0:000:00

0:00

Prawa autorskie: Agata KubisAgata Kubis

8 czerwca 2021 odbyła się kolejna rozprawa trzech aktywistów, którzy w lutym 2019 roku obalili w Gdańsku pomnik prałata Henryka Jankowskiego, kapelana "Solidarności". Mężczyźni założyli w górnej części pomnika, podważyli cokół i ciągnęli, dopóki pomnik nie upadł na gumowe opony.

Rafał Suszek, Konrad Korzeniowski i Michał Wojcieszczuk są oskarżeni o znieważenie pomnika i zniszczenie mienia. Ich czyn został zakwalifikowany jako chuligański, a to oznacza wyższą karę. Aktywistom grozi do pięciu lat więzienia. OKO.press śledzi tę sprawę – nasze teksty na ten temat znajdziecie tutaj. Relację z poprzedniej rozprawy (27 kwietnia) można znaleźć tutaj:

Przeczytaj także:

Po rozprawie 8 czerwca naszemu reporterowi Maćkowi Piaseckiemu udało się porozmawiać z jednym z aktywistów Michałem Wojcieszczukiem, obrońcą oskarżonych, adwokatem Radosławem Baszukiem (który wyjaśnia na jakim etapie jest proces) oraz z Danutą Kuroń, która wspiera oskarżonych.

"Żeby proces nie toczył się w ciszy"

Danuta Kuroń: "Przyjeżdżam na te procesy do Gdańska z paru powodów. Nie uczestniczę w nich, bo nie mogę wejść na salę, ale jestem, stoję pod sądem na solidarnościówce społecznej. I sprawa jest dla mnie osobiście bardzo trudna, bo to jest proces, są dwie strony i te dwie strony, które są dla mnie bardzo bliskie, stoją naprzeciwko siebie.

Dlaczego oskarżeni są mi bliscy. Jeden z nich jest synem moich bardzo bliskich przyjaciół z »Solidarności« i z podziemia »Solidarności«, jest to dziecko »Solidarności«, chłopak wychowany w czasach, kiedy myśmy walczyli o nasz związek. To była tak piękna i wielka idea, że odkładaliśmy na bok wszystko i staraliśmy się »Solidarność« reaktywować, żeby te wszystkie ideały, dla nas takie ważne, można było wcielić w życie. I jeden z tych chłopaków w tej atmosferze wyrastał.

Z drugiej strony są ludzie »Solidarności«. To jest wprawdzie obecna »Solidarność«, niemniej jednak »Solidarność«. Ja jestem z tej pierwszej »Solidarności«, ale boli mnie, że obecny związek zawodowy Solidarność (w tym jeden z naszych kolegów strasznie dla nas ważny, jedna z osób kluczowa w Stoczni, sygnatariusz Porozumień Gdańskich) jest tą stroną pokrzywdzoną przez chłopaków, którzy przyjechali z Gdańska, żeby zdjąć - bardzo starannie i nie niszcząc - pomnik księdza, który jest - i to jest bezsporne - krzywdzicielem dzieci. Tak się składa, że ten ksiądz był kapelanem naszej »Solidarności«.

I my, ludzie pierwszej »Solidarności«, ludzie podziemia, ludzie, którzy byli w Komitecie Obywatelskim przy przewodniczącym NSZZ »Solidarność« Lechu Wałęsie, którego to Komitetu ks. Jankowski był członkiem, jesteśmy współodpowiedzialni.

Jeżeli czujemy, jeżeli identyfikujemy się z tamtą »Solidarnością« i to jest nasza biografia, jesteśmy z niej dumni, to musimy wziąć na barki wszystko, również naszego kapelana".

"To było zgorszenie"

Danuta Kuroń: "Czy myśmy wtedy wiedzieli? Powinniśmy wiedzieć. W moim poczuciu nic nas nie usprawiedliwia i na pewno widzieliśmy to, że jest to ksiądz, który demoralizuje tę młodzież parafialną poprzez swój bardzo nieksiężowski tryb życia.

