Poznajcie Paszę, filmowca amatora z najbardziej zanieczyszczonego miasta w Rosji, Witalija – bezrobotnego fizyka z Nowosybirska, mistrza pływania w przerębli i proroka Wissariona, podającego się za Jezusa Chrystusa. Wszyscy na swój sposób starają się przetrwać w zniewolonym kraju
Z perspektywy europejskiej rosyjskie społeczeństwo stanowi monolit, który twardo stoi za swoim dyktatorem i jego zaborczą wojną. Putin w ostatnich wyborach prezydenckich zdobył 87 proc. głosów, co – nawet z uwzględnieniem oszustw wyborczych – stanowi rekordowy wynik. Poparcie dla Putina nie spada mimo dochodzącej do miliona liczby strat po stronie rosyjskiej, mimo postępującej degradacji gospodarki, biedy i zacofania – szczególnie na prowincji, skąd armia mobilizuje żołnierzy.
Na ile jest to skutek fizycznego wyeliminowania opozycji politycznej i stłumienia do zera wolnych mediów, wszechobecnej propagandy i militaryzacji? Na ile zaś wynikiem głębokiej frustracji współczesnym światem liberalizmu i kapitalizmu, sięgającej korzeniami jeszcze czasów sowieckich? Czy w państwie, które prowadzi zaborczą wojnę, są jeszcze ludzie, którzy wymknęli się spod kontroli systemu? Ile kosztuje bycie wolnym? I jak wojna zmienia życie z dala od frontu i centrów władzy?
W programie tegorocznego Festiwalu Millennium Docs Against Gravity znalazły się trzy ważne filmy dokumentalistów z Danii, Rosji i Czech opowiadające o tym, kim są obywatele państwa Putina i jaki jest ich prawdziwy stosunek do wojny i reżimu. Odpowiedzi, które przynoszą, są przewrotne i nieoczywiste. Wiele mówią o przyszłości Rosji i tej wojny.
Pamiętacie „Amatora”? Słynny film Krzysztofa Kieślowskiego osadzony w rzeczywistości schyłkowego komunizmu pokazywał metamorfozę bohatera, który wychodzi z bezpiecznego kokonu życia prywatnego i otwiera oczy na ludzką krzywdę. Katalizatorem i medium tej przemiany jest kamera, którą Filip Mosz (genialny Jerzy Stuhr) – zaopatrzeniowiec z podkrakowskiego zakładu przemysłowego – kupuje na urodziny córki, aby rejestrować rodzinne życie. Nie przeczuwa jeszcze, że będzie nią kręcić demaskatorskie filmy o fasadowym życiu w PRL.
Paweł „Pasza” Talankin, bohater i współautor filmu „Pan Nikt kontra Putin” duńskiego dokumentalisty Davida Borensteina, jest również filmowcem amatorem. Swoją kamerą rejestruje codzienne życie szkoły podstawowej, w której pracuje jako pedagog. Rzecz dzieje się w mieście Karabasz na Uralu, zbudowanym wokół kombinatu miedziowego, który zatruwa wszystko. Średnia przewidywana długość życia wynosi tam zaledwie 38 lat.
Można powiedzieć, że Karabasz to metafora toksycznej Rosji. I tak jak w innych, nie mniej zanieczyszczonych miejscach tego kraju, tu również ludzie próbują jakoś przeżyć i zbudować sobie przestrzeń komfortu.
Przeżyć stara się również Pasza. Jego przestrzenią komfortu jest pokój w szkole, wypełniony sprzętem filmowym. Pasza organizuje w nim warsztaty dla młodzieży. Razem nagrywają wideoklipy, wygłupiają się, dyskutują i obchodzą urodziny. To namiastka rodziny, której Pasza nie ma, a zarazem mała wyspa wolności w szkolnym reżimie.
Wszystko zmienia się w lutym 2022 roku. Po wybuchu pełnoskalowej wojny Pasza otrzymuje zlecenie filmowania propagandowych lekcji patriotyzmu i akademii; materiały ma przekazywać do centrali. Przez jego obiektyw obserwujemy, jak wojna powoli wkracza w życie szkoły. Od recytacji patriotycznych wierszy, przez pokazowe lekcje, podczas których nauczyciele objaśniają dzieciom, że Ukrainą rządzą naziści, po naukę musztry na korytarzu szkolnym i konkurs rzucania granatem na odległość.
Wszystko to budzi początkowo bardziej śmiech niż przerażenie: nauczycielka nie umie wymówić słowa „denazyfikacja”, kamerzysta musi jej pomagać. Uczniowie krzyczą do niej: „Niech pani mrugnie dwa razy, jeśli ktoś panią zmusza”. Ale wplecione w narrację fragmenty prowojennych programów telewizyjnych nie pozostawiają złudzeń: ta gra toczy się na serio.
