Co byś zrobił, gdybyś wiedział, że zostało ci 12 godzin życia, mimo że czujesz się całkiem dobrze? Dzięki algorytmom sztucznej inteligencji możemy znać odpowiedź na pytanie, którego człowiek dotychczas nie był w stanie zadać na czas: czy twoje serce planuje się zatrzymać?
Choć powyższe pytanie może brzmieć jak wyjęte z podręcznika filozofii, to pod cienką warstwą poetyki kryje się w nim brutalna codzienność. Serce pracuje nieprzerwanie od chwili poczęcia, a w ciągu jednego dnia wykonuje około 100 tys. uderzeń, przepompowując krew przez sieć naczyń o długości ponad 100 tys. kilometrów. I przez dekady, nieprzerwanie, bez protestu, spełnia swoją funkcję. Aż nagle – przestaje.
Ta cisza bywa niespodziewana jak awaria na autostradzie w środku nocy. Nie poprzedza jej sygnał alarmowy, nie zawsze daje znać, że nadchodzi. I to właśnie sprawia, że zawał serca jest jednym z najbardziej nieuchwytnych zabójców współczesności – atakuje znienacka, często pozornie zdrowych ludzi, pozostawiając rodzinę, lekarzy i samego pacjenta bez szans na reakcję.
Przez dekady medycyna próbowała znaleźć sposób, by przewidywać te incydenty. Wywiady rodzinne, skale ryzyka, markery zapalne, rezonanse i tomografie – wszystko to pomogło w lepszym zrozumieniu przyczyn, ale nie w przewidywaniu konkretnego momentu.
I właśnie w tym miejscu do gry wkracza zupełnie nowy gracz: sztuczna inteligencja (SI). Narzędzie, które zamiast linearnie analizować pojedyncze zmienne, wchłania setki tysięcy danych i wypluwa prognozę – coraz częściej trafną.
Czy algorytmy uczące się mogą przewidzieć, kiedy serce przestanie bić?
Według danych Światowej Organizacji Zdrowia (WHO), choroby układu sercowo-naczyniowego (CVD – Cardiovascular Disease) odpowiadają za niemal jedną trzecią wszystkich zgonów na świecie, a to ok. 17,9 miliona ludzi rocznie. Spośród nich aż cztery na pięć zgonów spowodowane są zawałem serca lub udarem mózgu, a jedna trzecia tych zgonów dotyczy osób poniżej 70. roku życia.
W Polsce sytuacja nie wygląda lepiej – choroby układu sercowo-naczyniowego są najczęstszą przyczyną śmierci, wyprzedzając nowotwory i choroby płuc. Według danych z 2023 roku odpowiadają one za około 37 proc. wszystkich zgonów w naszym kraju.
Każdego roku w Polsce notuje się około 80 tys. zawałów serca oraz 75 tys. udarów mózgu.
Niewydolność serca jest szczególnie niebezpieczna, powodując około 150 tys. zgonów rocznie, co stanowi liczbę ponad dwukrotnie wyższą niż w przypadku zawałów serca.
Współczesna medycyna zna większość czynników ryzyka prowadzących do chorób serca. Nadciśnienie tętnicze, cukrzyca, otyłość, siedzący tryb życia, palenie tytoniu, dieta bogata w tłuszcze nasycone, przewlekły stres, brak snu. Do tego dochodzą uwarunkowania genetyczne, wiek, płeć.
Ale nawet przy tej wiedzy lekarze wciąż zmagają się z fundamentalnym problemem: brakiem indywidualnej predykcji. Można powiedzieć pacjentowi, że ma „zwiększone ryzyko” – ale to wciąż znaczy: może dostaniesz zawału za pięć lat, może za dwadzieścia, a może nigdy.
Właśnie dlatego
aż 30 proc. zawałów serca występuje bez jakichkolwiek wcześniejszych objawów.
Nie tylko u ludzi starszych – coraz częściej dotyczy osób w średnim wieku, aktywnych zawodowo, pozornie zdrowych. Niektórzy nie mają nigdy postawionej diagnozy nadciśnienia, nie biorą leków, nigdy nie byli pod opieką kardiologiczną. To przewrotne, ale zawał może być pierwszym i ostatnim objawem choroby serca.
To także tragedia społeczna.
