Czy polscy naukowcy znów będą publikować w czasopismach, których nie będą mogli legalnie przeczytać? Ministerstwo nie przyznało odpowiedniej dotacji na utrzymanie prenumerat czasopism międzynarodowych. Politycy PiS od dawna zapowiadali „dowartościowanie” czasopism polskich
19 stycznia 2023 na stronie „Wirtualnej Biblioteki Nauki” — programu „zakupu i udostępniania światowych zasobów wiedzy w postaci elektronicznych czasopism, książek i baz danych dla polskich instytucji akademickich i naukowych” — ukazała się informacja, że zostanie on ograniczony.
Do tej pory w ramach prowadzonej przez ICM (Interdyscyplinarne Centrum Modelowania Matematycznego i Komputerowego Uniwersytetu Warszawskiego) „biblioteki” naukowcy z polskich uczelni mogli korzystać z dostępu do licznych baz danych zawierających artykuły publikowane w czasopismach naukowych z różnych dyscyplin.
W 2023 roku część prenumerat nie zostanie przedłużona.
„MEiN zapowiadał (…) że wnioskowany przez ICM koszt kontynuacji wszystkich licencji przekracza możliwości budżetowe MEiN i może być konieczne ograniczenie listy licencji objętych dofinansowaniem.
(…) Ponadto ICM będzie musiał rozwiązać dotychczasowe umowy na licencje Science, Nature i CUP, które były zawarte na okres 2022-2024, ale uwzględniały ewentualność, że dofinansowanie na 2023 r. nie zostanie przyznane”.
— czytamy w komunikacie na stronie ICM. Wymienia on bazy danych, których prenumeraty nie zostaną przedłużone.
Biblioteka okazała się wielkim sukcesem — według danych ICM w 2021 roku naukowcy pobrali z niej 18 mln artykułów i 5,2 mln rozdziałów książek.
Czasopisma naukowe to kluczowy element obiegu informacji w świecie światowej nauki. To w nich w dużej części toczy się debata naukowa i tam publikuje się informacje o nowych odkryciach.
Polscy naukowcy i naukowczynie „od zawsze” mieli do nich trudny dostęp. Od czasu reform ministry nauki z rządu PO-PSL, prof. Barbary Kudryckiej, w ramach „umiędzynarodowienia” polskiej nauki rządzący kładli coraz większy nacisk na publikacje w czasopismach i wydawnictwach międzynarodowych. To wymagało jednak wykupienia licencji — które były bardzo drogie (nie tylko zresztą dla polskich uczelni, na ich koszty naukowcy narzekają w całym świecie zachodnim).
Po 2010 roku naukowcom i naukowczyniom narzucono więc obowiązek publikowania w pismach, do których często nie mieli legalnego dostępu. Radzili sobie na różne sposoby. W internecie istnieją nielegalne darmowe bazy danych z tekstami naukowymi. Niżej podpisany np. przez długie lata korzystał z użyczonego przez kolegę dostępu, który ów kolega miał jako członek stowarzyszenia absolwentów niemieckiego uniwersytetu. Inni pisali do autorów i autorek interesujących ich badań, żeby sami przysyłali im artykuły.
„Umiędzynarodowienie” nauki stanowiło jedno z głównych haseł zmian wprowadzanych przez ministra nauki Jarosława Gowina (wyrzuconego z rządu w sierpniu 2021 roku). Za jego rządów zmieniono „wycenę” dorobku naukowego, z którego rozlicza się naukowców, premiując bardzo czołowe czasopisma zagraniczne. Rząd dofinansował też do nich dostęp.
W 2021 roku z budżetu państwa wydano na to — według wiceministra nauki prof. Włodzimierza Bernackiego — 290 mln zł.
W lipcu 2022 roku cięcia w „Wirtualnej Bibliotece Nauki” zapowiedział wiceminister Bernacki w wywiadzie dla PAP. Wiceminister chwalił bibliotekę („Chcemy, żeby z tego programu korzystało jeszcze więcej osób, zwłaszcza studentów” — mówił w wywiadzie dla PAP). Ale narzekał, że koszty prenumeraty rosną za szybko.
