0:00
0:00

0:00

Prawa autorskie: AFPAFP

Są wreszcie ostateczne wyniki wyborów na Węgrzech. W sobotę 9 kwietnia 2022 w nocy policzone zostały wszystkie głosy, łącznie z korespondencyjnymi, których liczenie opóźniło podanie wyniku. Zwycięstwo partii Viktora Orbána, która rządzi Węgrami od 2010 roku i porządzi przez czwartą kadencję, jest niepodważalne.

Oficjalne wyniki są takie:

  • Fidesz (a właściwie koalicja Fidesz-KDNP): 54,10 proc. (3 057 195 głosów, 135 mandatów)
  • koalicja opozycji Wspólnie dla Węgier: 34,46 proc. (1 947 117 głosów, 57 mandatów)
  • skrajnie prawicowa Nasza Ojczyzna (Mi Hazánk): 5,88 proc. (332 440 głosów, 6 mandatów)
  • Partia Psa o Dwóch Głowach (Magyar Kétfarkú Kutyapárt): 3,27 proc. (185 030).

Sondaże przedwyborcze pokazywały, że Fidesz i opozycja idą łeb w łeb i choć wszyscy obserwatorzy węgierskiej polityki wiedzieli, że to partia Orbána jest faworytem, 20-procentowa przewaga Fideszu jest ogromnym zaskoczeniem. Opozycja nie zdołała odebrać partii Orbána większości konstytucyjnej, a Fidesz jest na Węgrzech mocniejszy niż kiedykolwiek wcześniej.

Właśnie ta różnica między przewagą Fideszu - kilkuprocentową w sondażach a dwucyfrową w rzeczywistości - również czytelników OKO.press skłoniła do komentarzy, że Orbán musiał maczać palce w grubych fałszerstwach.

Fidesz grał nieczysto, ale czy Orbán − coraz częściej porównywany do Łukaszenki − sfałszował wybory?

Z obserwacji wyborów powstały dwa raporty - tak różne, jakby dotyczyły dwóch krajów. Jeden przygotowała misja OBWE - zajmująca się obserwacją wyborów od dekad, drugi - Ordo Iuris, wezwane do obserwacji przez rząd Orbána. Dlaczego wnioski Ordo Iuris nie są wiarygodne - wyjaśniamy poniżej.

Przykład Węgier pokazuje, jak można nie fałszować wyborów w ścisłym sensie, a jednak wpłynąć na wynik tak, że wygrana drugiej strony jest praktycznie niemożliwa. I jak dalece obraz sprowadzający fałszowanie wyborów do podrabiania kart wyborczych lub dopisywania głosów, nie przystaje do tego, jak można w XXI wieku wpływać na głosowanie.

Przeczytaj także:

Kupowanie głosów, fałszowanie protokołów. Nie na Węgrzech

„Jest bardzo szerokie spektrum tego, jak można sfałszować wybory w dniu głosowania” - mówi OKO.press Karol Bijoś*, prezes Zarządu Fundacji Odpowiedzialna Polityka.

Fundacja akredytowała łącznie 18 obserwatorów międzynarodowych na węgierskie wybory parlamentarne. Na Węgrzech byli przez cztery dni. Bijoś koordynował grupę obserwatorów w dwóch województwach w północno-wschodnich Węgrzech: Borsod-Abaúj-Zemplén i Szabolcs-Szatmár-Bereg.

„Obserwatorzy społeczni w Rosji (organizacja Gołos) czy Białorusi (organizacja Viasna) regularnie raportowali o tym, jak mogą wyglądać takie nieprawidłowości czy fałszerstwa. Od kupowania i dorzucania głosów, przez masowe obwożenie wyborców od lokalu do lokalu aż po fałszowanie protokołów już po przeliczeniu głosów tak, aby zgadzały się one z zamówionym wynikiem” - mówi Bijoś i stanowczo dodaje: „Takich rzeczy nie widzieliśmy”.

To nie znaczy, że tego rodzaju zdarzeń na Węgrzech nie było. Na przykład aktywiści z węgierskiej organizacji Czyste Wybory (Clear Vote) raportowali o przypadkach kupowania głosów w miejscowości Onga. Pojechał tam jeden z obserwatorów Fundacji Odpowiedzialna Polityka: „Jednak gdy się tam pojawił, nie był już w stanie zaobserwować żadnych nieprawidłowości, prawdopodobnie po interwencji policji ktoś się przestraszył” - opowiada Bijoś.

O przypadkach podwożenia wyborców na północnym wschodzie w miejscowościach zamieszkałych przez mniejszość romską donosiła skrajnie prawicowa partia Mi Hazánk.

