Prezes Orlenu został odwołany. O ocenę działań i o (polityczną?) przyszłość najpotężniejszego menadżera spółek skarbu państwa poprosiliśmy eksperta Polityki Insight, Ryszarda Tomaszewskiego
Anton Ambroziak, OKO.press: Co słychać w kuluarach po konferencji prasowej w siedzibie Orlenu?
Robert Tomaszewski, Polityka Insight: Impreza przygotowana z rozmachem. Widać, że Obajtek chciał odejść na własnych warunkach, nie chciał zostać odwołany.
Była to kontrolowana ewakuacja?
Tak. Miał długie wystąpienie, kilkudziesięciominutowe, w którym podkreślał swoje dokonania w Orlenie. Mówiąc o dziedzictwie, mocno akcentował i bronił fuzji z Lotosem, także PGNiG i Energą. Swoje decyzje biznesowe starał się przedstawić jako jasne, racjonalne i bezalternatywne. Krytykował też swoich krytyków. Nie określił swojej przyszłości, ale powiedział, że czeka na paliwo po 5,12 zł. Zakończył więc zgryźliwą uwagą w stosunku do wypowiedzi polityków ówczesnej opozycji, jeszcze z czasów kampanii wyborczej, że będą obniżać ceny paliw.
Co się prezesowi Obajtkowi naprawdę udało?
Obajtek był najsilniejszym prezesem spółki skarbu państwa w historii. Nie było do tej pory takiego menadżera, który dzięki swojemu poparciu politycznemu mógł przejmować spółki w takiej skali. Wcześniej mieliśmy oczywiście inne procesy konsolidacyjne, ale one były realizowane znacznie wcześniej, to nie były podmioty tak duże, raczej małe spółki zbierane razem. Obajtek potrafił wykorzystać poparcie polityczne i miał na tyle dużo determinacji, by przebijać mur niemożności państwowej, by przeprowadzić te procesy do końca.
Ale jak się szybko okazywało, koszty tych zmian były bardzo wysokie. I z punktu widzenia bezpieczeństwa energetycznego, i z perspektywy alternatywnych rozwiązań. Na przykład można było inaczej przeprowadzić fuzję wewnątrz spółek skarbu, żebyśmy nie musieli realizować tak restrykcyjnych środków zaradczych podyktowanych przez Komisję Europejską. Determinacja i siła ekspansji, które były modus operandi Obajtka przez całą jego menadżerską karierę w państwowym sektorze, nie zawsze zdawały test konfrontacji z logicznym namysłem.
To była gigantomania?
Ja bym chyba jednak nazwał to postawieniem na ekspansję za wszelką cenę. Musimy rosnąć, ale czy rośniemy mądrze, to już jest inna kwestia, najważniejszy jest wzrost. Ten wzrost był realizowany po linii najmniejszego oporu, bo Obajtek przejmował kolejne spółki de facto nie ponosząc w związku z tymi przejęciami wydatków. To były transakcje realizowane poprzez wymianę akcji, dzięki przychylności Skarbu Państwa. Orlen rósł w cieplarnianych warunkach.
Kwestia Lotosu jest najtrudniejsza, bo zdecydowano się na najdalej idące decyzje, oznaczające prywatyzację majątku gdańskiej grupy rafineryjnej, w tym majątku obejmującego krytyczną infrastrukturę dla bezpieczeństwa energetycznego państwa. Mało znamy szczegółów dotyczących transakcji z MOL-em i Saudi Aramco, a jej waga dla bezpieczeństwa kraju jest bardzo duża. Spodziewam się, że w najbliższych tygodniach i miesiącach te szczegóły będą wychodziły. I one mogą postawić w zupełnie innym świetle tych sześć lat Obajtka w Orlenie.
Ja bym tej kadencji nie oceniał zero-jedynkowo.
Udało się zrealizować rzeczy, które pozwolą Orlenowi spokojniej prowadzić transformację energetyczną, mieć większy rozmach inwestycyjny, być większym graczem na paliwowo-energetycznym rynku. A jednocześnie realizowano to w oparciu o chwiejne założenia, przy nie do końca działającym nadzorze służb i polityków.
