0:000:00

0:00

Po tym, jak PiS przegłosował w sobotę nad ranem zmiany w kodeksie wyborczym, powrócił pomysł bojkotu wyborów prezydenckich przez opozycję. Pojawia się w dwóch wersjach: bojkot przez wyborców i bojkot przez kandydatów na prezydenta. Jedni mieliby nie pójść głosować, drudzy - już dziś wycofać się ze startu. To dwa zupełnie różne scenariusze.

Potępiają, apelują, ale nie rezygnują

Rzecz w tym, że z czworga kandydatów opozycji (Kidawa-Błońska, Biedroń, Kosiniak-Kamysz, Hołownia):

  • wszyscy kategorycznie potępiają forsowanie wyborów przez PiS;
  • połowa prowadzi kampanię wyborczą (Kidawa-Błońska mówi, że kampanię zawiesiła, a Hołownia, że "zawiesił agitację");
  • nikt nie zgłasza własnej rezygnacji.
Przekaz staje się przez to wewnętrznie sprzeczny: szykuje się "wyborcza farsa", ale sam kandydat/kandydatka pozostaje w grze.

W niedzielę Małgorzata Kidawa-Błońska zaapelowała o bojkot wyborów i ogłosiła, że zawiesza kampanię. Czy to znaczy, że sama się wycofała z wyborów? Nie. "Jestem kandydatką na prezydenta" - powiedziała w poniedziałek 30 marca w Polsat News, jednocześnie powtarzając, że wybory "nie mogę się odbyć".

Zdawałoby się, że skoro majowe wybory to "para-wybory", logicznie byłoby nie brać w nich udziału i nie wspierać fikcji. Dlaczego zatem kandydaci, a nawet kandydatka, nie ogłaszają bojkotu? Dlaczego nie pozwolą, by na polu walki pozostał Andrzej Duda z kandydatami o poparciu bliskim zeru, jak Marek Jakubiak i Paweł Tanajno?

Zebraliśmy argumenty opozycji. Poniżej omawiamy je szczegółowo.

  1. Sami sobie nie ufają.
  2. Ludzie i tak pójdą na wybory.
  3. Teraz równa się nigdy.
  4. Rezygnuję, czyli znikam (z mediów).
  5. Bojkot to interes Platformy.
  6. Demokracja po bojkocie będzie gorsza.
  7. A może opozycja wygra w maju?

Kidawa-Błońska: „Powszechny bojkot”. Hołownia: „Dała się złamać Kaczyńskiemu”

„Apeluję do wszystkich wyborców, aby nie uczestniczyli w wyborach 10 maja 2020 roku. Jeśli nie można inaczej, niech odpowiedzią na nieodpowiedzialność władzy będzie powszechny bojkot” - napisała na Facebooku w niedzielę popołudniu kandydatka Koalicji Obywatelskiej Małgorzata Kidawa-Błońska. Do pozostałych kandydatów zaapelowała, by "postąpili właściwie".

LIST OTWARTY W SPRAWIE WYBORÓW PREZYDENCKICH 10 maja 2020 roku

Do wszystkich kandydatów na urząd Prezydenta RP

Jako naród, jako wspólnota, stanęliśmy przed niebezpieczeństwem, które nie ma precedensu w naszej najnowszej historii. Zagrożone jest życie, zdrowie oraz byt Polek i Polaków. Nie ma dziś w Polsce innego zadania niż walka z epidemią i jej skutkami.

W tej sytuacji organizowanie wyborów prezydenckich byłoby działaniem wręcz zbrodniczym. Nie wolno narażać życia ludzkiego – z tą zasadą powinien zgodzić się każdy. Szczególnie ktoś, kto chce ubiegać się o najwyższy urząd w państwie. Nie wyobrażam sobie, jak można prosić ludzi o zaufanie i jednocześnie namawiać ich, aby ryzykowali swoim życiem i zdrowiem.

Dlatego wybory 10 maja 2020 roku nie mogą się odbyć! Jeśli jednak rządzący będą trwać w tym uporze, to muszą wiedzieć, że ponoszą pełną odpowiedzialność za straszliwe skutki dla życia i zdrowia obywateli. W takiej sytuacji apeluję do wszystkich wyborców, aby nie uczestniczyli w wyborach 10 maja 2020 roku. Jeśli nie można inaczej, niech odpowiedzią na nieodpowiedzialność władzy będzie powszechny bojkot.

