0:000:00

0:00

W środę 15 września 2021 na kanałach publikujących domniemane wycieki z e-mailowej skrzynki szefa Kancelarii Premiera Michała Dworczyka pojawiła się kolejna wiadomość. Wynika z niej, że w październiku 2018 roku Dworczyk odbył rozmowę z Pawłem Muchą, wiceszefem Kancelarii Prezydenta, w której przekazał mu, że Mateusz Morawiecki nie zgadza się na powołanie na prezesa Izby Kontroli Nadzwyczajnej Sądu Najwyższego prof. Leszka Boska. Prezydent Duda miał w związku z tym zaproponować, by premier przedstawił listę osób, które ocenia pozytywnie i widziałby ich w tej roli.

Dworczyk miał dodać także, że rozmawiał o całej sytuacji z prezes TK Julią Przyłębską, która wyraziła entuzjazm dla inicjatywy i prosi Morawieckiego o rozmowę telefoniczną.

"Mateusz, odwiedziłem rano ministra Muchę w pałacu i odbyliśmy rozmowę, w której grzecznie z należytą atencją ale stanowczo przedstawiłem sytuację odnośnie L. Boska. Początkowo przyjął to słabo, ale po upewnieniu go o tym, że nikt nie chce politycznie tego wykorzystywać, trochę się uspokoił. Po rozmowie z PAD zadzwonił i przedstawił propozycję. Prosił o przygotowanie (o ile to możliwe pilne) listy osób, które krytycznie oceniasz i nie widzisz możliwości kontrasygnowania na stanowisko szefa nowej izby SN. Z pozostałych tzn. tych, którzy są do zaakceptowania przez Ciebie, PAD wybierze szefa. To rozwiązanie da wam obu możliwość wpływu na obsadę tego stanowiska. Rozmawiałem krótko telefonicznie wieczorem z prezes Julią i streściłem tę rozmowę. Odniosła się pozytywnie do pomysłu i poprosiła abyś do niej zadzwonił - chciałaby porozmawiać z Tobą na ten temat"

- czytamy w ujawnionym e-mailu, który miał napisać Michał Dworczyk.

Okoliczności wyboru prezesa izby

Izba Kontroli Nadzwyczajnej i Spraw Publicznych jest drugą (obok Izby Dyscyplinarnej) jednostką SN powołaną do życia przez Prawo i Sprawiedliwość. Była autorskim pomysłem Andrzeja Dudy. Do jej właściwości należy między innymi rozpatrywanie skarg nadzwyczajnych oraz stwierdzanie ważności wyborów i referendum.

Izby Kontroli dotykają w dużej mierze te same kontrowersje, co Izby Dyscyplinarnej - wszyscy sędziowie tam zasiadający zostali rekomendowani na stanowiska przez neo-KRS, a następnie powołani przez prezydenta pomimo orzeczenia Naczelnego Sądu Administracyjnego, który zamroził ich wybór do czasu rozpoznania pytań prejudycjalnych o legalność działania KRS przez Trybunał Sprawiedliwości UE.

Dodatkowym zarzutem był brak kontrasygnaty premiera pod prezydenckim obwieszczeniem z kwietnia 2018 roku o naborze na stanowiska sędziów SN. Zdaniem ekspertów taki podpis był konieczny, co ostatecznie potwierdził wyrok NSA z 2021 roku. Wiosną 2018 o kwestię kontrasygnaty toczył się spór pomiędzy kancelariami prezydenta i premiera. Ostatecznie to prezydent postawił na swoim.

W grupie sędziów Izby Kontroli Nadzwyczajnej i Spraw Publicznych powołanych przez prezydenta Dudę 10 października 2018 znajdował się prof. Leszek Bosek, o którym pisze Michał Dworczyk. Bezpośrednio przed powołaniem na sędziego SN Bosek był Prezesem Prokuratorii Generalnej RP, nad którą nadzór sprawuje Prezes Rady Ministrów. Na to stanowisko nie powoływał go jednak Mateusz Morawiecki, ale jeszcze Beata Szydło - na wniosek ówczesnego ministra Skarbu Państwa Dawida Jackiewicza.

