0:00
0:00

0:00

O chorobie Beata Szepietowska dowiedziała się w 2019 roku. „Przed jej wykryciem nie miałam szczególnych objawów, ale po rutynowych badaniach ginekologicznych, czyli cytologii, USG i mammografii, okazało się, że mam zmiany na jajniku. Diagnoza była szybka – rak”.

„Od razu trafiłam na leczenie, za co jestem wdzięczna lekarzom. Przeszłam poważną operację, a potem zaczęłam chemioterapię” - opowiada Szepietowska.

Chemioterapia trwała pięć miesięcy - od listopada 2019 roku do lutego 2020 roku.

Po zakończeniu leczenia i odbudowaniu odporności Szepietowska czuła się dobrze i wróciła do pracy.

Ale niecały rok później badanie PET (pozytonowa tomografia emisyjna, czyli nieinwazyjne badanie diagnostyczne, dzięki któremu można ocenić zmiany chorobowe zachodzące w organizmie) wykazało "wznowę" nowotworu. W styczniu 2021 roku rozpoczął się drugi cykl chemioterapii. Ale organizm chorej był coraz bardziej wycieńczony.

"Chemia musiała zostać odłożona na później ze względu na złe wyniki badań. Wystąpiły powikłania hematologiczne m.in. małopłytkowość, niedokrwistość, i leukopenia".

Plan był taki: wezmę lekarstwo i wrócę do pracy

Lekarka prowadząca Szepietowską zaczęła przygotowywać pacjentkę do leczenia lekiem Zejula (nazwa międzynarodowa to Niraparib), który miał pomóc zwalczyć chorobę.

Niraparib służy leczeniu dorosłych pacjentek z tzw. platynowrażliwym nawrotowym surowiczym rakiem jajnika. Należy do inhibitorów PARP (leki przeciwnowotworowe stosowane u chorych z mutacją somatyczną lub dziedziczną genu BRCA1 lub BRCA2), które mają przełomowe znaczenie w leczeniu nowotworu jajnika – chorym pacjentkom przedłużają czas do progresji choroby, a więc i życie.

W przypadku leczenia podtrzymującego inhibitorem PARP czas zatrzymania choroby wynosi około 60 miesięcy. Dla wielu kobiet choroba nowotworowa z nieuchronnie śmiertelnej zyskuje status choroby przewlekłej.

Przeczytaj także:

"Leczenie inhibitorem PARP ogranicza też wydatki na świadczenia medyczne (długotrwałe leczenie szpitalne, chemioterapię, radioterapię, inne) oraz świadczenia zdrowotne z ZUS, bo pozwala wrócić do normalnego funkcjonowania w życiu zawodowym i osobistym" - mówi Szepietowska.

Lekarka prowadząca Szepietowską zaczęła przygotowywać wniosek do ministra zdrowia o refundację leku, bo do tej pory Niraparib mógł być refundowany dla chorych pacjentek w tzw. trybie RDTL (Ratunkowego Dostępu do Technologii Lekowych). To mechanizm finansowania leków w sytuacjach, w którym możliwe jest wydłużenie życia pacjenta lub znacząca poprawa jego zdrowia. Aby otrzymać refundację pacjentka musi wykazać, że nieskutecznie leczyła chorobę - w tym przypadku w procedurze dwóch cykli chemioterapii, potwierdzonej dokumentacją szpitalną przygotowaną przez lekarza prowadzącego. A po zgodzie ministra zdrowia uzyskuje refundację na lek.

„Plan był taki: po zgodzie ministra zdrowia rozpoczynam leczenie Niriparibem i wracam do pracy. Ale od lekarki usłyszałam, że nie może przepisać mi recepty na refundowany lek na nowotwór jajnika, bo z listy leków refundowanych w ramach procedury RDTL minister zdrowia go usunął. Zapytała, czy, aby zacząć leczenie w trybie komercyjnym i dalej żyć, nie podejmę pochopnie emocjonalnej decyzji o sprzedaży mieszkania” – mówi Beata Szepietowska.

Minister zdrowia wykreślił lek z listy leków refundowanych

O wycofaniu refundacji leku w trybie RDTL minister zdrowia podjął decyzję na podstawie negatywnej rekomendacji Agencji Oceny Technologii Medycznych i Taryfikacji (AOTMiT).