Wybory powinny się odbyć wtedy, kiedy będzie to możliwe i bezpieczne dla ludzi.

Proszę wszystkich obywateli: zostańcie w domu! Zadbajcie o siebie i najbliższych. Jeśli możecie, pomóżcie sąsiadom i każdemu, kto tej pomocy potrzebuje.

Jednocześnie wzywam pozostałych kandydatów, aby postąpili właściwie. Czas na jasną deklarację. Dziś wszyscy zdajemy test na odpowiedzialność i przyzwoitość. Jeśli zachowamy jedność, pokonamy wszelkie przeciwieństwa.

Małgorzata Kidawa-Błońska

Apel spotkał się z powszechnym odrzuceniem przez kontrkandydatów. Już w niedzielę Szymon Hołownia napisał, że "bojkot to rezygnacja z praw obywatelskich. To władza powinna zrezygnować z szaleństwa i przełożyć wybory, a nie obywatele ze swoich praw".

Hołownia przeinaczył słowa Kidawy, która nie napisała, że sama rezygnuje (choć takie można było odnieść wrażenie w niedzielę) i stwierdził, że "pozwoliła się złamać Kaczyńskiemu". Robert Biedroń apelował, by nie oddawać Kaczyńskiemu wyborów walkowerem, a Władysław Kosiniak-Kamysz: "W gierki wyborcze się nie bawię".

Co ma zrobić opozycja?

Na opozycji nie ma dziś jednej definicji sytuacji ani podzielanego przez wszystkich przekonania, co robić. Jakieś działania trzeba podjąć - ale jakie? Podczas piątkowej sejmowej debaty Władysław Kosiniak-Kamysz mówił: „Stoimy nad przepaścią, jedni są sparaliżowani strachem, drudzy pędzą na oślep, a tu trzeba wziąć rozbieg i przeskoczyć”. Tylko które działanie nie jest „pędem na oślep”? I dokąd skoczyć?

Prawo i Sprawiedliwość gra według innych reguł niż opozycja. Z instrumentów demokratycznego państwa prawa korzysta wybiórczo, na Konstytucję powołuje się, kiedy mu wygodnie (mówiąc o „konstytucyjnym terminie” wyborów, zamierza jednocześnie naruszyć prawo do wyborów powszechnych i równych). Nadzwyczajna sytuacja epidemii jeszcze wyostrzyła autorytarne zapędy partii Kaczyńskiego. Nie gra się z tym, kto gra w inną grę niż my. Ale PiS gra w inną grę od lat. Pytanie, czy to jest ten moment, żeby powiedzieć dość. I czy inny moment jeszcze będzie?

Bojkot - instrument z arsenału obywatelskiego nieposłuszeństwa - jest próbą zastosowania siły wobec partii, która tylko siłę rozumie i siły się boi.

Wizerunek nieudolnej i skłóconej, wzmacniany przez PiS i państwowe media, ciąży dziś opozycji. Czy wspólna akcja partii i wyborców - wezwanie do bojkotu wyborów i własna rezygnacja - mogłoby opozycji pomóc? Pozwolić odzyskać polityczną inicjatywę?

Ale rzecz nie jest aż tak prosta. Poniższa lista argumentów przeciwko bojkotowi pokazuje dylematy opozycji. Te wątpliwości należy wziąć pod uwagę, rozważając akcję bojkotu. Omawiamy je szczegółowo poniżej.

Argument 1. Sami sobie nie ufają

„Każdy patrzy, kto się wycofa, żeby samemu się nie wycofać. Jak się wycofa Biedroń, nie wycofa się Kosiniak-Kamysz i odwrotnie” — mówi nam polityk opozycji.

Zaufanie to dziś na opozycji towar bardziej deficytowy niż płyn antybakteryjny w drogeriach.