Te jego stroje, samochody, wydawane pieniądze, to przecież są pieniądze Kościoła, które były przeznaczone na zupełnie inne cele. To było zgorszenie po prostu. Nie zwracaliśmy na to uwagi, byliśmy zajęci czymś innym.

Ale teraz, kiedy w obliczu tego, że trzech młodych mężczyzn, którzy wykonali naszą pracę, bo to my powinniśmy byli, my stara »S«, jak już ten pomnik stanął i zorientowaliśmy się, że on stoi i Bożena Aksamit napisała swój reportaż, to powinniśmy byli natychmiast, następnego dnia zadziałać. Myśmy tego nie zrobili. Oni to zrobili. Ja jestem im wdzięczna za to, wstydzę się, że im nie pomogłam i to jest jedna rzecz.

A druga rzecz, to jest sprawa Gdańska. Ja jestem, mój ojciec był gdańszczaninem, mój dziadek był gdańszczaninem, należeli do tak zwanej Polonii gdańskiej. Uważam, że Gdańsk powinien się w tej sprawie też zachować, tzn., że to miasto, które ma tak przepiękną historię, tak przepiękne tradycje, też powinno wziąć odpowiedzialność za to, co się stało i przynajmniej powinniśmy wszyscy stać pod tym sądem. Tam się dzieją rzeczy, na które nie mamy wpływu, ale mamy wpływ na to, o czym rozmawiamy w przestrzeni publicznej.

Czy my zepchniemy sobie z naszych głów i sumień tę sprawę, czyli krzywdę tych dzieci. To są obecnie ludzie dorośli i my wiemy, że dopóki ten pomnik stał, to ci ludzie budzili się w nocy z płaczem. Tyle razy już były opisane te historie, wyznania osób krzywdzonych. My już wiemy, jak to wygląda.

Nie możemy udawać, że nie wiemy. I dopiero to, że Rafał Suszek, Konrad Korzeniowski, Michał Wojcieszczuk zrobili to, co zrobili, czyli zdjęli ten pomnik, pozwoliło Basi, Markowi, tym wszystkim innym obecnie dorosłym odetchnąć. I my wiemy, jakie to ogromne znaczenie dla nich miało.

Mi zależy na tym, żeby ten proces nie toczył się w ciszy. I wprawdzie sąd uważa, że problemem jest zniszczona kotwa, ja mogę za tą kotwę zapłacić, jeżeli rzeczywiście to jest jakiś problem i odkupić komuś, kto się czuje tym skrzywdzony, ale chciałabym, żebyśmy jako polskie społeczeństwo nie pozwolili na to, żeby tak strasznie zakłamać tę historię. To jest symbol, zlikwidowanie, zniesienie, obalenie tego pomnika krzywdziciela dzieci pozwoliło odetchnąć i mieć nadzieję wszystkim tym dzieciakom, obecnie dorosłym osobom, które też liczą na to, że społeczeństwo stanie po ich stronie, po stronie ofiar".

Jak to było możliwe?

Danuta Kuroń: "Jak to się wtedy stało? To się w ogóle tak dzieje, że my nie przywiązujemy wagi, angażujemy się w różne, ważne sprawy, robimy ważne rzeczy i nie do końca zastanawiamy się nad wszystkim. Nie zauważamy spraw, które wydają nam się być drobne, jak na przykład to, że przy okazji tu się kręcą jakieś dzieci, dla nas to jest nieistotne. Za mało się zastanawiamy może nad tym, co robimy i to dotyczy chyba wszystkiego, że ta perspektywa tych bardzo ważnych spraw powoduje, że nie przyglądamy się tym pozornym drobiazgom.

