0:00
0:00

0:00

W reportażu "Pytałam mężczyzn, dlaczego chcieli się zabić" poznaliśmy historie mężczyzn, którzy próbowali odebrać sobie życie, czasem kilkakrotnie. Razem z reporterką przyglądają się swojemu życiu i pytają dlaczego. Statystyki samobójczych zgonów mężczyzn ciągle rosną. Jakie są przyczyny męskich samobójstw? Dlaczego Polacy częściej odbierają sobie życie niż Polki? Dziś pytamy o to specjalistę - suicydologa Ryszarda Jabłońskiego.

Agnieszka Burton, OKO.press: Zachowań samobójczych jest w Polsce coraz więcej. W 2012 roku było ich 5 tys., a w 2020 już ponad 12 tysięcy. Trzykrotnie częściej próby podejmują kobiety, ale ośmiokrotnie więcej samobójczych zgonów jest wśród mężczyzn. I nie wszystkie samobójstwa trafiają do statystyk, bo rodziny nie chcą, by śmierć bliskiego została zakwalifikowana jako samobójstwo, z powodu stygmatyzacji. Dlaczego polski facet nie daje rady?

Ryszard Jabłoński, suicydolog: To złożony problem. Zajmuję się zachowaniami samobójczymi, więc kryzys polskiego mężczyzny obserwuję tylko w tle. Myślę, że byliśmy wychowywani w kulturze patriarchalnej, a ta od kilkudziesięciu lat się zmienia. Mężczyźni wyjeżdżali do pracy na Zachód, dzieci zostawały bez męskiej ręki, bez pierwiastka męskiego w wychowaniu, a kobiety, matki, babcie, nauczycielki kształtują inny model. To takie trochę rozdwojenie jaźni, młodsi mężczyźni niby wiedzą, jak męskość ma wyglądać, ale inne są oczekiwania w domu mamy, babci, a inne środowiska.

Dla młodych najczęściej ważne są wartości materialne: skończyć dobrą szkołę, by znaleźć dobrze płatną pracę. Kiedy nie można tego osiągnąć, rodzi się frustracja, przeradza w agresję, agresja nieodreagowana konstruktywnie zwykle wywołuje autoagresje. Samobójstwa są w dużej mierze wynikiem nieodreagowanych napięć.

Nie radzą sobie z emocjami?

Tak, coraz więcej młodych ma kłopoty z panowaniem nad emocjami. W szkole brakuje zajęć o rozpoznawaniu emocji i radzeniu sobie z nimi. Życie się zmieniło, zmieniła się młodzież, są inne oczekiwania i do tego trzeba szkołę dostosować. Treści wrzucane w systemy oświatowe są przeładowane jak internet. To powoduje przebodźcowania, efektem może być neurotyczność, w znerwicowanym społeczeństwo rośnie ryzyko zachowań autodestrukcyjnych.

Erwin Ringel austriacki psychiatra, pionier badań z zakresu suicydologii podkreśla w pracy klinicznej z osobami po próbach samobójczych, że „niemal w każdym przypadku wzmożone skłonności samobójcze rozwijają się już w dzieciństwie, im cięższe były doznane w tym czasie urazy psychiczne, tym częściej dochodzą one do głosu”. Owe sześć pierwszych „śmiesznych” lat, które wciąż jesteśmy skłonni uważać za pozbawione większego znaczenia, decyduje, czy w człowieku powstanie archetyp zaufania, czy też nieufności. Czy radość życia obudzi się w nim, czy zgaśnie. Te lata to budowanie fundamentu pod osobowość. Osoby z kruchym „fundamentem” to właśnie grupa ryzyka z zachowaniami autodestrukcyjnymi.

Wróćmy do tragicznych statystyk, jeśli chodzi o samobójstwa mężczyzn, Polska jest niestety w europejskiej „czołówce”.