Koalicja Obywatelska oskarża Lewicę i PSL o współpracę z PiS-em. „Po każdym naszym albo Lewicy niezależnym ruchu krzyczą, że kolaborujemy z PiS-em” - denerwuje się polityk PSL. Tak było zeszłym tygodniu, gdy Lewica i PSL broniły pomysłu zdalnego głosowania, a KO i Konfederacja chciały obrad na Wiejskiej. Włodzimierz Czarzasty mówił wtedy OKO.press, że Borys Budka i Małgorzata Kidawa-Błońska odpowiedzą za zdrowie posłów, którzy przyjechali do Warszawy.

W Koalicji natomiast uważają, że pozostałe ugrupowania nie doceniają antydemokratycznych zapędów PiS-u. To dlatego KO migała się od nawoływania wprost do wprowadzenia stanu nadzwyczajnego: obawia się, że PiS nadużyje instrumentów, które obywatele swoimi apelami włożą w jego ręce.

Negatywne emocje eksplodowały w sobotni poranek. Opozycyjne bloki przerzucały się nawzajem odpowiedzialnością za niekonstytucyjne zmiany w kodeksie wyborczym.

Grama zaufania nie ma też do Konfederacji, która w najlepszym razie jest uważana za konia trojańskiego PiS-u.

Niedzielnym gestem Małgorzata Kidawa-Błońska odpowiada na rosnące oczekiwania sporej części wyborców i komentatorów, ale zaufania na opozycji nie buduje. "Mogła wcześniej z nami porozmawiać" - mówi polityk Lewicy i przeciwstawia Kidawie Roberta Biedronia. Kandydat Lewicy zaproponował wspólne rozmowy opozycji w sobotni wieczór. Odpowiedział mu tylko Władysław Kosiniak-Kamysz, z którym rozmawiał przez telefon.

„Na razie nie ma pola do większej współpracy na opozycji” — ocenia polityk PSL.

Argument 2. Ludzie i tak pójdą na wybory

Wybory to nie referendum, które jest ważne dopiero, gdy zagłosuje pewna liczba uprawnionych, np. 50 procent. Wybory są formalnie ważne, gdy zagłosuje 1 procent, a nawet jedna osoba.

Założenie wezwań do bojkotu jest takie: jeśli wycofają się wszyscy opozycyjni kandydaci, wyborcy opozycji nie będą mieli na kogo głosować. I głosować nie pójdą. Ale trudno przewidzieć, czy tak będzie. Zwłaszcza gdyby na listach wyborczych pozostały nazwiska kandydatów opozycji (do czego w razie bojkotu władze mogą doprowadzić). Wówczas wkradnie się chaos. Część wyborców zagłosuje.

Pojawia się też argument: nawet jeśli pozostaniecie w grze, do urn prawie nikt nie pójdzie, może kilkanaście procent. Jednak politycy uważają, że frekwencja w maju nie będzie bliska zeru. Raczej bliższa 30 proc. „25 procent” — mówi polityk Lewicy. „Pójdą najbardziej zaangażowani: inteligencja i twardy elektorat PiS-u. Mieszkańcy wielkich miast i wsi. Na wsi ludzi nie wiedzą, że chorują, a jak ksiądz każe, to pójdą”. A młodzi? „Nie wiem. To dla nas zagadka” - przyznaje polityk Lewicy. Posłanka z tej samej partii spodziewa się wyższej frekwencji: 35-40 proc. Uważa, że mimo wezwań do bojkotu część wyborców Platformy Obywatelskiej pójdzie do wyborów.

Argument 3. Później, czyli nigdy

Rezygnacja z wyborów teraz może oznaczać, że kandydaci opozycji nie dostaną drugiej szansy.

"My rezygnujemy, wtedy PiS ogłasza: nie robimy wyborów teraz. Zrobimy je jesienią, ale lista kandydatów jest zamknięta. Nie będzie ponownej rejestracji ani zbierania podpisów. Wycofaliście się? To trudno. Nie ma was już na liście. Kto nam zagwarantuje, że PiS tak nie zrobi?" - pyta polityk Lewicy.

Nikt takich procedur jeszcze nie ćwiczył. Nie wiadomo, jak by było.

Inna sprawa, że kandydaci boją się konsekwencji psychologicznych. Jeśli ktoś się wycofuje, to znaczy, że ustępuje, pokazuje słabość. Czy ludzie zagłosowaliby ponownie na kandydata, który wcześniej ogłosił, że rezygnuje?

