0:000:00

0:00

Prawa autorskie: AFPAFP

Parafrazując kultowe zdanie z „Anny Kareniny” Lwa Tołstoja - „Na rynku surowców zapanował kompletny zamęt”. Nie chodzi nawet o ceny, choć te z oczywistych powodów rosną (baryłka ropy Brent kosztuje już 105 dol.), ale niepewność. Firmy handlujące ropą i gazem wstrzymywały się z transakcjami z powodu niejasnych skutków finansowych sankcji.

Kilka dużych banków europejskich - m.in. Sociète Generale, Credit Suisse, ING i Rabobank ogłosiły, że wstrzymują finansowanie transakcji traderów z Rosją i Ukrainą. Wycofały się także banki chińskie.

Nie chodzi wcale o odłączenie rosyjskich banków od systemu SWIFT – dotknęło to nie wszystkie rosyjskie instytucje finansowe. Po prostu banki wolą trzymać się od tego z daleka. Zdezorientowani traderzy nie wiedzieli, czy mogą handlować rosyjską ropą i zbożem.

Stanął handel na Morzu Czarnym, po którym codziennie pływają miliony baryłek ropy (a także prawie jedna czwarta światowego handlu pszenicą).

Przeczytaj także:

W zeszłym tygodniu kilka rosyjskich firm nie zdołało sprzedać gotowej ropy na tankowce – nie było chętnych. W poniedziałek Bloomberg poinformował, że są oznaki, iż handel zaczyna wracać.

PKN Orlen kupił ropę rosyjską płynącą do rafinerii w Możejkach, w jego ślady poszła także wielka firma traderska Trafigura.

[caption id="attachment_67085" align="aligncenter" width="760"]
Władze szkockich Orkadów próbowały nie dopuścić do zacumowania rosyjskiego tankowca „NS Champion”. Długo szukano pretekstu, aż ostatecznie problem rozwiązał brytyjski minister transportu, udzielając błogosławieństwa portom zamykającym się dla statków z Rosji[/caption]

Ale właściciele zbiornikowców i firmy ubezpieczeniowe zaczynają liczyć sobie znacznie wyższe stawki za przewóz i ubezpieczenie rosyjskiej ropy.

Sprzedajemy rosyjskie aktywa, ale pieniądze zostaną w Rosji?

Wszystko wskazuje, że zaczęła się też fala wyprzedaży mniejszościowych udziałów zachodnich firm w rosyjskich. BP zapowiedział wyjście ze swojego mniejszościowego pakietu w rosyjskim koncernie Rosnieft, choć w zeszłym roku przyniósł on brytyjskiemu gigantowi 640 mln dol. dywidendy. Swoje udziały w Rosniefti sprzedał już kilka dni przed inwazją wielki trader Glencore.

Podobną deklarację złożył Shell, który chce zrezygnować z udziałów w Nord Stream 2 oraz ze wspólnego z Gazpromem terminalu LNG. Problem polega na tym, że gdy sprzedadzą swoje udziały, to nie będą miały jak przelać pieniędzy z Rosji. Moskwa w odwecie za sankcje zablokowała bowiem zagraniczne przelewy wynikające ze sprzedaży akcji i obligacji, wstrzymano nawet spłatę długów wobec zachodnich instytucji finansowych.

Na razie inni właściciele rosyjskich aktywów energetycznych, m.in. Fortum (sieć elektrociepłowni), Total (udziały w dwóch prywatnych terminalach LNG) czekają na rozwój sytuacji.

Czy sankcje dotkną surowców?

To pytanie nurtuje teraz wszystkich zainteresowanych energetyką. Jeszcze w dniu inwazji Biały Dom mówił, że surowców nie ma „na stole”. Ale już wczoraj (w poniedziałek 28 lutego), widząc eskalację wojny, Departament Stanu nie wykluczył, że jakieś sankcje wobec najważniejszego źródła dochodów Rosji jednak się pojawią.

Problem w tym, że ich wprowadzenie jeszcze bardziej wywinduje ceny ropy i gazu.

Analitycy zastanawiają, czy OPEC byłby w stanie wydobyć dodatkowe 2 do 4 mln baryłek dziennie, ale nie mają dobrych wieści. Nawet jeśli jest to możliwe, to i tak kompletnie rozregulowany rynek odpowie wzrostem cen.

Latem możemy dojść nawet do 150 dol. za baryłkę. "Biorąc pod uwagę zależność Europy od ropy, a zwłaszcza gazu, sankcje na ropę i gaz powinny być ostatnią słomką, która złamie grzbiet wielbłąda" – mówi w raporcie banku Goldman Sachs Eddie Fishman, architekt pierwszej fali sankcji w rządzie USA w 2014 roku.

Były urzędnik Departamentu Stanu wskazuje, że sankcje powinny dotyczyć raczej rosyjskiej ropy, bo łatwiej ją zastąpić niż gaz.

Czy możliwe jest objęcie Rosji takim embargiem jak Iranu, który nie tylko nie może sprzedawać większości swojej ropy, ale jeszcze wszystkie handlujące z nim firmy mogą trafić na „czarną listę” USA? Analitycy Goldman Sachs twierdzą, że to mało prawdopodobne, bo miałoby katastrofalne skutki dla rynku. No i uderzyłoby w Chiny.

Ale to wcale nie ropa jest najbardziej wrażliwym dla UE rosyjskim surowcem, lecz pallad

Ten mało znany metal jest niezbędny przy produkcji katalizatorów do samochodów. Rosja zaspokaja mniej więcej 40 proc. światowego zapotrzebowania, ale dla UE to już 60 proc.

