej, ponieważ poprzednie rozliczenie obejmowało tylko wycinek jego ministerialnej kariery, która zaczęła się jesienią 2020 roku.
Dodatkowo w lipcu tego roku prezydent Andrzej Duda podpisał rozporządzenie, które podniosło pensje premiera, ministrów, wiceministrów, wysokich rangą urzędników państwowych jak wojewodowie, RPO, RPD, a także posłów i senatorów (nie ma ich w rozporządzeniu, ale są ustawowo powiązane z pensjami wiceministrów). Wydarzenie to zbiegło się w czasie z wykruszeniem się z koalicji Porozumienia Jarosława Gowina, a właściwie tego, co z niego pozostało, oraz powrotem na łono Prawa i Sprawiedliwości zagubionych wcześniej posłów.
Wyliczenia analityka Rafała Mundrego
W wyniku tych szczęśliwych okoliczności jego ministerialne zarobki skoczyły o niebagatelne 40 proc. i wynoszą 17 787 zł. Przemysławowi Czarnkowi w dalszym ciągu przysługuje także dieta poselska w wysokości 4 008 zł miesięcznie.
Jego miesięczne zarobki wynoszą zatem obecnie 21 795 zł.
Takie zarobki stanowią niemal czterokrotność przeciętnego wynagrodzenia w Polsca ( 5 504,52 zł. w II kwartale 2021 roku) i ponad sześciokrotność pensji nauczyciela mianowanego (3 445 zł w 2021 roku).
Nie doliczając do tych rachunków korzyści osiągniętych dzięki pracy w KUL, minister Czarnek mieści się w 2 proc. najlepiej zarabiających podatników w Polsce.
Dla porządku możemy dodać, że podstawowe wynagrodzenie nauczyciela stażysty wynosi obecnie 2 949 zł brutto, nauczyciela kontraktowego 3 034 zł, mianowanego 3 445 zł, dyplomowanego - 4 046 zł.
Od tego roku nauczycielom, podobnie jak Przemysławowi Czarnkowi, też będzie żyło się odrobinę lepiej, ponieważ ministerstwo obiecuje podwyżki. Dla nauczycieli stażystów nawet o tysiąc złotych brutto. Ale odbyć się to ma kosztem zwiększenia pensum, czyli tak zwanych godzin spędzanych przy tablicy, co, jak wyliczają związki zawodowe, oznacza realną podwyżkę w wysokości 300 zł brutto.
Wróćmy jednak na chwilę do podwyżek polityków. OKO.press jest jak najdalsze od małostkowego wypominania zarobków ministrowi, który, jak powszechnie wiadomo, codziennie ciężko pracuje dla dobra polskiej nauki i oświaty. Zaskakuje jednak jego szyderstwo z postulatu systemowego powiązania pensji nauczycieli ze średnimi wynagrodzeniami w gospodarce. Taki mechanizm istnieje już w sferze budżetowej - w ten sposób ustawa określa wysokość pensji sędziów.
Do mechanizmu tego też nawiązywali politycy PiS, uzasadniając wprowadzenie letnich podwyżek.
„Ten wzrost zakładany wynagrodzeń (…) jest taki, jak w ostatnich 5 latach średni wzrost wynagrodzeń w gospodarce narodowej, średni wzrost wynagrodzeń w przedsiębiorstwach, usługach, w różnych sektorach gospodarki.
Nie ma tutaj niczego nadzwyczajnego – tylko potraktowanie parlamentarzystów tak, jak każdej innej grupy zawodowej”
Nowe rozporządzenie prezydenta podniosło po prostu mnożniki kwoty bazowej, której wysokość ustalana jest co roku w ustawie budżetowej.
Przykładowo w ustawie na rok 2021 kwota bazowa dla osób zajmujących kierownicze stanowiska państwowe wyniosła 1 789,42 zł.
Ale gdy pierwszy raz latem 2020 roku próbowano wprowadzić podwyżki, poprzez zwykłą ustawę procedowaną w parlamencie, jej uzasadnienie również odwoływało się do potrzeby "urealnienia wynagrodzeń wypłacanych osobom pełniącym funkcje publiczne" tak, by były adekwatne "do wzrostu przeciętnego czy minimalnego wynagrodzenia". W ustawie zastosowano powiązanie pensji z nową kwotą bazową - wynagrodzeniem sędziego Sądu Najwyższego, które, jak już wspominaliśmy, jest ustawowo związane z przeciętnym wynagrodzeniem.
Absolwentka Prawa i Filozofii Uniwersytetu Warszawskiego. Publikowała m.in. w Dwutygodniku, Res Publice Nowej i Magazynie Kulturalnym. Pisze o praworządności, polityce i mediach.
Absolwentka Prawa i Filozofii Uniwersytetu Warszawskiego. Publikowała m.in. w Dwutygodniku, Res Publice Nowej i Magazynie Kulturalnym. Pisze o praworządności, polityce i mediach.
Komentarze