"Wydumane pierwszeństwo" dla ukraińskich dzieci oznacza przymus edukacji, w której muszą po 2-3 miesiącach pobytu w Polsce zdawać egzamin i uzyskiwać promocję z klasy do klasy. Czarnek twierdzi też, że problemu z edukacją uchodźców nie ma, choć brakuje pieniędzy, lokali, nauczycielek. Chwali się, że przywilejów nie daje
Przemysław Czarnek zaczął środę 4 maja od życzeń dla maturzystów (maturzystki dla ministra edukacji nie istnieją). Ludzi z pandemicznego rocznika, których trzeba by raczej uspokajać, Czarnek stresował: matura to "jeden z najważniejszych egzaminów w życiu", więcej - to "nie tylko podsumowanie wielu lat nauki, ale również początek nowego etapu w życiu" i "przepustka do dalszej edukacji i kariery", aby móc "realizować własne plany oraz spełniać marzenia"... W sześciu zdaniach Czarnek zmieścił aż tyle zatrważających sygnałów, zabrakło choćby jednego normalnego miłego słowa.
Gdyby się okazało, że nie jest to ostatnia matura ministra, podsuwam na przyszłość: "Ja na maturze z polskiego dostałem do analizy »Bogurodzicę«. Życzę wam, żebyście także dostali wymarzony temat".
O tej "Bogurodzicy" Czarnek opowiadał w środowych Sygnałach dnia I Programu PR, podkreślając, że odpowiedź na maturze (w 1995 roku - red.) poszła mu świetnie. Gorzej wypadł zapytany o ukraińskie dzieci w polskiej szkole.
Podał najnowsze liczby. W przedszkolach jest 40 tys. ukraińskich dzieci (polskich - według danych GUS w roku szkolnym 2020/2021 jest 1,12 mln); w podstawówkach - 140 tys. (polskich - 3,1 mln); w szkołach ponadpodstawowych - 40 tys. (polskich - 1,9 mln). Razem to 200 tys. dzieci.
40 tys. z nich chodzi - jak to nazywa Czarnek - do "klas ukraińskich", czyli tzw. oddziałów przygotowawczych. Wynika z tego, że pozostałe 120 tys. uczy się z polskimi dziećmi, w powiększonych klasach, co zostało umożliwione rozporządzeniem z 8 marca.
Dzieci ukraińskie stanowią więc prawie 4 proc. w przedszkolach, prawie 5 proc. w podstawówkach i 2 proc. w szkołach ponadpodstawowych. Dużo.
A może być znacznie więcej. Jak podaje Czarnek za ukraińskim ministerstwem edukacji, ok. 500 tys. dzieci uchodźców uczy się zdalnie w ukraińskim systemie. "Umożliwiamy im to przepisami prawa pomimo przebywania na terytorium RP" - chwalił się Czarnek rozporządzeniem, w którym zdjął z ministerstwa odpowiedzialność za kontynuację ukraińskiej nauki. Senat proponował odwrotną ścieżkę (patrz dalej).
Z wypowiedzi Czarnka w radiu publicznym bił spokój i optymizm. Młodzi uchodźcy i uchodźczynie "rozsiani są po całym kraju i nie stanowi to żadnego problemu, dzięki pracy dyrektorów i nauczycieli oraz postawie naszych uczniów" poza centrami wielkich miast, zwłaszcza Warszawy, ale tu jesteśmy w stałym kontakcie z samorządami, również z Warszawy".
Nie stanowi to [nauczanie ukraińskich dzieci w polskich szkołach] żadnego problemu poza centrami wielkich miast, zwłaszcza Warszawy, gdzie liczba uchodźców sprawia, że mogą się wytworzyć pewne problemy
To zdumiewające wypowiedzi. W tekście wymienimy wiele zasadniczych problemów z edukacją ukraińskich dzieci. O komentarz poprosiliśmy też wiceprezydent Bydgoszczy odpowiedzialną za edukację Iwonę Waszkiewicz oraz z Dorotę Łobodę, radną Warszawy, przewodniczącą stołecznej Komisji Edukacji, wcześniej znaną aktywistkę i liderkę ruchu Rodzice Przeciwko Reformie (zobacz teksty o jej działalności).