Pasza jest świadomy, że staje się częścią machiny propagandowej. Obok pokazowych lekcji musi także filmować prowojenne manifestacje w mieście – pochody na Dzień Zwycięstwa i przejazdy samochodów, oznakowanych literą „Z” – znakiem „specjalnej operacji wojskowej”, jak Moskwa nazywa agresję na Ukrainę. Próbuje protestować: podczas akademii puszcza hymn USA zamiast rosyjskiego, wiesza w gabinecie biało-niebiesko-białą flagę antywojenną. Ale to tylko gesty, które niczego nie mogą zmienić.
Przełom następuje w chwili, kiedy bohater dostaje propozycję udziału w zachodnim filmie dokumentalnym o tym, jak wojna zmienia życie ludzi w Rosji. Z biernego obserwatora staje się reżyserem demaskatorskiego dokumentu, realizowanego pod przykrywką szkolnej wideokroniki. Od tego momentu film przestaje być zapisem absurdów propagandy, zmienia się w analizę militaryzacji rosyjskiego społeczeństwa. Pasza pokazuje przepaść, w jaką osuwa się społeczność miasteczka. Najbardziej poruszające jest to, że w tę przepaść wciągane są dzieci, którym każe się nosić mundury i uczyć się obsługi broni. Kiedy wydaje się, że pranie mózgów już osiągnęło szczyt, Pasza filmuje spotkanie z najemnikami Wagnera, którzy dają dzieciom do potrzymania minę przeciwpiechotną.
Nauczyciel musi skonfrontować się z faktem, że jego uczniowie prędzej czy później trafią na front i wrócą do Karabaszu w ocynkowanych trumnach. I tym, że nie jest w stanie ich zatrzymać. Ta świadomość to jądro ciemności filmu: zdjęcia z pożegnań chłopców, zmobilizowanych do armii i nagrany płacz matki jednego z nich podczas pogrzebu to momenty, których nie da się zapomnieć.
Kamera amatora z Uralu rejestruje także coś mniej uchwytnego: atmosferę całkowitej bierności. Karabasz to nie Moskwa, gdzie w początkowej fazie wojny protestują na ulicach setki ludzi. Tutaj życie jest pod całkowitą kontrolą. Także autokontrolą. „U nas nie ma nikogo przeciwko wojnie, nikt by nie śmiał” – mówią Paszy roześmiane uczestniczki proputinowskiego pochodu.
Film „Pan Nikt kontra Putin” uzmysławia, jak szybko ludzie dostosowują się do wojennych warunków. Aby przetrwać, udają lojalność i zaangażowanie, a jednocześnie stają się ostrożni, uważają na to, co mówią, zamykają się w życiu prywatnym. Ci, którzy żyli w Polsce w stanie wojennym, doskonale to znają. Było nawet określenie na tę postawę: wewnętrzna emigracja.
Pasza wie, że jest na ścieżce bez odwrotu: po zakończeniu roku szkolnego będzie musiał wyjechać z nagranymi materiałami z kraju, zostawiając za sobą całe dotychczasowe życie. To prawdziwa stawka jego walki o prawdę. Zanim wyjedzie, tak jak bohater „Amatora” skieruje kamerę na siebie, aby wyznać trudną miłość do ojczyzny: „Kocham chwilę, kiedy można otworzyć okno i wpuścić do mieszkania świeże powietrze. Kocham jesień. Kocham mróz. Kocham ludzi. Miłość do ojczyzny to nie tylko podniesienie flagi czy odśpiewanie hymnu. To także rozmowa o problemach ludzi i o tym, jak je rozwiązać”.
Problem w tym, że w Rosji nikt nie ma odwagi mówić otwarcie.
Witalij Panasiuk – bohater filmu „Szczęście dla wszystkich” czeskiego dokumentalisty Filipa Remundy – jest przeciwieństwem Paszy. Dla tego bezrobotnego fizyka z Nowosybirska, który dorabia na budowach i bezskutecznie próbuje zrobić karierę wideoblogera (jego rolki zbierają po kilkadziesiąt lajków), wojna jest szansą na wydobycie się z biedy, w którą popadł, kiedy stracił pracę i mieszkanie.