Tak, wyżej od nas były zawsze tylko: Rosja, Litwa, Łotwa, Estonia, Białoruś i Ukraina. Według danych WHO w 2019 roku polscy mężczyźni popełniali samobójstwa prawie najczęściej w Europie: 23,9 samobójstw na 100 tys., to 4. miejsce w UE. Polki zaś robią to relatywnie rzadko: 3,4 samobójstwa na 100 tys. mieszkańców, co daje 6. wynik w UE, ale z drugiej strony tej tragicznej stawki.

A najwięcej samobójstw w Polsce jest w województwie śląskim, to prawie dwukrotnie więcej niż w innych województwach.

Z ostatnich skoków w przepaść słynie powiat tatrzański, w ubiegłym roku zakopiańska policja odnotowała 21 samobójstw, z czego 18 to samobójstwa mężczyzn. Rozmawiałam z Apoloniuszem Rajwą 88-letnim taternikiem i ratownikiem górskim, mówił, że góry przyciągają samców alfa. Nie idą do psychologa, ale w sporty ekstremalne lub alkohol, a jak nie dają rady, to się wieszają lub skaczą z Nosala, Giewontu, Rysów, Kościelca. Rajwa mówi, że „dawniej jak ktoś się zabił, to było o tym głośno, bo nie chowali na cmentarzu, tylko pod płotem. Teraz na klepsydrach bliscy piszą: zasnął w Panu, wstydzą się o tym mówić. Ale może to dobrze, bo zmniejsza się ryzyko zarażania myślą samobójczą”.

Chodzi Efekt Wertera. Istnieje udowodniony związek między nagłośnieniem w mediach samobójstwa, a wzrostem liczby samobójstw. W przypadku samobójstw sławnych ludzi wzrost ten sięga nawet kilkudziesięciu procent. Badania potwierdzające tę korelację przeprowadził socjolog David Philips w 1974 roku na Uniwersytecie Kalifornijskim w San Diego nazywając ją właśnie Efektem Wertera. To według Philipsa skrajny przykład działania jednostki zgodnie z regułą społecznego dowodu słuszności. Samobójstwo sławnej osoby jest dla potencjalnych samobójców wystarczającym powodem, by dojść do wniosku, że odebranie sobie życia jest właściwą decyzją. Niestety grupą najbardziej podatną na naśladowanie nagłośnionego samobójstwa są nastolatkowie, osoby niedojrzałe.

Warto wiedzieć, jak pisać w mediach o zachowaniach samobójczych. Nie używać słowa „udane”, tylko „dokonane” lub „popełnione”. Nie publikować fotografii ani pożegnalnych listów samobójców. Nie opisywać szczegółowo metody popełnienia samobójstwa. Nie podawać nadmiernie uproszczonych przyczyn. Nie gloryfikować samobójstwa i nie robić z niego sensacji. Nie posługiwać się stereotypami religijnymi lub kulturowymi. Nie przypisywać nikomu winy. Pisać o tym na dalszych stronach gazet i koniecznie informować o telefonach zaufania i innych źródłach pomocy.

Porównywanie się z innymi, infoholizm, media społecznościowe, presja sukcesu – sporo winy zrzuca się też na internet…

Moi studenci cały czas mają włączone telefony, ciągle im coś klika, daje znak, że jest nowa wiadomość. Wysyłają do mnie smsy, dlaczego nie odpowiedziałem na maila. Mówię, że wieczorem zajrzę, ale oni chcą mieć wszystko szybko, bodziec-reakcja, i są w tym zakręceni.

Student matematyki powiedział mi niedawno: „My młodzi nie korzystamy z internetu, my wierzymy w internet”. Problemem jest kreowanie wirtualnej tożsamości i ograniczone kontakty w realu. Dawniej ludzie się znali w swoich kręgach, a teraz jeśli mam zaniżone poczucie wartości, to mogę tworzyć siebie i czekać na lajki.