Iwona Waszkiewicz, wiceprezydent Bydgoszczy: "W Bydgoszczy mamy dziś 1920 dzieci z Ukrainy w placówkach publicznych i 240 w niepublicznych (głównie przedszkolach). W szkołach zorganizowaliśmy 23 oddziały przygotowawcze po 20-25 dzieci (co oznacza, że z tej formy korzysta ponad 500 dzieci - red.). Takie klasy dominują w szkołach ponadpodstawowych".
Waszkiewicz mówi, że miasto ma trudności z lokalami - nie ma gdzie tworzyć kolejnych oddziałów przygotowawczych, a w szkołach się już nie mieszczą. Nasiliły się też kłopoty z kadrą pedagogiczną, płace nie zachęcają do zawodu, a obecność dzieci uchodźczych wymaga dodatkowych nauczycielek i nauczycieli. W tym języka polskiego w klasach przygotowawczych.
Dodajmy, że brakuje też psychologów, a dzieci z Ukrainy - straumatyzowane wojną i emigracją - wymagają przecież szczególnej troski i pomocy. Problem jest też z ukraińskimi dziećmi ze specjalnymi potrzebami, szkoły opierają się tu na oświadczeniach rodziców, nie ma środków na porządną diagnozę (a od niej zależy wyższa subwencja oświatowa na dziecko).
"Mamy poważny kłopot z miejscami w przedszkolach - mówi Waszkiewicz. - Ponieważ jest to zadanie własne samorządów, więc liczba miejsc jest przez nas dopasowana do potrzeb mieszkańców, a oto nagle pojawiają się dodatkowe dzieci. Subwencja ze strony państwa (400 zł na dziecko miesięcznie) pokrywa tylko część kosztów, w Bydgoszczy wynoszą one ok. 800 zł. W dodatku sprawa dotacji dla dzieci ukraińskich w przedszkolach nie została rozstrzygnięta przez rząd, na razie całość finansujemy z budżetu miasta.
Dorota Łoboda: "To jest poważny problem. Zaproponowana przez ministerstwo stawka subwencji na przedszkolaka (400 zł) jest w warszawskich realiach śmiesznie mała, miasto płaci 1400 zł".
Prowadzący "Sygnały dnia" stwierdził, że ludzie zaczynają narzekać na przywileje Ukraińców. Czarnek podkreślił, że pomaganie jest obowiązkiem ludzkim i chrześcijańskim, ale zaprzeczył, że w grę wchodzi jakiekolwiek specjalne traktowanie względem polskich dzieci:
"To nie jest prawda, że Ukraińcy mają wszędzie pierwszeństwo, przykładem jest system edukacji. Trafiło do niego 200 tys. dzieci bez jakiegokolwiek pierwszeństwa przed polskimi dziećmi". I dalej:
System [nauczania dzieci z Ukrainy] został tak przygotowany, że w żaden sposób, powtarzam, w żaden sposób nie koliduje z polskim systemem oświaty i nie utrudnia polskim dzieciom edukacji. Pierwszeństwo Ukraińców jest wydumane
Czarnek konsekwentnie przedstawia sytuację tak, że wprowadzenie wyjątkowych rozwiązań dla dzieci uchodźców, nawet najbardziej uzasadnione, byłoby "przywilejem" i odbyło się "kosztem polskich dzieci".
"To tak jakbyśmy nie dawali Ukrainkom PESELI, bo zabraknie dla Polaków" - żartuje Łoboda.
OKO.press krytykowało pomysł objęcia egzaminem ósmoklasisty uczniów i uczennic z Ukrainy, które znalazły się w 8.klasie. Stają wobec niewykonalnego zadania napisania egzaminu po polsku z materiału, jakiego się nie uczyły. Apelowaliśmy nawet (częściowo po ukraińsku, żeby unaocznić absurd) do ministra, żeby odstąpił od dostarczania dodatkowego stresu nastoletnim uchodźcom, zwłaszcza, że pod presją zgłosiło się ich aż 7146 (bez zdawania egzaminu nie mogą aplikować do szkół ponadgimnazjalnych).
