Lex Czarnek wprowadza cztery stopnie kontroli nad organizacją dodatkowych zajęć w szkołach, ale decydujący głos będzie miał kurator. Rodzic wcale nie zyska większej kontroli nad treściami, które dziecku przekazuje szkoła
"Chcemy tylko, żeby również organizacje pozarządowe, które wchodzą do szkoły przekazywały do wiadomości kuratorowi i wszystkim rodzicom, a nie tylko radzie rodziców, treść i materiały, które chcą przekazywać dzieciom" — tak minister edukacji Przemysław Czarnek opowiadał 13 stycznia w "Jedynce" Polskiego Radia o celach nowelizacji prawa oświatowego.
Jedną z najważniejszych zmian, które wprowadza lex Czarnek, jest bowiem sposób zapraszania organizacji społecznych do szkół. "Czy nie jest nic dziwnego w tym, że jakaś organizacja pozarządowa wstydzi się przekazać materiały, które chce przekazywać naszym dzieciom w naszej szkole? Dla mnie to jest czerwone światło" — tłumaczył minister.
Podobne słowa kierował też wczoraj, 12 stycznia, do posłów opozycji z mównicy sejmowej. Z jednej strony twierdził, że chodzi o transparentność i oddanie władzy w ręce rodziców, a z drugiej przypominał, że celem Zjednoczonej Prawicy jest walka z demoralizacją w szkołach. Zaczepiony tydzień wcześniej przez dziennikarzy na Sejmowym korytarzu oburzał się, że wokół ustawy jest taka "histeria". "Gdzie jest napisane, że organizacje nie będą brać udziału w życiu szkoły?" — pytał zirytowany.
W mediach społecznościowych Ministerstwa Edukacji i Nauki pojawiła się nawet infografika, która ma wyjaśniać proponowane zmiany. Resort Czarnka twierdzi, że teraz w szkołach jest "ryzyko indoktrynacji", a po wprowadzeniu przepisów będą w nich prowadzone tylko takie zajęcia, które są znane i akceptowane przez rodziców.
Jeszcze bardziej namieszał wiceminister edukacji Tomasz Rzymkowski, który o planowanych zmianach mówił tak:
"Jeśli 100 proc. rodziców danej klasy czy danej grupy wyrazi zgodę na udział dzieci w zajęciach pozalekcyjnych w szkole, to nie ma mowy, żeby kurator nie wyraził na nie zgody".
Jak jest naprawdę? Sprawdzamy tuż przed głosowaniem ustawy w Sejmie.
W myśl noweli prawa oświatowego od tej pory procedura dopuszczania organizacji społecznej do prowadzenia zajęć będzie czterostopniowa.
1. Dyrektor musi uzyskać od organizacji społecznej szczegółowy program zajęć, listę osób prowadzących i materiały, z których będą korzystać w szkole (już tutaj wiele organizacji będzie rezygnować ze spełniania tak biurokratycznych wymogów, zwłaszcza z dwumiesięcznym wyprzedzeniem - patrz dalej).
2. Dyrektor musi uzyskać pozytywną opinię rady szkoły (przedstawiciele grona pedagogicznego, rodziców i uczniów) i rady rodziców (reprezentanci trójek klasowych).
3. Całą zgromadzoną dokumentację przesyła do kuratorium. I to kurator wyda (lub nie wyda) decyzję, czy konkretna organizacja może działać na terenie szkoły.
Co więcej, o opinię trzeba starać się co najmniej dwa miesiące przed rozpoczęciem zajęć. Ustawa mówi o tym dokładnie tak: "W celu uzyskania opinii dyrektor szkoły lub placówki nie później niż na dwa miesiące przed rozpoczęciem zajęć (...) przekazuje odpowiednio kuratorowi oświaty program zajęć oraz materiały wykorzystywane do realizacji programu zajęć, a także pozytywne opinie rady szkoły lub placówki i rady rodziców". Kurator na wydanie opinii będzie miał 30 dni. Jeśli go przekroczy, opinia będzie automatycznie pozytywna.
Ale to nie koniec weryfikacji zaplanowanej przez MEiN. Po uzyskaniu zgody kuratorium:
4. Dyrektor przedstawia rodzicom pełną informację: o celach i treściach realizowanego programu zajęć; o pozytywnej opinii kuratora oświaty, a także pozytywne opinie rady szkoły lub placówki i rady rodziców.
I to rodzic musi wydać pisemną zgodę na udział swojego syna lub córki w zajęciach. Przepisy brzmią dokładnie tak: „Udział w zajęciach (…) wymaga pisemnej zgody rodziców uczniów, a w przypadku uczniów pełnoletnich – tych uczniów”.