Grzechów też było sporo, jak upolitycznienie spółki do nieznanych do tej pory rozmiarów. Bardzo kontrowersyjne sześć lat, o których będziemy długo dyskutować i o które na pewno będziemy się spierać.
Największą rysą na kadencji ma być właśnie fuzja Orlenu z Lotosem. Czy jesteśmy w stanie powiedzieć na podstawie danych, którymi dysponujemy, czy to były opłacalne decyzje?
Nie. Patrząc na to strategicznie, w perspektywie roku 2050, dezinwestycja części aktywów rafineryjnych, sprzedaż ich i wyjście z pewnej części sieci detalicznej nie musiały być złą decyzją. To są aktywa, które będą traciły na wartości, bo będziemy się przesiadać do elektryków, nie będziemy tyle tankować. Rafinerie będą musiały przejść dekarbonizację: nie będą produkowały paliw, tylko coraz więcej produktów petrochemicznych, zielonego wodoru, zielonych gazów itd. Tę część można oceniać pozytywnie.
Natomiast, jeśli spojrzymy na to z perspektywy krótko- i średnioterminowej to okaże się, że naszym podwórku pojawiło się znacznie więcej ryzyk, jeśli chodzi o bezpieczeństwo energetyczne. Pojawili się nowi gracze, nie mamy już pełnej kontroli nad infrastrukturą krytyczną. To jeszcze nie oznacza, że jesteśmy skazani na kryzys, utratę pełnej sterowności w sektorze paliwowym, ale to już nie jest ten rodzaj komfortu, z którym mieliśmy do czynienia.
Sojusz z Saudi Aramco jest czymś zupełnie nowym. Można go różnie oceniać. Jest to bez wątpienia największy gracz na świecie, firma, która jest zależna od saudyjskiej rodziny królewskiej i nie musi mieć z nami zbieżnych moralnych celów czy wartości. Ale jest to partner, który w sytuacji, w której znaleźliśmy się geopolitycznie, czyli odcięcia od rosyjskich węglowodorów, może być nam potrzebny.
Ułożenie sobie relacji z Aramco będzie jednym z najważniejszych pilnych zadań dla nowego zarządu Orlenu.
Padały polityczne komentarze, że być może fuzję Lotosu z Orlenem trzeba odwrócić, że transakcje powinny zostać unieważnione. To realny scenariusz?
Bardzo wątpiłbym w odwrócenie fuzji Lotosu z Orlenem. O ile wyobrażam sobie taki scenariusz w przypadku PGNiG, bo da się spółkę wciąż wydzielić z Orlenu i postawić na niezależnych nogach, o tyle konsolidacja z Lotosem jest dużo bardziej zaawansowana.
Poza tym kosztowałoby to Orlen i Skarb Państwa gigantyczne odszkodowania, które trzeba by było przekazać partnerom posiadającym aktywa: MOL-owi, Saudi Aramco i prywatnemu polskiemu UNIMOT-owi. Nawet jeśli udałoby się odzyskać aktywa, ten podmiot byłby znacznie słabszy. Pytanie, co by się wydarzyło z kontraktem na zakup saudyjskiej ropy? Czy byłby kontynuowany, czy ze względu na zmianę zapotrzebowania na ropę ze strony Orlenu, trzeba by było go zmieniać?
Ja odczytuję te zapowiedzi raczej jako próbę politycznej oceny tych lat i decyzji, a nie wskazówkę, że będą odwracane. Ale sądzę, że część aktywów pójdzie na sprzedaż. Myślę, że Orlen wycofa się z rynku mediowego i będzie szukał nabywcy na akcje grupy Polska Press. Albo przekaże ją innemu podmiotowi państwowemu.
Wizerunkowo jest chyba najwięcej do zrobienia: zerwanie ze spuścizną marki Wielkiego Orlenu i budowania relacji quasi-oligarchicznych.