W 2020 roku ministerstwo wydało na WBN 256 mln zł., a w 2021 — już 290 mln. Rynek czasopism naukowych jest zdominowany przez wielkie międzynarodowe koncerny — Elsevier, Sage, Wiley-Blackwell, Springer oraz Taylor and Francis. Są one często oskarżane przez naukowców o praktyki monopolistyczne: od lat podnoszą ceny powyżej inflacji, nie płacąc przy tym recenzentom — dużą część pracy wykonują inni naukowcy za darmo — i pobierając bardzo wysokie opłaty za tzw. open access, czyli publikowanie artykułów w otwartym dostępie (tj. nie trzeba mieć prenumeraty czasopisma, żeby za nie zapłacić, ale wtedy za publikację płaci autor/ka, a raczej jego/jej macierzysta instytucja).
Różne rządy i uczelnie od lat próbują więc albo zrywać kontrakty z wydawcami — zrobił tak w 2019 roku np. wielki Uniwersytet Kalifornijski — albo negocjować stawki:
Prof. Bernacki zapewniał, że ministerstwo chce zostawić „podstawowy dostęp” do czasopism polskim badaczom i badaczkom.
Podał także koszty publikowania w otwartym dostępie: w 2021 roku polski podatnik zapłacił za to ponad 100 mln złotych.
Na system, w którym Polska najpierw płaci za publikowanie artykułów, a potem — za możliwość ich przeczytania, narzekał także w 2021 roku minister Przemysław Czarnek, mówiąc, że jest to łącznie „budżet wielkiego uniwersytetu”.
„To, że polscy naukowcy mają publikować z czasopismach zagranicznych, to jest zupełnie oczywiste. To, że umiędzynarodowienie naszej nauki musi następować, to jest zupełnie oczywiste. Natomiast nie może być celem samym w sobie i nie może prowadzić do takich patologii, jak to 100 mln zł i nie może prowadzić też do takiej sytuacji, że musimy potem płacić za odczytywanie tych artykułów kolejne 255 mln zł. Razem płacimy 350 mln zł rocznie, to już jest budżet wielkiego uniwersytetu”
— mówił Czarnek w Senacie w marcu 2021 roku. Od tego czasu te koszty po raz kolejny wzrosły, zwłaszcza że na listach punktowanych czasopism naukowych (punktowanych, czyli ocenianych jako dorobek przez ministerstwo) znalazły się tzw. czasopisma drapieżne — czyli takie, w których publikacje można sobie po prostu kupić.
Być może odpowiedzią ministerstwa będzie „dowartościowanie” czasopism polskich, za które nie trzeba tyle płacić — co zapowiada minister Czarnek w kolejnych wywiadach.
Te kalkulacje nie muszą jednak interesować badaczek i badaczy, którzy teraz będą mieli po prostu gorszy dostęp do czasopism.
„Świetnie. Mamy uprawiać naukę, gonić świat, zdobywać laury, ale obcina się nam dostęp do literatury. Jak można uprawiać naukę nie mając dostępu do światowego obiegu publikacyjnego?!?”
— komentował na Twitterze politolog dr hab. Łukasz Zamęcki z Wydziału Nauk Politycznych i Studiów Międzynarodowych UW.
„Jeszcze z dziesięć lat temu utrzymywałem specjalnie pozycję afiliowanego wykładowcy amerykańskiej uczelni, żeby mieć dostęp do porządnej wirtualnej biblioteki. Od tego czasu dużo się w Polsce zmieniło. Ale przyszedł Czarnek i postanowił nam odciąć dostęp do czasopism...”
— pisał prof. Michał Bilewicz, psycholog społeczny z Wydziału Psychologii UW.
Dziennikarz OKO.press, historyk i socjolog, profesor Uniwersytetu SWPS w Warszawie.
Dziennikarz OKO.press, historyk i socjolog, profesor Uniwersytetu SWPS w Warszawie.
Komentarze