„Mój zespół obserwował wybory właśnie wśród wiosek mniejszości romskiej na północnym-wschodzie np. w miejscowości, o której media pisały, że Fidesz zdobędzie tam 120 proc.” - mówi Bijoś. - „Nieprawidłowości ani podejrzanych sytuacji nie zaobserwowaliśmy. Widzieliśmy za to w tamtych wioskach członków komisji, którym władze zorganizowały lokale wyborcze w zbyt małych pomieszczeniach”.

Dobre lub bardzo dobre oceny przebiegu głosowania wystawiła Fundacja we wszystkich lokalach, w których prowadziła obserwację. Obserwatorzy odnotowali tylko drobne błędy proceduralne. Jakie? Najczęstszym problemem było dopuszczanie do tzw. głosowania rodzinnego (mąż i żona głosują razem).

„W Polsce ten proceder zdarza się nagminnie. Jeśli dochodzi do takiej sytuacji nie mamy pewności, czy nie są oni zależni od siebie np. ekonomicznie i czy nie dochodzi do presji, w wyniku której któreś z nich nie może wyrazić w swobodny sposób swojej woli. Problemu tego nie postrzegamy jednak w kategorii fałszerstwa”.

„Co to znaczy sfałszować wybory?” - zastanawia się Karol Bijoś. „My, obserwatorzy międzynarodowi, nie możemy się odnieść do procesu wyborczego na podstawie czterodniowych obserwacji. Sam dzień głosowania przebiegał naszym zdaniem bez zastrzeżeń.

Są jednak problemy, o których mówili nasi rozmówcy i o których informuje OBWE.

Dotyczą one tego, jak zostały podzielone okręgi wyborcze, oceny mediów i wykorzystania zasobów administracyjnych — rozmycia między zasobami, stanowiskami partyjnymi i administracji publicznej”.

Skoro fałszerstw nie było, to jak Orbán zdobył aż taką przewagę?

„Wybory parlamentarne i referendum z 3 kwietnia [2022] były dobrze przeprowadzone administracyjnie i profesjonalnie zarządzane, ale zaszkodził im brak wyrównanego pola gry” - zaczyna swój raport o węgierskich wyborach misja OBWE.

Zgodnie z regułami demokratycznych wyborów na Węgrzech konkurenci zwykle mogli prowadzić kampanię w sposób wolny, a wyborcy mogli się swobodnie rejestrować i mieli szeroki wybór opcji politycznych. Dlaczego zatem ogólna ocena wyborów jest krytyczna?

Choć OBWE nie pisze tego wprost, wnioski z raport można by streścić: nie wystarczy, że władze administracyjne poprawnie wydrukują i rozdadzą karty do głosowania, nie będą przeszkadzać w oddawaniu głosów, a potem te głosy rzetelnie zliczą.

Wybory to nie tylko stawianie krzyżyka w odpowiedniej kratce. A jeśli chodzi o prawie wszystkie elementy procesu wyborczego wykraczające poza to, co się działo w samym lokalu wyborczym, na Węgrzech równych szans nie było.

Co się składa na to „nierówne pole”? Główne obszary, jakie wymienia OBWE, to ramy prawne wyborów, media, sposób prowadzenia kampanii i jej finansowanie.

  • wszechogarniająca dominacja partii rządzącej podczas kampanii wyborczej oraz ogólnie bardzo negatywna kampania;
  • nietransparentne i niewystarczająco kontrolowane finansowanie kampanii, co dawało przewagę partii rządzącej;
  • niezrównoważony przekaz w mediach i brak debat między głównymi konkurentami, „co znacząco ograniczyło możliwość podejmowania dobrze ugruntowanych wyborów”;
  • wątpliwości budził sposób rozstrzygania sporów związanych z kampanią przez komisje wyborcze i sądy;
  • mała reprezentacja kobiet wśród kandydatów i w kampanii;
  • ramy prawne referendum (dotyczącego osób LGBTQ, które zostało przeprowadzone w dniu wyborów) nie gwarantowały równych możliwości prowadzenia kampanii za lub przeciw, a wyborcy nie zostali w sposób obiektywny i zrównoważony poinformowani, czego dotyczy ich wybór.

Plakaty Fideszu - nawet w najmniejszej wiosce, przed centrami handlowymi

„Rozejrzyj się, zobacz, to wszystko są plakaty Fideszu i Orbána. Finansowane przez państwo, z naszych podatków” — mówił mi w niedzielę wyborczą John, z pochodzenia Amerykanin, a od dwóch lat obywatel Węgier. Spotkałam go w centrum Budapesztu, gdzie rozdawał ulotki kandydata opozycji.