Argument 4. Rezygnuję, czyli znikam z mediów

Nawet fantomowa kampania daje opozycji czas w mediach. Partie opozycyjne boją się, że bez kandydatów na prezydenta zupełnie wypadną z mediów. Choć kampania jest bardzo ograniczona z powodu epidemii, pretendenci do urzędu prezydenta wciąż budzą jakieś zainteresowanie - i dziennikarzy, i opinii publicznej. Politycy opozycji, z którymi rozmawialiśmy, obawiają się, że w razie bojkotu, państwowe media nie będą już miały powodu udawać. Przestaną pokazywać polityków opozycji w ogóle. A Duda i Morawiecki zdominują przekaz również w mediach prywatnych.

Już dziś opozycji trudno się przebić z własnymi propozycjami antykryzysowych rozwiązań. I każde dodatkowe minuty są dla opozycji cenne. A kandydaci na prezydenta te minuty zapewniają.

Argument 5. Bojkot to interes Platformy

Rywale Kidawy-Błońskiej traktują wezwania do bojkotu jako realizację partyjnego interesu Platformy. Słupki kandydatki Koalicji Obywatelskiej lecą w dół. „Gdyby miała poparcie na poziomie 30 proc., nie byłoby takiego apelu” - ocenia polityk PSL.

„Platforma stwierdziła, że jest potrzebny silny konflikt wokół zagrożenia demokracją. Grają negatywnymi emocjami” - słyszymy na lewicy. Choć co do sondaży robionych w trakcie epidemii można mieć zastrzeżenia jeszcze większe niż zazwyczaj, w programach publicystycznych komentowany jest m.in. ten (Estymator dla "Do Rzeczy"):

  • Andrzej Duda - 50 proc.
  • Małgorzata Kidawa-Błońska - 17 proc.
  • Władysław Kosiniak-Kamysz - 15 proc.
  • Robert Biedroń - 11 proc.
  • Krzysztof Bosak - 3 proc.
  • Szymon Hołownia - 3 proc.

Jak to możliwe, że Kosiniak-Kamysz zyskuje, chociaż kampanii wyborczej prawie nie ma, a w mediach dominuje Andrzej Duda, premier Morawiecki i politycy PiS-u? Lider PSL nawet w migawkowych wystąpieniach umie łączyć stonowanie ze stanowczością, robi wrażenie empatycznego profesjonalisty. Wszystko to kojarzy się z zawodem lekarza, do którego zresztą odwołuje się przy każdej okazji. „Gdyby była wojna, największe szanse miałby generał, w czasie epidemii zyskuje lekarz” - kwituje posłanka Lewicy.

„W najbliższych dniach Kosiniak-Kamysz wyprzedzi Kidawę. KO chce uprzedzić tę mijankę. Później powie się, że słabe wyniki kandydatki to efekt wycofania się” - spekuluje polityk Lewicy.

Jednak są też inne sondaże. Zupełnie inne wyniki przynosi badanie renomowanej pracowni Kantar dla "Wyborczej" z 23-24 marca: w I turze wyborów po epidemii wygrywa Duda (44 proc.) przed Kidawą (19) i Kosiniakiem (8). W terminie majowym Duda wygrywa w I turze, zdobywając 66 proc.

Ciszej o wyborach

Politycy Koalicji Obywatelskie argumentują, że o wyborach trzeba mówić, bo to w demokracji kwestia fundamentalna. Wśród rywali nie znajduje to zrozumienia. „Zajmowanie się teraz wyborami to oderwanie od nastrojów społecznych” - denerwuje się posłanka Lewicy. „Ludzie tego słuchają, ale tak naprawdę zastanawiają się, czy będą mieć pracę, czy dostaną się do lekarza”.

„Wzrost Władysława Kosiniaka-Kamysza w sondażach to efekt tego, że nie wdajemy się w takie dyskusje, to mądrość etapu. Teraz trzeba rozmawiać o tarczy antykryzysowej” - uważa polityk PSL.

