0:00
0:00

0:00

Prawa autorskie: Fot. JOE KLAMAR / AFP)Fot. JOE KLAMAR / AF...

„Jesienią 2008 roku pojechałem na stypendium do Krakowa. Wtedy o Słowacji pisano, że jest tatrzańskim tygrysem. Byliśmy na ścieżce wzrostu. Polacy patrzyli trochę z zazdrością. W 2009 roku przyjęliśmy euro, a polska złotówka szybko traciła na wartości. Studiowałem w Krakowie i czułem się bogaty. Jako studenta było stać, by pójść do restauracji dwa razy w tygodniu. Dziś jest zupełnie inaczej” – mówi Samuel Marec.

Ze słowackim publicystą, który niedawno opublikował książkę „Jak przezwyciężyć słowacką beznadzieję i pokonać Roberta Fico?” (Ako sa zbaviť zúfalstva zo Slovenska a poraziť Roberta Fica) siedzimy niedaleko pałacu prezydenckiego, w popularnej bratysławskiej knajpce „Next Apache”, którą założył Kanadyjczyk Ben Pascoe.

Samuel Marec tłumaczy: „Ludzi do protestów przeciwko Ficy nie motywuje tak groźba wyjścia z UE i NATO, co świadomość, że Słowacja za jego rządów się nie rozwija. Brakuje lekarzy, brakuje nauczycieli, a infrastruktura stoi w miejscu od 20 lat. To są podstawowe rzeczy, których brak odczuwa każdy człowiek. Nawet wyborca Roberta Ficy gdzieś spod Koszyc widzi, że to państwo się rozpada”.

Do protestów motywuje świadomość, że Słowacja się nie rozwija

Łukasz Grzesiczak: Czy w obliczu ogromnych antyrządowych protestów na Słowacji jest prawdopodobny upadek rządu Roberta Ficy i przedterminowe wybory?

Samuel Marec*: Przed dwoma tygodniami moderowałem dyskusję z udziałem byłego dziennikarza, a dziś stand-upera Tomáša Hudáka, redaktora naczelnego konserwatywnego dziennika „Postoj” Martina Hanusa i redaktorki naczelnej dziennika „Sme” Beaty Balogovej. Zapytałem ich, czy będą przedterminowe wybory? Jeden powiedział, że tak, druga, że nie, a trzeci nie miał pojęcia.

Jakie jest twoje zdanie?

Robert Fico ma specyficzną właściwość, kiedy rządził – a jest premier po raz czwarty – nigdy nie było przedterminowych wyborów. Nawet w roku w 2018, kiedy po zabójstwie Jána Kuciaka i Martiny Kušnírovej miały miejsce ogromne społeczne protesty, koalicja rządząca pozostała, Fico wymienił premiera, ale wyborów przedterminowych nie było. To jest bardzo istotna cecha w oczach jego wyborców – Robert Fico gwarantuje stabilność.

Od wyborów upłynął niewiele ponad rok i cztery miesiące, ta koalicja ma ogromne wewnętrzne i zewnętrzne problemy. Partie koalicyjne są w konflikcie. Robert Fico od samego początku nie ma jakieś wyraźnej większości parlamentarnej, zaczynał z 79 posłami na 150 miejsc w parlamencie. Niektórzy politycy się buntują, dziś nikt nie wie, na ile głosów może liczyć ten rząd.

Warto pamiętać, że wszystkie partie obecnej koalicji rządzącej w wyborach w 2023 roku nie zdobyły nawet 50 proc. głosów. Dziś jest jeszcze gorzej: SMER w sondażach ma poparcie około 20 procent, Hlas – 12 proc., a Słowacką Partię Narodową (SNS), trzecią partię koalicji, popiera około 2 procent Słowaków

Poza problemami wewnętrznymi ten rząd ma na głowie ogromne obywatelskie protesty. A przecież obiecywali, że będzie spokój i porządek. W miejsce tego zlikwidowali urząd specjalnego, niezależnego od rządu prokuratora, by zagwarantować sobie możliwość nieskrępowanej władzy. No i przyszła podwyżka cen.

