Komisja Europejska rekomenduje Polsce reformę świadczeń społecznych, by środki docierały do najbardziej potrzebujących. Co rząd na to? Opiera się, bo to "antagonizowanie społeczeństwa"
Krajowy Plan Odbudowy to dokument, w którym rząd precyzuje, w jaki sposób zamierza wydać dodatkowe pieniądze, które dostanie od Unii Europejskiej w ramach Funduszu Odbudowy na walkę ze skutkami pandemii.
Cały Fundusz dla Polski to 28 mld euro grantów i 34 mld euro tanich pożyczek.
KPO musi być kompatybilny z zaleceniami, które KE wydaje w ramach Semestru Europejskiego - dorocznego przeglądu państw UE, który ma doprowadzić do lepszej koordynacji ich gospodarek.
Komisja Europejska rekomendowała Polsce:
„Łagodzenie wpływu kryzysu na zatrudnienie, zwłaszcza przez udoskonalanie elastycznych form organizacji pracy i pracy w zmniejszonym wymiarze czasu. Lepsze ukierunkowanie świadczeń społecznych i zapewnienie dostępu do tych świadczeń osobom potrzebującym. Podnoszenie umiejętności cyfrowych. Dalsze promowanie transformacji cyfrowej przedsiębiorstw i administracji publicznej”.
W tekście Komisja zauważa, że Polska znacząco zwiększyła wydatki na świadczenia socjalne. Zwraca jednak uwagę, że część z tych pieniędzy mogłaby być wydana tak, by bardziej służyły najbardziej potrzebującym.
W projekcie Krajowego Planu Odbudowy polski rząd odpowiada:
„Jak wskazują doświadczenia związane z kryzysem wywołanym przez pandemię COVID-19, świadczenia społeczne nie przyczyniają się do wzrostu bezrobocia. Oznacza to, że reforma świadczeń społecznych nie miałaby wielkiego znaczenia w odniesieniu do budowania odporności gospodarki na kolejne kryzysy, a raczej mogłaby spowodować niepotrzebne antagonizowanie społeczeństwa”.
Podkreślmy: PiS nie chce reformować systemu świadczeń społecznych, bo mogłoby to doprowadzić do „antagonizowania społeczeństwa”. Można przy okazji wspomnieć o wielu projektach realizowanych przez PiS: drastycznych zmianach w sądownictwie, reformie edukacji (zwanej przez nauczycieli "deformą"), czy - ostatnio - zaostrzeniu ustawy aborcyjnej przy pomocy dyspozycyjnego Trybunału Konstytucyjnego. Każdy z nich poważnie antagonizował społeczeństwo. Jednak dopiero, gdy KE zwraca uwagę, że część z pieniędzy na świadczenia społeczne można wykorzystać lepiej, PiS używa takiego argumentu.
Tymczasem np. zasiłek stały z pomocy społecznej wynosi maksymalnie 645 złotych. Zasiłek okresowy to maksymalnie 418 złotych i kwota ta nie była waloryzowana od 2004 roku. Warto sobie uprzytomnić skalę zaległości: gdy ustanawiano obecne kwoty Polska nie była jeszcze w Unii Europejskiej. Dziś, 12 marca (data uchwalenia ustawy o pomocy społecznej), kwota zasiłku okresowego obchodzi 17 urodziny, już za rok osiągnie pełnoletniość.
To obszar, w którym państwo jest winne gigantycznych zaniedbań. Nawet gdyby podniesienie świadczeń dla najuboższych zainspirowało złośliwe komentarze i medialne nagłówki o ludziach żyjących rzekomo wygodnie z socjalu - rząd powinien to po prostu zrobić.
„To skandal, że Polska należąc do grupy krajów bogatych nie jest w stanie zapewnić godnej pieniężnej pomocy społecznej” – mówił OKO.press prof. Ryszard Szarfenberg, badacz z Uniwersytetu Warszawskiego, członek Polskiego Komitetu Europejskiej Sieci Przeciwdziałania Ubóstwu EAPN Polska.
System zasiłków z pomocy społecznej opisywaliśmy w tekście: W Polsce da się wygodnie żyć za 500 plus i inny „socjal”? Policzyliśmy: to medialna bujda
Chociaż rząd chwali się wielkimi osiągnięciami w polityce rynku pracy, to w przypadku zasiłku dla bezrobotnych także mamy do czynienia z zaniedbaniami.
9 marca w radiowej jedynce minister rodziny i polityki społecznej Marlena Maląg mówiła:
„Najmniejszą, oczywiście, stopę bezrobocia, tak że to wsparcie, które zostało przekazane, a było to bardzo wysokie, bo jednak 9,4 proc. produktu krajowego brutto, to pokazuje, że te prawie 200 miliardów złotych to są potężne środki, które trafiły na ratowanie miejsc pracy. I opozycja też krzyczała, też nie była zadowolona. Pomimo tej trudnej sytuacji dodatek solidarnościowy był wypłacany tym osobom, które straciły pracę”.