Witalij ma magiczne moce: uprawia ekstremalne pływanie w niskich temperaturach, zimą kąpie się w przerębli, wiosną, kiedy lody puszczą, potrafi przepłynąć rzekę Ob, która pod Nowosybirskiem rozlewa się na 17 km szerokości. W innym kraju i innych okolicznościach zapewne stałby się celebrytą i poważanym sportowcem. Ale nie w Rosji. Mimo że ukończył fizykę uniwersytecką i pochodzi z rodziny naukowców, Witalij walczy o przetrwanie na granicy ubóstwa. Po utracie pracy przestał spłacać kredyt i bank zabrał mu dom.
Poczucie krzywdy i frustracji pchają go w kierunku radykalnej prokremlowskiej organizacji SERB. To nacjonalistyczna i antyliberalna bojówka, znana z pacyfikowania manifestacji rosyjskiej opozycji i ataków na jej liderów. Jeden z członków SERB oblał w 2017 roku Alekseja Nawalnego żrącą substancją, w wyniku czego polityk stracił wzrok w jednym oku.
Na zlecenie SERB Witalij dokonuje ekstremalnych wyczynów, takich jak próba przepłynięcia Cieśniny Kerczeńskiej dzielącej Rosję kontynentalną od Krymu – aby uczcić otwarcie Mostu Kerczeńskiego w 2018 roku, czy przepłynięcie z sowiecką flagą w ręku na wpół zamarzniętej rzeki Moskwy – na cześć rozpoczęcia „specjalnej operacji wojskowej”. Wszystkie są filmowane i publikowane w sieci przez organizację, wspieraną przez resorty siłowe reżimu putinowskiego.
Remunda nie ocenia jednak swojego bohatera. Podąża za nim przez 8 lat: od 2016 roku do 2024 i pokazuje, jak Witalij zmienia się ze sfrustrowanego postinteligenta, ofiary transformacji ustrojowej, a może własnych deficytów psychicznych, w radykalnego zwolennika dyktatury.
Witalij cały składa się ze sprzeczności: obwinia kapitalizm za swoją życiową klęskę, jednocześnie chwali możliwość kupienia ulubionej kapusty w środku nocy w nocnym supermarkecie. Krytykuje współczesną Rosję, w której, jak mówi, 70 procent ludzi walczy tak jak on o przetrwanie, a jednocześnie deklaruje lojalność wobec Putina. Sławi „specoperację”, zarazem nazywa wojnę w Ukrainie głupią i dowodzi, że Rosja nigdy jej nie wygra, bo jest słabsza technologicznie od Zachodu, a do tego rosyjscy żołnierze nie wiedzą, o co właściwie walczą.
Jest rozdarty między „chcę” i „pragnę”, podobnie jak duża część społeczeństwa rosyjskiego. Obywatele Związku Radzieckiego, karmieni przez całe życie utopiami, w latach 90. zderzyli się z nowym ustrojem, który zachwiał ich bezpieczeństwem socjalnym, nie dając w zamian poczucia udziału w sukcesie ekonomicznym. Stąd biorą się rozczarowanie i frustracja, rodzące postawy radykalne. W jednej ze scen Witalij podczas wyjazdu z partyjnymi towarzyszami do Moskwy atakuje zwolenników zamordowanego działacza opozycji Borysa Niemcowa i niszczy miejsce upamiętniające jego śmierć.
Metaforą życia Witalija i całej generacji jemu podobnych jest zardzewiały kadłub statku, który utknął na brzegu Obu. Zimą wciąż można w nim rozpalić ogień, żeby się ogrzać po wyjściu z lodowatej wody, latem na pokładzie Witalij prowadzi lekcje sztuki walki. Ale ten statek już nigdzie nie popłynie.
Wolność w tej opowieści jest jak choroba zakaźna, przywleczona z Zachodu do szczęśliwego raju, jakim był Związek Radziecki. A jednak Witalij instynktownie rozumie, czym jest wolność. „Uważam Rosję za najbardziej wolny kraj na świecie. Mogę płynąć, tam gdzie nikt nie płynął. Nikt ci tego nie zabierze i tym nikomu tego nie zabierzesz. To jest wolność”. To poczucie wolności zostanie z nim do końca, kiedy będzie walczyć o życie w nurcie rodzimej rzeki.
Film Remundy jest swego rodzaju emocjonalną pułapką. Nie przypuszczałem, że będę podążał za bohaterem tak odległym ode mnie światopoglądowo. Warto tego jednak doświadczyć, żeby zrozumieć, w jaki sposób system putinowski wykorzystuje negatywne ludzkie emocje do własnych celów.