14-letni chłopiec w małym miasteczku odebrał sobie życie, bo ojciec wrócił z wywiadówki i odciął go od wirtualnego świata, chłopak wybiegł z domu i powiesił się na drzewie. Rozmawiałem z nauczycielkami, nie dostrzegły wcześniej żadnych symptomów.

Niskie poczucie wartości młodego chłopaka bierze się z dzieciństwa, szkoły, traum?

Z relacji, kiedy rodzice mówią na przykład: „Ty nic nie potrafisz, zostaw, ja to zrobię”.

Usłyszałam od facetów, że kobiety kastrują ich matkowaniem. Dzieci wyfrunęły z gniazda, więc ona go niańczy, a jednocześnie podcina skrzydła, mówiąc: „I co ty byś beze mnie zrobił?”.

Absolutnie, kobiety są dziś silniejsze od mężczyzn, one też są w stanie spowodować, że facet się załamie.

Profesor Zofia Milska-Wrzosińska psychoterapeutka, opisała drapieżność kobiet: gdy pojawia się sytuacja, że facet nie spełnia jej oczekiwań, to ona potrafi dziecku powiedzieć: „Masz ojca pierdołę”. Czy taka kobieta nie wie, że dziecko potrzebuje rodziców z najwyższej półki? Żaden młody człowiek nie chce być dzieckiem „pierdoły”, nieudacznika.

Mamy też coraz więcej mężczyzn pod pantoflem. Moje studentki mówią, że faceta trzeba torować, myśleć za niego. One przejmują role matek.

Może facetom z tym wygodnie?

Ale skąd się to bierze? Może właśnie stąd, że wychowaniem w większości zajmują się kobiety, które „lepiej wiedzą, lepiej zrobią”?

Ja też często myślę, że mąż nie ubierze dziecka odpowiednio do pogody…

Więc facet myśli: „Kurde, co ja tu robię?”

Matka samotnie wychowująca chłopca, powinna zatem szukać mądrego trenera, nauczyciela, wujka?

Tak, potrzebny jest ktoś, kto zabierze chłopaka na długi spacer, do lasu, pobawi się w sport. A takich facetów brakuje, do męskich zabaw, męskich wyzwań do zrealizowania.

A stereotypy: facet nie pokazuje emocji, nie chodzi do lekarza, do psychologa, nie odpoczywa, jest super w łóżku, utrzymuje rodzinę?

Mężczyźni nie są już w stanie udźwignąć tradycyjnych etosów, głównie faceta jako głowy rodziny. Czynniki ekonomiczne to przyczyna około 40 procent wszystkich samobójstw. Większość samobójców w Polsce to mieszkańcy wsi i miasteczek - problem ekonomiczny, brak nadziei, samotność.

Właśnie, według GUS najczęstszymi powodami samobójstw Polaków są: choroba psychiczna, inna choroba lub kalectwo, konflikty rodzinne, zawód miłosny i utrata źródła dochodu.

Miałem znajomego, świetnie funkcjonował w świecie korporacji, zbudował dom, kształcił córkę prywatnie, ale gdy z dnia na dzień stracił pracę, wynajął pokój w hotelu i tam się powiesił. Problem „straty”, jakiejkolwiek to kolejny motyw zachowań samobójczych.

Pokutuje myślenie, że męska śmierć samobójcza to wyjście z honorem?

Mężczyźni kulturowo nie szukają pomocy. W Polsce w 2019 roku ponad 200 tysięcy kobiet było u specjalisty z powodu depresji, a tylko ok. 70 tys. mężczyzn. Wychowani na silnych, nie chcą przyznać się do słabości, jak pojawi się kryzys, próbują rozwiązać go sami, ale nie posiadają wystarczających zasobów psychologicznych, żeby sobie poradzić.

Dlatego ta edukacja emocjonalna jest tak ważna?

