Kandydujący na urząd prezydenta Czech były premier Andrej Babiš rozpaczliwie broni się przed porażką. Wie dobrze, że przeciwko niemu staje niemal zjednoczony wokół generała Petra Pavla prozachodni obóz demokratów. Więc użył ostatecznej broni - NATO
“Nie, na pewno nie! Ja chcę pokoju, ja nie chcę wojny. I w żadnym wypadku bym nie wysyłał naszych dzieci i dzieci naszych kobiet na wojnę” - tak Andrej Babiš odpowiedział na pytanie, czy zgodziłby się na wysłanie czeskiej armii na pomoc w razie napaści Rosji na Polskę albo kraje nadbałtyckie.
Pytanie padło w niedzielnej debacie telewizyjnej między obiema kandydatami na najwyższy urząd w państwie. Babiš według ostatnich sondaży przegrywa o kilka procent ze swoim konkurentem, byłym szefem Komitetu Wojskowego NATO generałem Petrem Pavlem.
Temperatura w kraju jest mocno podgrzana. Babiš wie dobrze, że przeciwko niemu staje niemal zjednoczony wokół generała Pavla prozachodni obóz demokratów. Jednoczy ich głównie strach przed Babišem — oligarchą i populistą, który kierował krajem w latach 2017-2021 na czele mniejszościowego rządu, wspieranego przez komunistów i prawicowych ekstremistów. Rządy te były jednym niekończącym się pasmem skandali i kolejnych prób przejęcia mediów publicznych. Na ulice wyszły wtedy milionowe demonstracje w obronie demokracji, największe od czasów upadku komunizmu w 1989 r.
Atakuje swojego konkurenta generała Pavla licząc na dezorientację swoich wyborców, głównie emerytów i ludzi spoza wielkich miast. Już tydzień temu oblepił kraj plakatami z obietnicą “Ja kraju w wojnę nie wciągnę” - co odebrano jako sugestię, że właśnie tak chce zrobić jego przeciwnik oraz że w wojnie w Ukrainie agresorem jest NATO, a nie Rosja.
Zapytany wprost, oczywiście zaprzeczył i podobnie jest teraz, po jego wyskoku w debacie telewizyjnej: kiedy po programie przypomniano mu, że artykuł 5 Paktu Północnoatlantyckiego zakłada solidarność członków wobec ataku zbrojnego, zapewnił, że on te zapisy szanuje i na pewno by ich przestrzegał. Zaklina się też, że chodziło o czysto hipotetyczne pytanie, bo przecież najważniejszy jest pokój.
Babiš wyraźnie się miota, bo z analiz powyborczych wynika, że wybory prawdopodobnie przegra
Nie bardzo ma komu odbierać głosy.
Zdecydowana większość kontrkandydatów szła do wyborów pod hasłami powstrzymania populizmu i teraz jednoznacznie wspiera generała Pavla. Babiš w desperacji spróbował nawet kokietować wyborców katolickiej mniejszości w kraju, którzy w I turze głosowali głównie na senatora Pavla Fischera, polityka z najbliższego otoczenia Vaclava Havla. Babiš zatem, zadeklarowany agnostyk niezwiązany z żadnych Kościołem, nagle oznajmił, że jedzie się pomodlić do słynnego, praskiego sanktuarium Dzieciątka Jezus. W reakcji zarządzający nim karmelitanie oznajmili, że świątynia zostaje zamknięta dla odwiedzających z powodu próby wciągnięcia jej w kampanię wyborczą.
Generał Pavel w reakcji na wypowiedź Babiša odpowiedział jasno:
Czechy są członkiem NATO
artykuł piąty obowiązuje wszystkich, a wzajemna solidarność jest fundamentem NATO. Po czym zapowiedział, że na znak wsparcia dla “przyjaciół z Polski” właśnie do tego kraju poprowadzi jego druga wizyta państwowa — jeśli tylko zostanie wybrany prezydentem Czech.
Wieloletni korespondent polskich mediów w Czechach
Wieloletni korespondent polskich mediów w Czechach
Komentarze