Łoboda zwraca uwagę, że problem jest szerszy i dotyczy wszystkich ukraińskich uczniów i uczennic od IV klasy (wcześniej nie wystawia się ocen):
"Ministerstwo upiera się, że ci, którzy trafili do polskich oddziałów, powinni być klasyfikowani tak, jak polskie dzieci. Powinniśmy wystawić im komplet ocen. A przecież są w szkole od marca a czasem nawet od kwietnia, znają język polski słabo lub prawie wcale, nie są w stanie choćby częściowo spełnić wymagań z kilkunastu przedmiotów.
Co mają zrobić szkoły? Nie dać uchodźcom promocji, co byłoby dodatkową traumą?".
Dodajmy, że byłoby to też zaskakującą karą dla tych ukraińskich dzieci, które zamiast uczyć się zdalnie lub w nauczaniu przygotowawczym, zostały włączone do polskich klas. Pozostali młodzi uchodźcy będą mogli we wrześniu zapisywać się do klas odpowiednio do wieku, bez przedstawiania polskiego świadectwa lub wyniku egzaminu ósmoklasisty.
Łoboda: "Proponowaliśmy, żeby odstąpić od wydawania im świadectw albo znaleźć formułę specjalną, ale ministerstwo upiera się, że jak są w polskiej szkole, to muszą spełniać te same wymagania".
Zdaniem Łobody, wiele szkół zdecydowałoby się zapewne, by nie blokować promocji ukraińskich dzieci z klasy do klasy i wpisywać im na świadectwie ocenę dopuszczającą (czyli 2), ale przy takim nastawieniu ministerstwa mogą się obawiać kontroli ze strony kuratoriów.
Łoboda też zwraca uwagę na szczególnie trudną sytuację ósmoklasistów z Ukrainy. "Do szkół ponadpodstawowych wybiera się w tym roku faktycznie półtora rocznika, więc konkurencja do liceów i techników będzie większa niż zwykle. To dodatkowo zmniejszy szanse dzieci z Ukrainy na dostanie się do wymarzonej szkoły. Jakieś wolne miejsca się znajdą, ale nie takie, jakie im się należą z racji zdolności, umiejętności czy wiedzy".
Sztywne stanowisko ministra Czarnka sprawia, że ukraińskie dzieci w polskich klasach znalazły się w sytuacji zagrożenia.
Zamiast stworzyć im ścieżkę dojścia do wymogów polskiej szkoły i/lub poluzować te wymogi, Czarnek proponuje de facto ścieżkę wyjścia.
A problem nie zniknie.
Iwona Waszkiewicz: "Jest wielka niewiadoma. Jeśli wojna się szybko skończy, znaczna część, może nawet połowa z dzieci, które są teraz w naszych szkołach wróci do domu. Ale jeśli sytuacja się nie uspokoi, może pojawić się ogromny problem, bo coraz więcej dzieci, które uczą się zdalnie w systemie ukraińskim, będzie trafiać do polskich szkół.
Liczba ukraińskich uczniów i uczennic może się nawet podwoić. Trzeba przygotować ścieżki ich wejścia do systemu.
I jakieś wsparcie dla szkół. Nie wiem, jak mielibyśmy sobie poradzić w Bydgoszczy, gdyby do naszych przedszkoli i szkół doszło kolejne np. pięć tysięcy dzieci".
Zupełnie inne podejście do edukacji uchodźców przedstawił Senat w nowelizacji ustawy o pomocy obywatelom Ukrainy. Izba wyższa chciałaby ułatwić tworzenie domowych punktów wychowania przedszkolnego, z maksimum 7 dzieci, tak jak można to obecnie robić dla dzieci do trzech lat. Państwo miałoby dotować takie punkty.
Senat chciałby również, by
w polskich szkołach mogły w roku 2022/2023 powstawać oddziały (klasy) międzynarodowe, w których uchodźcy z Ukrainy mogliby się uczyć w języku ukraińskim, zgodnie z ukraińską podstawą programową.
Można by zatrudnić ukraińskie nauczycielki, których dużo przyjechało do Polski.
"Proponowane rozwiązanie byłoby fakultatywną, kolejną formą kształcenia uczniów z Ukrainy, obok oddziałów przygotowawczych i klas ogólnodostępnych. Dawałoby organom prowadzącym i jednostkom oświatowym elastyczność w kształtowaniu oferty edukacyjnej dla uczniów z Ukrainy w zależności od potrzeb" - wyjaśnia Senat.