Właśnie. Bo gdy pojawi się kryzys, powinno zapalić się światełko: trzeba szukać pomocy. Mieliśmy kiedyś wdrażać program profilaktyczny dla szkół podstawowych, dotyczący autodestrukcji. Jak radzić sobie w sytuacji utraty miłości, bliskich, pracy. Niestety pojawił się nowy, przeciążony system oświaty i sponsorzy, firma farmaceutyczna wycofała się z projektu.

Czy takie zajęcia powinny być oddzielne dla chłopców, żeby kłaść nacisk na walkę ze stereotypami? Żeby nauczyli się, że nie muszą być twardzielami.

Powinny być koedukacyjne, żeby młodzi ludzie rozumieli stany emocjonalne płci przeciwnej. Że kobiety mają złe dni związane między innymi z napięciem przedmiesiączkowym, a faceci „emigrację wewnętrzną”, którą trzeba przeczekać, żeby nie doszło do konfrontacji i agresji.

Wewnętrzna emigracja faceta?

Ja to mam, (śmieje się), przestaję drążyć, dociekać, wycofuję się, przeczekuję. Idę na spacer, pracuję w ogrodzie, gram w tenisa. Hołduję zasadzie: „Chcesz mieć za wszelką cenę rację czy relację?”. Czasami warto przeczekać sytuację sporną.

Czy utrata przywilejów patriarchalnych może powodować konflikt między płciami, który prowadzi u facetów do trudnych zachowań?

Pytam studentów: co to znaczy partnerstwo? Studentki uważają, że po połowie: ja dzisiaj zajmuję się dzieckiem, ty jutro, ja dzisiaj gotuję, ty jutro. A partnerstwo to jest dopasowanie naszych relacji do naszych możliwości.

A jak odpowiadają studenci?

Pracuję na takim uniwersytecie, gdzie jest większość kobiet i one tę garstkę mężczyzn zakrzykują.

Też krzyczałam. A teraz, może dlatego że mam syna, staram się zrozumieć. Polscy mężczyźni są fajni i potrzebni, tylko bardzo pogubieni.

Może feminizm jest źle pojmowany, to nie walka, nie o to chodzi. U mnie w domu nadal jest tradycyjnie: ja rąbię drewno, przybijam gwoździe, naprawiam rzeczy, żona częściej zajmuje się gotowaniem. Nie stawiam tego za wzór, jestem oczywiście za tym, żeby współcześni mężczyźni prali, gotowali i zajmowali się dzieckiem, ale żeby nie tracili przy tym swojej męskości.

Andrzej Gryżewski, edukator seksualny i psychoterapeuta, powiedział w wywiadzie z Krystyną Romanowską: „Mężczyźni swoją samoocenę budują głównie na dwóch filarach: seksie i pracy. Ale przez lata seks był automatyczny, samo się działo. Nie trzeba było specjalnie czegokolwiek robić, by się podniecić i mieć erekcję”, gdy w seksie nie wychodzi, facet angażuje się wyłącznie w pracę, gdzie otrzymuje: gratyfikację finansową, możliwość awansu, rozwoju, zaspokajania potrzeby rywalizacji, sprawczość. Czy to podstawy kryzysu dzisiejszej męskości?

Czy to kryzys męskiej seksualności? Myślę, że problemy sprawności seksualnej mogą wynikać ze stylu życia. Natknąłem się na artykuł naukowy opisujący drastyczny spadek plemników w męskim nasieniu na przestrzeni dwudziestu kilku ostatnich lat. Problem dotyczył głównie mężczyzn zawodowo „uziemionych” za biurkami, spędzającymi wiele godzin w pozycji siedzącej, przepracowanych. Co ciekawe, u pracowników fizycznych ten problem prawie wcale nie występował. Czyli aktywność fizyczna ma w tej kwestii zasadnicze znaczenie. Nasza seksualność ma ogromny wpływ na inne sprawy i ważne jest, aby w edukacji koncentrować się również na inicjacji seksualnej. Dla kształtowania się psychoseksualności facetów, ważne są te pierwsze razy, żeby to nie było byle jak, byle gdzie i z byle kim.