To się teraz zmienia. Widzę w tym ogromną rolę Strajku Kobiet, te młode kobiety wprowadziły tę kobiecą perspektywę. A kobieca perspektywa jest właśnie inna - widzimy ten proces, który się toczy, wszystkie inne wydarzenia, wiemy, jakim kosztem są robione te wielkie sprawy i że na przykład uczestniczące w życiu dorosłych dzieci też miały wtedy swoje prawa. Myśmy na to widocznie nie zwracali uwagi i dlatego jesteśmy za to współodpowiedzialni, za tę nieuwagę. W Kościele to powinno być bardzo proste, bo grzeszy się myślą, mową, uczynkiem i zaniedbaniem. Więc jedni z nas zgrzeszyli uczynkiem, a inni tylko zaniedbaniem, ale to nie ma znaczenia, bo rezultat jest ten sam.

Jeśli mowa o hierarchii kościelnej, o episkopacie, to tak - idzie w zaparte. Natomiast to nie znosi odpowiedzialności za całość, która się dzieje w Kościele, z nas, osób, które są po prostu członkami tego Kościoła. Hierarchowie oczywiście powinni byli stanąć na czele wielkiego ruchu i zrobić to, czego nas uczą, czyli rachunek sumienia, wyznanie win, oni, biskupi, bo to oni są winni.

W hierarchicznym Kościele winni są oni, bo to oni do tego dopuszczali, to oni udawali, że tego nie widzą i to kryli. Rachunek sumienia, wyznanie win, żal za grzechy i zadośćuczynienie. To wszystko jest procedura, która ma dwa tysiące lat i którą wszyscy dobrze znamy. Dlaczego biskupi tego nie robią?

To jest ich problem, dlatego nie mają autorytetu, dlatego dzieci nie chcą chodzić na religię, dlatego rodzice boją się puszczać swoje dzieci na religię i do komunii, bo boją się spowiedzi, zetknięcia w konfesjonale z księżmi, którzy nie wyznali swojej winy, swojego Kościoła. No i po prostu Kościół nie pierwszy raz zapłaci wysoką cenę za to, co robi. To jest ich, ale to też nie zdejmuje współodpowiedzialności z nas, normalnych ludzi, nie możemy na nich zwalać tej winy. Musimy się uderzyć każdy w swoje piersi, tak myślę".

Poniżej fragment nagrania video z Danutą Kuroń:

Mec. Baszuk: Sąd nie chce oddać głosu ofiarom

Radosław Baszuk, obrońca oskarżonych: "Za nami kolejny dzień procesu Michała, Rafała i Konrada, którzy - zdaniem prokuratora - dopuścili się czynu polegającego na znieważeniu pomnika prałata Jankowskiego oraz zniszczeniu mienia w postaci tego pomnika. A wszystkiego tego, zdaniem prokuratora, mieli się dopuścić w ramach tzw. występku o charakterze chuligańskim, czyli - tu uwaga - bez powodu lub z oczywiście błahego powodu.

Proces miał już kilka terminów. Jesteśmy po fazie składania wyjaśnień przez oskarżonych, którzy tak naprawdę wyjaśnień tych nie byli w stanie złożyć, ponieważ ani sądu, ani prokuratora nie interesowały motywy ich działania, powody, dla których zdecydowali się na obalenie pomnika prałata Jankowskiego.

A już na pewno nie jest w kręgu zainteresowania sądu kwestia oddania głosu ofiarom Jankowskiego, w tych trzech przejawach jego działalności, które spowodowały reakcję Michała, Rafała i Konrada. Mam na myśli czyny pedofilne, antysemityzm, mam na myśli wreszcie współpracę ze służbą bezpieczeństwa PRL.

Co się wydarzyło do tej pory? Przesłuchaliśmy świadków, którzy opisywali stopień destrukcji pomnika w wyniku działań oskarżonych. Okazało się, że ta destrukcja sprowadza się do wygięcia kotew mocujących pomnik z podłożem. Przesłuchaliśmy biegłego, który - w moim przekonaniu - bardzo rzetelnie i uczciwie przyznał to, że sposób ich działania musi być oceniany jako nienastawiony na dokonanie zniszczenia, nawet nie obalenie, ale, jak powiedział biegły, na położenie pomnika na przygotowane wcześniej podłoże w postaci opon. I to położenie przy zastosowaniu pewnego rodzaju dźwigni, która zdaniem biegłego jednoznacznie wskazuje na to, że starali się, czy też robili wszystko, by poza symbolicznym obaleniem pomnika nie wyrządzić szkód w mieniu.