Plakaty, o których mówi John, to nie tradycyjne portrety kandydatów z hasłem i numerem na liście. Takich było stosunkowo niewiele. Na ulicach Budapesztu biły za to po oczach afisze wymierzone w opozycję. Wyglądały tak, jak ten na zdjęciu poniżej. Widziałam je w tysiącach miejsc w Budapeszcie, ale też na przedmieściach stolicy - na drogach dojazdowych na centrów handlowych i w ich okolicach.

[caption id="" align="alignnone" width="1536"] Na plakacie widnieje zdjęcie lidera węgierskiej opozycji Pétera Márki-Zaya i stempel „100 procent Gyurcsány’ego” O co chodzi?[/caption]

Márki-Zay to bezpartyjny i do niedawna szerzej nieznany burmistrz 44-tysięcznego miasta Hódmezővásárhely na południu Węgier, w bastionie Fideszu. Trudno mu wyciągnąć jakieś grzechy z politycznej przeszłości, bo jest ona zbyt krótka, w dodatku Márki-Zay to religijny konserwatysta z siódemką dzieci.

Jednak Fidesz i tak postanowił go zdyskredytować, pokazując, że za plecami Márki-Zaya stoi Ferenc Gyurcsány – były premier (2004-2009) i były szef partii socjalistycznej. To Gyurcsány na zamkniętym spotkaniu partyjnym w 2006 roku powiedział między innymi: „Wszystko spierdoliliśmy. Kłamaliśmy przez ostatnie półtora, dwa lata”, a media to ujawniły. Czyli: Márki-Zay to taki sam kłamca.

Plakat grozi też, że opozycja: „zniesie cięcia kosztów”, „odbierze 13. emeryturę”, „sprywatyzuje szpitale” „wpuści imigrantów”, „zabiorą dodatek rodzinny”. Te hasła pojawiały się też na plakatach pojedynczo, oczywiście w towarzystwie twarzy Márki-Zaya i „stempla” Gyurcsány'a.

Reklamami wyborczymi uderzającymi w Márki-Zaya przerywane były nawet kreskówki dla dzieci w węgierskiej telewizji.

Jeden z rozmówców powiedział mi, że jego kilkuletni syn rzucił któregoś dnia, że „trzeba się rozprawić z tym Márki-Zayem”. Nie usłyszał tego w swoim opozycyjnym domu, lecz właśnie w telewizji.

Takimi plakatami Fidesz oblepił cały kraj. „W małych wioskach, które obserwowaliśmy, w których jest po 250 wyborców, plakaty wisiały na wszystkich 10 latarniach dookoła lokalu wyborczego i były to plakaty rządowe. Wizualnie mam wrażenie, że w miastach było po równo plakatów rządu i opozycji, ale do tego dochodziła spora kampania na rzecz referendum i to potęgowało przekaz. Na wsi, jeśli chodzi o kampanię referendalną, dominował przekaz rządowy” - opowiada Karol Bojoś.

Chodzi o odbywające się tego samego dnia, co wybory referendum w sprawie osób LGBTQ i edukacji seksualnej. Fidesz reklamował je hasłem: „Chroń dzieci” i plakatami z matką z dzieckiem.

View post on Twitter

Organizacje działające na rzecz osób LGBT wzywały, by oddawać głosy nieważne. Jednak te organizacje nie miały pieniędzy Na ulicach widać było tylko plakaty rządowe. Organizacje LGBT prowadziły kampanię w internecie i jeżdżąc po kraju - wkrótce w OKO.press rozmowa z jedną z organizatorek tej kampanii.

Media państwowe: laurki dla rządu Orbána

O tym, jak media na Węgrzech pracują na rzecz Fideszu, napisano mnóstwo. Wiele takich tekstów opublikowaliśmy też w OKO.press.

Po wyborach OBWE napisało:

„Monitoring mediów pokazał głęboką stronniczość wielu mediów (radia, telewizji, online), nastawienie przeciwko opozycyjnej koalicji Wspólnie dla Węgier, a za rządem i Fideszem. Często nie było jasnego rozróżnienia między materiałami dotyczącymi rządu i partii”.

Na przykład w państwowej telewizji M1 podział czasu w materiałach dotyczących polityki w tzw. prime time był następujący:

  • 50 proc. rząd - materiały w większości pozytywne w tonie;
  • 5 proc. Fidesz - materiały w większości pozytywne w tonie;
  • 43 proc. opozycyjna koalicja Wspólnie dla Węgier - materiały w większości negatywne w tonie. „Ten przekaz był często połączony z komentarzami dziennikarzy i osobistymi atakami na lidera opozycji Marki-Zaya” - pisze OBWE.