Ale czy takiemu młodemu chłopakowi nie jest wszystko jedno, czy to łóżko, czy krzaki?

No tak, ale jak on raz, dwa i koniec, to pojawi się moment, w którym ona powie: „No już?” I co się wtedy dzieje?

Kompleksy?

Właśnie. Dlatego chłopak musi mieć świadomość, że to napięcie może kształtować. Młoda zamężna para, temperamentna, mieszkała w pokoju z babcią przedzielonym ścianą. Młodzi często do łóżka chodzili, a babcia stukała w ścianę „Cicho tam”. Kiedy dostali mieszkanie, kupili sobie łóżko, okazało się, że im nie wyszło, zabrakło babci. Wdrukowanie tych pierwszych doświadczeń jest niezwykle ważne.

Jaka powinna być ta edukacja seksualna?

Nie chodzi o mówienie o pozycjach, tylko wychowanie seksualne jakie mają od lat kraje skandynawskie, dostosowane do wieku, percepcji ucznia. W polskich szkołach jest wychowanie do życia w rodzinie, ale skostniałe, a żyjemy w czasach, gdy dostęp do pornografii to tragedia dla osób niedojrzałych. Więc najpierw trzeba wyedukować nauczycieli i tu zderzamy się z polską polityką.

Która wierzy w niepokalane poczęcie…

No tak.

A jak polskiego mężczyznę kształtuje historia? Jak teraz w czasie putinowskiej wojny, niepewności, zagrożenia może dać sobie radę z emocjami?

Historyczne wahania współczynnika samobójstw opisuje profesor Maria Jarosz, przełomowe lata: 56, 68, 81, 89 kryzysy polityczno-gospodarcze, wtedy następował spadek samobójstw, bo pojawiała się nadzieja i walka. Ale po roku, dwóch statystyki wzrastały do większych niż przed tymi wydarzeniami.

Czyli wartość życia w najtrudniejszych historycznych sytuacjach wzrasta. Proszę zobaczyć, w Ukrainie mężczyźni stają do walki, pojawia się nowy bodziec, dominuje chęć życia nad tendencjami samobójczymi.

Jednak, gdy rozmawiam z polskimi mężczyznami, każdy jest pełen lęku.

Polacy są bardzo emocjonalni, wielkie wydarzenia nas jednoczą: śmierć Jana Pawła II, katastrofa smoleńska i teraz widzimy ogromne zaangażowanie w pomoc Ukrainie.

Dużo zależy od poziomu lęku, na przykład dzwoni kolega: „Bierz kanistry i jedź tankuj paliwo”. Tacy faceci mają podwyższony poziom kortyzolu, hormonu stresu i oni każdą sytuację widzą w ciemnych barwach. Im wyższy poziom neurotyczności, tym więcej teorii spiskowych i może być sporo osób, które nie wytrzymają napięcia. Znów potrzebna jest edukacja, która by przerobiła postawy lękowe na dystans.

Wiadomo, że traumy wędrują przez pokolenia, czy jest to powiązane z tendencjami samobójczymi?

Rodzice po traumach mogą kształtować traumy u swego dziecka, nie poprzez geny, ale wychowanie. Mam znajomą, która podczas burzy chowała się pod stół, jej dziecko robiło to samo, a przecież rodzic ma pokazać, że jest silny. Nawet jeśli sam się boi, to powinien pokazać, że kontroluje to, co wokół niego się dzieje i ochroni dziecko dając mu tym samym poczucie bezpieczeństwa tak ważne we wczesnych fazach rozwojowych dziecka.

Trauma może też być ukształtowana, gdy dziecko jest świadkiem przemocy fizycznej, psychicznej. Wtedy pojawiają się zaburzenia w mózgu: ciała migdałowatego, hipokampu i kory przedczołowej, podwyższenie poziomu kortyzolu, problemy z diagnozowaniem sytuacji zagrażających od niezagrażających. Erwin Ringel powiedział, że dziecko poddawane traumom, może w przyszłości funkcjonować autodestrukcyjnie.