Minister Maląg próbuje malować jednowymiarowy obraz sytuacji: rząd pomógł, więc jest dobrze. Rzeczywistość jest jednak nieco bardziej skomplikowana: fakt, że rząd wygospodarował duże pieniądze na pomoc przedsiębiorcom, nie oznacza, że do wszystkich potrzebujących firm pomoc dociera. Podobnie, niska stopa bezrobocia nie oznacza, że z polskim rynkiem pracy wszystko jest w porządku, a problemami tych, którzy pracę tracą, nie da się lepiej zająć.
Pod koniec stycznia 2021 liczba zarejestrowanych bezrobotnych w Polsce wyniosła 1090,4 tysiące i była najwyższa od prawie trzech lat.
W 2020 roku rząd faktycznie wprowadził dodatek solidarnościowy. Osobom zwolnionym w trakcie wiosennego zatrzymania gospodarki, spowodowanego epidemią, przysługiwało 1400 złotych. Ale jeżeli taka osoba pobierała zasiłek dla bezrobotnych, to nie dostawała pełnej kwoty, a jedynie wyrównanie do 1400 złotych. Zasiłek dla bezrobotnych PiS nieco podniósł dopiero we wrześniu 2020.
Dodatek jednorazowy był jednorazową pomocą. Prezydent Duda obiecał dodatek 1 maja 2020 roku - nie bez znaczenia mógł być fakt, że wybory prezydenckie wciąż miały się odbyć w maju. Był to czas, gdy na moment o zasiłkach dla bezrobotnych zrobiło się głośniej, parę tygodni wcześniej swój projekt świadczenia kryzysowego i podwyżki zasiłku dla bezrobotnych przedstawił klub Lewicy (więcej na jego temat poniżej).
Wybory przesunięto, dodatek solidarnościowy został, ale wypłacono go jednorazowo - tracący pracę dziś już go nie dostaną. Tymczasem w kwestii stałego i systemowego wsparcia dla bezrobotnych do europejskich standardów wciąż nam sporo brakuje.
Obecnie standardowa kwota zasiłku wynosi 1200 złotych brutto (1025 zł netto) przez pierwsze 90 dni a następnie 942,30 złotych co miesiąc. Podstawowym warunkiem otrzymania zasiłku dla bezrobotnych jest 365 dni pracy z co najmniej minimalnym wynagrodzeniem, od którego odprowadzane są składki na ubezpieczenia społeczne i Fundusz Pracy. Ważne, aby ten rok pracy przypadał w 18 miesiącach poprzedzających dzień rejestracji:
Kwoty zasiłku są uzależnione od łącznego stażu pracy. Poniżej 5 lat kwota jest niższa (80 proc.), powyżej 20 – wyższa (120 proc.).
Kwota została w zeszłym roku podniesiona ze względu na pandemię. Gdyby nie kryzys, przez który wiele osób straciło pracę, najpewniej zasiłki nie zasłużyłyby na żadną uwagę rządzących. Do września zeszłego roku osoba zarejestrowana jako bezrobotny mogła otrzymać między 1033 a 541 złotych brutto, w zależności od stażu pracy i długości okresu pobierania zasiłku. A to przecież kwoty brutto, więc nikt nie miał szans otrzymać nawet 1000 złotych do ręki.
Zasiłki dla bezrobotnych mają w Polsce nie najlepszą sławę - wiele osób krytycznie patrzy na nie jak na "pieniądze za nic". Tymczasem funkcja zasiłku jest bardzo konkretna – ma pomóc przeżyć w momencie, gdy dana osoba poszukuje pracy.
W Polsce nie są to jednak kwoty, które pozwolą zaspokajać podstawowe potrzeby - zasiłek nie przekracza minimum socjalnego (dla jednoosobowego gospodarstwa pracowniczego wynosiło on w 2020 roku 1278 zł).
Na zasiłki wydajemy mało, i ma to swoje odzwierciedlenie w statystykach europejskich. Według Eurostatu (dane z 2017 roku, czyli jeszcze przed ostatnimi podwyżkami zasiłku, które jednak nie są na tyle znaczące, by diametralnie zmienić sytuację) w stosunku do PKB mniej od Polski na bezrobotnych wydaje tylko Rumunia. W przypadku Polski to kwota rzędu 0,4 proc. PKB, w Rumunii – 0,3 proc. Unijna średnia to 1,3 proc.
Dane te obejmują nie tylko sam zasiłek, ale też na inne formy wsparcia, jak np. trening zawodowy. U nas ta sfera dramatycznie kuleje.