8 czerwca mieliśmy przesłuchać sześciu pokrzywdzonych - osoby uznane przez sąd za pokrzywdzone w tej sprawie.

W ocenie sądu status pokrzywdzonego należny jest parafii św. Brygidy w Gdańsku oraz pięciu osobom, które działały w ramach społecznego komitetu budowy pomnika prałata Jankowskiemu, nie samemu komitetowi, ale tym osobom.

Udało nam się 8 czerwca przesłuchać dwie osoby. Jak się okazało, trzy były na zwolnieniu lekarskim, a jednej obowiązki poselskie przeszkodziły w stawiennictwie przed sądem. Nie wydarzyło się nic ciekawego. To, co usłyszeliśmy od pokrzywdzonych sprowadzało się do negacji przez nich samowoli oskarżonych w usunięciu pomnika z przestrzeni publicznej oraz szczególnej trosce poświęconej prawu własności.

To skądinąd jest bardzo ciekawy problem, komu przysługuje prawo własności do pomnika. My stoimy na stanowisku, że to prawo własności przysługuje gminie Miastu Gdańsk, która w żaden sposób nie poczuwa się do zaangażowania w ten proces. Przed nami kolejny termin [6 sierpnia], gdzie będziemy słuchać pokrzywdzonych.

Proces jest prowadzony w sposób, który mogę ocenić jako bardzo formalistyczny. Tu nie ma miejsca na głos ofiar, tu nie ma miejsca na przedstawienie powodów, dla których Michał, Rafał i Konrad zdecydowali się na ten czyn. I ponieważ nie mamy tak naprawdę wiele ciekawego do powiedzenia, pomyśleliśmy, że ten dzień jest dobrym powodem, by powiedzieć o inicjatywie, która powstała w związku z tym procesem, a którą chłopcy oceniają, jako tak naprawdę jedyne, co się ważnego w tym czasie wydarzyło. Ta inicjatywa spowodowana została i przeprowadzona przez Danutę Kuroń".

Wojcieszczuk: Pierwsza "Solidarność" rozumie nasze motywy

Michał Wojcieszczuk, jeden z oskarżonych: "Wsparcie od Danuty Kuroniowej jest na pewno ważniejsze od tego, co się działo 8 czerwca na sali sądowej, na której byli słuchani oskarżyciele posiłkowi, pan Dośla i Kosiedowski. Pan Dośla jest szefem »Solidarności« gdańskiej. Pytany o to, co skłoniło go do wejścia w rolę oskarżyciela posiłkowego, odpowiedział, że kwestie finansowe, że jest uszkodzone mienie, że on do tego mienia się dołożył, w związku z tym czuje się pokrzywdzony.

Nie zająknął się o niczym innym, co dla mnie jest trochę bulwersujące, że od człowieka ruchu »Solidarność« oczekiwałbym troszkę innego wyważenia swojej krzywdy, czy też szkody, którą ponoć poniósł. Chyba nie te akcenty, nie te słowa, nie ta przestrzeń, w której można by oceniać zarówno postać prałata Jankowskiego, ale również nasz czyn, który mimo upartej próby prokuratury jednak nie był w moim przekonaniu czynem chuligańskim, ani popełnionym z błahego lub braku powodu.

Natomiast to, co rzeczywiście - jak zaznaczyłem - jest tutaj istotne, to wsparcie, które otrzymaliśmy od dziesiątki pierwszych z »Solidarności«, członków Komitetu Obywatelskiego przy Lechu Wałęsie, bo to jest taki międzypokoleniowy pomost, który został przerzucony w naszym kierunku. Ci ludzie doskonale rozumieją motywy, którymi się kierowaliśmy i dołączyli do tego apelu, który sformułowaliśmy, czyli takiej wspólnotowej winy, bo wszyscy ponosimy odpowiedzialność i winę za to, że tego rodzaju osoby, jak Henryk Jankowski popełniały czyny pedofilne, były ochraniane, przez lata trwały.