Uczniowie i uczennice z Ukrainy, uczący się w klasach VIII szkół podstawowych, powinni zostać - wg Senatu - zwolnieni z obowiązku przystąpienia do egzaminu ósmoklasisty.
Projekt Senatu przewiduje także zapewnienie kolonii i półkolonii w czasie przerwy wakacyjnej najmłodszym uchodźcom z Ukrainy. "Dzieci powinny mieć zapewnioną całodzienną opiekę oraz wyżywienie".
Projekt został negatywnie oceniony przez rząd.
W radiowej Jedynce Czarnek zapowiedział też w środę więcej edukacji dla bezpieczeństwa w postaci "teorii obsługi broni" w 8. klasie, "po to, żeby młodzież w I klasie szkoły ponadpodstawowej mogła oddać strzały na strzelnicach".
A także podwyżkę dla nauczycieli od września. "Dla stażysty to będzie (jeśli parlament się zgodzi) 3420 zł". Dziennikarz przytomnie zapytał: "Netto czy brutto?". "Brutto" - podkreślił Czarnek.
Netto daje to 2650 zł, co - oczywiście - pozwoli nauczycielce stażystce wynająć przytulne mieszkanie, z gustem je urządzić, kupić komputer i smartfon, zdrowo się odżywiać i dojeżdżać do szkoły 14 km nieco wysłużonym autem, a w weekendy wyskoczyć nad jezioro (35 km) i odwiedzić rodziców (54 km). Wszak na paliwo wyda (po obecnych cenach!) 1180 zł, zostanie jej całe 1470 zł.
Czarnek podkreślił też dowcipnie, że od września wchodzi w życie HiT, czyli przedmiot "Historia i teraźniejszość", który dostarczy młodzieży prawdziwą wiedzę o historii najnowszej, tak "by nie ulegała już żadnej propagandzie". Podstawa programowa została opracowana, czekamy na podręczniki - powiedział.
Jak analizowaliśmy w OKO.press, HiT ma silny komponent ideologicznej perswazji i stanowi ucieleśnienie polityki historycznej PiS z jej narodowościowymi (nacjonalistycznymi) i religijnymi obsesjami. Omawialiśmy największe kurioza podstawy programowej HiT:
Pokazywaliśmy, w jaki sposób HiT "dobija" edukację obywatelską:
W wywiadzie Czarnek zapowiedział też, że religia lub etyka będą obowiązkowe. "Ale jeszcze nie od tego roku".
Jak podała Centralna Komisja Egzaminacyjna, najstarszy tegoroczny maturzysta urodził się w 1951 roku, do egzaminu maturalnego przystępuje w wieku 71 lat.
Edukacja
Uchodźcy i migranci
Przemysław Czarnek
Ministerstwo Edukacji i Nauki
edukacja dzieci z Ukrainy
uchodźcy z Ukrainy
wojna w Ukrainie
Założyciel i redaktor naczelny OKO.press (2016-2024), od czerwca 2024 redaktor i prezes zarządu Fundacji Ośrodek Kontroli Obywatelskiej OKO. Redaktor podziemnego „Tygodnika Mazowsze” (1982–1989), przy Okrągłym Stole sekretarz Bronisława Geremka. Współzakładał „Wyborczą”, jej wicenaczelny (1995–2010). Współtworzył akcje: „Rodzić po ludzku”, „Szkoła z klasą”, „Polska biega”. Autor książek "Psychologiczna analiza rewolucji społecznej", "Zakazane miłości. Seksualność i inne tabu" (z Martą Konarzewską); "Pociąg osobowy".
Założyciel i redaktor naczelny OKO.press (2016-2024), od czerwca 2024 redaktor i prezes zarządu Fundacji Ośrodek Kontroli Obywatelskiej OKO. Redaktor podziemnego „Tygodnika Mazowsze” (1982–1989), przy Okrągłym Stole sekretarz Bronisława Geremka. Współzakładał „Wyborczą”, jej wicenaczelny (1995–2010). Współtworzył akcje: „Rodzić po ludzku”, „Szkoła z klasą”, „Polska biega”. Autor książek "Psychologiczna analiza rewolucji społecznej", "Zakazane miłości. Seksualność i inne tabu" (z Martą Konarzewską); "Pociąg osobowy".
Komentarze