Szacuje się, że w Polsce rocznie z powodu nagłych incydentów sercowych tracimy ponad 100 tys. lat życia skorygowanych o jakość (QALY). To nie tylko koszty emocjonalne – to też miliardy złotych rocznie obciążające system opieki zdrowotnej i rynek pracy.
Choroby serca są jedną z głównych przyczyn niezdolności do pracy i długoterminowej absencji zawodowej. A przecież wiele z tych przypadków mogłoby zostać wykrytych wcześniej. Jednak „wcześniej” wymaga narzędzi, które widzą więcej niż człowiek; które są w stanie analizować nie jeden czynnik, ale tysiące parametrów równocześnie. I właśnie tutaj na scenę wchodzi sztuczna inteligencja.
Jednym z pionierskich projektów, który zapoczątkował rewolucję w wykorzystaniu sztucznej inteligencji w kardiologii, była praca zespołu z Mount Sinai Health System w Nowym Jorku. W 2019 roku badacze kierowani przez dr Ziada Attię opracowali algorytm SI, który potrafi wykryć oznaki niewydolności serca na podstawie zaledwie 15-sekundowego zapisu EKG – i to takiego, który dla lekarzy wyglądał jak całkowicie prawidłowy. Swoje wyniki opublikowali na łamach Nature Medicine, co od razu wywołało dyskusję o granicach ludzkiej percepcji w diagnostyce.
Algorytm został przeszkolony na bazie ponad 600 tys. elektrokardiogramów, powiązanych z wynikami echokardiografii, czyli obrazowego badania pozwalającego ocenić frakcję wyrzutową lewej komory serca (LVEF). To właśnie obniżenie LVEF poniżej 40 proc. uznaje się za klasyczny objaw niewydolności serca – choroby przewlekłej, która może latami rozwijać się bezobjawowo.
Program SI był w stanie rozpoznać wzorce związane z początkiem tego procesu, nawet jeśli rytm serca mieścił się w normach fizjologicznych. Dla ludzkiego oka – nic szczególnego. Dla algorytmu dysponującego ogromnym materiałem porównawczym – sygnał ostrzegawczy.
To był pierwszy przypadek, w którym sztuczna inteligencja „dostrzegła” coś, czego lekarz nie byłby w stanie wychwycić. System nie tylko przewidywał obecność niewydolności serca, ale również klasyfikował pacjentów jako wymagających dalszej diagnostyki lub pilnego leczenia. Co ważne, skuteczność modelu potwierdzono w zewnętrznych walidacjach, również w populacjach, które nie były częścią pierwotnego zbioru wykorzystanego do treningu algorytmu SI – co w świecie uczenia maszynowego jest rzadkością i dowodem solidności metodologicznej.
Od tamtej pory technologia ta została przetestowana i wdrożona w ponad 20 ośrodkach medycznych w USA i Europie. Co więcej, podobne algorytmy zaczęto integrować z mobilnymi urządzeniami do rejestracji EKG, co otworzyło drogę do masowej prewencji – również poza gabinetem lekarskim. Oznacza to, że pacjent, który rejestruje swoje EKG w domu, może otrzymać sygnał o ukrytej niewydolności serca na długo przed wystąpieniem pierwszych objawów.
W jednym z najbardziej zaawansowanych ośrodków medycznych świata – Mayo Clinic w Rochester – zespół badaczy poszedł o krok dalej, integrując program sztucznej inteligencji z szerokim zbiorem danych klinicznych w celu prognozowania ryzyka zawału serca.
Nie chodziło już tylko o analizę sygnału EKG, ale o stworzenie systemu, który łączy dane z różnych źródeł: zapisy elektrokardiograficzne, wyniki badań laboratoryjnych (w tym wskaźniki zapalne, takie jak białko C-reaktywne), ciśnienie tętnicze, wiek, BMI, historię chorób przewlekłych, a nawet dane demograficzne i styl życia.
Efektem była wielowymiarowa platforma predykcyjna, zdolna do identyfikowania pacjentów z ukrytym ryzykiem incydentu sercowego – często, zanim cokolwiek zaczęło wskazywać na zagrożenie.