We wrześniu 2020 roku, półtora roku przed napaścią Rosji na Ukrainę, nad syberyjską osadą w Krasnojarskim Kraju zawisły helikoptery, z których po linach zaczęli zjeżdżać na ziemię żołnierze służb specjalnych. Ich celem był położony na zboczu góry dom, należący do Wissariona, głowy Kościoła Ostatniego Testamentu – wspólnoty religijnej, działającej od trzech dekad w tym odległym zakątku Rosji. Duchowny razem z dwoma współpracownikami został aresztowany i przewieziony do aresztu, gdzie całej trójce przedstawiono zarzuty nielegalnej działalności religijnej, przemocy psychicznej i wyłudzania pieniędzy od wyznawców.
W kolejnych miesiącach rosyjskie media rządowe zaciekle atakowały Wissariona. Pisano m.in. że prorok zakazuje jeść mięsa, w wyniku czego jego wyznawcy umierają na raka, że pozbawia wszystkich majątku, a nawet, że zabija uciekinierów z sekty. Obrońcy praw człowieka wskazywali, że aresztowanie Wissariona miało motywy ideologiczne i wpisywało się w akcję przeciwko mniejszościom religijnym, jaką reżim Putina rozpoczął dwa lata przed pełnoskalową wojną. Chodziło o oczyszczenie społeczeństwa z potencjalnych buntowników i wzmocnienie Cerkwi Prawosławnej jako jedynego legalnego ośrodka religijnej władzy.
– Prześladowania pochodzą z wysokich szczebli władzy. Jest całkiem możliwe, że istnieją tu powody ideologiczne, ponieważ w ostatnich latach polityka wobec mniejszości religijnych w Rosji staje się coraz bardziej surowa i agresywna. Świadkowie Jehowy zostali już zakazani, znamy inne podobne przykłady, więc być może jest to zgodne z ogólnym trendem – komentował aresztowanie Wissariona religioznawca z Europejskiego Uniwersytetu w Petersburg Aleksandr Panczenko.
Czy Wissarion rzeczywiście stał się ofiarą putinowskiej ideologii? Czy skrzywdził swoich wyznawców? Kristina Schtubert – rosyjska reżyserka, mieszkająca w Niemczech w swoim filmie „Wybrańcy świtu” – nie stara się osądzić Chrystusa z Syberii. Ale jej dokument o wyznawcach Kościoła Ostatniego Testamentu mógłby posłużyć za dowód w obronie proroka.
Skąd w ogóle wzięli się wissarionowcy? Na początku lat 90., kiedy walił się Związek Radziecki, a nowy świat wykluwał się w bólach, w Rosji pojawiło się wielu proroków, podających się za Mesjaszy i głoszących bliski koniec świata. Jednym z nich był Siergiej Torop, były policjant drogówki, który w 1990 roku ogłosił, że doznał objawienia i pod imieniem Wissarion zaczął głosić Ostatni Testament.
W odróżnieniu od innych Mesjaszy, Wissarion postanowił zabezpieczyć przyszłość swojej wspólnoty. W tym celu zaczął w połowie lat 90. budować ośrodek nad brzegiem Jeziora Tiberkul 300 kilometrów na południe od Krasnojarska. Władze przychyliły się do projektu, ofiarując tworzącej się wspólnocie kilkaset hektarów ziemi. W ten sposób powstało Miasto Słońca – zbudowana na planie koła osada wyznawców syberyjskiego Chrystusa. On sam zamieszkał na zboczu góry, której szczyt wyznaczał centrum życia grupy.
W ciągu kolejnych trzech dekad w okolicznych wsiach otoczonych tajgą zamieszkało kilka tysięcy jego zwolenników. Zjeżdżali z całego kraju, przyciągnięci perspektywą życia blisko natury i przynależności do wspólnoty, która łączyła cechy prawosławia, buddyzmu i new age’u.
Schtubert towarzyszyła wissarionowcom przez 10 lat. „Wybrańcy świtu” to zrobiony z wrażliwością i empatią portret społeczności, która na krańcu świata próbuje zbudować utopię, a jednocześnie mierzy się z twardą rzeczywistością życia w syberyjskich warunkach. I z własnymi słabościami: mimo obecności nowego Mesjasza, u stóp świętej góry ludzie nadal grzeszą, piją, biorą narkotyki, chorują i umierają.
Schtubert nie ocenia ich, nie gloryfikuje, ani nie demaskuje. Podąża z wyczuciem za swymi bohaterami. Jest z nimi w chwilach radości, kiedy celebrują swoje święta, bawią się, pracują w ogrodzie, i w chwilach tragedii, kiedy żegnają bliskich. Pokazuje równie żarliwą, co naiwną wiarę ludzi, którzy wyrośli w postsowieckim ateizmie i szukają oparcia w chaotycznym świecie.