Wcześniejsze wybory są możliwe. Potrafię sobie je wyobrazić dokładnie tak samo, jak mogę sobie wyobrazić, że ich nie będzie. Obecna sytuacja jest dla Roberta Ficy zaskakująca. Ten polityk miał wcześniej kryzysy polityczne, ale potrafił je rozwiązywać.

Obecny ciągnie się za nim od pół roku.

Jednak w przypadku ewentualnych wyborów przedterminowych, absolutnie nie można przewidzieć ich wyników. Nie sposób powiedzieć, kto przekroczy próg 5 proc., a to zasadniczo może wpłynąć na wynik.

W 2023 roku neofaszystowska partia Republika nie dostała się do parlamentu, dziś nie jest to takie oczywiste. Proorbanowska partia mniejszości węgierskiej Maďarská aliancia balansuje na progu wyborczym.

Jeśli musiałbym prognozować, powiedziałbym, że Robert Fico kolejnych wyborów nie wygra, ale to nie znaczy, że nie uda mu się stworzyć rządu. Jego celem jest sprawować władzę, policzy jakich partii do tego potrzebuje, a potem się z nimi dogada.

Przeczytaj także:

Robert Fico ma niemal pełnię władzy w państwie, także nad służbami specjalnymi. Wyobrażam sobie sytuację, że może udać mu się przekonać jednego czy dwóch posłów, by jednak podniósł rękę za rządem. Słabość koalicyjnych partnerów też może przemawiać za tym, że wcześniejszych wyborów nie będzie.

Naturalnie, w parlamencie jest wiele osób zdających sobie sprawę, że w kolejnym już się nie znajdą. Mamy w naszej historii doświadczenia zaskakujących roszad posłów, którzy nagle postanowili poprzeć rząd.

Dziś jest jednak inaczej. Sytuacja polityczna jest napięta, nad posłami wisi taki imperatyw, co mogą, a czego nie. Wyborcy uważnie patrzą im na ręce.

Zdaje się, że Robert Fico nie ma skąd wziąć posłów, którzy by go poparli. Z Progresywnej Słowacji czy partii Wolność i Solidarność (Sloboda a Solidarita)? Bez szans. Z OĽaNO (Zwyczajni Ludzie i Niezależne Osobistości) przekształconej w Slovensko byłego premiera Igora Matoviča, który uchodzi za największego wroga Ficy? Nikt do końca nie wie, kto tam jest, ale też wątpię, by ktoś mógł poprzeć rząd.

Są jeszcze chadecy z KDH. Duża część ich wyborców za najważniejsze uznaje kwestie światopoglądowe. Są przeciwko aborcji i przeciwko małżeństwu par jednopłciowych. Robert Fico zaproponował im teraz wpisanie do konstytucji, że na Słowacji są tylko dwie płcie. Mimo to liderzy partii wyraźnie mówią, że pod żadnym pozorem nie będą współpracować z rządem. To według mnie bardzo ważna deklaracja.

Wygląda, że Robert Fico będzie mógł grać jedynie tym, co ma, a to nie jest wiele. Ale i z tym jest problem. Na przykład parlamentarna reprezentacja Słowackiej Partii Narodowej Andreja Danko, z którą współtworzy rząd, składa się w dużej mierze z youtubowych influencerów i zwolenników teorii spiskowych, których w Stanach Zjednoczonych nazwalibyśmy alt-right. To nie są członkowie partii, Andrej Danko nie ma nad nimi żadnej kontroli. Nie wiadomo, co oni jutro pomyślą.

Ludzie protestują na ulicach pod flagami UE, bojąc się, że Fico wyprowadzi ich z unijnych struktur. Jednak w umowie koalicyjnej jest napisane, że ten rząd widzi Słowację jako członka UE i NATO. Często słyszę od protestujących Słowaków, że w ich kraju nie ma już demokracji, a politykę Roberta Ficy przyrównują do tzw. normalizacji z czasów komunistycznych. Czy jest zagrożona na Słowacji sama demokracja i jej zakotwiczenie w strukturach zachodniego świata? Czy to przesadna krytyka przeciwników politycznych premiera?

Robert Fico przez te 16 miesięcy rządów zrobił bardzo wiele rzeczy, których celem jest destrukcja liberalnej demokracji na Słowacji. To nie jest droga, którą wybrali jego wyborcy. Oni głosowali na spokój i stabilizację. Potrafię sobie wyobrazić, że pod jego rządami ta sytuacja może być jeszcze o wiele gorsza.