Nie było żadnych przedwyborczych debat, które pozwoliłyby wyborcom porównać, jak kandydaci bronią swoich racji.

Strumienie rządowych pieniędzy

„Przejeżdżając między lokalami, widzieliśmy kampanię parlamentarną i równolegle kampanię referendalną. To oznacza, że na kampanię referendalną były wydane dodatkowe pieniądze. Odnosiło się wrażenie, że plakaty polityczne są dosłownie wszędzie” - mówi OKO.press Karol Bijoś.

Według węgierskiego prawa (podobnie jak według polskiego) wydatki partii na kampanie są limitowane. Jednak Fidesz to obchodził. OBWE zwróciło uwagę na „ogromne wydatki za pośrednictwem podmiotów, które nie brały udziału w wyborach (»podmiotów trzecich«), co znacznie faworyzowało partię rządzącą”.

„Finansowanie takich podmiotów nie jest transparentne, pochodzenie tych funduszy nie jest znane opinii publicznej. Znaczne kwoty zostały wydane na reklamy na Facebooku przez podmioty powiązane z partią rządzącą” - zwraca uwagę OBWE.

„Wydatki na kampanie referendalne nie są limitowane, co pozwala dalej obchodzić limity kampanijnych wydatków. Najbardziej widoczna kampania referendalna była prowadzona przez rząd”.

Sztuka rysowania okręgów wyborczych

Kolejny problem - według niektórych komentatorów najważniejszy - to mapa okręgów wyborczych. Na Węgrzech system jest większościowo-proporcjonalny, mieszany. Węgrzy głosują na jednej karcie na partię, a na drugiej - na konkretną osobę w jednomandatowych okręgach wyborczych.

W 2014 roku Orbán zmienił ordynację wyborczą. „Wprost niebywałe wydaje się, że partia polityczna prowadzona przez Orbána zdobyła więcej głosów w 2002 r. (2,31 mln) i w 2006 (2,27 mln) - w obydwu przypadkach przegrywając wybory! - niż w 2014 (2,14 mln), kiedy zdobyła kolejną większość dwóch trzecich” - pisze József Debreczeni w monumentalnej biografii Viktora Orbána.

W 2022 Fidesz zdobył już ponad 3 mln głosów. Przewaga nad opozycją (1,9 mln) jest ogromna. Jednak liczba miejsc w parlamencie dla Fideszu (67,8 proc.) jest nieproporcjonalnie duża nawet w stosunku do liczby głosów (54,10 proc.).

Ważnym mechanizmem, który jeszcze zwiększa przewagę zwycięzcy jest tzw. kompensacja zwycięstwa. Nadwyżka głosów (ponad te potrzebne do zwycięstwa) z okręgów jednomandatowych dodaje się do głosów na listę partyjną.

Komentuje Karol Bijoś: „Dlaczego sondaże pokazywały niewielką różnicę poparcia między Fideszem a opozycją, a wyniki różnią się znacznie? Na Węgrzech jest system większościowo-proporcjonalny. Wyborcy głosują też w JOW-ach. Ze 199 posłów aż 106 jest wybieranych w jednomandatowych okręgach. Tak jak u nas do Senatu. To oznacza, że wyniki są diametralnie inne niż podział na listach. W JOW-ach praktycznie wszystko wskazuje na to, że 88 mandatów będzie przydzielonych dla Fideszu w stosunku do 18 dla koalicji opozycyjnej. W Polsce jesteśmy przyzwyczajeni do wyborów proporcjonalnych.

Jest duża dysproporcja między wagą głosów. Na przykład mamy okręg Pest 05, w którym na jeden jednomandatowych okręg wyborczy przypada 97619 wyborców. A w okręgu Somogy 02 czy Tolna 01 przypada ich 59379 czy 59419 Z punktu widzenia obywatela i wyborcy jest to dosyć krzywdzące.

Takie przypadki zdarzają się w każdym kraju, nie da się okręgów podzielić idealnie równo. Ale na Węgrzech dysproporcja jest spora. To widać szczególnie, jeśli się weźmie pod uwagę preferencje z poprzednich wyborów. Wyborcy bardziej liberalni, skoncentrowani wokół stolicy, są dyskryminowani na rzecz pozostałych wyborców.

Głos wyborców z Pest nie jest równy tym z Somogy. Ten problem zauważyło również OBWE. Bardzo ważne jest, aby społeczeństwo nie pozwalało władzy na gerrymandering, czyli podział danego terytorium w taki sposób, aby rozmyć siłę elektoratu partii – najczęściej opozycyjnych.