Tu kurs na pewno się zmieni, bo już w kampanii wyborczej słyszeliśmy obietnice, że będzie np. dużo bardziej transparentny proces rekrutowania menadżerów. Nowej władzy będzie zależało, żeby zmieniło się otoczenie wizerunkowe Orlenu, żeby spółka przestała być traktowana jako podmiot działający na zlecenie polityków. Orlen w ostatnich tygodniach przed wyborami bardzo aktywnie zaangażował się w to, żeby pomóc PiS zdobyć jak najlepszy wynik poprzez sztuczne obniżenie cen paliw na polskich stacjach. Tego rodzaju działania powinny należeć do przeszłości. Myślę, że na tym będzie skupione nowe kierownictwo.
Ale pokusa, żeby wykorzystywać Orlen będzie zawsze. Orlen jest gigantyczny, ma ogromny wpływ na polską gospodarkę, zatrudnia 60 tys. osób i naturalne, że to zawsze będzie kusiło tych, którzy są przy władzy. Całkowite odpolitycznienie nie jest możliwe, bo to zbyt ważna spółka. Na pewno nowym prezesem zostanie osoba, która ma zaufanie premiera Donalda Tuska.
Czy mówi się o personaliach: kto weźmie Orlen?
Na pierwszym miejscu jest wymieniany Krzysztof Zamasz, obecnie pracujący w ciepłowniczej firmie Veolia, wskazywany także na potencjalnego kandydata na prezesa PGE. W czasie rządów PO-PSL był prezesem Enei, przejmował np. kopalnię Bogdanka. Był raczej dobrze oceniany przez rynek, traktowany jako profesjonalista.
Mówi się też o Beacie Stelmach, byłej szefowej polskiego oddziału General Electric. Jej nazwisko jest również wskazywane w kontekście nowego szefa polskiej giełdy.
Ale wiemy, że nie jest też dobrze, gdy pewne nazwiska cyrkulują w obiegu publicznym, bo są w ten sposób spalane. Tak było w przypadku Elżbiety Bieńkowskiej, której kandydaturę ogłosiła Rzeczpospolita, a potem premier Donald Tusk w wywiadzie dla trzech telewizji w jasny sposób zdementował.
Będzie to na pewno menadżer z doświadczeniem rynkowym, który może cieszyć się zaufaniem premiera Donalda Tuska.
A jaka jest przyszłość Daniela Obajtka? Z medialnych spekulacji wiemy, że rozważa start w wyborach do Europarlamentu.
On sam dziś tego nie ogłosił, ale scenariusz jego wejścia do polityki jest bardzo prawdopodobny. Trochę też nie ma innego wyjścia. Całą swoją karierę w państwowym sektorze zbudował na relacji z Jarosławem Kaczyńskim. Kaczyński był jego tarczą i mieczem, jeśli chodzi o działania biznesowe.
To jest też efektywna decyzja. Wejście do Europarlamentu da Danielowi Obajtkowi immunitet, którym będzie mógł się bronić przed oskarżeniami zapewne w najbliższych miesiącach wysuwanymi przez odpowiednie służby.
Oczywiście może go stracić. Parlament Europejski może zwykłą większością głosów pozbawić posła immunitetu tak jak Beatę Szydło, Patryka Jakiego, Beatę Kempy we wrześniu 2023 roku. Tylko że Obajtek, jeśli zostanie wybrany i zostałby pozbawiony immunitetu i oskarżony czy skazany, zostanie przez opozycję nazwany więźniem politycznym. Sądzę, że polityka to naturalny kierunek dla odchodzącego 5 lutego prezesa Orlenu.
Dziennikarz i reporter. Uhonorowany nagrodami: Amnesty International „Pióro Nadziei” (2018), Kampanii Przeciw Homofobii “Korony Równości” (2019). W OKO.press pisze o prawach człowieka, społeczeństwie obywatelskim i usługach publicznych.
Dziennikarz i reporter. Uhonorowany nagrodami: Amnesty International „Pióro Nadziei” (2018), Kampanii Przeciw Homofobii “Korony Równości” (2019). W OKO.press pisze o prawach człowieka, społeczeństwie obywatelskim i usługach publicznych.
Komentarze