Jednocześnie trzeba powiedzieć, że nadal na Słowacji mamy demokrację. Ludzie protestują, społeczeństwo obywatelskie jest aktywne, Robert Fico i jego partnerzy koalicyjni w sondażach wyborczych tracą. Tu każdy może robić to, na co mu pozwala konstytucja i prawo. To nie znaczy, że to się nie może zmienić.

Wiele wskazuje, że Fico chciałby jeszcze mocniej przycisnąć pedał gazu, ale napotyka wielki opór. Dobrym przykładem jest właśnie reakcja Słowaków na sugestię wiceprzewodniczącego parlamentu Tibora Gašpara, że choć obecnie nie jest priorytetem wystąpienie Słowacji z Unii Europejskiej lub NATO, to jednak należy pozostawić otwarte drzwi dla sytuacji, w której rozważymy skrajne rozwiązanie.

Jego słowa spotkały się z gwałtowną reakcją ze strony opozycji, a także ze strony prezydenta Petra Pellegriniego, który przecież reprezentuje rządzącą koalicję.

Obserwujemy bardzo silną reakcję społeczeństwa obywatelskiego. Te protesty, które obecnie trwają, są przede wszystkim tym motywowane. Co prawda Robert Fico i inni przedstawiciele koalicji rządzącej mówią, że nie chcą wystąpić z Unii Europejskiej i NATO, ale mleko się wylało.

Z badań opinii publicznej widać, że Słowacy są euroentuzjastami. Jesteśmy dumni z euro. Nasza korona słowacka była słabą walutą, nikt za nią nie płakał. Bardzo lubimy także Unię Europejską. Wbrew temu, że ludzie narzekają, 75 proc. jest świadomych korzyści płynących z naszego członkostwa w UE.

Słowacja w żadnym wypadku nie jest prorosyjskim krajem. Od 30 lat pyta się Słowaków, czy ich kraj powinien należeć do Zachodu, Wschodu czy być pośrodku. Większość ludzi na Słowacji powie, że naszym naturalnym obszarem, do którego geopolitycznie powinniśmy przynależeć, jest środek między Wschodem i Zachodem. Słowacja miałaby być czymś na kształt mostu między Wschodem i Zachodem. Nie uważam tej odpowiedzi za szczególnie korzystną. Druga pod względem wielkości grupa powie, że Słowacja powinna należeć do Zachodu. I właśnie ta grupa bardzo pomału, ale stabilnie rośnie.

Zdecydowanie najmniejsza grupa Słowaków – około 15 procent – powie, że Słowacja powinna należeć do Wschodu. Niech to znaczy cokolwiek, nawet to, że Słowacja miałaby się orientować na Rosję, ale ta część społeczeństwa jest najmniejsza, a do tego stale maleje. Od pełnoskalowej inwazji Rosji na Ukrainę maleje jeszcze szybciej.

I teraz najważniejsze. Dlatego zaczęły się te protesty?

Nie idzie o UE czy NATO, ale o to, że Robert Fico rządzi tu 14 lat z ostatnich 18. Od 2006 roku jest premierem po raz czwarty. Przez te 14 lat Słowacja się nie rozwija, ciągle przeganiają nas inne kraje. Chwała Bogu, że jest Bułgaria, to nie jesteśmy w Unii Europejskiej najgorsi, ale w wielu sprawach nawet Bułgarzy nas przegonili.

Jesienią 2008 roku pojechałem na stypendium do Krakowa. Wtedy pochodziłem ze Słowacji, o której pisano, że jest „tatrzańskim tygrysem”. Byliśmy na ścieżce wzrostu. Polacy patrzyli trochę z zazdrością. W 2009 roku przyjęliśmy euro, a polska złotówka szybko traciła na wartości. Studiowałem w Krakowie i czułem się bogaty. Jako studenta było mnie dwa razy w tygodniu stać, by pójść do restauracji.

Dziś jest zupełnie inaczej.

Ludzi do protestów przeciwko Ficy nie motywuje tak groźba wyjścia z UE i NATO, co świadomość, że Słowacja za jego rządów się nie rozwija.