Jedni, jak Anna, emerytowana inżynierka, ślepo wierzą prorokowi. Anna codziennie modli się do kolorowego zdjęcia Wissariona i wierzy, że jeśli będzie dobrze się odżywiać i przestrzegać wskazówek duchowych proroka, to wyrosną jej nowe zęby. – Być może będziemy kiedyś żywić się energią słoneczną – mówi z pełnym przekonaniem.
Inni, jak Christine, młoda Niemka, która związała się z jednym z wyznawców i urodziła dwójkę dzieci, szukają w Mieście Słońca kontaktu z naturą i wolności od wyścigu szczurów. Jeszcze inni uciekają przed trudną przeszłością, uzależnieniami, toksycznym otoczeniem.
– On na pewno wielu pomógł – zapewnia jeden miejscowych z rybaków, który nie należy do wspólnoty, ale szanuje jej zasady.
Sam Wissarion pojawia się w kadrze tylko na chwilę. Wydaje się być zakłopotany, kiedy reżyserka pyta, czy nie zmęczyła go fala miłości, jaką jest otaczany. –Wolałbym czasem być niewidzialny – wyznaje z uśmiechem.
Wraz z aresztowaniem Wissariona i eskalacją wojny w życie wyznawców wkracza system, od którego chcieli uciec. Brat jednej z bohaterek zostaje zmobilizowany i popełnia samobójstwo na froncie w Ukrainie. W osadzie pojawia się policja. Ale wissarionowcy wydają się przygotowani na koniec świata. – Nieważne, gdzie jest Nauczyciel, ważne, abyśmy żyli według jego nauk – mówi Grinia, mąż Christine.
Inny mieszkaniec Miasta Słońca, były więzień, pokazuje reżyserce zaśnieżone pole, pod którym kryje się jego ogród. Wymienia po kolei wszystkie warzywa, jakie zasadzi, kiedy przyjdzie wiosna.
– Szykuje się pan na koniec świata? – pyta reżyserka.
– Jestem gotów – odpowiada mężczyzna.
„Pan Nikt kontra Putin”, „Mr. Nobody Against Putin”, Dania, Czechy, 2025, 90 min., reż.: David Borenstein, Pasha Talankin;
„Szczęście dla wszystkich” („Happiness to All”) Czechy, Niderlandy, Francja 2024, 96 min., reż.: Filip Remunda;
„Wybrańcy świtu” („Abode of Dawn”), Niemcy, 2024, 105 min., reż.: Kristina Schtubert.
22. Millennium Docs Against Gravity odbędzie się w siedmiu miastach (Warszawie, Wrocławiu, Gdyni, Poznaniu, Katowicach, Bydgoszczy i Łodzi) w dniach 9–18 maja, a następnie online od 20 maja do 2 czerwca. Pełny program festiwalu: Mdag.pl.
Publicysta, kurator teatralny, dramaturg. Absolwent teatrologii Uniwersytetu Jagiellońskiego w Krakowie, w latach 1994-2012 dziennikarz działu kultury „Gazety Wyborczej”. Laureat Nagrody im. Zbigniewa Raszewskiego dla najlepszego polskiego krytyka teatralnego (1995). Opublikował m.in. antologie polskich sztuk współczesnych „Pokolenie porno i inne niesmaczne utwory teatralne” (2003) i „Made in Poland. Dziewięć sztuk teatralnych z Polski” (2006), a także zbiór wywiadów z czołowymi polskimi ludźmi kultury „Bitwa o kulturę #przyszłość” (2015), wyróżniony nagrodą „Gazety Wyborczej” w Lublinie „Strzała 2015”. Od 2014 związany z TR Warszawa, gdzie odpowiada za rozwój linii programowej teatru oraz pracę z młodymi twórcami i twórczyniami.
Publicysta, kurator teatralny, dramaturg. Absolwent teatrologii Uniwersytetu Jagiellońskiego w Krakowie, w latach 1994-2012 dziennikarz działu kultury „Gazety Wyborczej”. Laureat Nagrody im. Zbigniewa Raszewskiego dla najlepszego polskiego krytyka teatralnego (1995). Opublikował m.in. antologie polskich sztuk współczesnych „Pokolenie porno i inne niesmaczne utwory teatralne” (2003) i „Made in Poland. Dziewięć sztuk teatralnych z Polski” (2006), a także zbiór wywiadów z czołowymi polskimi ludźmi kultury „Bitwa o kulturę #przyszłość” (2015), wyróżniony nagrodą „Gazety Wyborczej” w Lublinie „Strzała 2015”. Od 2014 związany z TR Warszawa, gdzie odpowiada za rozwój linii programowej teatru oraz pracę z młodymi twórcami i twórczyniami.
Komentarze