„Po co ktoś ma iść do powiatowego urzędu pracy, jeśli przy ponad milionie osób bezrobotnych do dyspozycji jest ok 20 tys. ofert pracy? Ludzie, którzy stracili pracę, nie wiedzą co robić. Największym deficytem polskiego rynku pracy jest to, że pośrednictwo pracy nie istnieje. Bez względu na to czy ktoś ma niskie, czy wysokie wykształcenie, nie ma gdzie pójść i poprosić, żeby ktoś doradził nam w dalszej karierze zawodowej lub pomógł w znalezieniu nowej pracy”.
Spójrzmy też na inne statystyk. Jak wygląda nasza pozycja jeśli chodzi o dostępność zasiłków dla bezrobotnych? Tak samo - przedostatnie miejsce przed Rumunią. Według Eurostatu niewiele ponad 10 proc. osób bezrobotnych otrzymuje zasiłki. To dane z 2016 roku, ale nic nie wskazuje na to, żeby w ostatnich latach to się zmieniło.
Pod względem wysokości zasiłku też wypadamy bardzo słabo.
Na zachodzie standardem jest proponowanie bezrobotnemu np. 60 proc. ostatniej pensji. Jak wskazuje Ogólnopolskie Porozumienie Związków Zawodowych, które od wielu lat domaga się reformy systemu zasiłków dla bezrobotnych.
W Polsce, nawet przy maksymalnej opcji (zasiłek po przepracowaniu ponad 20 lat przez pierwsze 90 dni) i nawet jeśli dana osoba zarabiała jedynie pensję minimalną, bezrobotny może liczyć na zaledwie 51 proc. swojej ostatniej pensji. Przy stracie pracy, w której ktoś zarabiał średnią krajową, standardowy zasiłek da zaledwie 23 proc. pokrycia ostatniej wypłaty. A to oznacza drastyczny spadek dochodów przy praktycznie zerowym wsparciu państwa w poszukiwaniu nowej pracy.
W Polsce niedowład wsparcia dla osób bezrobotnych trwa od niepamiętnych czasów, więc prawie wszyscy przyzwyczailiśmy się do tego, jako do czegoś zupełnie normalnego. Warto więc podkreślić: to nie jest zdrowy system, inne kraje europejskie traktują osoby bezrobotne bez porównania lepiej.
W kwietniu 2020 roku swój projekt reformy zasiłków złożył sejmowy klub Lewicy.
W skrócie: zasiłki wzrosłyby, zostały uzależnione od poprzednich wynagrodzeń, nieco zwiększyłaby się tez ich dostępność. Na tle rozwiązań z innych państw UE to wciąż jednak dość konserwatywny projekt.
Co na to rząd PiS? Na to pytanie możemy odpowiedzieć, bo - dość wyjątkowo - ustawie Lewicy nadano bieg i rząd przedstawił swoją opinię.
"Zmiany te, podsumowując je ogólnie, zmierzają do zachęcania bezrobotnych do pozostawania w statusie bezrobotnego i skłaniają do niepodejmowania pracy" - czytamy w stanowisku Rady Ministrów.
Podwyższenie zasiłku dla bezrobotnych "należy uznać za niezasadne".
"Zmiana zasad określania kwoty przysługującego zasiłku jako procent otrzymywanego wcześniej wynagrodzenia spowodowałoby zwiększenie kosztów administracyjnych, związanych z bardziej skomplikowanym – w porównaniu do aktualnego rozwiązania – określeniem przysługującej kwoty zasiłku, oraz wydatków na dostosowanie systemów informatycznych. Ponadto tak znaczący wzrost kwot wypłacanych zasiłków dla bezrobotnych musiałby się wiązać z podniesieniem składki na Fundusz Pracy, co z kolei podniosłoby koszty pracy. Dodatkowo propozycja ta, łącznie z wyżej zaprezentowanymi propozycjami, doprowadziłaby do spadku zainteresowania bezrobotnych aktywizacją oraz poszukiwaniem pracy".
Podsumowując i parafrazując: według rządu PiS zasiłki po prostu nie mogą być wyższe, ponieważ rozleniwią ludzi. I zantagonizują.
Redaktor OKO.press. Współkieruje działem społeczno-ekonomicznym. Czasem pisze: o pracy, podatkach i polityce społecznej.
Redaktor OKO.press. Współkieruje działem społeczno-ekonomicznym. Czasem pisze: o pracy, podatkach i polityce społecznej.
Dziennikarz OKO.press. Autor książki "Ja łebków nie dawałem. Procesy przed Żydowskim Sądem Społecznym" (Czarne, 2022). W OKO.press pisze o gospodarce i polityce społecznej.
Dziennikarz OKO.press. Autor książki "Ja łebków nie dawałem. Procesy przed Żydowskim Sądem Społecznym" (Czarne, 2022). W OKO.press pisze o gospodarce i polityce społecznej.
Komentarze