Brakuje nam lekarzy, brakuje nauczycieli, a infrastruktura stoi w miejscu od 20 lat. To są podstawowe rzeczy, których brak odczuwa każdy człowiek. Nawet wyborca Roberta Ficy gdzieś spod Koszyc widzi, że to państwo się rozpada.

Bardzo zła wiadomość dla kraju: mamy premiera paranoika.

Z raportu Globsec, który zresztą omawiasz w swojej książce, wynika, że Słowacy są jedynym spośród 9 badanych narodów Europy Środkowo-Wschodniej, w którym większość uważa, że za atak Rosji na Ukrainę winę ponoszą nie Rosjanie, ale NATO prowokujące Rosję i Ukraińcy, którzy nie szanowali praw rosyjskojęzycznej mniejszości. W obliczu takich danych trudno mówić, że Słowacy nie są prorosyjscy.

Naturalnie na Słowacji istnieje historyczny sentyment prorosyjski. Mamy silne tradycje panslawizmu. Jednak rzeczywistość jest o wiele bardziej skomplikowana, niż to, że my Słowacy chcemy żyć w Moskwie.

Istnieją badania, które wskazują, że ten prorosyjski sentyment jest w rzeczywistości antyamerykanizmem lub antyzachodem. Część osób źle się czuje w kapitalizmie, szukają jakiegoś wyjścia. Widzą Rosję, jako kraj, które oferuje im świat, taki jaki znają z przeszłości.

Od 2014 roku Europa Środkowa jest wystawiona na ekstremalne działanie rosyjskiej propagandy. W niektórych krajach takie działania są skuteczne, w niektórych, jak w Polsce, nie. Oczywiście musi istnieć podglebie, które sprawia, że działania Rosji przynoszą owoce. Żaden słowacki rząd z tym nie walczył, walczą jednostki i organizacje pozarządowe, ale to nie jest wystarczające.

Robert Fico powtarza absolutnie wszystkie narracje rosyjskiej propagandy.

Możemy mówić sobie, ile chcemy, że ludzie powinny umieć rozstrzygnąć, co jest prawdą, a co fałszem. Ale kiedy czterokrotny premier, który ma wpływ na miliony ludzi, stale coś powtarza, to część ludzi w to po prostu uwierzy.

Kiedy w Polsce porównywano populistów naszej części Europy – Kaczyńskiego, Ficę i Babiša – część publicystów zwracało uwagę, że Jarosław Kaczyński jest politykiem wartości, a Babiš i Fico to po prostu oportuniści, którzy powiedzą wszystko, by tylko utrzymać władzę. Co, oczywiście, miało i pozytywną, i negatywną konsekwencję dla Polski. Peter Bárdy, redaktor naczelny serwisu Aktuality.sk i szef Jána Kuciaka, w biografii Roberta Ficy przedstawił go jako polityka, który zrobi wszystko dla władzy. Czy Robert Fico naprawdę wierzy w to, co dziś mówi o inspirowanym z zagranicy próbie obalenia rządu, czy też powtarza taką narrację, bo jest ona dla niego korzystna?

W tym wypadku prawda leży gdzieś pośrodku. Oczywiście to oportunista, który swoją polityczną karierę rozpoczynał w partii komunistycznej, potem próbował „trzeciej drogi” Tony'ego Blaira, przez długi czas stał na stanowisku, że Słowacja musi należeć do jądra Unii Europejskiej, potem się konsekwentnie przesuwał do prawa, aż dziś partia SMER, choć w nazwie ciągle socjaldemokratyczna, jest partią skrajnie prawicową.

Robert Fico bardzo dobrze komunikuje się ze swoimi wyborcami. Wielu ludzi go uważa za genialnego stratega, z tym się zupełnie nie zgadzam. To nie jest Garri Kasparow, który myśli trzy ruchy do przodu, ale to z pewnością utalentowany polityk, inaczej nie byłby czwarty raz premierem.

Jednocześnie – i to wzbudza we mnie spore obawy – ze środka polityki słyszę, że Robert Fico naprawdę wierzy w to, co mówi. I ten zamach na jego życie jeszcze to wzmocnił.