W styczniu 2019 zgromadzenie sędziów Izby Kontroli Nadzwyczajnej i Spraw Publicznych wyłoniło troje kandydatów na prezesa izby: właśnie Leszka Boska, Joannę Lemańską oraz Oktawiana Nawrota. Pod koniec lutego 2019 na prezesa IKN Andrzej Duda powołał dr hab. Joannę Lemańską, która jest jego zaufaną znajomą.

Art. 15.

§ 1. Prezes Sądu Najwyższego kieruje pracą danej izby.

§ 2. Prezes Sądu Najwyższego jest powoływany przez Prezydenta Rzeczypospolitej Polskiej, po zasięgnięciu opinii Pierwszego Prezesa Sądu Najwyższego, na trzyletnią kadencję spośród 3 kandydatów wybranych przez zgromadzenie sędziów izby Sądu Najwyższego i może zostać ponownie powołany tylko dwukrotnie. Osoba powołana na stanowisko Prezesa Sądu Najwyższego może zajmować to stanowisko tylko do czasu przejścia w stan spoczynku, przeniesienia w stan spoczynku albo wygaśnięcia stosunku służbowego sędziego Sądu Najwyższego (...)

Przeczytaj także:

W maju 2020 roku Leszek Bosek był również jednym z pięciu kandydatów na Pierwszego Prezesa SN wybranych przez Zgromadzenie Ogólne Sędziów Sądu Najwyższego. Ostatecznie Prezydent Andrzej Duda powołał na to stanowisko Małgorzatę Manowską - o tym, że jest faworytką w tym wyścigu spekulowano już jednak od 2018 roku.

W kontekście maila pochodzącego z wycieku należy zatem zwrócić uwagę na dwie rzeczy.

Wiadomość Dworczyka pochodzić ma z tego samego dnia, w którym prezydent wręczał pierwsze powołania sędziom IKNiSP. Spekulacje między kancelariami na temat przyszłego prezesa tej izby toczą się ponad dwa miesiące przed wyłonieniem kandydatów. W głosowaniu izby brało udział 18 sędziów, zatem prezydent i premier mieliby kwestię akceptacji nominowanych ustalać z dużym wyprzedzeniem i "w ciemno". Nie było bowiem żadnej pewności, że Leszek Bosek znajdzie się w tej trójce. Ostatecznie prezesem została przyjaciółka prezydenta, zatem teoretycznie wybór najbardziej oczywisty.

Drugim wątkiem jest właśnie kontrasygnata wspominana w e-mailu. Jej kwestia mogła być przedmiotem targów między kancelariami - w zamian za odpuszczenie w sporze, w którym prezydent nie miał racji, premier mógł się domagać nieformalnego wpływu na powołania prezesów.

Prof. Rakowska Trela: To działania niezgodne z duchem konstytucji

Jeśli mail Michała Dworczyka jest autentyczny, to czy działanie Mateusza Morawieckiego, Andrzeja Dudy oraz Julii Przyłębskiej były naruszeniem prawa? O komentarz poprosiliśmy konstytucjonalistkę prof. Annę Rakowską-Trelę.

Dominika Sitnicka, OKO.press: Zgodnie z ustawą o SN prezydent ma pewną dowolność w wyborze prezesa izby spośród kandydatów przedstawionych mu przez zgromadzenie. Czy w takim razie doszło do przekroczenia kompetencji?

Prof. Anna Rakowska-Trela: Doszło. Z Konstytucji wynika, że akty prezydenta dotyczące powołania prezesów izb SN nie są kontrasygnowane. To jest wyłączna kompetencja prezydenta. Powinien podejmować taką decyzję niezależnie od Prezesa Rady Ministrów, od Rady Ministrów, a tym bardziej od prezes Trybunału Konstytucyjnego, która w ogóle jest organem odrębnym i powinna stać z boku.

Ale czy to znaczy, że prezydent nie powinien się w ogóle konsultować?