Największym osiągnięciem tego systemu było to, że potrafił wykrywać przypadki tzw. cichej miażdżycy – postaci choroby niedokrwiennej serca, która rozwija się bezobjawowo przez lata. W typowych warunkach pacjent z takim stanem trafia do szpitala dopiero po wystąpieniu zawału. Algorytm zaprojektowany przez zespół Mayo Clinic potrafił wyłapać subtelne oznaki ryzyka zawału z wyprzedzeniem sięgającym nawet 6-12 miesięcy, co dawało lekarzom szansę na wprowadzenie wczesnej interwencji: zmianę leków, skierowanie na koronarografię, a czasem – na operację ratującą życie.
Model oparty był na uczeniu głębokim (deep learning), przetwarzającym dane ponad 100 tys. pacjentów. Jednym z najbardziej przełomowych aspektów była zdolność do samodzielnego wykrywania nieoczywistych zależności między parametrami, które dotąd nie były klinicznie powiązane. Na przykład: pewna kombinacja poziomu hemoglobiny glikowanej, tętna spoczynkowego i zmienności rytmu zatokowego mogła – według programu SI – oznaczać dwukrotnie wyższe ryzyko incydentu wieńcowego w ciągu nadchodzących 3 miesięcy. Lekarze wcześniej nie traktowali takiego zestawu jako szczególnie alarmującego.
System SI Mayo Clinic przeszedł walidację w różnych populacjach pacjentów i obecnie jest wykorzystywany pilotażowo w kilku amerykańskich stanach, również jako narzędzie integrujące się z platformami telemedycznymi. W praktyce oznacza to, że pacjenci mogą być klasyfikowani pod względem ryzyka bez potrzeby każdorazowego pojawiania się w klinice. Otwiera to drzwi do scenariusza zdalnej prewencji chorób serca, opartej na danych i dynamicznie reagującej na zmiany w stanie zdrowia.
Zbliżającego się zawału serca nie da się przewidzieć.
Stworzony zgodnie z międzynarodowymi zasadami weryfikacji faktów.
W Cedars-Sinai Medical Center w Los Angeles, jednym z najbardziej innowacyjnych ośrodków badawczych w dziedzinie kardiologii, zespół pod kierunkiem dr Damini Dey opracowała przełomowy model sztucznej inteligencji, który przetwarza obrazy tomografii komputerowej z angiografią (CTA) z niezwykłą precyzją i głębokością analizy.
Kluczową różnicą w stosunku do dotychczasowych systemów było to, że algorytm nie ograniczał się do identyfikacji zwężeń tętnic wieńcowych czy obecności blaszek miażdżycowych, lecz analizował także ich mikrostrukturę, skład i lokalizację w obrębie naczynia. Oceniał także gęstość wapniową, charakter nacieku lipidowego i potencjalną podatność blaszki na pęknięcie.
To właśnie niestabilne, bogate w lipidy blaszki miażdżycowe, które nie muszą nawet powodować zwężenia światła naczynia, są najbardziej niebezpieczne, bo mogą w każdej chwili pęknąć i wywołać gwałtowne zamknięcie tętnicy. Tradycyjna diagnostyka często je pomija, skupiając się na stopniu zwężenia. Tymczasem algorytm SI z Cedars-Sinai potrafił na podstawie subtelnych różnic w obrazie tomograficznym wskazać, które zmiany w naczyniach najprawdopodobniej doprowadzą do zawału w ciągu 5 lat.
Badanie opublikowane w Journal of the American College of Cardiology w 2020 roku objęło ponad 1600 pacjentów, którzy przeszli CTA i byli obserwowani przez 5 lat. Algorytm oparty na uczeniu głębokim analizował dane obrazowe i był w stanie przewidzieć ryzyko incydentu sercowego – takiego jak zawał lub niestabilna dławica piersiowa – z dokładnością ponad 90 proc. To znacząco przewyższało skuteczność klasycznych metod oceny, w tym skali CAC (calcium score) czy klasyfikacji wizualnej.
Co więcej, model Cedars-Sinai został przystosowany do działania w czasie rzeczywistym i może być wykorzystywany w standardowych skanerach tomograficznych – co oznacza, że nie wymaga kosztownej aparatury ani skomplikowanych procedur wdrożeniowych. Jego potencjał jest ogromny, szczególnie w kontekście prewencji wtórnej: czyli u pacjentów, którzy przeszli już incydent wieńcowy i są szczególnie narażeni na powtórkę.