AOTMiT rekomendację do wycofania lekarstwa wydała w styczniu 2021 roku. Ale komunikat, że lek nie będzie refundowany na stronie pojawił się dopiero w maju 2021 roku.

Do tego czasu kobiety chore na raka jajnika nie wiedziały, że nie będą mogły starać się o refundację leku Niraparib w trybie warunkowym.

AOTMiT uzasadniając negatywną rekomendację pisała, że „nie ma pewności czy zysk w zakresie czasu do progresji przełoży się na zysk w zakresie przeżyć całkowitych (…) A przeprowadzona analiza pośrednia dla porównania niraparybu i olaparybu stosowanych w monoterapii podtrzymującej u pacjentek z platynowrażliwym nawrotowym niskozróżnicowanym surowiczym rakiem jajnika, jajowodu lub otrzewnej z mutacją w genie BRCA1 i/lub BRCA2 wykazała brak statystycznie istotnych różnic pomiędzy porównywanymi grupami w zakresie przeżycia bez progresji choroby, przeżycia całkowitego oraz czasu do pierwszej kolejnej terapii”.

Poza argumentem braku wyjątkowej skuteczności Agencja powołuje się w dokumencie także na "powód ekonomiczny", ale... nie możemy go odczytać, bo ten fragment dokumentu został zamazany.

Uderzające, że rok wcześniej, 27 sierpnia 2020 roku, AOTMiT wydała przeciwstawną opinię w sprawie tego samego leku. W odniesieniu do Niraparibu oceniła pozytywnie zasadność finansowania go środków publicznych leku w trybie ratunkowego dostępu do technologii lekowych w przypadku nowotworu jajnika. AOTMiT oceniła Niraparib jako wysoko skuteczny lek w walce z rakiem złośliwym jajnika.

„Przytoczone dowody naukowe wskazują na istotną statystycznie korzyść w zakresie przeżycia wolnego od progresji (PSF) u chorych bez mutacji BRCA leczonych inhibitorami PARP” – napisała Agencja.

Lek na raka jajnika był ostatnią nadzieją

Odstąpienie od finansowania leczenia Niraparibem oznacza, że kontynuacja terapii dla chorych na raka jajnika kobiet oznaczałaby poniesienie kosztów zakupu leku w trybie komercyjnym.

„Chcąc dalej walczyć o życie i zdrowie muszę kupić lekarstwo prywatnie, a jedno opakowanie (84 kapsułki) kosztuje około 40 tys. zł. Powinnam przyjmować trzy tabletki dziennie, więc jedno opakowanie starczy prawie na miesiąc. W zależności od wyników badań i wagi ciała potem można zejść do dwóch tabletek dziennie” – mówi Szepietowska.

I tłumaczy, że "lekarz nie może z góry określić jak długo powinnam brać lekarstwo, bo wszystko zależy od stanu mojego zdrowia. Jeżeli Niraparib miałabym brać przez rok bez refundacji musiałabym zapłacić w trybie komercyjnym 400 tys. zł. Ani ja, ani żadna chora nie jest w stanie zabezpieczyć takich środków na leczenie”.

Chora na nowotwór mogłaby też wrócić na chemioterapię. „Ale w moim przypadku to niemożliwe ze względu na zły stan zdrowia” – mówi Szepietowska.

„Mogę zapomnieć teraz o leczeniu. Rak to nie grypa, jak się go nie leczy, to sam nie zniknie. Lek Niraparib był jedyną nadzieją”.

Myślała nawet o wyjeździe za granicę, gdzie lek jest refundowany, ale nie może zostawić 80-letniej mamy bez opieki.

Minister zdrowia dodał 30 leków do listy nierefundowanych

Od 10 maja 2021 roku żadna z chorych na raka jajnika nie ma możliwości uzyskania zgody na refundację na leczenie Niraparibem w procedurze RDTL.

Refundację na leczenie podobnym inhibitorem Olaparib mogą otrzymać wyłącznie chore na nowotwór jajnika, które mutację dziedziczą w genach BRCA1/2.