To jest bardzo zła wiadomość dla kraju, bo mamy premiera paranoika. Lekarz dodałby jeszcze, że pacjent odmawia leczenia.

Jakaś część władz partii SMER wierzy w te szalone tezy o przewrocie i zagranicznych wpływach. Oczywiście są tam także ludzie, którzy w to nie wierzą, ale kiedy im ta sytuacja jest na rękę, milczą i idą z prądem.

Według mnie symptomatyczne jest to, w jaki sposób Robert Fico się zachowuje po tym zamachu. Aby było jasne, każdy normalny człowiek potępi taką przemoc. Właśnie słucham audiobooka biografii Ronald Reagan. Ma 800 stron, 36 godzin słuchania. Na Ronalda Reagana też był przeprowadzony zamach, cudem przeżył, po nim się zachowywał zupełnie inaczej niż Robert Fico – wielkodusznie, skupił się na państwie, nikogo nie winił. Także dzięki takiemu zachowaniu wygrał kolejne wybory. Ronald Reagan – w przeciwieństwie do Roberta Ficy – nie wykorzystał zamachu do politycznej eskalacji.

Dlaczego ludzie popierają Ficę?

Czasem opowiadam taki dowcip: dlaczego Roberta Ficę postrzelili w Handlovej? Bo tam był. On przez ostatnie 20 lat cały czas jeździ po całej Słowacji. Organizuje wyjazdowe posiedzenia rządu, podczas których każdemu lokalnemu samorządowcowi wręczy czek. Bardzo ważne jest, że Słowacy go osobiście spotkali. Podaje rękę, wie, że to jest skuteczne. Ludzie głosują na Ficę, bo za czasów poprzedniego rządu po zwycięstwie Igora Matoviča panował ogromny chaos. W latach 2020-2023 mieliśmy trzy rządy, a w tle pandemia koronawirusa, kryzys ekonomiczny, wojnę w Ukrainie, kryzys energetyczny. A ówcześni koalicjanci się kłócili. Słowacy mieli tego po dziurki w nosie. Nawet ludzie, którzy na początku kibicowali temu rządowi, który odsunął do władzy Ficę. I przyszedł Robert Fico i w kampanii wyborczej obiecał im koniec chaosu.

A dziurawe drogi nie są prawicowe ani lewicowe – są po prostu dziurawe

Fico potrafił jeszcze swoim oponentom skutecznie przyprawić gębę bratysławskiej kawiarni, przedstawicieli wielkomiejskiej elity, którzy chcą urządzić życie Słowaków pod dyktando swoich ideałów.

Robert Fico mówi ludziom: „Rozumiem Was, wiem, że świat jest skomplikowany, wszystko szybko się zmienia, boicie się, to jest absolutnie zrozumiałe. Dlatego spróbuję was ochronić”.

I jeszcze mówi im jedną rzecz: „Jest mi obojętnie, czy myślicie sobie, że Ziemia jest płaska lub kibicujecie Rosji. Nie jest dla mnie ważne, czy sobie myślicie, że ludzie tutaj biegali razem z dinozaurami. Nie musicie się zmieniać, bądźcie sobą, ja o was zadbam”.

Paradoksalnie, on jest bardzo inkluzywny: „Wszyscy, którzy chcecie na mnie głosować, chodźcie do mnie”. Opozycja to robiła inaczej. „Jak chcesz, żeby było ci pozwolone na nas zagłosować, to o Ukrainie musisz myśleć to, a na dodatek musisz spełnić 49 bardzo konkretnych warunków”. Oczywiście trochę ironizuję, ale doskonale rozumiem, dlaczego ktoś potem nie ma ochoty oddać głos na opozycję.

Jednocześnie chcę powiedzieć, że znam lidera Progresywnej Słowacji Michala Šimečkę. To intelektualista po Oksfordzie, ale jednocześnie jest facetem, z którym spokojnie da się napić piwa, wódki i pogadać. Teraz Progresywna Słowacja też jeździ po całej Słowacji. Oczywiście to jest liberalno-lewicowa partia, ale przesuwają się do centrum, już niemal nie komunikują ideologicznych tematów, ale koncentrują się na tym, że za Ficy jest drogo. Michal Šimečka pokazuje zaniedbane szpitale i dziurawe słowackie drogi.