W sprawach związanych z powoływaniem przeróżnych organów władzy sądowniczej absolutnie nie powinien się konsultować z organami władzy wykonawczej. Władza sądownicza kontroluje przecież Radę Ministrów w różnych sporach. Po to konstytucja przewidziała, że akty powołania sędziów SN i prezesów izb są zwolnione z kontrasygnaty premiera, żeby tę niezależność władzy sądowniczej zapewnić. Choć my oczywiście wiemy, że władza robi wszystko, by takie zależności budować. Przykładem jest tutaj chociażby połączenie funkcji Ministra Sprawiedliwości i Prokuratora Generalnego.

Ale tutaj prezydent nie działa jako organ władzy wykonawczej, ale głowa państwa. W przypadkach takich powołań on musi umieć się oderwać od Rady Ministrów, by zapewnić władzy sądowniczej niezależność.

Jak informacje o takiego rodzaju ustaleniach między kancelariami powinny zareagować poszczególne organy? Czy premierowi albo prezydentowi grozi za coś takiego Trybunał Stanu?

Na pewno warto byłoby ustalić, czy doszło do przekroczenia przepisów konstytucji, czyli tak zwanego deliktu konstytucyjnego. Przepisy ustawy zasadniczej wymagają, by nominacje prezesów izb SN były kompetencją wyłącznie prezydencką. Pytanie brzmi: jaki konkretnie wpływ miał premier na jego decyzję. Bo można luźno rozmawiać sobie przy obiedzie na temat kompetencji pewnych postaci, w tym przypadku kandydatów.

Ale jeśli zdanie premiera miało decydujące znaczenie przy tej nominacji, a treść maila sugeruje, że pojawił się kategoryczny zakaz, to jest to z pewnością działanie sprzeczne z duchem konstytucji. Oczywiście pod warunkiem, że taki wpływ udałoby się wykazać.

A przekroczenie uprawnień?

Tu miałabym wątpliwości. Trudno wykazać naruszenie konkretnego przepisu. Takie działanie jest po prostu sprzeczne z zasadą trójpodziału władzy, z rolą prezydenta jako głowy państwa, z zasadą niezależności sądowniczej. Można prowadzić postępowanie, które badałoby, czy takie rozmowy rzeczywiście miały miejsce i jaki miały wpływ na nominacje. Jakie przyczyny - polityczne, a może jeszcze jakieś inne - legły u podstaw decyzji prezydenta. Ale trudno powiedzieć, co wyszłoby z takich ustaleń.

A jakie konsekwencje powinny spotkać Julię Przyłębską, jeśli te informacje okazałyby się prawdą?

Trudno mówić tu o konsekwencjach prawnych. Wyobrażam sobie sytuację, w której prezydent rozmawia z osobami mającymi autorytet prawniczy o kompetencjach innych prawników.

Julia Przyłębska nie jest taką osobą, więc podobne konsultacje sugerują, że premier szukał innego rodzaju informacji. Co do zasady prezes TK powinien zajmować się sprawami TK, a nie innych sądów. Jest to na pewno nieeleganckie i na bakier z duchem konstytucji.

Czyli ten mail nie tyle dostarcza twardych dowodów na naruszenie jakichś przepisów, ale raczej przedstawia system zależności sądowniczo-politycznych?

Tak. Zależności, których nie powinno być. Nie po to jest prezes Trybunału Konstytucyjnego, żeby opiniować kandydatów na prezesów izb Sądu Najwyższego. W demokratycznym państwie prawa takie sytuacje po prostu nie powinny mieć miejsca.

Nie można jednoznacznie powiedzieć, że doszło tu do jakiegoś przestępstwa, ale z pewnością wpływa to na wizerunek osób, które brały w tym udział. I w najgorszym świetle stawia to na pewno prawniczkę w tym gronie, czyli Julię Przyłębską. Politycy robią różne rzeczy, granica tolerancji dla ich działań i wypowiedzi, w tym publicznych, jest większa niż w przypadku prawników stojących na czele organów władzy sądowniczej. To na pewno wpływa na wizerunek, choć nie jestem pewna, czy Julia Przyłębska jest w stanie go jeszcze bardziej nadszarpnąć.

;

Udostępnij:

Dominika Sitnicka

Absolwentka Prawa i Filozofii Uniwersytetu Warszawskiego. Publikowała m.in. w Dwutygodniku, Res Publice Nowej i Magazynie Kulturalnym. Pisze o praworządności, polityce i mediach.

Komentarze