Pallad jest drogi i nie potrzeba go wiele, więc wozi się go z Rosji pasażerskimi samolotami. W pandemii największy producent, czyli Norylsk Nikiel, czarterował samoloty. Ale teraz nie ma takiej możliwości – niebo jest zamknięte.

Rosjanie muszą więc wymyślić inny sposób transportu, inaczej klienci jeszcze dłużej będą czekać na swoje samochody.

Może być to zresztą dodatkowy impuls do przerzucenia się na elektryki, tyle że na nie czeka się dziś często jeszcze dłużej.

Drugim mało znanym wrażliwym surowcem jest tzw. surowa benzyna (naphtha) wykorzystywana do produkcji tworzyw sztucznych. Aż połowa europejskiego importu pochodzi z Rosji. Jej brak uderzy w wielkie europejskie koncerny chemiczne – BASF, LyondellBasell oraz Ineos.

W Niemczech bez energetycznych tabu

Wojna wywołała też refleksję w kwestii polityki energetycznej nad Renem. Nasi zachodni sąsiedzi zamierzają przyspieszyć budowę dwóch terminali LNG. Jednego w Brunsbuettel, gdzie inwestorami mieli być m.in. RWE i holenderska Gasunie. Niemiecki rząd zapytał już, czy mogą go wznowić.

Drugi, to projekt w Wilhelmshaven, który chciała uruchomić należąca do fińskiego Fortum spółka Uniper. Projekt uznano za nieopłacalny i zamrożono, ale niemiecki rząd zapytał już, czy firma może go wznowić.

Ale to jeszcze nie koniec zmian. Odpowiedzialny za energetykę wicekanclerz i minister gospodarki i klimatu Niemiec Robert Habeck (lider partii Zielonych) zapowiedział, że rząd rozważy wydłużenie pracy ostatnich dwóch elektrowni atomowych. "Nie będę tego wykluczał z powodów ideologicznych" – stwierdził w wywiadzie dla telewizji ARD.

To przełom, bo dotychczas to właśnie Zieloni chcieli jak najszybszego wyłączenia elektrowni atomowych. Z ekonomicznego i klimatycznego punktu widzenia wcześniejsze pozbawianie się bezeemisyjnych i tanich, bo już dawno zamortyzowanych, źródeł prądu nie miało sensu, ale energetyka jądrowa jest bardzo niepopularna w Niemczech.

Ostatnie trzy atomówki – Isar 2, Emsland and Neckarwestheim 2 – miały być zamknięte pod koniec tego roku. Trwają analizy, czy wydłużenie im życia będzie w ogóle możliwe. "Przygotowania do ich zamknięcia są tak zaawansowane, że może rodzić to spore obawy o bezpieczeństwo, nie ma też paliwa" – mówił Habeck.

Zielony minister naruszył też kolejne tabu – datę odejścia od węgla. Obecna koalicja planowała ją na 2030 rok, ale Habeck nie wykluczył, że i tę datę trzeba będzie zweryfikować.

"Jeśli by wydłużono życie elektrowniom atomowym oraz zachowano jednostki węglowe, które dziś są w rezerwie (Niemcy mają aż trzy różne rezerwy), to można by zaoszczędzić ok. 90 TWh gazu" – ocenia jeden z niemieckich analityków. – "To około jednej trzeciej niemieckiego zużycia. Nie jest to dużo, ale zawsze coś".

Żeby osłodzić sobie gorzką pigułkę, niemiecki rząd zamierza uchwalić ustawę, zgodnie z którą w 2035 roku 100 proc. prądu wyprodukują OZE.

Rosjanie sprzedają CO2?

Na fali spodziewanych obaw o kolejne sankcje, rosną także światowe ceny węgla. Jedyne co spada, to uprawnienia do emisji CO2, które jednak zatrzymały się na poziomie 82 euro – Engie Energy Scan pisze, że spadki to efekt fali plotek, iż rosyjskie instytucje finansowe boją się wyrzucenia z rynku i na gwałt sprzedają swoje uprawnienia.

Ale nie sposób tego zweryfikować. Analitycy Engie twierdzą, że uprawnienia szybko odrobią straty, bo rynek jest „ciasny” i uprawnień będzie brakować.

Rosnące ceny surowców wywołują coraz większe obawy europejskiego przemysłu. Indagowani przez „FT” szefowie największych grup przemysłowych zastanawiają się, czy koszty da się przerzucić na odbiorców. Jan Jenisch, szef Holcim, największego producenta cementu w Europie, wieszczy 6 proc. wzrost cen cementu. Wszystko to oczywiście przyczyni się do wzrostu inflacji.

Rządy reagują na szok paliwowy, przywracając subsydia dla obywateli, choć teoretycznie konwencje klimatyczne zabraniają takich działań.

„Financial Times” gorzko konstatuje, że Joe Biden, który w trakcie kampanii wyborczej obiecywał saudyjskiemu następcy tronu, że za bestialskie morderstwo dziennikarza uczyni go „pariasem” (identyczne obietnice składa dziś zresztą Putinowi), musi dziś prosić Rijad o więcej ropy.

Korzystałem m.in. z informacji Bloomberg, Reuters, FT, The Economist, Goldman Sachs, Engie Energy Scan

Tekst ukazał się wcześniej na portalu wysokienapiecie.pl

;

Komentarze