A dziurawe drogi nie są prawicowe ani lewicowe – są po prostu dziurawe. Ogromna część ich wyborców – powiedziałbym, że nawet połowa – to nie są wyborcy, którzy popierają ich z ideologicznych powodów. Z sondaży opinii publicznej wynika, że „liberałów” jest na Słowacji 10-15 proc., reszta popiera ich dlatego, że chce porażki Roberta Fica.

Przy pisaniu książki „Jak przezwyciężyć słowacką beznadzieję i pokonać Roberta Fico” rozmawiałem z Sergejem Michaličem, politycznym konsultantem, doradcą Mikuláša Dzurindy, który pokonał Vladimira Mečiara. Michalič kazał Dzurindzie iść do karczmy do Telgártu, czyli niewielkiej wsi. Tam czekało na niego 20 facetów, którzy chcieli go zlać. On wypił z nimi dwa piwa i wyszedł z knajpy, w której pozostawił 20 nowych wyborców. To jest sekret, który stoi Robertem Ficą. Pytanie brzmi, czy uda się ten scenariusz powtórzyć Michalowi Šimečce.

Czy prodemokratycznej opozycji uda się pokonać Ficę?

Może partiom dzisiejszej opozycji uda się w przyszłości samym stworzyć rząd, ale jest bardzo prawdopodobne, że to nie wystarczy. Oczywiście bardzo ciężko jest przewidywać przyszły rozkład sił w parlamencie, ale prawdopodobnie nie uda się stworzyć nowego rządu bez poparcia wyborców centrowych lub przy udziale partii, na którą oni zagłosują. Po wyborach będzie potrzebna jakaś forma moralnego kompromisu.

Kiedy już wspomniany Mikuláš Dzurinda w roku 1998 odsunął od władzy Vladimira Mečiara, wcale nie wygrał parlamentarnych wyborów. Po prostu stworzył bardzo szeroką koalicję. Znaleźli się w niej bezpośredni spadkobiercy partii komunistycznej.

9 lat po rewolucji Mikuláš Dzurinda stworzył rząd z komunistami. Wyobrażam sobie, że mógł wtedy powiedzieć, że z komunistami, którzy jeszcze tak niedawno mordowali, bili, torturowali, niszczyli ludziom życie i karierę nigdy nie będzie miał nic wspólnego. I wtedy rządziłby dalej Mečiar.

Jeżeli chcemy pokonać Roberta Ficę, będzie potrzebny szeroki kompromis. Ale przecież polityka jest oparta na kompromisie.

Podczas pisania książki spotkałem się także z politykami koalicji rządzącej. To są zwykli ludzie. Wielu z nich nie jest szczęśliwych z tego, co robi Robert Fico. Nie widzą świata tak jak Robert Fico, nie chcą, by Słowacja zmierzała w kierunku, w którym prowadzi ją Fico.

Ich wyborcy, w dużej mierze, też tego nie chcą. Chcą tego wyborcy SMER, ale ich jest ze 20 proc. Istnieje dużo miejsca na kompromis. Każde społeczeństwo, tak jak w tej knajpie, w której siedzimy, reprezentują ludzie mający różne poglądy, ale z większością z nich możesz się dogadać w kwestii zupełnie podstawowych spraw.

* Samuel Marec (rocznik 1982) – słowacki publicysta i tłumacz. Absolwent polonistyki na Uniwersytecie Mateja Bela w Bańskiej Bystrzycy. Publikuje w dziennikach „Sme” i „Denník N”. Jesienią 2024 roku nakładem słowackiego wydawnictwa N Press ukazała się jego książka „Jak przezwyciężyć słowacką beznadzieję i pokonać Roberta Fico?” (Ako sa zbaviť zúfalstva zo Slovenska a poraziť Roberta Fica). Tłumaczy z języka angielskiego i polskiego. Na słowacki przełożył m.in. „Solaris” Stanisława Lema.

;
Łukasz Grzesiczak

Dziennikarz, publicysta. Nakładem Wydawnictwa Poznańskiego ukazała się jego książka „Słowacja. Apacze, kosmos i haluszki”

Komentarze