Myślę, że w naszym kraju mało kto nie ma traum: tych odziedziczonych, historycznie albo na przykład, gdy dziecko jest świadkiem częstych kłótni małżeńskich.

Tak, ale dzieci nie powinny być tego świadkami. Pytałem kiedyś mamę, czy kiedykolwiek się z ojcem kłócili, bo nigdy tego nie widziałem. Mieszkaliśmy nad jeziorem, okazało się, że jak mieli sobie coś do wykrzyczenia, szli na spacer nad wodę.

Bloger Irek Wis w ramach akcji pomocowej opublikował w internecie post o „bezbolesnej, samobójczej śmierci”. Wpis odwiedziło już ponad 170 tysięcy osób. „Bezbolesna śmierć” jest od sześciu lat trzecia na liście wyszukiwarki Google. Wis zauważył, że najwięcej odsłon jest między świętami, a Sylwestrem. „Ludzie wchodzą i opuszczają mój artykuł po pięciu sekundach, są rozczarowani, bo znajdują tam numery linii pomocowych, a nie rady jak ze sobą skończyć”.

Każdy ma w życiu chwilę, kiedy myśli o nieistnieniu, ale jak to się dzieje, że u niektórych dochodzi do przekroczenie tej granicy?

Od myśli samobójczych do decyzji odebrania sobie życia jest długa droga, coś musi się zadziać, dodatkowe okoliczności, że te myśli przerodzą się w aktywność suicydalną.

Progresja zamachu samobójczego wygląda tak: jest stresor, na przykład utrata pracy, miłości, śmierć bliskiego, i jeśli potraktuję to jako problem do rozwiązania, to udam się po pomoc, robię coś, żeby było lepiej. Ale jeśli potraktuję tę sytuację jako kryzys nie do rozwiązania, a jeszcze dojdzie impulsywność, poczucie braku nadziei, wyalienowania, czy obniżenie serotoniny, dopaminy, to może dojść do zachowania samobójczego.

Jak zmienić kryzys na sytuację do rozwiązania, gdy czujesz się jak w labiryncie, którego nie potrafisz pokonać?

W kryzysie musi zapalić się światełko, że każda sytuacja ma różne rozwiązania, nawet jeśli ich dziś nie widzę, i trzeba szukać pomocy.

Normalnie człowiek ma szerokie spektrum patrzenia na to, co się wokół niego dzieje, w kryzysie, gdy nie mamy zasobów, żeby z nim walczyć, dochodzi do tunelowego widzenia świata, zawężenia poznawczego.

Praca terapeutyczna polega na poszerzaniu takich horyzontów, interpretacji sposobu myślenia.

A słyszał pan, że samobójcy są egoistami?

To stereotyp. Robiłem doktoranckie badania, jak studenci postrzegają zachowania samobójcze, większość rzeczywiście mówiła, że to egoizm, ale mówią to ci, którzy nie mają pojęcia, co się dzieje w czasie tego zawężenia poznawczego, gdy człowiek zaczyna się koncentrować na swoim bólu i cierpieniu i tylko chce go przerwać.

Ale można ten ból przerwać poprzez terapię, naprawę. W suicydologii mówimy, że człowiek nie chce się zabijać, lecz trudno mu żyć w sytuacji, w której się znalazł. Bo przecież mamy instynkt samozachowawczy.

Pół roku pracowałem z kobietą, której 23-letni syn odebrał sobie życie. Cały czas sobie wyrzucała, że była złą matką, że czegoś nie dopilnowała. To jest charakterystyczne w procesie żałoby po samobójstwie kogoś bliskiego, że pojawia się poczucie winy. Syn miał schizofrenię, urojenia psychotyczne. Częste u młodych mężczyzn samobójców jest to, że po marihuanie, dopalaczach, ujawniają się zaburzenia psychiczne. Pracowaliśmy z tą kobietą nad przeorientowaniem myślenia, odpowiedzi na pytanie, dlaczego się zabił? Bo był chory psychicznie, to choroba go zabiła.