Mamy więc potrójną kontrolę: rady szkoły i rady rodziców, kuratora i zgoda rodziców (plus pierwszy wstępny etap zgłoszenia, który też może działać jak filtr).
Do tej pory, zgodnie z art. 86 prawa oświatowego, kontrolę nad działaniami wykraczającymi poza podstawę programową pełnił dyrektor wraz z radą rodziców. Za to o uczestnictwie konkretnego ucznia w zajęciach decydował rodzic w formie pisemnej zgody. Ten proceder nie był jednak opisany w prawie oświatowym. Było to za to przyjętą praktyką szkół, że na dodatkowe zajęcia dziecko trzeba zapisać.
Teraz najważniejszym ogniwem stanie się kurator. To on będzie miał możliwość zadecydowania, czy dana organizacja do szkoły wejdzie, czy nie. I nie będzie musiał uwzględniać opinii rodziców, bo ich głos jest na końcu procesu decydowania o działalności organizacji społecznych. Nie jest więc prawdą to, co mówi minister Rzymkowski.
Nawet gdy 100 proc. rodziców zgodzi się, by w szkole wdrożyć nowoczesny program edukacji seksualnej, kurator będzie mógł go zablokować.
Jeśli 100 proc. rodziców danej klasy czy danej grupy wyrazi zgodę na udział dzieci w zajęciach pozalekcyjnych w szkole, to nie ma mowy, żeby kurator nie wyraził na nie zgody
Kurator nawet gdyby chciał nie będzie uwzględniał głosu poszczególnych rodziców. Zdecyduje samodzielnie kierując się, przynajmniej w teorii, informacjami o organizacji, programie zajęć, a także opinią rady rodziców i szkoły. Jeśli kurator, np. małopolska kurator oświaty Barbara Nowak, będzie uprzedzony wobec organizacji, która w ramach zajęć ze zdrowia publicznego opowiada o zbawiennym wpływie szczepień, może po prostu wydać świstek z negatywną opinią. Tak samo, jeśli do szkoły będą chcieli wejść mediatorzy z Kampanii Przeciw Homofobii, żeby np. pomóc w rozwiązaniu konfliktu w grupie rówieśniczej dotyczącego orientacji seksualnej jednego z uczniów. Kurator Nowak może stwierdzić, że to treści niebezpieczne i gorszące, a więc odeśle dyrektora z kwitkiem.
Tym, którzy protestują, nie chodzi więc o brak transparentności, jak twierdzi minister Czarnek, ale o to, że
o profilu wychowawczym szkoły będzie decydować urzędnik polityczny.
Chcemy tylko, żeby również organizacje pozarządowe, które wchodzą do szkoły przekazywały do wiadomości kuratorowi i wszystkim rodzicom, a nie tylko radzie rodziców, treść i materiały, które chcą przekazywać dzieciom
Nowela prawa oświatowego nie ma więc nic wspólnego z deklarowanym upodmiotowieniem rodzica, wręcz przeciwnie — odbiera mu prawo decydowania o tym, co dzieje się w szkole. Może owszem decydować o swoim własnym dziecku, ale dopiero gdy kurator wyda swoją decyzję.
Ci, którzy protestują, zwracają też uwagę, że zmiany są skonstruowane w taki sposób, że szkoły po prostu nie będą nikogo zapraszać. Po pierwsze, cały proces wymaga tony obowiązków biurokratycznych. Po drugie, jest niepraktyczny, bo w życiu szkoły często dochodzi do sytuacji, które wymagają nagłego reagowania. Z podjęciem interwencji po przemocy czy próbie samobójczej, nie można czekać dwa miesiące. Trzeba reagować od razu. Teraz tej skróconej ścieżki ma nie być.
Chyba najbliższe prawdy są słowa ministra Czarnka o "zakazie demoralizacji". Pod tym pojęciem minister rozumie wszelkie zajęcia, których celem jest edukacja o różnorodności, ludzkiej seksualności, prawach człowieka - czyli "lewackie" tematy. Rykoszetem oberwą wszystkie inicjatywy, których celem jest: wspieranie dzieci z defaworyzowanych środowisk, ubogacenie programu nauczania czy wprowadzenie innowacji do szkół.
Dziennikarz i reporter. Uhonorowany nagrodami: Amnesty International „Pióro Nadziei” (2018), Kampanii Przeciw Homofobii “Korony Równości” (2019). W OKO.press pisze o prawach człowieka, społeczeństwie obywatelskim i usługach publicznych.
Dziennikarz i reporter. Uhonorowany nagrodami: Amnesty International „Pióro Nadziei” (2018), Kampanii Przeciw Homofobii “Korony Równości” (2019). W OKO.press pisze o prawach człowieka, społeczeństwie obywatelskim i usługach publicznych.
Komentarze