„O ten Olaparib walczyła Kora Jackowska. Nadal jest refundowany. Jako pacjentki, które nie dziedziczą zmutowanego genu, jesteśmy dyskryminowane w leczeniu, w prawie do ochrony zdrowia i możliwości stosowania nowoczesnych terapii. Trudno zrozumieć decyzję ministra zdrowia o wycofaniu leku" - mówi Szepietowska.

OKO.press zwraca uwagę, że na liście leków usuniętych z refundacji w trybie RDTL w 2021 roku są aż 102 leki. A w 2020 roku usuniętych było 72. Oznacza to, że minister zdrowia wycofał refundację na kolejne 30 leków.

Wśród nich znajdują się m.in.

  • Afinior (leczenie chorych na zaawansowanego raka piersi),
  • Azerra (lek na przewlekłą białaczkę limfocytową),
  • Eriotinib Mylan (leczenie nie drobnokomórkowego raka płuca),
  • Esmya (leczenie przedoperacyjne ciężkich objawów mięśniaków macicy),
  • Kadcyla (pooperacyjne leczenie raka piersi).

Kobiety z rakiem piersi HER2-dodatnim i terapii produktem leczniczym: Kadcyla i Lapatynię walczyły o przywrócenie leku do refundacji. w trybie warunkowym. Minister Zdrowia uznał wycofanie refundacji za "pomyłkę, niedopatrzenie" i w komunikacie opublikowanym 24 maja 2021 roku zapowiedział przywrócenie refundowania tych produktów leczniczych w ramach procedury RDTL w terapii pacjentek z rakiem piersi HER2-dodatnim od 1 lipca 2021 roku.

Skazanie pacjentów na brak leczenia

"Wyłączenia leków, które znajdują się w międzynarodowych standardach leczenia nowotworów skazuje chore i chorych na brak optymalnego leczenia, czyli mniejsze szanse na dłuższe życie lub życie w lepszej jakości. Pacjenci mają wybór - albo leczyć się suboptymalnie albo sfinansować leczenie we własnym zakresie" - mówi OKO.press Agata Polińska, wiceprezes zarządu Fundacji Onkologicznej Alivia.

I dodaje: "To wyzwanie, któremu nie są w stanie podołać nawet zamożne osoby. Koszt nowoczesnych leków waha się od kilku do kilkunastu, a nawet kilkudziesięciu tysięcy złotych miesięcznie, a leczenie jest przewlekłe i trwa często nawet latami. Dlatego pacjenci onkologiczni zakładają zbiórki i z pomocą ludzi dobrej woli starają się zebrać duże kwoty na ratowanie zdrowia i życia. Nasza fundacja też prowadzi takie zbiórki".

"Trudno uwierzyć panie ministrze"

"Jako pacjentki onkologiczne pozbawione prawa do dalszego leczenia Niraparibem, dyskryminowane w terapii ze względu na nieposiadanie mutacji dziedzicznej w genach BRCA1/2 jesteśmy – w rezultacie niezrozumiałej decyzji Ministra Zdrowia – bezsilne w walce z chorobą" - mówi Szepietowska.

Uważa, że wycofanie refundacji leku dla chorych na raka jajnika w trybie RDTL jest zaskakujące ze strony rządu, który promując Polski Ład mówi o leczeniu onkologicznym.

"Trudno uwierzyć, że wyłączenie refundowania Niraparibu w ramach RDTL mieści się przygotowanym przez rząd Polskim Ładzie, który gwarantuje znaczące wsparcie finansowania służby zdrowia, ze szczególnym uwzględnieniem leczenia onkologicznego".

"Decyzja ministra zdrowia sprawia, że możemy jedynie czekać na śmierć" - mówi Szepietowska.

Pomóc Beacie Szepietowskiej możesz tutaj.

;
Na zdjęciu Julia Theus
Julia Theus

Dziennikarka, absolwentka Filologii Polskiej na Uniwersytecie im. Adama Mickiewicza w Poznaniu, studiowała też nauki humanistyczne i społeczne na Sorbonie IV w Paryżu (Université Paris Sorbonne IV). Wcześniej pisała dla „Gazety Wyborczej” i Wirtualnej Polski.

Komentarze