Po czym poznać, że ktoś ma tendencje samobójcze?

Zmiany nastroju, zawiesza się, ogranicza kontakty, rozdaje ważne dla siebie rzeczy, postrzega świat jako zagrażający, depresyjny, sięga po używki, mówi bliskim: „Mam tego dość”, „Nie wiem, czy to przeżyję”. Trzeba wtedy z taką osobą być, dać się wygadać.

To trudne pytać kogoś, czy chce odebrać sobie życie. Bo co ja zrobię, jeśli on ma takie myśli?

Nie bać się takiej rozmowy, wytrzymać ciszę, kiedy ta osoba się „zawiesza”, żeby pogłębić kontakt, przeciągać rozmowę na dłuższy czas, godzinę, dwie. To powoduje, że ten człowiek nie jest już w tym samym miejscu, w którym był na początku.

O co wtedy pytać?

Czy ma myśli samobójcze, jak często, jak sobie z nimi radzi? Czy ma plany samobójcze, metodę, sposób odebrania sobie życia i dostęp do niej?

Gdy są myśli, metoda, dostęp i nastrój depresyjny, czy zaburzenia psychiczne albo były w rodzinie zachowania samobójcze, to taka osoba jest w pierwszym stopniu ryzyka. Wtedy nie wolno jej zostawić samej, trzeba z nią być i jak najszybciej kierować do specjalisty.

Zasada jest taka: nie umawiamy do lekarza, bo to tygodnie czekania. Na SOR-ach też kolejki. Więc zabieramy taką osobę do szpitala psychiatrycznego, gdzie zawsze jest dyżurny psychiatra albo dzwonimy na 112, przyjeżdża karetka i zabiera daną osobę. Według ustawy z 19 sierpnia 1994 r. o ochronie zdrowia psychicznego można wykorzystać artykuł 18 dotyczący przymusu bezpośredniego, jeśli jego zachowanie zagraża bezpośrednio zdrowiu lub życiu, nawet jeśli taki człowiek nie wyraża zgody na hospitalizację.

Czy każda próba samobójcza kończy się pobytem w szpitalu psychiatrycznym?

Tak, bardzo często osoby po próbach samobójczych mogą ponowić taką próbę i szpital jest po to, by przed tym chronić. Jak trzeba przywiązać do łóżka, przywiążą, jeżeli lekarz uzna, że farmakoterapia jest potrzeba, podadzą leki. Ważna też jest diagnoza i wyprowadzenie z kryzysu, często jest tak, że ten kryzys minie i taka osoba wyjdzie ze szpitala i funkcjonuje normalnie.

Problemem jest to, że często rodzina wypisuje pacjenta. Zdarzały się takie sytuacje i pacjent w domu odebrał sobie życie.

Wiadomo, że bardzo brakuje psychiatrów, szczególnie dziecięcych.

Brakuje ujednoliconego programu profilaktycznego – mądrości naszych władz na temat tego, że życie ludzkie jest ważne.

Lekarze nie są przeszkoleni, jak diagnozować zachowania samobójcze. Studenci medycyny nie otrzymują podstawowej wiedzy na temat rozpoznawania kryzysu. Gdy pacjent uskarża się na dolegliwości somatyczne, że boli go tu i tam, a wyniki badań nie wykazują choroby, to może być podłoże emocjonalne i trzeba taką osobę konsultować psychiatrycznie. A u nas robi się kolejne badania, które znów nie potwierdzają choroby i lekarze są bezradni.