W różnych krajach mamy różne systemy wyborcze i różne są ich oceny. Wybory węgierskie były zgodne z węgierskimi przepisami. To nie oznacza, że nie należy zwrócić uwagi na te elementy, które wydają się jednak problematyczne i kontrowersyjne. Do nich zalicza się właśnie kwestia równości głosów wynikająca z niesprawiedliwego podziału okręgów wyborczych, czyli gerrymanderingu”.

Ordo Iuris - gdzie tu profesjonalizm?

Wybory węgierskie na zaproszenie władz obserwowało Ordo Iuris. W powyborczy poniedziałek organizacja ogłosiła, że:

  • „regulacje dotyczące systemu wyborczego spełniają zasady pluralizmu, stabilności, wolności wypowiedzi i neutralności”;
  • „węgierski system finansowania wyborów jest w pełni osadzony w ogólnych ramach europejskich, bez istotnych odchyleń”
  • „od 2010 roku pluralizm mediów na Węgrzech nie zmniejszył się, lecz zwiększył, a potencjalny zasięg prorządowych i antyrządowych treści medialnych jest zrównoważony i mniej więcej tej samej wielkości”.

To wnioski zupełnie sprzeczne z tymi, do jakich doszła misja OBWE. Za komentarz do raportu Ordo Iuris niech wystarczą słowa obserwatora wyborów, Karola Bojosia:

„Ordo Iuris? Chciałbym poznać ich metodologię.

W dzień po wyborach OBWE wydało wstępny dokument, podobnie ENEMO, a ostateczny raport będzie za półtora miesiąca, po analizie wszystkich formularzy, wszystkich doniesień obserwatorów i zagregowaniu tych danych. Od każdego obserwatora w trakcie dużych misji obserwacyjnych spływa po 10 formularzy. Trudno to dobrze opisać w 10 czy 12 godzin, jeśli liczenie głosów kończy się koło pierwszej w nocy. Dlatego OBWE wydaje wstępny komunikat.

Ordo Iuris wydało już [w poniedziałek powyborczy] raport końcowy.

Znajomość metodologii oraz zasad prowadzenia obserwacji jest bardzo ważna. Na jakiej podstawie oceniamy proces wyborczy, kampanię, wolność mediów przez ostatnie cztery, sześć czy 12 lat?? Będąc na Węgrzech przez kilka dni trudno jest ocenić system medialny i dogłębnie go przeanalizować. Metodologia danej misji obserwacyjnej powinna być jawna, a misja powinna być bezstronna, jej kontakty ze stroną państwową powinny pozostawać na stopie oficjalnej.

Nie chodzi tylko o to, że raport Ordo Iuris stawia się w kontrze do raportu wstępnego OBWE i w efekcie część osób powie, że to i tak słowo przeciwko słowu. Chodzi o profesjonalną metodologię i przestrzeganie zasad bezstronności”.

*Karol Bijoś - Prezes Zarządu Fundacji Odpowiedzialna Polityka. Inicjator i główny koordynator projektu Obserwatorzy w działaniu. Uczestniczył w misjach obserwacyjnych ODIHR OBWE. Zajmuje się również analizą społeczno-ekonomiczną obszaru poradzieckiego.

Fundacja Odpowiedzialna Polityka akredytowała łącznie 18 obserwatorów międzynarodowych na węgierskie wybory parlamentarne. Na Węgrzech byli przez cztery dni. Zaznaczają, że tak krótki czas nie pozwala na obserwację całego procesu wyborczego.

Sprostowanie Fundacji Instytut na rzecz Kultury Prawnej Ordo Iuris do artykułu na oko.press autorstwa Agaty Szczęśniak pt. Czy Viktor Orbán sfałszował wybory na Węgrzech? z dnia 10 kwietnia 2022 r.

Ordo Iuris nie zostało zaproszone do obserwacji wyborów na Węgrzech przez rząd Orbana lub przez władze węgierskie, lecz prowadziło ją z własnej inicjatywy

Jerzy Kwaśniewski – Prezes Zarządu Fundacji na rzecz Kultury Prawnej Ordo Iuris

;
Na zdjęciu Agata Szczęśniak
Agata Szczęśniak

Redaktorka, publicystka. Współzałożycielka i wieloletnia wicenaczelna Krytyki Politycznej. Pracowała w „Gazecie Wyborczej”. Socjolożka, studiowała też filozofię i stosunki międzynarodowe. Uczy na Uniwersytecie SWPS. W radiu TOK FM prowadzi audycję „Jest temat!” W OKO.press pisze o mediach, polityce polskiej i zagranicznej oraz prawach kobiet.

Komentarze