Obecnie system jest testowany w ramach klinicznego pilotażu w wybranych placówkach kardiologicznych w Stanach Zjednoczonych, a jego twórcy pracują nad rozszerzeniem działania na inne badania obrazowe – w tym rezonans serca i echokardiografię 3D.
Entuzjazm wokół stosowania sztucznej inteligencji w kardiologii jest w pełni uzasadniony. Algorytmy potrafią analizować dane szybciej, dokładniej i bardziej kompleksowo niż człowiek. Ale każda rewolucja technologiczna niesie ze sobą także pytania. I niektóre z nich są bardziej fundamentalne, niż mogłoby się wydawać.
Pierwszy i najbardziej oczywisty problem to zaufanie do czarnej skrzynki.
Wiele modeli SI – zwłaszcza te oparte na deep learningu – generuje odpowiedzi, których nawet ich twórcy nie są w stanie w pełni zinterpretować. Lekarz dostaje wynik: „wysokie ryzyko zawału w ciągu najbliższych 6 miesięcy". Ale nie wie, które konkretnie dane doprowadziły do takiej konkluzji. W sytuacji, gdy chodzi o decyzje kliniczne – w tym rozpoczęcie leczenia, skierowanie na inwazyjną diagnostykę czy wręcz operację – brak możliwości uzasadnienia może stać się barierą nie do przejścia.
Druga kwestia to jakość danych, na których algorytmy są trenowane. Często bywają one nierówne, zniekształcone przez czynniki społeczne, niepełne, a czasem po prostu błędne. Jeżeli model uczy się głównie na danych od pacjentów z określonego regionu, płci, grupy wiekowej czy etnicznej – jego skuteczność w innych populacjach może dramatycznie spadać. To rodzi pytania o równość dostępu do skutecznej diagnostyki, a także o powielanie systemowych uprzedzeń.
Wreszcie – czy człowiek powinien być informowany o tym, że sztuczna inteligencja przewiduje u niego zawał w najbliższych tygodniach? Czy taka informacja nie stanie się dla niektórych wyrokiem, wywołującym panikę, depresję, a nawet reakcje psychosomatyczne?
A jeśli prognoza okaże się błędna – kto weźmie za to odpowiedzialność?
Programy sztucznej inteligencji stają się nie tylko narzędziem klinicznym, ale także lustrem naszych systemów wartości.
Zmuszają nas do zadawania pytań o granice odpowiedzialności, o sposób komunikacji lekarza z pacjentem, o to, co w medycynie znaczy „pewność„, a czym jest „intuicja”.
Zawał serca to nie jest przypadkowe zdarzenie. To kulminacja procesów, które trwają latami – tylko że często pozostają niewidoczne aż do ostatniego momentu. Obecnie po raz pierwszy w historii medycyny, mamy narzędzia, które potrafią te procesy nazwać, opisać i zinterpretować – z wyprzedzeniem.
Być może do świata, w którym zawały serca w ogóle nie występują, bo jesteśmy w stanie je ze 100-procentową pewnością przewidywać, nam daleko. Ale jeśli choć część z nich przestanie być zaskoczeniem – jeśli przekształcimy ciszę przed burzą w alarm, który da nam czas na reakcję, to już będzie zwycięstwo. Nie maszyny nad człowiekiem, ale człowieka nad własną ślepotą wobec sygnałów ciała.
Biolog, dziennikarz popularnonaukowy, redaktor naukowy Międzynarodowego Centrum Badań Oka (ICTER). Autor blisko 10 000 tekstów popularnonaukowych w portalu Interia, ponad 50 publikacji w papierowych wydaniach magazynów „Focus", „Wiedza i Życie" i „Świat Wiedzy". Obecnie publikuje teksty na Focus.pl.
Biolog, dziennikarz popularnonaukowy, redaktor naukowy Międzynarodowego Centrum Badań Oka (ICTER). Autor blisko 10 000 tekstów popularnonaukowych w portalu Interia, ponad 50 publikacji w papierowych wydaniach magazynów „Focus", „Wiedza i Życie" i „Świat Wiedzy". Obecnie publikuje teksty na Focus.pl.
Komentarze