Argument 6. Demokracja po bojkocie będzie gorsza

„Jak będzie wyglądało życie polityczne, gdy zostanie wybrany prezydent, którego legalność opozycja będzie podważać?” - polityk Lewicy uważa, że bojkot będzie miał dalekosiężne szkodliwe konsekwencje. „Będzie poczucie, że opozycja wywołuje chaos”.

Nasz rozmówca wątpi też w międzynarodowy ostracyzm wobec prezydenta wybranego w zbojkotowanych wyborach (a na międzynarodowe konsekwencje zwracała uwagę np. Fundacja Helsińska).

"Zrobiliśmy coś w sprawie Francji, która przeprowadziła pierwszą turę wyborów samorządowych? Nasza opozycja protestowała pod francuską ambasadą? Tak samo naszym prezydentem nikt się nie przejmie".

Inny polityk mówi, że samej opozycji trudno będzie wyciągnąć konsekwencje z bojkotu.

„Załóżmy, że wszyscy się wycofają, a Duda zostaje prezydentem. Logiczne byłoby, żeby wyjść na ulice i protestować przeciwko takiej prezydenturze. Ale kto będzie protestował? Jak zorganizować demonstracje w czasie epidemii lub wkrótce po niej?”.

Mimo wszystko politycy opozycji zdradzają poczucie bezradności. „Żadne wyjście nie jest dobre” - słyszymy. „Zawsze apelujemy: idźcie na wybory, a teraz mamy apelować: nie idźcie?” Polscy wyborcy nie należą do najbardziej zmobilizowanych wśród zachodnich demokracji. Można powiedzieć, że bojkot jest popularną strategią spontanicznie stosowaną przez polskich wyborców od lat. Czasem w żartobliwej formie głosowania na "sarnę z krzesłem na głowie".

Czy jednorazowy akt bojkotu nie będzie skutkował zwiększoną nieufnością do całej klasy politycznej, a zwłaszcza opozycyjnej? Przedsiębiorcy z różnych branż mówią, że nawyki, jakich nabieramy w trakcie kryzysów pozostają po kryzysie. Odzwyczajamy się od papierowych gazet, kina, niektórych produktów i usług. Może odzwyczaimy się od wyborów?

Dlaczego jednak wyborcy mieliby nie zrozumieć, że chodzi o ten jeden raz? Nawyk buduje się przez powtarzanie, a nie przez precedens?

Argument 7. A może opozycja wygra?

Pojawia się też taki argument: a nuż jest szansa, by kandydat opozycji jednak wygrał w maju?

Andrzej Duda może być pewny wygranej dziś. Pewnie za tydzień, za dwa wiele się nie zmieni. A za miesiąc? „Polityka jest w jakiej sytuacji nieprzewidywalna” - mówi posłanka Lewicy.

Łut szczęścia w nieszczęściu, nagła zmiana wiatru historii, totalna kompromitacja obozu władzy. "Apel Kidawy to działanie na szkodę całej opozycji. Pokazywanie ludziom, że nie da się z Dudą wygrać w terminie".

Jeśli nie bojkot kandydatów, to co?

Na stole jest inna propozycja: bojkot organizatorów, czyli samorządów. „Niech oni apelują o to, by wyborów nie było” - słyszymy w PSL.

O takiej opcji mówi też Ludwik Dorn: wójtowie, burmistrzowie i prezydenci mogą w akcje obywatelskiego nieposłuszeństwa odmówić udostępnienia rejestrów i spisów wyborców. Mogą też nie udostępnić lokali wyborczych. Dorn proponuje również, by opozycja "zaapelowała do sędziów, by rezygnowali z zasiadania w okręgowych komisjach wyborczych. Komitety opozycyjnych wobec PiS kandydatów nie powinny zgłaszać kandydatów na członków obwodowych komisji wyborczych".

;

Udostępnij:

Agata Szczęśniak

Redaktorka, publicystka. Współzałożycielka i wieloletnia wicenaczelna Krytyki Politycznej. Pracowała w „Gazecie Wyborczej”. Socjolożka, studiowała też filozofię i stosunki międzynarodowe. Uczy na Uniwersytecie SWPS. W radiu TOK FM prowadzi audycję „Jest temat!” W OKO.press pisze o mediach, polityce polskiej i zagranicznej oraz prawach kobiet.

Komentarze