Denerwuje mnie, że bardziej walczy się o życie nienarodzone, niż o człowieka, który już jest. Że ta polityka zdrowotna związana z chronieniem człowieka jest taka rozjechana. Bo wie pani, ile kosztuje nasz kraj śmierć samobójcza?

No ile?

Jedna śmierć człowieka, bez względu na przyczynę, kosztuje 350-400 tysięcy złotych. Bo żyjemy, wytwarzamy dobra, konsumujemy, płacimy podatki. I jeśli w 2020 roku mieliśmy 5156 samobójstw, to proszę zobaczyć jakie to koszty! Tylko w jednym roku Polska straciła ponad dwa miliardy złotych z powodu śmierci samobójczych. Ale czy słyszała pani, żeby ktoś w naszym kraju powiedział, ile Polska traci na samobójstwach?

Nie, ale słyszałam, że do linii pomocowych trudno się dodzwonić.

Było kilka telefonów, które pracowały 24 godziny na dobę, teraz jest może jeden, dwa. Zaprzestano dofinansowania, kilkanaście telefonów padło tylko dlatego, że władze miejskie nie chciały opłacać lokalu. Przez taką pseudooszczędność zderzamy się ze ścianą.

Przykład: prowadziłem szkolenie dla nauczycieli w mazurskiej wiosce, po kilku tygodniach dzwoni dyrektor, dziękując, bo udało im się uratować dzieciaka przed śmiercią samobójczą, już stał na oknie, nauczycielki wezwały pogotowie, policję, spacyfikowały go. Czyli takie szkolenie kosztujące około 3 tysiące złotych, a uratowana osoba to setki tysięcy oszczędności.

I dlatego założyliście Towarzystwo Suicydologiczne i studia podyplomowe suicydologii?

Według mnie, a także profesora Brunona Hołysta pioniera wiktymologii i suicydologii w Polsce osób z tendencjami samobójczymi będzie, niestety coraz więcej.

Musimy wdrożyć sensowny projekt ochrony zdrowia psychicznego, a na razie nie widzę, żeby to mogło nastąpić. Ludzie w rządzie nie zdają sobie sprawy z tego, co dzieje się z Polakami. Kondycja psychiczna społeczeństwa polskiego jest coraz słabsza, rosnące statystyki samobójstw tylko ten fakt potwierdzają.

Dlatego, pomimo braku autentycznego zaangażowania rządu w profilaktykę samobójstw, Polskie Towarzystwo Suicydologiczne powołało pierwszą w Europie platformę internetową „Życie warte jest rozmowy” www.zwjr.pl.

Ludzie w kryzysie i ich bliscy znajdą tu vlogi pomocowe, animacje i wskazówki „Pomoc w 10 krokach”. Każdy może także bezpłatnie i anonimowo otrzymać wsparcie specjalisty. Wystarczy napisać, a odpowiedź nadejdzie w ciągu maksymalnie 3 dni.

Ryszard Jabłoński, suicydolog

Ryszard Jabłoński - współzałożyciel Polskiego Towarzystwa Suicydologicznego, Punktu Pomocy Psychologicznej EMPATIA przy Uniwersytecie Warmińsko-Mazurskim w Olsztynie, przez 35 lat pełnił dyżury w telefonie zaufania „Anonimowy Przyjaciel”, w swojej pracy terapeutycznej zajmuje się problematyką depresji wśród studentów, samookaleczeniami, myślami i tendencjami samobójczymi. Prowadzi szkolenia z zakresu problematyki suicydologicznej w całej Polsce.

;
Na zdjęciu Agnieszka Burton
Agnieszka Burton

Publikuje reportaże i artykuły w mediach polskich i zagranicznych. Od 2003 roku mieszka w Melbourne, gdzie pracuje dla polskiej sekcji radia SBS, na studiach doktoranckich, Monash University, zajmuje się polskim reportażem literackim. Książka "Ozland. Przestrzeń jest wszystkim", Wydawnictwo Dowody, to jej debiut reporterski.

Komentarze