Ponosiliśmy odpowiedzialność za tolerowanie mowy nienawiści i antysemityzmu Henryka Jankowskiego i jemu podobnych, tolerowaliśmy to wszystko. Tego rodzaju gesty ze strony znamienitych członków pierwszej »Solidarności« i to od Danuty Kuroń, przez Frasyniuka, przez Andrzeja Wielowieyskiego, Halinę Bortnowską, przez ludzi również związanych z Kościołem, ze środowiskami KIK, ze środowiskiem „Więzi”, to są rzeczy bez precedensu w moim przekonaniu.

I to sformułowanie: patrzyliśmy, ale nie widzieliśmy, byliśmy ślepi, to są rzeczywiście ważące dla mnie, dla nas słowa, nie tyle wsparcia, ale rozumnego podejścia i odpowiedzialnego podejścia, również zmierzenia się z własnymi biografiami, czyli uczestnictwa w ruchu i właściwej reakcji na zło, które się pojawiło w przestrzeni publicznej.

Bardzo to wsparcie czujemy i jesteśmy za nie wdzięczni, że znalazła się ta dziesiątka osób z pierwszej »Solidarności« i członków Komitetu Obywatelskiego, którzy jednak widzą siebie we wspólnej przestrzeni, w której możemy rozmawiać naprawdę o ważnych tematach, a nie o wygiętych kotwach, nie o wystawionych fakturach, czy innych banalnych, trywialnych rzeczach, które w przestrzeni tej sprawy uparcie są powtarzane na sali sądowej. Bo nic więcej się tu nie wydarzyło, na sali sądowej".

Następna rozprawa odbędzie się 6 sierpnia. 8 czerwca sąd oddalił wniosek obrony, by w sprawie przesłuchać kilkudziesięciu świadków. Na liście byli: Barbara Borowiecka (bohaterka artykułu Bożeny Aksamit), Michał Wojciechowicz i inne ofiary przemocy seksualnej ze strony Henryka Jankowskiego, a także Sławoj Leszek Głódź, Stanisław Dziwisz, Roman Giertych, Jacek Kurski, Danuta Wałęsa, dziennikarze, seksuolodzy, przedstawiciele trójmiejskiej gminy żydowskiej, szef Kongresu Żydów Amerykańskich David Harris, Konstanty Gebert, Stanisław Krajewski (Polska Rada Chrześcijan i Żydów), Bogdan Borusewicz, Ryszard Berdys (mjr SB), Grzegorz Majchrzak i Sławomir Cenckiewicz (IPN).

;

Udostępnij:

Maciek Piasecki

Maciek Piasecki (1988) – studiował historię sztuki i dziennikarstwo na Uniwersytecie Warszawskim, praktykował m.in. w Instytucie Kultury Polskiej w Londynie. W OKO.press relacjonuje na żywo protesty i sprawy sądowe aktywistów. W 2020 r. relacjonował demokratyczny zryw w Białorusi. Stypendysta programu bezpieczeństwa cyfrowego Internews.

Magdalena Chrzczonowicz

Wicenaczelna OKO.press, redaktorka, dziennikarka. W OKO.press od początku, pisze o prawach człowieka (osoby LGBTQIA, osoby uchodźcze), prawach kobiet, Kościele katolickim i polityce. Wcześniej przez 15 lat pracowała w organizacjach poarządowych (Humanity in Action Polska, Centrum Edukacji Obywatelskiej, Amnesty International) przy projektach społecznych i badawczych, prowadziła warsztaty dla młodzieży i edukatorów/edukatorek, realizowała badania terenowe. Publikowała w Res Publice Nowej. Skończyła Instytut Stosowanych Nauk Społecznych na UW ze specjalizacją Antropologia Społeczna.

Komentarze